Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 6 - PRZEMOC RODZI PRZEMOC

Gdy Melania doszła z Ewą do areny, zobaczyły Kostka. Wymachiwał swoim mieczem w kierunku manekinów.
-Uciekłeś... - Mel podeszła do niego od przodu. Pamiętała, że lepiej nie od tyłu, no mógłby ją zaatakować. Zauważyła też kątem oka, że Ewa odchodzi w kierunku domku. Z jednej strony była jej wdzięczna, a z drugiej nie chciała by jej przyjaciółka tam szła.
-NIe uciekłem. Dałem CI czas na przemyślenie - nie popatrzył się na nią. - Ty wolisz siedzieć na plaży, a ja tutaj. To moje miejsce. - teraz obrócił się w jej stronę i miecz zalożył na ramię - Mój świat.
-Sugerujesz, że nie pasuję tutaj ? W sensie na arenie? - Mel popatrzyła się na niego. Górował na nią. Był wyższy o co najmniej 15 cm. Był brunetem, jego oczy koloru czekolady przyglądały się jej.
-Nie. Nie pasujesz. Jesteś za delikatna. Ja przybyłem z Chicago do Nowego Jorku i dopiero wtedy zrozumiałem, że jestem beznadziejny. A ty ? Udana, dobra, miła, mądra. Nie pasujesz tutaj. - odwrócił się od niej znowu i zaczął walczyć z manekinami.
-To walcz ze mną. - Mel obeszła go od przodu i zablokowała jego cios swoim trójzębem.
-Mel... proszę... nie każ mi. - Kostek patrzył w jej oczy.
-Walcz! Jaką broń ? Miecz? Włócznia ? Znaczy w twoim wypadku, bo u mnie to trójząb - dziewczyna czekała na jego decyzję.
-Jak koniecznie chcesz... mieczem. Włócznią nie potrafię... jeszcze. - Mel miała już w ręce swój miecz, a on zamachnął się i uderzył. W pierwszym momencie, córkę Ateny odrzuciło do tyłu, Na twarzy swojego przyjaciela zobaczyła uśmiech, jakby się tego spodziewał. "NIE! DAM! SIĘ! POKONAĆ!"-pomyślała i uderzyła w jego rękojeść. Teraz to on się zawahał i nie wiedział co zrobić. Mel była zadowolona z jego zdziwionej miny. Długo się jednak nie nacieszyła, bo znowu atakował. Walczyli zacięcie. Zaczęli schodzić na plażę, bo wbrew pozorom Kostkowi nie poszło tak łatwo pokonanie jej. Gdy znaleźli się na plaży, Kostek chciał zaskoczyć Mel i jego miecz zmienił się we włócznię. Dziewczynie chwilę zajęło pozbieranie myśli i zamiana miecza w trójząb i w tym momencie chłopak drasnął ją w ramię.
-Auł !! - krzyknęła, ale nie było czasu na sprawdzanie jak mocno ją zranił. Jego oczy zapłonęły ogniem. Mel podejrzewała, że ma to po ojcu. Nie chciała dać mu satysfakcji i by zbliżyć do siebie zęby broni, zalała Kostka wodą. Zęby poddały się jej i za chwilę wszystkie trzy były złączone czubkami.
-Hej! Tego nie było w umowie. Nie możesz używać mocy ! - Kostek wypluwał wodę.
-Ty możesz, a ja nie mogę ? - Mel była wyraźnie rozbawiona jego zachowaniem, gdy zastanawiał o co jej chodzi. On też jednak to wykorzystał i zamienił włócznię znowu na miecz. Znowu ją drasnął teraz wzdłuż lewej ręki. Dziewczyna zdusiła w sobie ból, ale w tym momencie on wytrącił jej miecz. 
-I co ? Uznajesz moją wyższość ?
-Jeszcze nie ! - krzyknęła Mel i zalała go wirem wodnym.
Pomyślała, że chciała by mieć miecz. Jej broń leżąca pod drzewem zaczęła się rozpływać w wodę, a za chwilę "skleiła się" w jej ręce. Wir wypluł teraz Kostka ze środka i on upadł przed nią na kolana. Wstał szybko, szybciej niż by się tego spodziewała, ale ona już uderzyła w jego miecz. Zamachnęła się i... drasnęła go w dłoń. Nie wypuścił jednak miecza, a jedynie przełożył do drugiej ręki. Ich klingi się zderzyły. Oboje dopiero teraz się zorientowali, że obserwuje ich Chejron. Nie przejęli się jednak. Miecze znowu się zderzyły, ale wtedy stało się coś niespodziewanego. Jakaś siła odrzuciła ich, każde w inną stronę. Upadli, sapiąc ciężko i patrzyli to na siebie to na Chejrona, który teraz podszedł.
