Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

środa, 14 czerwca 2017

Rozdział XX

Kostek ciężko oddychał i trzymał się za serce. Tak, był synem boga wojny, ale nie chroniło go to przed lękami o życie. To głównie przez Mel nauczył się, że wszystkiego nie da się załatwić pięścią i włócznią. Percy stał spokojnie oparty o burtę. Od niechcenia kilka razy machnął ręką, gdy zbliżały się jakieś niespodziewane fale i potwory. Swoje zielone oczy utkwił w Kostku. Ten siedział oparty o maszt już od kilku minut. Syn Posejdona opowiedział mu o swojej rozmowie z siostrą i o całym zajściu z Konradem.
- Możesz się już wziąć w garść? - strumień wody ugodził w twarz syna Aresa. Percy też odczuł, że statek w końcu siedzi w morzu, a nie w cieniu i chętnie rozkoszował się powrotem mocy.
- To. Nie. Jest. Takie. Proste. Jak. Ty. Sobie. Myślisz! - Kostek wstał z prędkością jakiej nikt nie spodziewałby się po nim widząc jego stan zaledwie przed sekundą. W jego dłoni od razu pojawiła się włócznia wycelowana w pierś Percy'ego. Ten natomiast nic sobie z tego nie zrobił, bo jeden niezauważalny ruch nadgarstka i włócznię porwało morze.
- Nie mam pojęcia jak to jest kiedy twoja dziewczyna siedzi załamana? Nie mam pojęcia jak to jest musieć udawać twardego, gdy wcale nie chcesz? Nie mam pojęcia jak to jest oszukiwać wszystkich, że jest ok?! - zaśmiał się gorzko i Kostek był pewien, że słyszał spod pokładu jak ktoś coś mruczy. - Człowieku byłem w Tartarze, patrzyłem jak moja dziewczyna wyrusza na misję samobójczą, a teraz zamiast siedzieć na spokojnej emeryturze znowu bujam się z wami po morzu. - Kostek skulił się w sobie. Uważał zawsze Percy'ego za jednego z najpotężniejszych herosów jakich widział, ale teraz gdy dał się opanować swojemu gniewowi, złości i poniekąd też bezsilności, wyglądał jeszcze straszniej. Fale zaczęły rosnąć, woda kłębiła się na pokładzie i nawet chmury zaczęły gęstnieć. Syn Posejdona musiał zobaczyć lęk w jego oczach, bo cofnął się o pół kroku i nagle wszystko ustało.
- Musisz się z tym sam zmierzyć. Mel nie jest zła. Jest zagubiona. Każdy z nas ma swoją słabość. Może ona odkryła właśnie swoją. I na pewno nie może zostać z nią sama. - to mówiąc Percy się odwrócił i odszedł w stronę dziobu statku. Kostek zrozumiał, audiencja u syna boga mórz się skończyła.
***
Mel obejmowała kubek z kakaem i wpatrywała w obrazy na ścianach. Siedziała tyłem do drzwi, ale Kostek zauważył małego ludzika z wody, który siedział na brzegu blatu i wpatrywał się w drzwi. Gdy tylko zobaczył Kostka podniósł się i przystawił palce do ust jakby gwizdał. Chłopak jednak nic nie usłyszał, ale Mel odwróciła się momentalnie. 
- Hej! - uśmiechnęła się smutno - Dlaczego wstałeś? Jeszcze mogłeś poleżeć.
Schodząc po schodach Kostek wybrał sobie strategię. Nie będzie wspominał, że wie o wszystkim. Po prostu będzie.
- Obudziłem i zobaczyłem, że Cię nie ma to przyszedłem sprawdzić, gdzie jesteś. - usiadł na przeciw niej i ujął jej rękę. Była lodowata, ale Mel zdarzało się to często. Zresztą Percy'emu też. Temperatura ich rąk bardzo często odzwierciedlała temperaturę wody. - A wgl jak działa ten ludzik? - pokazał na wodną istotkę, która teraz chodziła wzdłuż blatu jakby nie wiedząc co ma ze sobą zrobić.
- Aaa. Aquan. Miał pilnować, żeby nikt mi nie przeszkadzał i ostrzegać. Plącze się, bo się boi, że nie wykonał zadania. Wszystko dobrze, możesz iść. - gdy tylko to powiedziała, ludzik rozpłynął się, ale kałuża nie została tylko wypłynęła na korytarz.
- Jak miał ostrzegać, jak nie gwizdnął... - Mel zaśmiała się swoim lekkim śmiechem.
- Gwizdnął. Nie usłyszałeś, bo wykorzystuje częstotliwości jak delfiny. - westchnął, ale zobaczył, że Mel spochmurniała. Aquan znowu się pojawił coś poszczebiotał i rozpłynął się ponownie. Mel wyciągnęła rękę z jego uścisku. 
- A więc już wiesz wszystko? - Kostek nie rozumiał jak mały wodny ludzik, mógł mu wszystko popsuć, ale miał ochotę go rozdeptać jak znowu go znajdzie. 
- No tak... choć nie wiem skąd ty wiesz, że ja wiem, ale nie myśl sobie, że Cię znienawidzę. Będę z Tobą i nic tego nie zmieni. Żaden parszywy półbóg ze śmierdzącego podziemia. - Mel uśmiechnęła się delikatnie, ale w tym samym momencie usłyszeli grzmot i jakaś czarna kula wpadła do mesy. Za nią zbiegł Percy z miną, która mówiła, że jest zaskoczony. Wszyscy troje unieśli miecze, ale kula rozwiała się w postać chłopaka. 
- Ech... poniekąd miło znaleźć się znowu na tym statku. - Nico di Angelo rozciągnął się jakby się właśnie obudził. - Opuście te miecze, przecież to ja. 
Percy jaki pierwszy schował długopis i podszedł do syna Hadesa. 
- Cześć, chłopie! - klepnął go w ramię.
Mel patrzyła na niego podejrzliwie. 
- Melania! Nie bój się. Nie jestem moim bratem! Ale fakt, jestem tu, bo musimy pogadać...

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział XIX

- Nie pozwalam na kolejną zmianę serwetek! W takim tempie nie ustalimy wszystkiego do drugiej rocznicy ślubu! Nie i koniec! Możesz być księżniczką, ale  ja też mam coś do powiedzenia! - Ida usiadła zdziwiona przy głównym stole, ściskając w ręce pergamin, a jakiś przerażony Atlant stał obok i trzymał inny pergamin. - Koniec! Od tej pory nie ma sprowadzania starych zleceń i przeglądania! Robisz tylko te nowe, a na koniec sprawdzimy wszystko i to będzie ostatnia, słyszysz! OSTATNIA możliwość zmiany, nigdy więcej! Ty - wskazał na mężczyznę - biegnij z tym zamówieniem, a my przechodzimy do kolejnego punktu. Muzyka.
Księżniczka dalej w szoku złapała z jakieś próbki zespołów i zaczęła je pokazywać swoim doradcom. Zen ze spokojem wrócił do Jeana, który przestał się śmiać i patrzył się teraz z nieukrywanym respektem na chłopaka.
- No powiem Ci, że ładnie to rozegrałeś. Ida chyba pierwszy raz od dawna się znowu uśmiecha. -
- Miałem dosyć. Poza tym szkoda mi tego gościa, bo dwa dni temu na korytarzu spotkałem go i płakał, że nie widział żony, bo co próbuje wyjść do domu, to księżniczka znowu go wzywa. Chociaż tyle mogłem mu pomóc. Poza tym - Zen ściszył głos - może teraz pozwoli mi wyjść, to może uda mi się skontaktować z resztą. - Jean pokiwał głową i zanim ktoś się zorientował obaj wyszli spokojnie z sali, zostawiając Idę w otoczeniu doradców.
***
- Jak mogłam nie zauważyć?! Dawno nie czułam podziemia... Przepraszam - Annabeth siedziała przy stole, a Percy przewracając oczami próbował ją uspokoić. Ona jednak ciągle lamentowała i nie pomagały tłumaczenia, że to nie jej wina, że nikt się tego nie spodziewał, że wreszcie wszyscy chcieli już spokoju, więc nikt nie myślał, że coś takiego może się wydarzyć. W końcu Percy zabrał ją do kajuty, bo razem z Mel stwierdzili, że nic innego nie pomoże. Cała reszta załogi spała. Mel bardzo nie chciała, ale musiała kogoś obudzić i z nim porozmawiać, a Annabeth wydawała się najlepszym wyjściem. Jednak zaraz za nią przyszedł jej chłopak, więc opowiedziała wszystko im obojgu. No i potem córka Ateny się załamała. 
- Nie rozumiem tylko, dlaczego to masz być ty. - Percy wrócił do jadalni i usiadł naprzeciw siostry. 
- Sobie coś ubzdurał - nie podniosła głowy znad kubka z herbatą. Bała się, że syn Posejdona zobaczy w jej oczach wahanie, bo była pewna, że nie zniknęło jeszcze. 
- Mel, mnie nie oszukasz. Pociąga Cię władza. Nie spokojnie - podniosła wzrok, ale wahanie szybko ustąpiło przerażeniu - każdemu się zdarza. Potęga, siła, to już masz. Brakuje Ci władzy, a Konrad ją ma. Ale powiedz mi, czy warto ryzykować to wszystko dla takiego drania? - Mel otworzyła usta, ale zanim coś powiedziała Percy znowu ją ubiegł. - Nie pozwól proszę, żeby Cię to zniszczyło. Masz nas, masz Kostka. Odpocznij, ale nie daj się ciemności, proszę. - Nie chciał słuchać jej tłumaczeń, chciał, żeby ona sama sobie przemyślała wszystko, bo jak tylko skończył wstał i wyszedł zostawiając ją samą z myślami. Westchnęła ciężko i oparła się o stół. Chciała zasnąć.
***
Kostek obudził się w kajucie Mel. Zanim dotarło do niego gdzie jest i zanim przypomniał sobie co się stało jego tętno osiągnęło 100. Jak potem nie znalazł Mel to podskoczyło do 200 i wypadł na korytarz, od razu lądując na ziemi.
- Stary, ale błagam! - Percy podniósł się z podłogi rozcierając łokieć.
- Przepraszam, tak jakoś wyszło. A ty gdzie idziesz?
- Na patrol, w sensie na pokład, bo nikogo tam nie ma, a nikt inny chyba się do tego nie nadaje. 
- A nie widziałeś...
- Jest w jadalni, ale nie przeszkadzaj jej może na razie. Chodź ze mną. Opowiem Ci coś, a potem będziesz musiał do niej iść. 
Kostek trochę nieufnie poszedł za Percy'm na górę.

