- Że... że... musi odpocząć i wraca do domu. -
- No, ale gdzie może być dom? Czy ktoś ma jakieś pomysły? - Wojtek siedział nerwowo przy stole i wpatrywał się to w Chejrona, w Kostka, który był blisko załamania i w Ewę, która jak na razie miała kamienną twarz.
- Wszędzie. Myślę jednak, że ktoś powinien przede wszystkim sprawdzić pałac Posejdona, Atlantydę. - zamyślony Chejron głaskał brodę, zastanawiając się dlaczego Mel uciekła.
- I niby ja jestem najgłupszym bogiem na Olimpie. Ech... -
- Panie D. czy chciałbyś coś dodać? - Annabeth wpatrywała się w boga wina ze złością. Jak on mógł się zastanawiać nad swoją inteligencją, gdy ich przyjaciółka zniknęła?
- Do domu. DOMU. Ona nigdy nie pogodziła się z tym, że jest częścią tego świata. Atlantydę możecie sprawdzić, ale proponuję wrócić do Krakowa. Ona tam ciągle ma swój dom. -
- Przyznam to z wielkim bólem, ale Pan D. raczej ma rację. - Chejron popatrzył się na Dionizosa, który z triumfującym wzrokiem patrzył na resztę półbogów. - Postanowione! Percy, Annabeth i Grover płyniecie na Atlantydę, a Kostek, Ewa i Wojtek do Krakowa. Wyruszacie jutro. Do roboty! -
***
Do końca dnia już cały Obóz huczał od plotek, że Mel uciekła. Nie przysporzyło jej to popularności, bo do tej pory jak ktoś uciekał to znaczyło, że coś knuje. Kostkowi ucieczka dziewczyny też nie pomogła, bo pojawiła się opinia jako, że nawet Mel nie potrafiła z nim wytrzymać albo, że Melania uciekła do Zena, którego tak skrycie kochała przez cały czas. Wszyscy znosili to dzielnie. Nawet Kostek, który był teraz taką Aresową Chmurą Gradową, aż do czasu. Przed samą kolacją Chejron musiał interweniować, bo dwóch chłopaków od Hefajstosa zarzuciło Kostkowi, że jest tak bez użyteczny, że nawet jego dziewczyna go nie chce. Kogo by to nie wyprowadziło z równowagi? Obyło się bez większych obrażeń, bo Kostek po tym jak rano sam się poranił, teraz chodził bez miecza. Synów boga kowali poinformował, że jutro sprzątają po kolacji. Syn Aresa za to dostał przydział na dzisiaj, bo Chejron istotnie "rozumie jego ból, ale nie może się rzucać na wszystkich, który się na niego krzywo popatrzą". Tak więc po kolacji Kostek udał się do kuchni, gdzie czekały na niego już harpie. Skrzywił się na ich widok, ale przyjął rozpylacz lawy i rękawice, chcąc nie chcąc zabierając się do pracy. Cały czas myślał co też teraz robi Mel. Jutro mieli wylecieć do Krakowa, ale lot ze Stanów do Krakowa trwa przecież strasznie długo. Spróbował znowu do niej zadzwonić, ale nie odebrała. Włączyła się tylko poczta głosowa. Cisnął telefonem przez całą kuchnię, lecz zaraz tego pożałował, bo jego ulubiony smartphone, właśnie roztapiał się w wielkiej misie z lawą. Prychnął pod nosem i zajął się dalszym szorowaniem talerzy.
***
Mel zaczynała pomału żałować, że właśnie tak chciała wyruszyć w podróż. Przelot do Irlandii kosztował ją wiele wysiłku i spadła by do Atlantyku, gdyby nie to, że znalazła jakiś statek na którym spędziła noc. Irlandię pokonała jako pies. Wyczuła jednak, że zmiana nie przyszła jej tak łatwo jak pierwsza. Albo była już strasznie zmęczona, albo Atena zorientowała się co jej córka chce zrobić. Do Wielkiej Brytanii dostała się na statku jako mysz. Jak dotarła do Londynu to chciała od razu ruszyć dalej, ale zmęczenie wzięło górę i zatrzymała się w hotelu. Wtedy też pierwszy raz od rozmowy z Kostkiem sprawdziła telefon. 10 nieodebranych, 10 SMSów... nie odpisała na żaden, nie oddzwoniła. Bardzo szybko zasnęła, by rano mieć siły na kolejną podróż...
***
Kostek wracał z kuchni.
- Kostek! chodź no na chwilę! - Percy stał i oglądał się nerwowo. Była już cisza nocna, a wszyscy wiedzieli, że syn Posejdona obawia się harpii. Kostek uśmiechnął się pod nosem, ale poszedł za przyjacielem. Weszli do "Trójki". Percy zaprowadził go pod fontannę, a Kostek zauważył twarz Zena spoglądającą niespokojnie na niego.
- Zen mówi, że Mel nie ma na Atlantydzie. Ja mu wierzę. Nie ma powodów, żeby kłamać.
- Ale zawsze może tam dotrzeć. Przecież jeszcze ma czas. - Kostek patrzył to na Zena to na Percy'ego.
- Nie! Dla niej droga na Atlantydę trwa tyle co nic. Gdyby tu naprawdę się kierowała to już by tu była. Poszła gdzie indziej...
- Kraków? - Kostek wpatrywał się w twarze chłopaków, które z wolna kiwały potakująco.
***
- Melania, córka Ateny? - Mel otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą dwie twarze. Nic nie odpowiedziała.
- Przecież śmierdzi wodorostem. Nie może być od Mądrali.
- Ty Baranie! Przecież ona jest Dzieckiem Olimpu. To co powiesz nam kim jesteś? -
- Najpierw wy mi powiecie! - Mel chciała złapać za swoją bransoletkę, ale nie dała rady. Jedna twarz zaśmiała się głębokim głosem.
- Chyba nie myślisz, że nie rozbroilibyśmy Cię. Jesteś śmieszna. Pakuj ją!
Mel jeszcze krzyknęła, ale za chwilę znalazła się w czarnym worku.