-Ładna walka... - powiedział zagadkowo. - Ale pokaleczeni jesteście nieźle. 
Rzeczywiście. Mel miała "dziurę" w prawym ramieniu, a lewą rękę od ramienia po dłoń rozdartą. Kostek wyglądał trochę lepiej, bo miał tylko lekką ranę na piersi, ale był za to cały mokry. Melania nie wiedziała skąd to wie, ale z zatoki podniosła się "misa" z wodą. Włożyła do niej ręce i za chwilę rany zasklepiły się. 
-Daj. - wyciągnęła dłoń po rękę chłopaka. - Zaraz nie będzie śladu.
Gdy tylko włożyła jego dłoń na swojej dłoni od tej miski i za moment jego rana się zagoiła, a on (ku jego zdziwieniu) wyschnął. Misa, gdy już nie była potrzebna rozpłynęła się w powietrzu.
-Genialne... Walka ładna. Ćwiczcie, ale proszę, bez takich numerów. Silni jesteście. - Chejron odgalopował.
-Dziękuję CI. Zrozumiałem czym jest przyjaźń. - Kostek popatrzył na nią. Jego miecz zniknął. Podszedł do niej i przytulił.
-Długo Ci to zajęło. Ale ja też dziękuje. Przemoc rodzi przemoc. Gdyby nie to, że Cię wyzwałam nie wiedziałabym czym jest walka. - Mel dobrze czuła się w jego ramionach, ale wiedziała, że już czas i musi iść do swojego domku. - Na razie! - Wyswobodziła się z uścisku i poszła w stronę domków.
- Dobranoc moja królowo. - powiedział cicho Kostek i sam powlókł się do swojego domku.

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 5 - ODNAJDUJEMY SIĘ

Mel i Kostek weszli do jadalni akurat po domku Ateny. Mel miała dzisiaj dzień zapoznania, więc nikt się nie czepiał, a do tego, że syn Aresa się spóźnia to już wszyscy przywykli. Melania usiadła koło Ewy przy stole Ateny. 
- Mel, chciałabym żebyś poznała naszą grupową - Annabeth. - Ewa wskazała na blondynkę, która siedziała naprzeciwko.
-Miło mi. Tyle o tobie czytałam. - powiedziała Mel podając jej rękę.
-Czytałaś? Aaa... Riordan. Spoko facet. Jego dzieci czasami nas odwiedzają, on już nie potrzebuje. Umie dużo, a im człowiek starszy i im dalej od NY tym mniej go atakują. - wyjaśniła z uśmiechem Annabeth. 
-Witam wszystkich! Dzisiaj zjawiła się u nas kolejna obozowiczka. Nie jest jednak zwykła. Jest Dzieckiem Olimpu - gdy Chejron to powiedział po sali przebiegł cichy pomruk trochę strachu, trochę podniecenia. - Spokojnie, spokojnie. Wszyscy wiecie co to znaczy. Przecież znacie Olimpię. - To mówiąc wskazał na dziewczynę siedzącą przy stoliku Aresa. - Tak więc nazywa się ... Panie D. czy mógłby pan? 
-Ah tak. Witam OFICJALNIE na Obozie Herosów Medeę Nowowalijską - powiedział Dionizos siłując się z puszką dietetycznej coli.
-Eh... Melanię Nowakowską witamy. Córkę Ateny, podopieczną Posejdona. - wszyscy wydali się zdziwieni takim połączeniem, ale za chwilę przywitali się grzecznie.
-Oni wszyscy wiedzą co to znaczy? - Mel zwróciła się do Ewy, ale odpowiedziała jej Annabeth.:
-Wiedzą. Byliśmy przygotowani na ciebie - uśmiechnęła się przyjaźnie. - A poza tym jest Olimpia. Ona ma co prawda tylko 3 bogów. Po ojcu. Jej dziadek był synem Apolla, ojciec synem Aresa, a ona jest córką Afrodyty. Ares jest jej opiekunem, dlatego tam mieszka, ale uczy się i szkoli z Afrodyta. - Spojrzała na stolik, gdzie siedziały dzieci bogini miłości. - Poprawka: ona ich uczy. Ty będziesz uczyć się z nami, a mieszkać u Posejdona. Będę cię napewno odwiedzać albo raczej widywać, wiesz Percy. -
- Jasne. A on wogóle tu jest? - Mel popatrzyła się po jadalni, ale kompletnie nie wiedziała kogo szukać.