środa, 11 listopada 2015

Rozdział XVIII

Mel odwróciła się w stronę Kostka i znowu wybuchnęła śmiechem. Leżał rozłożony na jej łóżku, przytulony do jej poduszki-sowy. Ona sama siedziała przy biurku i przeglądała papiery. Westchnęła cicho przypominając sobie co działo się wczoraj wieczorem. Wpadli razem do jej kajuty, ale za chwilę otrzeźwieli i położyli się spać. Tyle, że dziwnym trafem łóżko Mel dziwnie się skurczyło i co chwilę któreś z nich spadało z łóżka. Po jakimś czasie udało im się znaleźć rozwiązanie problemu, ale to i tak nic nie dało. Mało się wyspali, dlatego, gdy Kostek zasnął, Mel wstała i zajęła się pracą. Po chwili jednak postanowiła zmienić Grovera na pokładzie.
- Możesz iść spać Kozłonogu! - satyrowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko zbiegł pod pokład, jakby bał się, że Melania zmieni zdanie. Dziewczyna machnęła ręką, chociaż ze względu na przyciąganie Atlantydy nie spodziewała się większego efektu. Morze jedynie lekko się wzburzyło, bo płynęli dalej z taką samą prędkością. Lekko zrezygnowana oparła się o balustradę i wpatrywała się w horyzont. Co z tego, że wracali do domu? Co z tego, że znowu była z przyjaciółmi? Ona czuła jakąś pustkę w sobie i nie potrafiła powiedzieć skąd się bierze... Nad pokładem zebrały się czarne chmury. Mel rozejrzała się z przerażeniem dookoła. Chciała wbiec pod pokład po pomoc, ale nie mogła się ruszyć.
- Taka sama, nigdy nie nauczysz się, że samemu lepiej nigdy nie być. - nagle przed nią zmaterializował się Konrad.
- Co ty tu robisz? To jest morze! Moje królestwo. - Mel podniosła ręce i ku jej zaskoczeniu za nią uniosły się dwa wielkie gejzery.
- Skoro zostałem wprowadzony na łódź, nie miałem większego problemu z pojawieniem się tutaj. - ironiczny uśmiech jakim obdarzył dziewczynę, spowodował, że Mel cofnęła się o pół kroku.
- O czym ty mówisz? Nie było Cię tu! I nigdy Cię nie będzie! - woda zalała chłopaka, ale on zaniósł się tylko głośnym śmiechem.
- Nie wierzę, że na statku, na którym są dwie córki Ateny nie wpadło się na pomysł, że moc Posejdona na morzu gaśnie, bo tak naprawdę nie jest na morzu... - córka Ateny popatrzyła się na niego ze zdziwieniem w oczach. - Ha! I nie wiesz! A więc oświecę Cię. Dryfowaliście w ciemności, w cieniu tak zwanym. Pomiędzy taflą morza, a statkiem miałem cieniutką warstwę, która utrzymywała statek nad wodą. Moc Hadesa była bliższa niż morze. A wy nie skupialiście się na tyle. bo przecież "Jesteśmy na morzu, tu gdzie jesteśmy najpotężniejsi". Gdy Annabeth próbowała rozwikłać zagadkę, nie powiem, przestraszyłem się. Na szczęście ona zrzuciła wszystko na karb zmęczenia Percy'ego. Dobrze, że nie badała Ciebie. Na Tobie są ślady Podziemia, więc szybciej by coś znalazła. Nie dziękuj. Czuj się po prostu teraz mądrzejsza. - uśmiechnął się i podszedł do niej dwa kroki. - Nie powiesz mi, że nie było Ci ze mną dobrze. Wróć ze mną na wyspę, a zostaniesz królową. Będziesz rządzić. Posejdon się nie obrazi, a ja dostanę to czego chciałem. -
- Dlaczego mnie nie zmusisz, skoro tak bardzo Ci zależy? - Mel patrzyła dumnie na Konrada, a jednocześnie analizowała jak sprowadzić kogoś na pokład.
- Bo wtedy wszyscy zginiemy. Nasz moce są w pełni sprawne tylko, gdy naprawdę tego chcemy. Jeśli zabrałbym Cię siłą, co mogę uczynić w każdej chwili, nie miałabyś pełni władzy. A wtedy delikatnie mówiąc, Posejdon by nas wszystkich poszatkował. Przemyśl moją propozycję. W razie czego... wiesz gdzie mnie znaleźć.. - zniknął tak szybko, jak się pojawił, a Mel poczuła, że statek "W końcu" zanurzył się w morzu. Machnęła ręką. Wielka fala pojawiła się obok kadłuba. Płynęli do domu. Uczucie pustki zniknęło. Ale pojawiło się pytanie "Czy ona naprawdę tego chce?"
***
- Drzwi zostaną otwarte przez całą ceremonię. Nie chce, żeby ktoś zemdlał, bo wtedy będą problemy. Serwetki i zaproszenia, mają być w kolorze błękitu nieba. Ale błagam, nie nieba przed czy po burzy. Rozumiemy się? - biedny Atlant kiwnął głową i wybiegł z sali z dłuuuugim pergaminem, zanim Ida przypomniała sobie cokolwiek.
- Dalej ma fazę? - Jean stanął obok fotela, na którym siedział Zen i przeglądał opasły katalog.
- Nic nie mów. Kolory serwetek zmieniała tylko dzisiaj cztery razy. Nawet jej ojciec uciekł godzinę temu do swojej komnaty. Wszyscy tracą cierpliwość. -
- W takim razie co ty tu robisz? -
- Nie mogę wyjść. To po pierwsze. Jak tylko znikam to wysyła za mną kogoś i jak wracam to dostaję tyrradę, jak to się nie staram itd. Po drugie pilnuję, żeby nie zrobiła nic głupiego. Wczoraj prawie kazała wyrzucić przez okno Rudofla. Nie twierdzę, że by się nie przydało, ale jednak miała by problem. - Jean wybuchnął śmiechem. Zen zmusił się tylko do słabego uśmiechu. 
- A co z naszymi uciekinierami? - syn Afrodyty rozejrzał się nerwowo po sali, ale w promieniu trzech metrów nie było nikogo.
- Nic nie wiem. Nie mam żadnych wieści, ale król jest wściekły. Na szczęście nikt nie połączył mnie z nimi.
- ZEEN! - Ida stanęła przed głównym stołem i wpatrywała się w jakieś plany. - Co to ma znaczyć?
Chłopak wstawał z ociąganiem, a Jean zataczał się ze śmiechu, na widok całej tej sceny.

poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział XVII

Znalezienie się na morzu zdecydowanie pomogło Percy'emu i Mel. Oboje chodzili uśmiechnięci i zrelaksowani. Jakiekolwiek potwory były jak zdmuchiwane przez fale. Nie czuli żadnego zagrożenia. Mimo to podróż szła bardzo topornie. I żadne nie potrafiło powiedzieć dlaczego tak się dzieje. Po trzech dniach, gdy odległość od Atlantydy dalej była zdecydowanie mniejsza niż odległość do Obozu Herosów, Annabeth zaczęła badać czemu się tak dzieje. Po dwóch godzinach badania Percy'ego, co cała reszta złośliwie komentowała "randką". Powiedziała, że Atlantyda mocno ich przyciąga i to pewnie dlatego wloką się tak niemiłosiernie. Wyrok był taki, że mają jak najbardziej skupić się na oderwaniu się od wyspy i myśleć o czymś innym. Mel i Percy poszli spać. Córka Ateny przez cąły wieczór chodziła naburmuszona, marudząc, że nie do końca to miała na myśli, co Kostek i Grover komentowali wybuchali śmiechu. W końcu Annabeth obrażona poszła spać.
Mel obudziła się około północy. Była wyspana, ale nie było to nic dziwnego biorąc pod uwagę, że poszła spać bardzo wcześnie. Na pokładzie delikatny wiatr rozwiewał jej włosy, jeszcze rozrzucone po głowie po spaniu. Oparła się o barierkę i spojrzała w sobie bliżej nieznanym kierunku.
- Obudziła się śpiąca królewna. - Kostek stanął koło niej. - Dobrze się spało?
- Bardzo dobrze. Ale w sumie nie wiem czemu poszliśmy spać. - syn Aresa się zaśmiał.
- Nikt nie wie. Annabeth przez dwie godziny chodziła i jęczała, że to nie tak miało wyglądać. Mam wrażenie, że ona bardzo chciała się przyczynić do tego zapominania przez Percy'ego, a wy po prostu poszliście spać. - dziewczyna parsknęła śmiechem.
- Myślę, że jeszcze będą mieli okazję. -
- A w to nie wątpię. - Kostek uśmiechnął się tajemniczo, więc Mel popatrzyła na niego pytająco. - Nie poszła spać do Siebie. Ale kręciła się pod drzwiami dobre dziesięć minut. Nie wiem czy się bała czy chciała się upewnić, że nie widzimy. - Mel znowu parsknęła śmiechem, tym razem głośniejszym, dlatego Kostek przytulił ją, żeby ten śmiech jakoś stłumić.
- A Grover? -
- Poszedł rozmawiać z Kaliną i chyba też zasnął, bo od dwóch godzin go nie widziałem. Może to i dobrze. - Mel przygryzła wargę i popatrzyła na niego prowokująco.
- Czyżby to była jakaś propozycja? - Nie odpowiedział jej tylko przycisnął swoje usta do jej. Jedną ręką objął ją w pasie i przyciągnął do Siebie,a drugą wplótł w jej włosy. Ona zarzuciła mu ręce na szyję. Kostek podniósł ją i posadził na barierce przyciągając mocniej do Siebie. Zatracili się w sobie kompletnie, więc po pięciu minutach, gdy oderwali się od siebie zrobiło im się zimno, gdy wiatr wdarł się między nich.
- Tęskniłem za Tobą! Nigdy więcej nie uciekaj! - Mel siedziała na barierce, a Kostek opierał się przed nią.
- Nie będę. Zrozumiałam, że to żadne wyjście. I też za Tobą tęskniłam. - teraz to ona nachyliła się do niego, żeby go pocałować. - Poza tym widziałam twoje przerażenie, gdy znaleźliście mnie, a ja nic nie pamiętałam. Zrozumiałam, że sobie chciałam odpocząć, a niszczyłam Ciebie i innych. Byłam egoistką. Przepraszam. - Kostek przytulił ją mocno do siebie i pogłaskał po włosach.
- Obiecaj mi tylko, że już tak nie zrobisz. Poza tym, myślę, że powinnaś zadzwonić do rodziców, bo oni też się martwią. - Dziewczyna pokiwała głową, a po pokładzie rozeszło się stukanie kopyt.
- To wy nie śpicie? - Grover patrzył na nich lekko nieprzytomnie, jakby pierwszy raz widział ich razem. - Zresztą nie ważne. Teraz ja tu posiedzę. Sio!
Dwa razy nie trzeba było im powtarzać. Wpadli pod pokład i zawahali się. Mel wpatrywała się to w swoje drzwi, to w drzwi swojego chłopaka, a Kostek błądził wzrokiem po całym pomieszczeniu. Popatrzył na drzwi kajuty Percy'ego.
- Do diabła z tym wszystkim! - i zanim Mel zdążyła cokolwiek zrobić, pocałował ją mocno i razem wpadli do jej kajuty.

środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział XVI

Skąd wiedzieli, że Mel i Annabeth do nich idą? Właśnie weszli do pokoju, bo Zen wysłał im wiadomość, że znalazł Idę i szybko nie wrócą. Ledwie zdążyli usiąść, a z łazienki w rogu wypłynęła kałuża. Uformowała się w coś na kształt hydrantu i oblała wodą każdego. Ta resztka, która z niej została, znowu zrobiła się kałużą i wpłynęła do łazienki. Chwilę później otworzyły się drzwi i dwie córki Ateny weszły do środka. Annabeth usiadła na swoim krześle przy stole, a Mel stała i patrzyła się na chłopaków. Pierwszy wstał Grover, który zmierzył ją zimnym spojrzeniem.
- No, dużo to się pani nie zmieniła. - teraz pod oczami pojawił się uśmiech, co troszkę zepsuło efekt.
- Pan też, Kozłonogu! - przytuliła go. - Kalina za Tobą nie płacze? -
- Och! Naprawdę pamięta! Jak dobrze, mieć Cię z powrotem! -
- Meeel! Jak dobrze! Brakowało mi mojej jedynej siostry! - Percy rzucił się na nią i przytulił mocno.
- Nie wierzę, że aż tak bardzo się stęskniłeś. - uśmiechnęła się do niego szeroko i opadła na krzesło koło Kostka, który złapał ją za rękę i pocałował w policzek. - Co mamy zamiar zrobić? -
Zapadła cisza, bo tak naprawdę nikt nie wiedział, co mają zrobić...
***
Ida patrzyła jeszcze przez chwilę na swojego narzeczonego i wujka, ale chyba zdała sobie sprawę, że już nic więcej się nie dowie. Zresztą nie miała już żadnych pytań.
- Muszę się zakręcić wokół ojca, żeby mi powiedział. Teraz skoro Mel jest z powrotem, myślę, że czas na nowo zająć się pełną parą przygotowaniami do ślubu. Resztę trzeba na razie odesłać, niech przyjadą dopiero na ślub. To tyle. - wstała i wyszła z komnaty. Jean wpatrywał się w Zena, który z jego biurka złapał kartkę i coś notował.
- Ostatnio, jak się zdenerwuje to zapomina do kogo mówi i wydaje polecenia. Ja za nią idę, bo jeszcze sobie coś sama zrobi. Tu masz kartkę, przekaż proszę Mel czy Percy'emu, a zresztą komukolwiek, bo mam wrażenie, że ona szybko nie odpuści. - to mówiąc Zen wcisnął Jeanowi kartkę do ręki i zanim ten drugi zdążył o cokolwiek zapytać, wybiegł z pokoju.
***
Ktoś zapukał do drzwi. Powiedzieli "Proszę", ale drzwi się nie otworzyły. Percy wstał, wyciągnął Orkan i wyszedł na korytarz. Wrócił po chwili z małą kartką w ręce.
- To było na drzwiach. - 
Miałem wam to przekazać, ale nie mogę ryzykować, że ktoś odkryje nasze powiązania. 
Najlepiej wykonajcie to jak najszybciej, bo obawiam się, że w obecnej sytuacji nikt wam tu nie pomoże. 
                                      J.
Kochani! 
Musicie szybko wrócić do Obozu. Ida dowiedziała się od nas, że ma brata. Wpadła w amok i planuje znowu ślub. Wydaje polecenia na okrągło. Nie macie na co liczyć na Atlantydzie, bo ona zrobi teraz wszystko, żeby podlizać się ojcu. 
Dam wam znać jak sytuacja się zmieni. 
Loan 452-08. "Dżem truskawkowy-alfa"
Zen
- Czy ktoś byłby w stanie wyjaśnić mi co się dzieje? - Grover wpatrywał się w kartkę z dziwnym wyrazem twarzy, jakby chciał ją zjeść, ale wiedział, że nie może. - Przede wszystkim co to jest to ostatnie? Jaki dżem? -
- Ida się dowiedziała... nie dobrze. Jak wpadła w amok to naprawdę musimy uciekać i to szybko. - Annabeth zaczęła pakować rzeczy, których i tak nie mieli dużo. - Percy, wiesz o co chodzi z dżemem? -
- Ja wiem. - popatrzyli na Mel, która przepisała ostatnią linijkę listu, a całość dała ucieszonemu Groverowi. - Loan to imię strażnika. To jest jeden z dwóch, którzy są posłuszni Zenowi, bo dostali tak przydział, a potem go polubili. Drugi jest w pałacu, żeby trochę szpiegować króla. To jest kod przystani i kod łodzi. Przystań też jest Zena. - dodała szybko widząc ich pytające spojrzenia. - Natomiast to ostatnie to pewnie hasło dla Loana, żeby nas wpuścił. Chodźcie! Nie ma czasu. - 
Wszyscy szybko wyszli, upewniwszy się uprzednio, że nic nie zostawili. Mel i Percy zaprowadzili ich do portu, gdzie bardzo szybko znaleźli przystań 452. Była bardzo mała w porównaniu z resztą, ale łódź, która w niej stała była okazała. Na krześle wędkarskim siedział wysoki blondyn, który trzymał w ręku coś co wyglądało jak tablet. 
- Loan? - Mel stanęła przed nim wyprostowana, co jeszcze wzmagało moc drzemiącą w niej.
- A kto pyta? - podniósł wzrok i zobaczył herosów, na czele z córką Ateny, którzy wpatrywali się w niego.
- Dżem truskawkowy. - rzuciła jakby od niechcenia.
- Alfa. Kod znacie. Zen coś wspominał. Ja idę po herbatę. - wstał i wyszedł, a  półbogowie rzucili się na łódź, by za chwilę odpływać, będąc odprowadzanymi przez krzyki strażników i dobrze udającego płacz Zena.

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział XV

Kostek zaprowadził Mel do jej pokoju. Ciągle była lekko roztrzęsiona, jakby fakt, że wszystko sobie przypomniała tak rozchwiał ją emocjonalnie, że nie była w stanie się pozbierać. Ciągle tylko powtarzała "Przepraszam, ja nie chciałam". Cały czas była wtulona w niego i, gdy kazał jej się położyć pociągnęła go ze sobą, tak że razem wylądowali na łóżku. Mel szybko zasnęła, a syn Aresa wyplątał się z niej i wyszedł szybko, żeby powiedzieć reszcie.
- Przypomniała sobie! - wpadł do pokoju, a tak zobaczył, że siedzieli w skupieniu i grali w pokera.
- Jak to? - Annabeth popatrzyła na niego znad swoich kart.
- Normalnie. Pamięta już wszystko. - Kostek pozwolił sobie na jedną łzę, potem na kolejne i za chwilę jego policzki były mokre. - Ale jest przestraszona. Cały czas przeprasza. Nie wiem za co. Nie chce mi powiedzieć. - opadł na wolne krzesło i teraz wszyscy rzucili swoje karty na stół i patrzyli na niego ze spokojem.
- Gdzie teraz jest? - Percy ze spokojem podał Kostkowi chusteczkę, a ten był mu wdzięczny, że powstrzymuje się od komentarzy.
- U siebie. Śpi. Kazałem jej odpocząć, była strasznie rozchwiana. -
- W takim razie myślę, że nie może być sama jak się obudzi. - Annabeth wstała i skierowała się do drzwi. - Pójdę do niej, może mi coś powie. - Już chciała złapać za klamkę, gdy drzwi się otworzyły i do środka wszedł Zen.
- Hej ho! - zobaczył wilgotne oczy Kostka. - A Tobie co?
- Mel odzyskała pamięć. - oczy Zena zrobiły się wielkości talerzyków od filiżanek. - Ida ją przyprowadziła, a potem gdzieś poleciała, a my zajęliśmy się Mel i przypomniała sobie. Przynajmniej tak twierdzi Kostek. Annabeth do niej idzie. - Percy pomachał swojej dziewczynie, bo ta właśnie ostatni raz rzuciła okiem na pokój i wyszła.
- A gdzie Ida? -
- Nie wiem. Były z Mel na spacerze, a potem tu wpadła i... - Zen popatrzył się na chłopaków z przerażeniem.
- Były w ogrodach królowej? - Ci trzej pokiwali głową. - Na Zeusa! Muszę ją znaleźć i to zanim zrobi coś głupiego!
- Czyżby się dowiedziała o tym, że ma brata? - Grover wpatrywał się w syna Afrodyty.
- Skoro była zdenerwowana to pewnie coś mogła usłyszeć. Idę. - wstał, a pozostała trójka też wstała, mówiąc, że pomogą mu jej szukać.
***
Ida znała pałac od poszewki. Ojciec kazał jej przebywać tylko w jednym skrzydle, a najbardziej by się cieszył, gdyby w ogóle nie wychodziła z pałacu. Ona jednak potrafiła się wymknąć. Poza tym wujek Jean zawsze dbał by miała kontakt z ludźmi, bo "matka by tego chciała". Na nią to działało, bo nie pamiętała swojej mamy. Wszystko co o niej wiedziała dowiedziała się od wujka. Ojciec na wszystkie pytania reagował "Twoja matka była wspaniała" i unikał dalszej dyskusji. Jednak po tonie jakim zawsze to wypowiadał wyczuwała, że bardzo ją kochał. Inni jednak mówili, że nigdy jej tego nie okazywał, więc nie toczyła z nim żadnych dyskusji. To Jean pokazał jej komnaty matki, zanim ktokolwiek zaczął dbać by były zamknięte. To również on przyniósł jej kilka pamiątek o matce i kilka szafek. On pokazywał jej przejścia w pałacu, bo sam twierdził, że matka ich używała, gdy chciała zniknąć ojcu z oczu. Ida tak często również chciała znikać z oczu, że bardzo szybko zapamiętała wszystkie. Wszystko co robił tłumaczył jej dogłębnie, krok po kroku, dlaczego, po co, z kim, gdzie. Jej, której tak bardzo brakowało zawsze tłumaczenia, że te godziny spędzane z wujkiem dawały jej bardzo dużo. Zaczęła rozumieć ludzi, ich poczynania, ich problemy. Szybko pokochano księżniczkę i król chcąc nie chcąc musiała zacząć ją wypuszczać. Tylko dwóch rzeczy nie wytłumaczył małej Idzie wujek, a i potem unikał temat, lawirując w nim prawie tak zręcznie jak ojciec. Nigdy nie wyjaśnił kim była jej matka i co tak naprawdę się stało, oraz dlaczego raz w tygodniu, stawiał się z nią u ojca, kłaniali się mu i wychodzili z pałacu do ogrodów, gdzie spotykali się z młodym blondynem, który przedstawił się jej jako jej wujek i tak w trójkę spędzali czas. Ida raz zapytała króla kim jest ów wujek, ale Markotos machnął ręką i z zaciśniętymi ustami wycedził, że daleki krewny matki. Potem zbył ją jakąś pracą, więc już nie śmiała pytać. Jak chciała zapytać Jean'a o to to powiedział, że wszystko powinien wyjaśnić jej ojciec, a nie on. Wtedy pierwszy raz właśnie wtedy się pokłócili, bo Ida zaczęła mu wyrzucać, że skoro wszystko jej pokazał i opowiedział, czemu akurat tego nie chce. Powiedział jej, że skoro tak jej to przeszkadza to mogą przestać i przez miesiąc siedziała w swoim pokoju. To on wyciągnął do niej pierwszy rękę i to tylko dlatego, że znowu pojawił się owy jasnowłosy wujek. Zaczęli znowu rozmawiać i tak oto na nowo zaczęły się ich spacery. Teraz Ida biegła, przeskakując co trzy schodki, pędząc w stronę wieży. Na samym szczycie były tylko jedne drzwi. Wpadła w nie i tak jak się spodziewała zastała Jean, który siedział i pił herbatę, przeglądając jakieś papiery, pewnie coś co zlecił mu ojciec.
- Ida, Słońce! Co się stało, że się pojawiłaś? - uśmiechnął się do niej ciepło i położył to co trzymał w rękach pokazując jej na krzesło naprzeciw niego.
- Co to ma znaczyć?! - nie usiadła tylko zaczęła krążyć przed drzwiami jak zwierz po klatce.
- Obawiam się, że nie rozumiem o co Ci chodzi. - jej wujek wyprostował się i dobrotliwy uśmiech zniknął z jego twarzy. Wpatrywał się swoimi przenikliwymi oczami w Idę, czekając na jej krok.
- Kim jest ten chłopak?! Widziałam was w ogrodzie! Powiedziałeś mu, że to ulubione miejsce matki! Ale to była moja matka! Co tu się do jasnej cholery dzieje?! - drzwi otwarły się ponownie i oboje popatrzyli w ich stronę ze strachem. Spodziewali się, ze to król albo co gorsza Rudolf wpadli tutaj. Nie chcieli, żeby zobaczyli, że oni znowu razem spędzają czas. Ale na szczęście w drzwiach stał zziajany Zen.
- O! - zdziwił się widząc Idę. - A ja właśnie chciałem Ci powiedzieć, ale widzę, że ona już... - Ida złapała go i wciągnęła do pokoju. Popchnęła na fotel i teraz stała tak, żeby widzieć i jednego, i drugiego.
- Także słucham, o czym wy obaj wiecie, a ja nie. - Zen i Jean wymienili przerażone spojrzenia i westchnęli. Teraz chyba nie mieli wyjścia.
***
Annabeth weszła po cichutku do pokoju, żeby nie obudzić Mel. Usiadła na fotelu w rogu i złapała pierwszą książkę, która leżała na stosiku. Uśmiechnęła się sama do siebie, bo to był Riordan. Zaczęła wertować, czytając co lepsze fragmenty. Znała to wszystko, bo to przecież było jej życie. Usłyszała jak sprężyny materaca trzeszczą.
- Już się wyspałaś? - Mel tylko smutno pokiwała głową.
- Gdzie jest Kostek? - rozejrzała się po pokoju jakby chcąc sprawdzić, że na pewno nie ukrywa się gdzieś w rogu.
- Siedzi u nas. - zobaczyła, że Mel ma łzy w oczach i wstała, żeby usiąść koło niej. - Co się stało? -
Mel pękła. Ledwo co przypomniała sobie wszystko, a teraz nie potrafiła się wyrazić, więc wszystko jej powiedziała. Opowiedziała jak ją porwali, gdy wymknęła się z obozu, jak ją tu przywlekli, potem jak udało jej się uciec, ale wpadła do Hadesu. Że spotkała Konrada, a potem w chwili słabości go pocałowała. Chciała, żeby Annabeth pomogła jej. Albo, żeby ją skrzyczała, albo, żeby powiedziała, ze to nie jej wina. Oczywiście dodała, że to tylko pamięć o Kostku doprowadziła ją do porządku, bo nie wie co mogło by się stać. Gdy skończyła zapadła głęboka cisza.
- I co chcesz zrobić? - Annabeth popatrzyła na przyjaciółkę, a w jej oczach nie dało się wyczuć niczego.
- Myślałam, że ty mi pomożesz. W końcu jesteś córką Ateny. -
- Ty też dla przypomnienia. - uśmiechnęła się z przekąsem. - Chcesz mu powiedzieć? W sensie Kostkowi? -
- Nie wiem. Z jednej strony czuję, że muszę być szczera. Z drugiej czuję, że to go zniszczy. Wiesz jaki on jest. Zresztą... jakbyś ty się czuła, jakbyś jechała uratować swojego chłopaka, a tu się dowiadujesz, że on jeszcze w sumie w pełni świadomy, całował się z jakąś dziewczyną? - jak tak Annabeth słuchała Mel to całkowicie niezależnie, wyobraziła sobie Percy'ego z jakąś inną dziewczyną, a potem jak on jej o tym mówi. Ona się poświęcała! Tyle dla niego zrobiła!
- Chyba bym nie wybaczyła... Nie mów mu na razie. Zawsze możesz utrzymać, że tego nie pamiętasz. Myślę - westchnęła, bo gdzieś z tyłu głowy wył jej alarm, że źle jej doradza! - że to będzie lepsze, niż mu powiedzieć. Ale już dosyć tego zadręczania! Chodźmy do nich. Tylko uspokój się! - Mel dalej przełykała łzy. Co prawda teraz już pojedyncze, ale jednak. - Jeśli chcesz coś zataić, nie możesz dać poznać, że coś zatajasz. - Melania pokiwała głową, przemyła twarz w łazience i wyszły razem.
***
Jean opowiedział Idzie całą historię, którą niedawno przekazał Zenowi. Potem jej narzeczony dodał kilka faktów, o których dowiedzieli się niedawno. W połowie opowieści Zen wstał i zaczął krążyć po pokoju. Ida usiadła w fotelu i patrzyła się na nich bez wyrazu. Nie wiedzieli czy wybuchnie, czy co zrobi. Ona siedziała i kiwała głową. Kiedy skończyli zapadła cisza. Patrzyli się na siebie wszyscy w trójkę i czekali, kto pierwszy zareaguje.
- Mam brata... - bardziej stwierdziła niż zapytała. Opuściła głowę i wpatrywała się w swoje dłonie. - Mam złego brata, który chciałby siąść na tronie, ale nie ma jak. - westchnęła. Jean w duchu cieszył się, że nie zaczęła krzyczeć, a z drugiej nie podobało mu się, że tak reaguje. Bez wyrazu, bez zwykłego dla niej roztrzepania.
- Tak masz. Ale nie wiesz o tym jeszcze nic. Twój ojciec Ci powinien sam powiedzieć. - pominęli fakt z tym, że jej ojciec nie jest jej ojcem. Jak na razie była wersja, że matka zdradziła ojca z Hadesem i owocem tego związku był Konrad. - Ale chciałaś wiedzieć to wiesz.
- Ale jeszcze mam jedno pytanie. -
- Taaak? - zawahali się, jakby nie do końca pewni, czy chcą je usłyszeć.
- Czy to on porwał Mel? - Ida wpatrywała się w swojego wujka i chłopaka, a oni pomału pokiwali głowami.