- A tak... ale teraz wysłali go z Jasonem na Olimp. Wrócą jutro zapewne. - tłumaczyła grupowa. - Ale ty rozgość się. Dzisiaj masz wolne. Ewa - zwróciła się do dziewczyny - ty razem z nią. Oprowadź, opowiedz, zabaw. Dzisiaj bez stresowo. -
Kolacja się skończyła i dziewczyny poszły nad brzeg. Tam było najciszej i najspokojniej. Usiadły na piasku, gdy dosiadł się do nich chłopak. 
- I jak Mel? Podoba Ci się? Musi, zagorzałemu czytelnkiowi Riordana musi się podobać. - Kostek przerzucał swoim mieczem piasek, gdy nagle uderzył go strumień wody. - Za co to?!
- Wybacz. Źle machnęłam ręką - Mel uśmiechneła się. - Masz za swoje! Przez cały czas od początku semestru myślałam, że jesteś chory! A ty co? Tutaj? Wakacje? Jesteś nieznośny! - Mel była tak zła, ze woda zaczęła się sama podnosić i formować wir.
-Ee Mel? - Ewa delikatnie chciała, ale Kostek stał już naprzeciwko niej.
- Tęskniłaś? Na bogów, naprawdę? - patrzył na Mel z podziwem, ale widząc jej mord w oczach powiedział - Nie chciałem zostawać. Ale nie miałem wyjścia. Na ferie nie przeniosłem się jak wszyscy Hermesxpressem ani PKSem Apollo i leciałem normalnym rejsowym samolotem. Wylądowałem w Chicago, bo taki miałem bilet, a musiałem się tu dostać, po drodze atakowały mnie potwory i zdałem sobie sprawę jaki słaby jestem. A jak ktoś przypomiał mi, że to Ares jest moim ojcem - tu spojrzał na Ewę, która odwróciła głowę z miną "ja nie wiem o czym on mówi" - postanowiłem zostać do wakacji. Tu mnie uczą, wychowują. Mama wie gdzie jestem i jest spokojna. Czekałem na ciebie, bo wiedziałem, że musisz tu trafić. Każdy tu trafia - nawet ta przybłęda Zen. - 
-Czyli wy wszyscy wiedzieliście, że jestem półbogiem? Że jestem Dzieckiem Olimpu? - Mel była zła, ale wir trochę osiadł podczas przemówienia Kostka. Córka Ateny i syn Aresa pokiwali głową. Wiedzieli kim ona jest od Rachel. 
-Wspaniale. Dzięki! - Woda z wiru urosła i zalała Ewę i Kostka. - Teraz jesteśmy kwita. - Odwróciła się w stronę zatoki. Słyszała, jak Ewa mówi Kostkowi, że muszą dać jej trochę czasu. A Mel sobie wtedy coś przypomniała.
-Dlaczego przybłędę? Zena? - zapytała teraz już bez groźby w oczach.
-No on nie jest stąd. On jest z tego drugiego obozu. On jest Rzymianinem. Synem Neptuna, nie Posejdona, ale Chejron twierdzi, że to bez różnicy. Przyjął go po ostatniej misji. - wytłumaczył Kostek.
Mel znowu się odsunęła na trochę od nich. Przed jej twarzą na brzegu morze zatańczyło. Nawet o tym nie myślała. Zdała sobie sprawę, że wcale nie jest zła ani na Ewę, ani na Kostka. Cieszyła się, że są tutaj razem. Odwróciła się, żeby im to powiedzieć, ale stała tam tylko jej siostra. 
-Gdzie...? 
-Daje Ci czas na przemyślenie. - powiedziała Ewa - poszedł się przejść. Pewnie jest na arenie. Idziemy? - wysunęła dłoń do Melanii, a ona ją złapała. Ten chłopak przyprawił jej już tyle kłopotów w Polsce, ale chciała go jak najbliżej. Trzymając przyjaciółkę za rękę, dała się wyprowadzić z plaży w kierunku areny.

wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 4 - PREZENTY NIE URODZINOWE

Ewa i Mel obeszły prawie cały obóz. Teraz dochodziły na brzeg, a tam stał Zen. 
- Już po rozmowie? - zwrócił się do nich.
- Tak. Zen, zajmiesz się nią? Ja muszę coś sprawdzić przed kolacją. Mel, dasz radę? - Ewa poczekała, aż oboje kiwnęli głowami, pobiegła w stronę swojego domku.