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział XIV

- Ty mały nie wychowany bachorze! Nie możesz się tak tutaj pojawiać! Co ty sobie wyobrażasz? - król zaprowadził Konrada do swojej komnaty, a Rudolfa wyrzucił za drzwi.
- Tak jak Ci już powiedziałem. Postanowiłem walczyć o swoje miejsce. Pomyśl o ile Atlantyda byłaby potężniejsza, gdyby połączono drzemiącą w niej siłę od Posejdona z siłą Hadesa... -
- Idioto! Tego się nie da zrobić! Jak bóg mórz zobaczy, że ktoś przejmuje jego moc wścieknie się! Będziemy mieli drugą katastrofę! -
- Już i tak jesteście pod wodą, więc co się może stać? - Konrad zaśmiał się gorzko, a król popatrzył na niego spode łba tak, że syn się cofnął.
- Możesz tu zostać na razie. Wiesz, że i tak będziesz musiał wrócić do podziemia... - westchnął ciężko i usiadł na fotel.
- Zobaczymy - uśmiechnął się tajemniczo, ale Markotos znowu popatrzył na niego wymownie i ten kontynuował. - Pozwalałem sobie na coraz dłuższe przebywanie poza Hadesem. Nie zauważył mnie, więc myślę, że póki nie będzie się upominał nie muszę wracać.
- Jesteś okropny! Dobrze! WSPANIALE! Jak musisz zostać to zostań! Ale ani mi się waż pokazać siostrze na oczy! Zresztą i tak nie mam pomysłu co byś mógł tu robić... - król wyszedł zostawiając Konrada, który mruknął:
- Na szczęście ja wiem...
***
Mel obudziła się i chociaż okna były zasłonięte, to ona wiedziała, że był już nowy dzień. Wstała i zobaczyła, że na małej komodzie leżą czyste ubrania. Złapała je i poszła do łazienki. Ida pokazała jej wczoraj gdzie jest, ale ona nie miała siły, żeby jeszcze stać pod prysznicem. Teraz jednak z ulgą weszła pod strumień wody i oddała się przyjemności jaką jej dawało przebywanie blisko wody. Ida mówiła, że jest córką Ateny, ale jej patronem był Posejdon. Dziwne było to, że akurat ten fakt pamiętała. Wiedziała nawet, że miała jakieś prezenty od rodziców, ale nie mogła nigdzie znaleźć. Dodatkowym problemem było, że nie pamiętała co to było. Wyszła z łazienki mając w sobie nową energię. Ledwie zdążyła podejść do okna, żeby odsłonić je i wpuścić trochę światła, gdy rozległo się pukanie. 
- Proszę! - podciągnęła zasłony i promienie słońca oświetliły jej twarz.
- Cieszę się, że promieniejesz. - do pokoju weszła uśmiechnięta Ida, a za nią Annabeth. Obie wydawały się być zaniepokojone, ale ich uśmiechy skutecznie maskowały to wrażenie. 
- Pomyślałyśmy, że może chciałabyś się przejść. Dzisiaj w nocy odbyliśmy naradę i postanowiliśmy zaryzykować spacer po wyspie. - Annabeth przytuliła przyjaciółkę, a potem usiadła na łóżku.
- A więc stąd to ubranie! - Mel radośnie pogładziła krótką, białą sukienkę w stylu togi.
- Tak. Chcę, żebyś się wtopiła jak najlepiej w moją służbę. - Mel popatrzyła się na nią z zaskoczeniem. Ida czując, że źle się wyraziła szybko zaczęła prostować. - Chodzi o to, żebyś wyglądała jak one, żebym mogła Cię bez podejrzeń przeprowadzić przez wyspę. Mam nadzieję, że się nie obrazisz. - 
- Nie, coś ty! Czyli idziemy tylko we dwie? - popatrzyła na Annabeth.
- Dzisiaj tak. Opowiemy Ci wszystko potem, ale na razie musicie iść. Król nie wychodzi rano, prawda? - Annabeth popatrzyła na Idę, a ta pokiwała głową. - No właśnie. Lećcie, żeby was nie zobaczył. - to mówiąc wypchnęła Mel i Idę na korytarz, a sama wróciła do pokoju, w który mieszkali. Wokół okrągłego stołu, na którym jeszcze stało śniadanie, bo chłopacy ciągle twierdzili, że się nie najedli, siedział Kostek i Percy.
- Gdzie Grover? - córka Ateny opadła na krzesło koło swojego chłopaka, który automatycznie podał jej kubek z herbatą.
- Musiał iść wysłać listy. Potrzebował jakiegoś drzewa, więc Zen wyprowadził go na zewnątrz. Powiedział tylko, że jak wrócą to ma nam coś do powiedzenia. - Percy wpatrywał się w swój talerz. Siedzenie w zamknięciu mu nie służyło, a już siedzenie zamkniętym na wyspie, gdy wokół było pełno wody.
- I jak Mel? - Kostek popatrzył na Annabeth. W jego oczach widać było lekkie płomyki nadziei.
- Nie rozmawiałyśmy zbyt dużo. Musiały wyjść szybko, żeby król ich nie spotkał. Jestem pewna, że potem przyjdą.. - drzwi otworzyły się z hukiem.
- Przepraszam!  - Grover wszedł szybko, a Zen delikatnie przymknął drzwi.
- O! Jedzenie!  - syn Afrodyty usiadł na krześle i od razu złapał za kanapkę. Percy machinalnie podał mu kubek z herbatą. - Sięnki! Ne małem niadania tyś! -
- Jesteś przyszłym królem i nie dali Ci śniadania? - Grover wpatrywał się z lekkim oburzeniem, jak Zen wpychał w usta kolejną kanapkę, podczas gdy sam złapał machinalnie za puszkę po wczorajszej coli i zaczął ją żuć.
- Nie czekałem na śniadanie. - tym razem Zen poczekał, aż przełknie. - Miałem wam za dużo do powiedzenia, więc szybko się wymknąłem, bo za... godzinę jestem umówiony z królem. Ale do rzeczy. Mel była w Hadesie, prawda? - popatrzył wyczekująco na wszystkich, a oni kiwnęli z niecierpliwością głową. - No, a wczoraj na naradzie pojawił się syn króla, Konrad, a w zasadzie to syn Hadesa i zmarłej królowej. -
Chłopak popatrzył po przyjaciołach z satysfakcją. Annabeth zakryła usta i wydała z Siebie cichy jęk, Percy nareszcie wyrwał się z letargu, bo spojrzał na "brata" z nieukrywanym zdziwieniem, Grover spadł z krzesła, na którym się huśtał.
- Myślisz, że to jego wina? - Kostek jako jedyny opanowany wpatrywał się w Zena, czekając na ciąg dalszy.
- Myślę, że to bardziej prawdopodobne, niż myślimy, bo jak wpadł na naradę to powiedział coś w stylu, że "skoro i tak nie zostanę władcą to przynajmniej coś mi się należy". Wszyscy wiedzą, że kolejność do tronu jest ustanawiana przez małżeństwo wśród kandydatów.  -
- Czyli, że on chciał, żeby Mel za niego wyszła! - Annabeth zaczęła szybko analizować. - Dlatego ją porwał, ale widać nikt o tym nie widział, skoro ją oddali. -
- Albo ktoś interweniował. - wszyscy pomyśleli o tym samym. Ojciec musiał wpłynąć na syna i kazać mu oddać Mel. - Chyba musimy porozmawiać z Hadesem. - Percy wstał i popatrzył po nich wszystkich.
- Poczekajmy na Mel. Może coś sobie przypomni, a ja tym czasem lecę na spotkanie. Może dowiem się czegoś więcej. - to mówiąc Zen wybiegł zostawiając czwórkę przyjaciół w całkowitej konsternacji.
***
- Jak to pięknie! - stały w ogrodach pod drugiej stronie wyspy. 
- To samo powiedziałaś, jak zwiedzałaś naszą wyspę, jak ją odkryliście. - Ida usiadła na ławeczce, a Mel się do niej dosiadła. 
- Inaczej nie mogłam tego opisać! Tu naprawdę jest bajecznie! - w ogrodzie stał wielki posąg Posejdona, przed którym Mel uklękła na chwilę i zdawała się prowadzić rozmowę. Ida nie chciała jej poganiać, ale wiedziała, że jej służka, która siedzi pod posągiem może spowodować zainteresowanie.
- Mel, proszę, chodźmy dalej. - dziewczyna posłusznie wstała i zaraz poszły dalej. W sadzawce, z której wypływał strumień, siedziały małe hipokampy. Mel od razu się domyśliła, że strumień musi przemieniać się w rzekę, która wpływa do morza. Ledwie poczuła lekką bryzę, gdy księżniczka w popłochu wpadła na nią.
- Nigdy tu nie przychodzi... to są ogrody matki, on nigdy tu nie przychodzi... - pociągnęła ją za krzak i teraz z napięciem patrzyły na orszak oznaczony sztandarem pałacu. W środku, jednak nie było króla, ale młody, ciemnowłosy młodzieniec. Mel wydała z siebie zduszony krzyk.
- To było ulubione miejsce twojej matki. - Ida wpatrywała się z zaciekawieniem w osoby, które szły przez park. - Zawsze tu przychodziła. To była jej odskocznia od wszystkich dramatów w pałacu, ale zawsze wracała. Nie rozumiem tylko czego ty możesz tu szukać. - Księżniczka wpatrywała się w chłopaka z przestrachem, podczas gdy Mel patrzyła z wrogością. Zaczęły się pomału wycofywać, ale w pewnym momencie obie uderzyło, że na końcu orszaku szedł jednak król, a obok niego... Zen. Nie stanęły jednak, żeby się przyglądać co się będzie działo, a biegiem ruszyły w stronę pałacu.
***
Percy w końcu dał się namówić na krótki spacer po korytarzach. Było to zasługą Annabeth, ale i tego, że Zen wpadł i powiedział, że król wychodzi, i prędko nie wróci. Teraz był zdecydowanie w lepszym humorze i wszyscy czworo pochłaniali właśnie obiad, gdy drzwi otwarły się z hukiem. Ida wepchnęła Mel i sama gdzieś pobiegła krzycząc "Później!".
- Co jej się stało? - Annabeth wpatrywała się w drzwi, podczas gdy Mel opowiadała co zobaczyły na spacerze.
- Znam tego chłopaka. Jego zobaczyłam jak się obudziłam w pałacu. - córka Ateny grzebała widelcem w swojej porcji. Jej przyjaciele popatrzyli się nerwowo na Siebie. "Czyli jednak mieli rację..." - Mam tylko jakieś niejasne wrażenie, że nie powinnam z nim rozmawiać. -
- Z całą pewnością na razie nie powinnaś. - Grover patrzył na nią z niepokojem, co skutkowało tym, że zaczął gryźć swoje sztućce. Mel pokiwała smutno głową i popatrzyła po nich z lekkim uśmiechem. Jej wzrok zatrzymał się na nadgarstku Kostka. 
- Czy to nie jest... - pokazała palcem na swoją bransoletkę, będącą teraz na ręce chłopaka.
- To? Ah... Tak, to twoje. - ściągnął i podał jej ponad stołem. Ona szybko i zręcznie założyła ją na rękę, na co biżuteria zajaśniała lekkim błękitnym światłem. Melania wstała i w jej ręce pojawił się trójząb, który szybko zmienił się w miecz, by po wszystkim ona sama zniknęła, a na oparciu pojawiła się sowa. 
- MEL! - Percy wstał, zresztą nie on jeden, a dziewczyna zaraz znowu była sobą. 
- Spokojnie. - usiadła znowu na krześle, więc i inni to zrobili. - W końcu do tego to jest, prawda? - Stało się dla nich jasne, że Mel wiedziała do czego służy jej broń. Reszta obiadu minęła w ciszy. Kostek wstał i wyciągnął rękę do swojej dziewczyny. Popatrzyła na niego zaskoczona.
- Musisz odpoczywać. Tak powiedział lekarz. - pokiwała głową, pomachała reszcie i dała się wyprowadzić. Kostek trzymał ją za rękę. 
- Skąd wiedziałaś? -
- Co wiedziałam? - nie patrzył na nią, ale czuł jej przenikliwy wzrok na sobie. 
- Do czego to służy. -
- Aaa... To było jak naturalne uczucie. Po prostu czułam, co mam zrobić. -  popatrzył na nią, a ona z lekkim uśmiechem na niego. - Przypomniało mi się coś! - odpięła coś małego z nadgarstka i przyłożyła do jego ręki. Natychmiast pojawiła się bransoleta (tym razem już bardziej męska) i zawiesiła na niej małą zawieszkę. - Ta jest chyba twoja. 
Stali do siebie twarzami. Kostek uśmiechnął się lekko i objąwszy Mel ręką przyciągnął do siebie. Widział w jej oczach moment zawahania, ale szybko się poddała. On tylko czekał na ten moment. Pocałował ją mocno, wplatając palce w jej włosy, a ona nie pozostała mu dłużna. Stali tak dłuższą chwilę, a gdy syn Aresa popatrzył na swoją dziewczynę już wiedział.
- Kostek... Zen... Atlanci... Na Zeusa! Przecież byłam w Hadesie i ten... Konrad. O nie! Ja nie.. Przepraszam! - zaczęła płakać, a on ją przytulił i delikatnie pocałował.
- Już dobrze, już dobrze. Dobrze, że przynajmniej pamiętasz. - 

czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział XIII

W pokoju było ciemno. Ona siedziała na łóżku i przeglądała jakąś książkę. Obok niej leżał jeszcze pokaźny stosik.
- Yyy... Mel? - Kostek czuł, że jego serce staje. Popatrzyła na niego z lekkim uśmiechem, ale po oczach widział, że jeszcze nie pamięta nic.
- Cześć - powiedziała nieśmiało. - Już nie jesteś zły? - przesunęła się na łóżku, co on odczytał jako znak, żeby usiąść.
- Nie byłem zły. Po prostu... - wciągnął głęboko powietrze. - Niecodziennieczłowieksiędowiadujeżejegodziewczynatracipamięć. - wyrzucił to z siebie na jednym wydechu. Dziewczyna zaśmiała się.
- Czyli jestem twoją dziewczyną? Nie wiem co się stało z moim gustem. - popatrzył na nią z przerażeniem, ale ona zwijała się ze śmiechu.
- No wiesz Ty co! Normalnie nie wierzę, że nic nie pamiętasz. Cięta jesteś jak zawsze. - pokręcił głową, a Mel podniosła głowę i popatrzyła na niego.
- Straciłam pamięć, nie osobowość. Czuję się zagubiona, ale jednocześnie czuję, że jesteście dla mnie ważni. Od początku to czułam. - zawstydziła się swoim wyznaniem, a Kostek złapał ją za rękę. Zapadła niezręczna cisza i oboje wiedzieli, że w głowie Mel toczy się walka, czy zabrać rękę, czy nie.
- Taak... - Kostek zabrał dłoń, bo dziewczyna zaczęła się wiercić. - Co to za książki? -
- To? Ida mi dała Riordana, twierdząc, że to moje ulubione i powiem szczerze, że rzeczywiście coś kojarzę. Znaczy, to jest takie niejasne uczucie deja vu. To dobrze? - popatrzyła w jego oczy, a on na chwilę zapomniał co tu robi, co się z nią stało. Myślał, że znowu siedzą razem na plaży, w domku, na statku, gdziekolwiek, mają czas tylko dla siebie, a on jedynie chce ją pocałować. Ocknął się jednak szybko.
- Chyba tak. Ponoć mają Ci pomóc rzeczy, które wywołują u Ciebie dobre wspomnienia. Ale myślę, że powinnaś też odpocząć. - zaśmiał się lekko widząc jak ziewa.
- Tak... masz rację. Dooobranoc - opadła na plecy, a Kostek cicho wyszedł z pokoju.
***
- Niniejszym otwieram naradę - słowa króla utonęły dla Zena bardzo szybko. Co prawda kazał mu usiąść koło siebie, zaraz za najlepszym doradcą. Co prawda dostał notesik i miał zapisywać co ważniejsze kwestie. Nawet dostał jakiś mały przedmiot, który miał niby być mikrofonem, żeby mógł się wypowiedzieć w jakichś kwestiach. Poza tym jednak król nie okazywał mu zainteresowania, a jedyną osobą był Jean, doradca władcy, który siedział w rzędzie za Zenem i podpowiadał mu o co chodzi i kto jest kim.
- To jest Paul. Jest fachem od połowów. Co prawda już dawno nie widziałem, żeby sam był na morzu, bo szkoli syna, a sam szykuje się do odejścia... to Olafie jest Lena. Jest fachem edukacji. Mianowano ją w zeszłym roku, ale sama ciągle uczy. Król bardzo ją szanuje, ale w zeszłym roku - tu Jean zachichotał bardzo nie męsko. - Posądzano ich o romans. Ja uważam osobiście, że coś w tym musi być, ale król zabronił o to pytać.
Zen siedział i słuchał o kolejnych fachach, którzy się wypowiadali. Fach jest specjalistą od danej dziedziny. Na wyspie było trzydziestu fachów i byli podzieleni na sześć grup, nad którymi władzę sprawowali farowie, z których każdy podlegał innemu doradcy. Doradców kontrolował Rudolf, który jak Zen zdążył się zorientować, był traktowany prawie na równi z królem. Ojciec Idy stuknął kolejny raz w pulpit i wtedy otworzyły się drzwi. Zawiało, a potem w drzwiach pojawił się ciemnowłosy chłopak.
- To nie możliwe, żeby... - Jean zasłonił ręką usta, a wszyscy zamarli.
- Dzień dobry państwu! Troszeczkę się spóźniłem, ale chyba mi to wybaczycie. Ojcze. - zwrócił się do króla lekko pochylając głowę i okazując szacunek.
- Narada skończona! - warknął król, a wszyscy fachowie i farowie szybko odeszli. Został tylko Zen, który nie wiedział co się dzieje, Rudolf, który z nieukrywaną wrogością wpatrywał się w chłopaka i Jean, który trzymał rękę na ramieniu Zena i szeptał "Chodźmy, im szybciej, tym lepiej" i tak w kółko.
- Co ty tu robisz?! - król zszedł z podestu i wpatrywał się w chłopaka. Zen i Jean usiedli schowani za pulpitem, bo teraz już żaden z nich nie chciał wyjść. - Psujesz wszystko!
- Skoro i tak nie zostanę władcą, to co szkodzi, żeby wreszcie zajął należyte mi miejsce? Coś mi się w końcu należy -
- Eee panie... Co on tu robi? - Rudolf wpatrywał się to we władce, a to w młodzieńca, który stał naprzeciw niego.
- Chodźmy... Król się wścieknie jak nas tu zobaczy! - Jean pociągnął Zena i nie tolerował żadnych sprzeciwów.
- Ale kto to jest?! - Zen wybuchł, gdy znaleźli się już na korytarzu. Jean westchnął głęboko i pociągnął chłopaka do najbliższego biura. W środku była siedziba fara komunikacji międzyludzkich. Jean jednak szybko machnął na niego ręką i ten szybko wyszedł. Syn Afrodyty nie zastanawiał się kim jest Jean, ale musiał być ważny skoro ten tak szybko go posłuchał.
- Musisz wiedzieć, że każda rodzina ma tajemnice. Nikt nie musi wiedzieć o tym co się dzieje, ale skoro już widziałeś to chyba należą Ci się wyjaśnienia. Jednak nie możesz powiedzieć Idzie! Jej powinien powiedzieć ojciec o ile będzie chciał to zrobić. Ty jednak jeśli chcesz wiedzieć musisz się skupić. Chcesz? - Zen kiwnął głową, a Jean zaczął snuć swoją opowieść.
" Jak wiesz Atlantyda była kiedyś wyspą. Grecką konkretnie. Ojciec Markotosa - obecnego króla - bardzo dbał by wyspa się rozwijała, ale nie chciał się dzielić z innymi swoimi dokonaniami. Nie wszystkim się to podobało. Bo gdy tylko pojawiał się ktoś uzdolniony w Grecji, zaraz był porywany na Atlantydę. Potem jak powstało Imperium Rzymskie, to samo działo się z Rzymianami. Jednym słowem, cały teren był kontrolowany w poszukiwaniu kogoś zdolnego. Tak było i z Archimedesem. Ówczesny król Atlantydy bardzo chciał go sprowadzić na wyspę, ale ten nie za bardzo chciał. W Syrakuzach trzymało go przywiązanie do miasta i jak często się zdarza, pewna kobieta. Maria była bardzo ładna, ale i mądra. Pomagała Archimedesowi w wielu sprawach, a on był jej wdzięczny. Jak wiadomo, Syrakuzy zaatakowali Rzymianie i zabili Archimedesa, chociaż miał pozostać żywy, bo nie tylko król Atlantydy, ale i władcy Rzymu chcieli go wykorzystać w swoich celach. Pech chciał, że wtedy w Syrakuzach był pewien far, który chciał zmusić Archimedesa do współpracy i zabrać go na wyspę. Znalazł go martwego, a nad jego ciałem Marię. Wiedział, że była jedyną osobą, która znała wszystkie prace Archimedesa, jak i jego samego. Zabrał więc ją oraz jej brata, który nie pozwolił jej samej odejść. Ku niezadowoleniu króla, który czekał na genialnego wynalazcę, a zobaczył jakąś parę. Szybko jednak się okazało, że ta kobieta może się przydać. Maria była młoda, ale pracowała bardzo dobrze i pomagała ulepszać na wyspie wszystko. Między czasie wyspa została ukarana i zapadła się pod wodę. Król załamany tym faktem zachorował i wkrótce miał umrzeć. Musisz wiedzieć, że wtedy jeszcze nie byliśmy nieśmiertelni. Markotos nie mógł jednak zasiąść na tronie, bo nie miał żony. Wtedy na łożu śmierci, jego ojciec poprosił Marię o ostatnią przysługę. By wyszła za mąż za jego syna, bo nie chce, żeby władzę przejął jego doradca, który już ostrzył na nią zęby. Dziewczyna zgodziła się i dzień później król pobłogosławił ich związek, żeby godzinę po ceremonii umrzeć. Markotos nie kochał żony. Przynajmniej nie okazywał tego. Pracował, chciał utrzymać wyspę w jak najlepszej kondycji, a Maria była piękna. Nic dziwnego, że zaczęli pojawiać się u niej bogowie. Kobieta nie mogąc liczyć na zainteresowanie ze strony męża wdała się w romans. Nie w jeden. W dwa. Jednocześnie spędzała czas z Hadesem i Apollem. Ten pierwszy był o nią bardzo zazdrosny, więc podkusił ją by któregoś razu, gdy go odwiedzała skosztowała granatu z ogrodu Persefony. Nieszczęsna już była pogodzona z losem, że pozostanie tu do końca życia, gdy pojawił się Apollo. Oznajmił, że Maria jest w ciąży i dziecko nie może się urodzić tutaj. Długie negocjacje spowodowały, że w końcu Hades pozwolił wrócić na powierzchnię. Markotos, gdy dowiedział się, że jego żona jest w ciąży, był pewny, że nie z nim, wściekł się niemiłosiernie. Chciał ją wyrzucić, jednak przypomniał sobie, że tak naprawdę to jego wina. Wybaczył jej i obiecał wychować dziecko jak swoje. Pojawił się jednak problem, bo Maria urodziła nie jedno, a dwoje dzieci, nad którymi zaraz pojawiły się symbole uznania. Jedno było dzieckiem Hadesa, a drugie Apolla. Gdy bóg podziemia dowiedział się o tym, zabrał swojego syna do podziemia, a Maria umarła z tęsknoty za synem. Markotos jednak wypełnił swoją powinność, bo zaopiekował się drugim dzieckiem, swoją córką, która była bardzo podobna do swojej matki, za którą jednak tęsknił."
- Czyli ten chłopak to był brat Idy? - Jean pokiwał głową. - A Ida jest córką Apolla?
- Tak, dokładnie tak. Konrad miał nigdy tu nie wracać, ale widać miał jakieś kontakty z Markotosem, bo przecież wyglądali na takich co rozmawiają ze sobą bardzo często.
- A ty wiesz to wszystko skąd? Z tego co zrozumiałem to jest tajemnica. - Jean popatrzył smutno na Zena, a potem przyjrzał się szafce w rogu pokoju, która zamiast klamek miała małe liczby pi.
- Bo to ja jestem bratem Marii. - 