- Jesteś tu. Dwa miesiące obserwowania cię i wreszcie jesteś tu. - powiedział Zen z uśmiechem. - Masz jakąś moc? Jakiś dar? - zapytał. Dam machnął ręką i za brzegiem na morzu powstał grzybek z wody, z którego spadała woda, jak z fonatanny.
-Jakie to piękne! - zawołała Mel i pobiegła w jej stronę. Zen zamarł, ale dziewczyna zamiast wpaść do wody, spokojnie po niej biegła. - Skąd wiedziałeś, że uwielbiam takie fontanny? - 
- Ja... nie... na bogów! Mel stoisz na środku zatoki! -
-Oh! Nie stoje. Woda mnie utrzymuje. Fajnie nie? Ale raczej wolałam pływać, bo tak za dużo zainteresowania wzbudzałam. - powiedziała i spokojnie doszła do brzegu. W ich kierunku galopował Chejron, który widział co się stało. W tym momencie, nad głową Mel pojawił się symbol sowy. Chejron przyklęknął.
- Witaj Melanio Nowakowska! Córko Ateny, bogini mądrości, pani sprawiedliwej wojny! - powiedział, a Zen również padł na kolano.
Wtedy z nieba zleciała sowa. Usiadła na ramieniu Mel, a na jej ręce pojawiła się bransoletka z charmsem w kształcie sowy. 
" To pozwoli zamienić Ci się w co tylko chcesz. Wystarczy, że pomyślisz. I nie martw się prośba będzie wypełniona tylko wtedy, gdy NAPRAWDĘ będzie potrzebna. Nie da się też jej zgubić." - Mel usłyszała w głowie jak sowa do niej mówi głosem Ateny. Sowa odleciała, a dziewczyna pomyślała, że chciałaby tak jak ona teraz polecieć i za chwile na piasku siedziała jako taki wlaśnie ptak. 
- O... matko! - wykrztusił Zen, ale za chwile znowu stała przed nim Mel.
- Atena? To nie możliwe, przecież ja umiem to! - to mówiąc machnęła ręką, a woda w zatoce wzbiła się i utworzył się wir.
-Oh! To wszystko wyjaśnia. - powiedział Chejron, ale nie patrzył na wir, a znowu nad głowę dziewczyny. Tam teraz widniał hologram trójzębu, ale ten był w kole.
- Jej patron... to mój ojciec? - wydukał Zen, ale w tym momencie z zatoki wyszła nereida. 
-Melania - ukloniła się lekko - nasz pan dobrze cię wybrał. Jestem tu by dać ci coś co ukaże, że jesteś jego chlubą. - to mówiąc machnęła ręką i na bransoletce od Ateny, pojawiła się kolejna przypinka, teraz w kształcie trójzębu. - To jest prezent. Zapoznaj się z nim. Posejdon Cię uznał na równi, ze swoimi dziećmi, a ma ich mało. Od tej pory, zresztą zawsze, jego moc jest większą od mocy twojej matki, ale oczywiście masz obydwie siły. I mądrości, i wody. - To mówiąc oddaliła się e stronę zatoki.
Mel popatrzyła za nią, ale potem dotknęła nowego charmsa. W jej ręce pojawił się, jakby z wody, trójząb. Cały z niebiańskiego spiżu, długi, wyższy od niej, a ona niska nie była.
-Jak włócznia... ale ja wiem co to jest. Mel spróbuj wygiąć jakiś ząb. - doradzał Chejron.
Mel złapała za jeden z zębów i z łatwością go wygięła. Zdziwiony tym Zen chciał wygiąć drugi, ale nie mógł.
- To nic nie da Zen. To specjalny niebiański spiż. Odmiana 'błękitna Grecja' cały niebieski, jakby był z wody. Dawno takiego nie widziałem, ale dawno nie było tu też Dziecka Olimpu - powiedział centaur i uśmiechnął się do Mel. - Melanio spróbuj zamienić go w coś innego.
Mel skupiła się, ale wiele nie było trzeba. Za chwilę w jej ręce pojawił się miecz. Długi na długość jej ramienia. 
- To tyle. Albo miecz albo trójząb. - Powiedziała dziewczyna.
- To i tak dużo. Jesteś córka Ateny, ale patronuje Ci Posejdon. Będziesz mieszkać w domku Posejdona, ale na zajęcia będziesz chodzić ze swoim rodzeństwem. - Zawyrokował centaur.
-A kolacje? Śniadania? - Mel wydawała się nie rozumieć sytuacji.
- Tam gdzie chcesz. -  usłyszeli dźwięk konchy. - Chodźcie dzieciaki. Kolacja. Przedstawmy obozowiczom nową koleżankę. Olafie idź znajdź brata.-
-Olafie? - Mel była zdziwiona.
-Tak. To moje imię, ale Zen... to od nazwiska Zendworski. Prościej im wymówić Zen, a mi to nie przeszkadza. - Olaf-Zen wytłumaczył i poszedł szukać brata. 
A Mel razem z Chejronem szła w kierunku jadalni. Po drodzer na arenie zobaczyła jakiegoś chłopaka. Ćwiczył. Mimo tego, że powinien być ja kolacji. Chejron zobaczył, że się mu przygląda.
- To syn Aresa...
-Wiem kim jest! Bardziej interesuje mnie co on tu robi! Przecież on jest chory! - krzyknęła i pobiegła w jego kierunku. - Konstantynie Orawski, co ty tutaj robisz? - Pytała z krzykiem, a po każdym słowie biła go w pierś.
- Mel!! Jak dobrze wreszcie Cię widzeć. Widzisz ja też jestem półbogiem. - mówiąc to porwał ją w ramiona i przytulił.
- Dojdziecie, prawda? Ja już idę. Muszę przygotować Obóz na nią i powiedzieć Panu D. jak się nazywa, bo pewnie już nie pamięta. - to mówiąc centaur oddalił się, a ta dwójka patrzyła na siebie. Mel z wrogością, ale jednocześnie z niedowierzaniem, a Kostek na nią z podziwem i przyjaźnią. Jednak żadne nie zdawało sobie sprawy, że z oddali obserwuje ich Zen, zazdrosny, że może właśnie jego szanse na tą dziewczynę spadły do zera...

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 3 - ODKRYWAMY TAJEMNICĘ HEROSA

Wylądowali na czymś miękkim, najprawdopodobniej na poduszce, dokładnie przed Wielkim Domem. Starali pozbierać swoje kończyny i myśli, gdy poduszka zabeczała.
-Beee.! Jasne, lądujcie sobie na mnie. Kogo obchodzi, że władam Dziką Przyrodą? Taki tam następca Pana, ale kto to szanuje? - zapytała z pretensjami poduszka, gdy cała czwórka wstała z niej.
Wbrew temu co mogło by się wydawać, najszybciej ocknęła się Melania.
-Ty jesteś Grover! O matko! Podziwiam Cię! Witaj następco Pana, panie natury! - szybko wyrzucała z siebie słowa.
- O!! Już cię lubię. A wy? - zagadnął Grover i popatrzył po jej towarzyszach. - Aaa... Phil, Zen i Ewa. Ale wasza misja jest w Polsce... to znaczy, że... aaaa!!! CHEJRONIE! TO ONI! - krzyknął i wbiegł po kilku schodkach na taras.
Zdezorientowani półbogowie, poszli za nim. Na tarasie, jak zwykle stał stół, a przy nim siedziały dwie osoby, no i Grover, który właśnie tam wbiegł. Mel popatrzyła się na mężczyznę w lamparciej koszuli hawajskiej, przed którym unosiły się karty, a on głaskał głowę lamparta wystającą ze ściany domu. 
- Dionizosie! - powiedziała Mel i padła na kolano, a pozostali poszli, za jej przykładem.
- Oh! Ona mnie zna! I oddaje cześć. Lubie ją już. Tak to ja. A ty to kto? -
-Melania Nowakowska. Nie do końca wiem, co tu robię, ale tyle o was czytałam. -
- Witaj dziecko! Czytałaś? - zagadnął Chejron
- No tak! Ty jesteś centaurem, ale podczas pierwszych spotkań wolisz postać kaleki na wózku, bez obrazy - mówiła Mel.
Wszyscy wydawali się być zdziwieni jej wiedzą, tylko Grover mruknął coś w stylu "pokolenie Riordana". 
- Pokolenie Riordana mówisz Grover... Czytałaś? - zwrócił się Chejron bezpośrednio do Mel.
- Na bogów! Oczywiście! Genialne książki! - dziewczyna wyraźnie się ożywiła.
- Ha! Mówiłem! Zarabiamy na tych książkach - to prawda, ale śmiertelnicy dowiadują się o naszych tajemnicach. - powiedział Pan D. nie patrząc na nich tylko w swoje karty. - Wygrałem! 
- Jednak nie Panie D. - powiedział mu centaur, pokazując swoje karty, Dionizos mruknął coś o kolejnej wygranej konia oraz że musi się odświeżyć i poszedł do Domu, a gdy tylko zniknął, głowa lamparta wyparowała.