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział XII

- Nie wygłupiaj się! Jestem Zen, Olaf, twój przyjaciel, brat! Mel, błagam przypomnij sobie! - nie zależnie jak bardzo starał się, dziewczyna wpatrywała się w niego z zaskoczeniem.
- Ja... przepraszam, ale naprawdę nie wiem kim jesteś. - chłopak ze zrezygnowaniem pokręcił głową. Podał jej rękę, a ona po krótkim wahaniu ujęła ją.
- Sam chyba nic nie zrobię. Chodź, zaprowadzę Cię do reszty - Mel wydała się lekko zaciekawiona kim jest reszta i pozwoliła się poprowadzić. Za chwilę stanęli przed dębowymi drzwiami. Zen popchnął je lekko. Dziewczyna zmrużyła oczy, bo o ile na korytarzu panował lekki półmrok, o tyle w pokoju było jasno. Słońce zachodziło, a jego ostatnie promienie idealnie trafiały w okno komnaty. Dziewczyna chłonęła wszystko co widziała. Jakiś ciemnowłosy chłopak odbijał piłkę o ścianę, a gdy tylko się cieszył to blondynka, która siedziała koło niego prychała. Satyr siedział w rogu i pokazywał jakieś liście jeszcze jednemu chłopakowi. Mel miała wrażenie, że zna ich wszystkich, jednak nikogo nie potrafiła sobie przypomnieć. Zen zatrzasnął drzwi i wszyscy jak na zawołanie podnieśli głowy. Piłeczka spadła na ziemię, a że była nieskazitelna cisza, przez chwilę było słychać tylko głuchy dźwięk jej odbić. Pierwszy zerwał się Percy.
- Mel! Na Zeusa! Na Posejdona! Na Atenę! ŻYJESZ!! - rzucił się na nią i mocno przytulił. Ona nie zareagowała. Potem podszedł Grover, który poklepał ją po ramieniu. Kostek, który powinien zerwać się pierwszy stał tuż za nim i wpatrywał się w Mel. Annabeth stanęła koło syna Aresa i patrzyła swoimi przenikliwymi, szarymi oczami to na niego, to na nią.
- O co chodzi? - teraz reszta przyjaciół również zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak. - Kostek, przecież to Mel! - w jej głosie dało się wyczuć lekką pretensje, że jeszcze nie przywitał się ze swoją dziewczyną.
- Spójrz na nią. - głowy wszystkich odwróciły się w stronę drugiej córki Ateny. Melania stała z niewyraźnym wyrazem twarzy.
- Co z nią nie tak? Przecież to JEST moja siostra! - Percy patrzył coraz bardziej wrogo na przyjaciela teraz już wyglądał jakby miał go zaraz uderzyć. Annabeth zauważyła, że z małego kranu w rogu komnaty zaczęła kapać woda i położyła rękę na ramieniu swojego chłopaka, żeby się otrząsnął.
- PRZECIEŻ WIDZĘ KTO TO JEST! - syn Aresa popatrzył na nich spod byka. - TYLKO, ŻE ONA NAS NIE PAMIĘTA!
Zen walnął się w czoło i wymamrotał coś pod nosem, że rzeczywiście zapomniał wspomnieć o tak istotnym fakcie.
- Mel? Wiesz kim jestem? - Mel pokręciła głową, a Annabeth nabrała powietrza ze świstem. Usłyszeli głuchy plask.
- Grover właśnie zemdlał. - Percy patrzył na przyjaciela z wielkim uśmiechem. - Widać to za dużo dla satyra, który zastępuje Pana i w ogóle... - ostatnie słowa powiedział na tyle głośno, że satyr zerwał się na równe nogi, ups kopyta i zaczął sprawdzać, czy wszystkie liście-listy są całe. Wtedy otworzyły się drzwi i do środka weszła Ida. Na jej twarzy było widać zmęczenie, ale uśmiechnęła się do nich, jednak gdy zobaczyła Mel zamarła w pół kroku.
- Co? Przecież ty jesteś w Hadesie! - złapała ją za rękę i zaczęła obracać dookoła, jakby sprawdzając, czy ona naprawdę stoi tutaj przed nią. - Jak to się stało?
Zen opowiedział jak spotkał ją na korytarzu i przyprowadził tutaj.
- Mel nic nie pamięta. - dorzucił Kostek siedząc obrażony na fotelu.
- Jak to nie pamięta? Mel chodź ze mną. - księżniczka złapała przyjaciółkę za rękę i pociągnęła do drzwi zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować.
***
- JAK TO JEST W PAŁACU?! - krzyk króla niósł się po sali wejściowej. Jego doradcy skrzywili się z niesmakiem. Znowu nabroił Konrad, a im się oberwie, bo są najbliżej króla. On znowu ucieknie sobie do tego Hadesu, a oni będą musieli dbać o samopoczucie władcy.
- Nic nie mogłem zrobić. Hades ją znalazł, musiałem go posłuchać. Wiesz, że musiałem. - Konrad nie przejmował się "ojcem" w ogóle. Chodził przed tronem niedbale, pogrążony we własnych myślach.
- Wiesz dobrze, że nie chcę żeby ta pokraka rządziła moim państwem. Ida już się domyśliła, że ja odchodzę. Nie da mi spokoju. - król wstał z tronu i podszedł do "syna".
- Wiem. Ale ja nic nie zrobię. Przecież nie zrobię zamachu na jego życie! - Konrad pomimo swoich niecnych planów nie posunął by się do próby morderstwa. W oczach władcy zapłonęły jednak ogniki. - O nie, ojcze! Nie możesz tego zrobić! Hades ukarze nas obu, a będzie o tym wiedział. Wiesz, że mnie obserwuje! -
- Proszę Cię, Konrad! Przecież nie skaziłbym swoich rąk jakąkolwiek zbrodnią. Ale nieszczęśliwy wypadek to co innego, prawda? - król popatrzył na syna z niemym wyzwaniem.
- Na razie nie. Hades jest drażliwy, a jak Posejdon i Atena się dowiedzą co się stało z Mel... A DOWIEDZĄ SIĘ NA PEWNO! - podniósł głos, bo widział, że "ojciec" już chciał coś wtrącić. - Oboje będą nas obserwować. Musisz sprawiać wrażenie, że lubisz przyszłego zięcia i uśmiechać się szeroko. -
- Niech Ci będę. Zaprosiłem go na jutrzejszą naradę. -
- I to jest wreszcie jakiś dobry pomysł. Wracam do siebie. - to mówiąc wyszedł z sali, by jeszcze wejść do komnaty matki. Chciał znaleźć jej dzienniki. Nikt o nich nie widział, ale Hadesowi się wymsknęło kiedyś, że chodziła z pewnym notesem. Czuł, że to pomoże mu chociaż trochę zrozumieć, sytuację na wyspie. Wyszedł na korytarz, gdy zobaczył je. Jego siostra szła i prowadziła Mel. Ida coś opowiadała i pokazywała. Schował się do pierwszej wolnej sali, ale było za późno. Dziewczyny go zobaczyły. Nie pozostało mu nic, jak tylko wskoczyć w cień i uciec.
***
- Kto to?! - Mel wyrwała się Idzie i pobiegła do przodu. 
- Mel, nie! Ciszej. - złapała ją za rękę dosyć szybko. - Nie wiem. Nie widziałam tego chłopaka nigdy. Znasz go? - 
- Kojarzę. Jest pierwszą osobą, którą trochę pamiętam. Może potrafił by mi wytłumaczyć co się dzieje? - księżniczka popatrzyła na przyjaciółkę zmartwionymi oczami. 
- Ja myślę, że powinnaś porozmawiać przede wszystkim z Kostkiem. Może to Ci pomoże. - powiedziała to jednak bez przekonania i obie wpatrywały się w drzwi, za którymi zniknął chłopak. - Chodź. Prześpij się. Zaraz zaprowadzę Cię do pokoju. - 
***
- A więc mówicie, że była w Hadesie? - wszyscy kiwnęli głową. - A teraz wróciła i nic nie pamięta? - kolejny raz sześć głów potwierdziło. - Nie układa Wam się to w żadną całość? - Chejron popatrzył na nich, ale wzrok zatrzymał na Annabeth. Siedzieli dalej w komnacie, ale postanowili za pomocą iryfonu skontaktować się z Chejronem. Opowiedzieli mu, że Mel jest już bezpieczna, ale pojawiły się komplikacje. Percy, który z rękami w górze utrzymywał małą fontannę, zmrużył oczy i cicho westchnął: - Bob... - 
Annabeth wydała z siebie cichy jęk, a Chejron z lekkim uśmiechem pokiwał głową.
- Stop, stop, czas proszę. - Kostek patrzył na nich z zaskoczeniem. - O czym jest mowa? - 
- O Lete. Wypłukali jej wspomnienia w rzece Lete. To straszne, ale my spotkaliśmy tytana. On, znaczy Percy też usunął mu wspomnienia, ale on potem sobie przypomniał. Co prawda trzeba było mu pomóc, znaczy inni tytani mu pomogli i to w naturalnym środowisku. W Tartarze. Chejronie myślisz, że Mel też się uda? - Annabeth miała łzy w oczach. Zresztą Percy też wyglądał jakby miał zaraz sam stać się fontanną, więc tylko przymknął oczy i skupił się na wodzie, która teraz była ciemniejsza i jakby trochę bardziej gwałtowna. 
- Musicie spróbować. Na razie tam. Kostek, ty wiesz o niej najwięcej. Jak się nie uda wrócicie do obozu. Z tego co mówicie, za wszystkim stoi król. Ido, będę zmuszony prosić Cię, byś trzymała ich w ukryciu. Dasz radę? - Ida kiwnęła głową i wtuliła się w ramię Zena. - Trzymajcie się blisko siebie i uważajcie. Oczywiście czekam na wszelkie informacje. Do zobaczenia. - Percy z ulgą opuścił ręce. Wszyscy w ciszy siedzieli i wpatrywali się w ścianę, gdzie przed chwilą był jeszcze centaur. 
- Ida, gdzie jest Mel? - Kostek wstał
- W pokoju mojej matki. Znaczy, no on jest mój, ale to jest ten, gdzie moja mama spędzała czas, by być blisko mnie. Na końcu tego korytarza. Ojciec tam nie wchodzi. Zresztą nikt tam nigdy nie wchodzi. - 
- To dobrze. Idę do niej. - wszyscy wpatrywali się jak wychodzi i starannie, i cicho zamyka za sobą drzwi.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak późno. Poprzednie były częściej, więc mogliście sobie pomyśleć, że o was zapomniałam albo coś takiego, ale nie ;) Po prostu miałam problemy natury technicznej, ale już wszystko okej :D Enjoy! :)