- Usiądź! - Chejron nakazał Mel i Groverowi - Wy idźcie odpocząć przed kolacją i ogniskiem, ale ty Ewo zostań.
Chejron odczekał, aż chłopacy odeszli i zaczął mówić.
- Jesteś tu... wiesz chyba dlaczego, skoro czytałaś książki Riordana. To tez półbóg, syn Apolla. Zapragnął opisać życie w obozie, gdy 6 lat temu pojawił się Percy. Wiele nam to ułatwia, bo nie trzeba tyle tłumaczyć, prawda Grover? - satyr pokiwał głową. - Ale tobie i tak musimy wytłumaczyć to i owo. Zostałaś uznana. Wiedzieliśmy, że to się stanie, bo od dłuższego czasu Olimp nas na to przygotowywał. - 
- Przygotowywał? Ale na co? - Mel zapytał centaura, ale zauważyła, że chce kontynuować zamilkła.
- Na Ciebie. Jesteś Dzieckiem Olimpu. - powiedział to tonem kondolencji, a widząc ich zagadkowe miny ciągnął dalej - Tak nazywa się półbogów, w których żyłach płynie krew więcej niż 2 bogów. Ty masz boskiego rodzica, ale twoi rodzice i dziadkowie, też mają. Matka córka Ateny, ojciec syn Posejdona, rodzice matki to córka Aresa i syn Zeusa, a rodzice ojca to syn Dionizosa i córka Afrodyty... - 
- Zawsze powtarzałem Jonaszowi, że ta Oliwia, go zauroczy, ale on sobie nic z tego nie robił. I jak skończył? Mam jego wnuczkę na Obozie... - przez okno usłyszeli głos Pana D.
- Dziękujemy Dionizosie. - powiedział z przekorą Chejron i ciągnął dalej. - Musisz zostać jeszcze uznana przez rodzica i musisz dostać patrona, znaczy on musi sobie ciebie wybrać, ale jesteś już tutaj - w rodzinie. 
-Ale jak można mieć pełną rodzinę będąc półbogiem? - zapytał Grover ubiegając Mel i Ewę.
-Dobre pytanie Groverze. To zagranie godne Zeusa - w tle słychać było piorun - Bogowie nie mają DNA, a rodzina im więcej ma boskiej krwi tym mniej wykrywalna, nie osoba - rodzina. Za dużo półbogów, za dużo szukania. Nie ma potworów, nie ma problemów. Wystarczy DNA jednego z dwójki śmiertelnych rodziców dać bogowi i już mamy dziecko z DNA obydwóch swoich śmiertelnych rodziców. Proste? Proste. A powstają nam Dzieci Olimpu, takie jak Melania. - powiedział z uśmiechem Chejron.
- Czyli jestem nienormalna? - zapytała dziewczyna.
- Nie nienormalna. Wyjątkowa. Masz rodzinę i boską, i śmiertelną w twoich żyłach płynie krew połowy olimpijczyków w tym 2 największych. Twoja rodzina wiedziała co robi przenosząc się do Polski, pomimo tego że cała odbyła tu szkolenie. Teraz twoja kolej. - Centaur wytłumaczył do końca sytuację.
- Ale w takim razie kto jest moim boskim rodzicem? - Mel drążyła temat.
- A to powinniśmy się dowiedzieć nie długo. A teraz, wiem że znasz obóz, ale na żywo to co innego. Ewo, oprowadzisz koleżankę? - 
- Jasne Chejronie - powiedziała Ewa i dziewczyny odeszły w stronę domków.
- Chejronie. Czy to ona? Ta na którą czekamy? - Grover niespokojnie zaczął gryźć blat stołu.
- Zostaw stół satyrze! Tak to może być ona. Wyczuwam od niej wielką moc. Jeszcze takiego Dziecka Olimpu tu nie było, ale poczekajmy na rozwój wydarzeń, nie przyśpieszajmy ich. - odpowiedział mu centaur i popatrzył w stronę odchodzących dziewcząt.

piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 2 - KIM U DIABŁA JESTEŚ ?

-Że wy tu będziecie to wiedziałam, ale on! - Ewa stała przed budynkiem UJ, gdzie miał odbyć się wojewódzki etap Konkursu Wiedzy o Mitologii. Właśnie Philip i Zen powiedzieli jej, że tu są, tak jak kazała im się zameldować.
-Kto jest, Ewka? Kto?! - pytał Zen.
-Spokojnie! Ciszej ośle wodny! - uciszył go Phil - W komisji głównej siedzi Hermes. Co on tu robi nie wiem. Ale nie możemy się denerwować. Może ma zadanie...-
-Ok. Chłopaki, dacie radę! Ja idę do mojej przyjaciółki, muszę ją podtrzymać na duchu. Niech idzie i to wygra! - powiedziała pokazując uniesione ręce, trzymając kciuki i obracając się w stronę głównych drzwi. Mel była już w środku. 
Philip i Zen siedzieli na schodach. Mieli udawać, że czekają na dziewczynę, a przy okazji obserwować otoczenie. 
-Ładna pogoda prawda? - Nad nimi stał jakiś facet. Zen podniósł głowę. Był to blondyn, dosyć młody. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie. - Sam zadbałem od to słoneczko - dodał mężczyzna z uśmiechem.
-Tato? - zapytał Philip, który teraz podniósł głowę.
-Ci... Hermes tu jest, ale ja oficjalnego pozwolenia nie mam. Musiałem was oświecić. Jutro będzie tu zgraja potworów. - powiedział Apollo
- CO?! - zapytali jednocześnie chłopacy - W Polsce? Przecież to za daleko od Ameryki.
-Ale tutaj jest ONA. -
-Mel? -
-Oh. Tak. Ona. Ona nie jest zwykła. To prawda - jest półboginią, ale jej rodzice też nimi są i dziadkowie też. - opowiadał z zagadkową miną Apollo.
-Ale jak? Jak może mieć pełną rodzinę będąc półbogiem? - zapytał Zen.
-Oh. To możliwe. Wystarczy siła umysłu... A jej rodzina dobrze wiedziała co robi żyjąc w tym Kraju. Takich jak ona nazywa się Dziećmi Olimpu, pomimo tego, że mają swojego boskiego rodzica. Ale mają też patrona...- Apollo tłumaczył im coraz bardziej zagadkowo. Nagle drzwi UJ się otwarły i ze środka zaczął się wylewać tłum. - Skończyło się. Muszę znikać. Powiem jednak, że niedługo będziecie w domu. - mrugnał do Zena, uścisnął rękę syna i zniknął.
W tym momencie ze środka wyszła Ewa. Wyraźnie uradowana. 
-WYGRAŁA! Powaliła konkurencję. - ogłosiła im z wyraźnym uśmiechem. 
- A gdzie ona teraz? - zapytał Phil 
- Z bogiem, z Hermesem - powiedziała córka Ateny.
-Dobrze, że dodałaś, bo mieliśmy tu wizytę drugiego boga. - powiedział markotny Zen.
Ale Ewa nie zdążyła zapytać jakiego, bo wtedy podeszli Mel i Hermes. 
-Witajcie dzieci! Wasza koleżanka. Bardzo dobry konkurs. A teraz niespodzianka dla was wszystkich - mówiąc to zniknął. 
Zastanawiali się nad sensem jego słów, gdy nad głową Mel zajaśniał zarys góry. Cala 4 oniemiała. 
-To symbol Olimpu - powiedziała Ewa i wtedy wszyscy zniknęli ze zdziwieniem na twarzach...

czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 1 - ROZPOZNANIE POLA BITWY

Stali z boku. Przyglądali się dwóm dziewczynom, które stały oparte o parapet naprzeciwko sali 108. Mieli w uszach małe nadajniki. Nie mieli ich podsłuchiwać, ale jakby ktoś ich teraz zobaczył na pewno pomyślałby, że właśnie to robią. Oni mieli się tylko dowiedzieć czy ona wie kim jest. Za dwa dni miała skończyć 16 lat - dokładnie 21.03 w równonoc wiosenną. Obaj byli w tej szkole od początku drugiego semestru, dzięki Mgle nie mieli żadnych problemów. Tylko oni i jedna z tych dziewczyn opartych o parapet wiedzieli, że ich miejsce jest w Obozie na Long Island, a nie tu w Krakowie, w tym gimnazjum. Musieli tu być. Od drugiej dziewczyny czuć było wielką siłę. Teraz rozmawiała ze swoja przyjaciółką Ewą, córką Ateny.
-Niepotrzebnie się boisz. Umiesz to wszystko. Konkurs Wojewódzki o Mitologii? Przecież tyle razy wałkowałaś Parandowskiego i książki Riordana. Znasz się jak mało kto. - Ewa tłumaczyła swojej przyjaciółce Melanii. Oczywiście córka Ateny wiedziała coś czego Mel nie wiedziała, a mianowicie, że ta jest półboginią i mitologię ma w małym palcu.