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział XI

- Kostek, Kostek, KOSTEK! - Annabeth potrząsała go za ramię. Chłopak patrzył na nią nieprzytomnie mrużąc oczy, a ona w tym czasie przewróciła swoimi. - Obudź się wreszcie, bo prześpisz całe życie! -
- Nie do końca rozumiem o co Ci chodzi... - Grover siedział nad jakimś liściem, który za pewne był kolejnym raportem. - Czysto teoretycznie to jemu powinno zależeć bardziej. -
Do syna Aresa właśnie wtedy dotarło gdzie jest i co robi, a w zasadzie co powinien robić.
- NA ZEUSA! - wszyscy z przestrachem popatrzyli w stronę okna, ale nie zauważyli żadnej błyskawicy. - DLACZEGO DOPIERO TERAZ MNIE BUDZICIE?! -
- Tak po prawdzie to wina Percy'ego. Kazał dać Ci trochę czasu na zregenerowanie sił. Ida była tu pół godziny temu i powiedziała to samo. - Annabeth siedziała z lekko niezadowoloną miną na łóżku.
- A gdzie oni teraz są? - Kostek lekko ochłonął i rzucił się na kanapki, które leżały na stoliku. Annabeth prychnęła i chłopak odskoczył z kanapką w ustach - No szo?
- Nie przejmuj się. Ona jest zazdrosna. Ida przyszła zapłakana i Percy poszedł z nią porozmawiać. No, a Annabeth nie podoba się, że jej chłopak poszedł z inną. -
- Cicho bądź kozłonogu! Wcale nie jestem zazdrosna! - tym razem to Grover prychnął, a Kostek wrócił spokojnie do konsumpcji.
***
Konrad był tak zaskoczony, że Mel się zgodziła, że już po chwili chciał się od niej odsunąć. Nie pozwoliła mu na to. Z zaskoczeniem stwierdziła, że nie smakował podziemiem. Jego usta miały smak morza i owoców - jej ulubionych rzeczy. To poskutkowało tym, że gdy chłopak chciał przerwać pocałunek, ona wpiła się w niego jeszcze bardziej. Syn Hadesa wplątał swoje palce głębiej w jej włosy, a ona zmierzwiła jego czuprynę. Czuła się świetnie, nie przeszkadzało jej nic. Przez moment czuła, że mogłaby tu zostać, z nim, przecież nic jej nie trzymało tam u góry... Jeszcze nigdy nie czuła się tak dobrze, jeszcze z nikim, nawet z K...
- Nie! - w jednym momencie wszystko przysnęło. Oderwała się od chłopaka. Miała rumieńce na policzkach, a lekki uśmiech błąkał się jeszcze po jej twarzy. Jednak oczy psuły ten efekt. W nich rozgrywał się mały sztorm. Konrad z satysfakcją zauważył, że pomimo tego, że to ona się odsunęła, nie oderwała jeszcze jego ręki, a ich głowy były nie dalej jak piętnaście centymetrów od siebie. - Nie mogę. Przepraszam Cię, ale nie mogę. - 
- Dlaczego? - spojrzał jej w oczy, była bardzo skupiona. Nie wiedział, co zmieniło tak diametralnie sytuację. Teraz Mel odsunęła się jeszcze dalej, tym samym zmuszony był zabrać rękę z jej biodra. 
- Przez moment myślałam... Wydawało mi się, że możemy spróbować. Polubiłam Cię i nawet jeśli to złamałoby mi serce, bo przecież, moje życie toczy się tam na górze, to pomyślałam, że mogłabym Cię pokochać Konradzie. - jego serce zabiło mocniej. Czy ona to powiedziała? Czy powiedziała, że mogłaby go pokochać? Złapał ją za rękę, jednak ona ją szybko wyrwała. - Ale tak się nie stanie. -
Jego oczy zgasły i znowu wpatrywał się w ziemię. Jego mózg pracował na najwyższych obrotach. Gdy podniósł głowę w jego oczach widziała gniew.
- To przez niego tak? - słyszała pretensje w jego głosie i szybko przeanalizowała sytuacje, oddychając z ulgą, gdy przypomniała sobie, że niedaleko jest woda. - To przez tego syna Aresa?! Widziałem go w twoich wspomnieniach. Życie dzieci boga wojny jest bardzo kruche! Pamiętaj o tym szmato! -
Mel zastygła słysząc co on do niej mówi i wtedy w jej żyłach zawrzało. Konrad nawet nie zauważył kiedy wokół niego wyrosła fala wody. 
- Nigdy, NIGDY TAK DO MNIE NIE MÓW! - szkielety wezwane przez niego rzuciły się na nią, ale nic nie potrafiły zdziałać. Mel działała na najwyższych obrotach. Syn Hadesa siedział w wielkiej wodnej kuli i wydawało by się, że taki będzie jego smutny koniec, bo córka Ateny, ani trochę nie zamierzała odpuścić. Jednak z tej chwili obok niej pojawiło się światło.
- Puść go. Wiem, że to kanalia, ale za zabójstwo ZAWSZE jest kara. - Hades pstryknął palcami i Mel upadła. Jakiś szkielet złapał ją w ostatniej chwili. 
- Najwyższy czas, OJCZE. - Konrad otrzepał swoje ubranie i stanął nad dziewczyną. - Bezczelna, mała szmata. Powinienem ją teraz wykończyć. - Hades złapał go za kark
- NIKOGO NIE BĘDZIESZ WYKAŃCZAŁ! - wycedził przez zęby. - A teraz odstawisz ją grzecznie do zamku, bo jak nie to będziesz miał rodzinne kłopoty. -
- Jak ją odstawię też będę miał rodzinne kłopoty. Też mi różnica. - Syn Hadesa próbował mu się wyrwać, ten jednak będąc w swojej boskiej postaci był dla niego za silny. 
- Twój ojciec to ja, a nie on! To jest pierwsza sprawa, a druga, że lepiej nie mieć wrogów w swojej boskiej części rodziny. Zabieraj ją, a ja jej wyczyszczę pamięć w Lete. Nie będzie Ciebie pamiętać i lepiej, żeby tak zostało! - to mówiąc zniknął, razem z Mel, by kilka sekund później oddać ją swojemu synowi, który z nietęgą miną, wrócił do pałacu. Wszedł do niego bezszelestnie cieniem i przedarł się do komnat swojej siostry. 
- Jeszcze się zobaczymy. I nie pomoże Ci, żadna pamięć o Kostku... - na dźwięk imienia swojego chłopaka Mel otworzyła oczy, a Konrad szybko zniknął. Jednak w jej pamięci wyrył się obraz chłopaka o zielonych oczach i czarnych włosach...
***
Zen szedł właśnie korytarzem do swojej narzeczonej. Król dzisiaj z nietęgą miną poinformował go, że jutro będzie mógł brać udział w naradzie, co ma pomóc mu w późniejszym przejęciu funkcji króla. Syn Afrodyty właśnie chciał przekazać radosną wiadomość Idzie, ale na korytarzu zobaczył jakąś postać. Podbiegł szybciej by jak najszybciej rozwiązać zagadkę.
- Mel? Jak ty u licha się tu znalazłaś?! Na Zeusa, jak ja się cieszę! - przytulił przyjaciółkę i pomógł jej wstać.
- Przepraszam, ale, ale kim ty jesteś? - twarz Olafa stężała, a dziewczyna patrzyła na niego z przerażeniem.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam bardzo, że taka krótka, ale po prostu nie chciałam poruszać wielu wątków w jednym rozdziale jak to miało miejsce w poprzednim. Już nie długo kolejny. Tym samym ENJOY! :D