-Ale mimo to się boję! Chciałabym wygrać, a dalej mam niejasne wrażenie, że czegoś nie umiem. Konkurs już jutro... - ostatnie zdanir wypowiedziała jakby bardziej do siebie niż Ewy, ale ta mimowolnie się uśmiechnęła.
Chłopcom też drgnęły kąciki ust. Nie chodzili z dziewczynami do klasy, ale słyszeli, że są mocne. Po Ewie można, się było tego spodziewać, bo wiadomo Atena i te sprawy, ale Mel? Nie wiadomo kim była ani jak udało jej się dożyć 16 lat bez szkolenia, bez ochrony. Brunet uśmiechnął się nad tymi rozważaniami.
-Co Cię tak bawi? - zapytał jego kolega. Wysoki blondyn (1,95 m) z oczamu koloru herbacianych róż, syn Apollina o zacnym imieniu Philip. Był Amerykaninem, pochodził z LA, jednak nie przeszkadzało to w porozumiewaniu się nawzajem, bo herosi dogadywali się bez względu skąd pochodzili. Jego matka była pisarką, nazywała się Dalia Hawks. Dlaczego nazywała? O nie! Nie umarła, wyparła się syna, gdy okazało się, że jest półbogiem. Philip też jakoś nie tesknił. To prawda - przedstawiał się jako Philip Hawks, ale w "ich" świecie nikt nie znał jego matki. I tak młody synek Apolla mając obecnie 18 lat, kilka pomyślnych misji na koncie, bycie grupowym domku i teraz "podsłuchiwanie" dwóch półbogiń, od 7 lat mieszka w Obozie. Ta misja była jak narazie najbliższa Philipowi do normalnego młodzieżowego życia. Z komórkami (chociaż to niebezpieczne, ale jak mieli udawać normalnych nastolatków, to musieli je mieć ), laptopami i iPodami przy bokach nie odstawali zbyt wiele od rówieśników, znacz Phil miał z tym problem, musieli się trochę narobić z Mgłą, by uwierzyli, że syn Apolla dwa razy nie zdał, ale udało się wreszcie.
-Tak się zastanawiam. Ta dziewczyna znowu panikuje, a nie ma czym. Wszystko umie. Słyszałem jak odpowiadała na pytania na miejskim etapie. Jest taka dziwna i ... - Zen nie dokończył. Miał się przyznać przed Philipem, że ta dziewczyna mu się podobała? Nie... no wiadomo, może to tylko zauroczenie, w końcu przygląda się jej już prawie dwa miesiące, ale on czuł, że to może być coś, więcej.
-Ona nie jest głupia. Zachowuje się normalnie. Wiesz jaki to strach, taki konkurs? - Phil wydawał się obrażony takim zachowaniem Zena.
-Nie brałem w takim udziału to nie wiem. - Zen był zły. Phil był jego najlepszym kumplem, ale tym go uraził. Zen był Polakiem. Pochodził z małego miasta na Mazurach, ale gdy jego matka umarła, znaleźli, go satyrzy i okazało się, że jest półbogiem, synem Posejdona konkretnie. Przenieśli go do Ameryki, do Obozu. Od tamtego momentu minęły 3 lata. Został uznany, zyskał braci. Percy'ego Jacksona i cyklopa Tysona, a teraz był na swojej pierwszej misji. Z Philipem i Ewą. Dziewczyna chodziła normalnie do szkoły w Krakowie, bo potwory nie atakowały tak bardzo w tym kraju. Ewa będąc na feriach na Long Island dowiedziała się, że jej przyjaciółka jest herosem zapragnęła pomóc. Chejron się zgodził i teraz cała 3 siedziała w szkole i pilnowała Mel, która nawet o tym nie wiedziała. Zen szybko to wspominał. Był wysoki, nie tak wysoki jak syn Apollina, ale swoje 1,80 metra miał. Był brunetem, któtko przystrzyżone włosy, miał przygładzone. Jego oczy były barwy morza. 
-Oh Zen. Nie rób focha. Chodź lekcja się zacznie. One już poszły, a my mamy teraz sprawdzian z matematyki. Nic się nie dowiedzieliśmy... kto jutro idzie na konkurs? Ewa idzie, a potem kto? Ja czy ty? - Philip wyrwał Zena z zamyślenia. 
-Może pójdziemy obydwaj? - zaproponował syn Posejdona.
-Możemy, ale i tak musimy się chować. - powiedział syn Apolla i obaj odeszli w stronę sali od matematyki.