Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

środa, 11 listopada 2015

Rozdział XVIII

Mel odwróciła się w stronę Kostka i znowu wybuchnęła śmiechem. Leżał rozłożony na jej łóżku, przytulony do jej poduszki-sowy. Ona sama siedziała przy biurku i przeglądała papiery. Westchnęła cicho przypominając sobie co działo się wczoraj wieczorem. Wpadli razem do jej kajuty, ale za chwilę otrzeźwieli i położyli się spać. Tyle, że dziwnym trafem łóżko Mel dziwnie się skurczyło i co chwilę któreś z nich spadało z łóżka. Po jakimś czasie udało im się znaleźć rozwiązanie problemu, ale to i tak nic nie dało. Mało się wyspali, dlatego, gdy Kostek zasnął, Mel wstała i zajęła się pracą. Po chwili jednak postanowiła zmienić Grovera na pokładzie.
- Możesz iść spać Kozłonogu! - satyrowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko zbiegł pod pokład, jakby bał się, że Melania zmieni zdanie. Dziewczyna machnęła ręką, chociaż ze względu na przyciąganie Atlantydy nie spodziewała się większego efektu. Morze jedynie lekko się wzburzyło, bo płynęli dalej z taką samą prędkością. Lekko zrezygnowana oparła się o balustradę i wpatrywała się w horyzont. Co z tego, że wracali do domu? Co z tego, że znowu była z przyjaciółmi? Ona czuła jakąś pustkę w sobie i nie potrafiła powiedzieć skąd się bierze... Nad pokładem zebrały się czarne chmury. Mel rozejrzała się z przerażeniem dookoła. Chciała wbiec pod pokład po pomoc, ale nie mogła się ruszyć.
- Taka sama, nigdy nie nauczysz się, że samemu lepiej nigdy nie być. - nagle przed nią zmaterializował się Konrad.
- Co ty tu robisz? To jest morze! Moje królestwo. - Mel podniosła ręce i ku jej zaskoczeniu za nią uniosły się dwa wielkie gejzery.
- Skoro zostałem wprowadzony na łódź, nie miałem większego problemu z pojawieniem się tutaj. - ironiczny uśmiech jakim obdarzył dziewczynę, spowodował, że Mel cofnęła się o pół kroku.
- O czym ty mówisz? Nie było Cię tu! I nigdy Cię nie będzie! - woda zalała chłopaka, ale on zaniósł się tylko głośnym śmiechem.
- Nie wierzę, że na statku, na którym są dwie córki Ateny nie wpadło się na pomysł, że moc Posejdona na morzu gaśnie, bo tak naprawdę nie jest na morzu... - córka Ateny popatrzyła się na niego ze zdziwieniem w oczach. - Ha! I nie wiesz! A więc oświecę Cię. Dryfowaliście w ciemności, w cieniu tak zwanym. Pomiędzy taflą morza, a statkiem miałem cieniutką warstwę, która utrzymywała statek nad wodą. Moc Hadesa była bliższa niż morze. A wy nie skupialiście się na tyle. bo przecież "Jesteśmy na morzu, tu gdzie jesteśmy najpotężniejsi". Gdy Annabeth próbowała rozwikłać zagadkę, nie powiem, przestraszyłem się. Na szczęście ona zrzuciła wszystko na karb zmęczenia Percy'ego. Dobrze, że nie badała Ciebie. Na Tobie są ślady Podziemia, więc szybciej by coś znalazła. Nie dziękuj. Czuj się po prostu teraz mądrzejsza. - uśmiechnął się i podszedł do niej dwa kroki. - Nie powiesz mi, że nie było Ci ze mną dobrze. Wróć ze mną na wyspę, a zostaniesz królową. Będziesz rządzić. Posejdon się nie obrazi, a ja dostanę to czego chciałem. -
- Dlaczego mnie nie zmusisz, skoro tak bardzo Ci zależy? - Mel patrzyła dumnie na Konrada, a jednocześnie analizowała jak sprowadzić kogoś na pokład.
- Bo wtedy wszyscy zginiemy. Nasz moce są w pełni sprawne tylko, gdy naprawdę tego chcemy. Jeśli zabrałbym Cię siłą, co mogę uczynić w każdej chwili, nie miałabyś pełni władzy. A wtedy delikatnie mówiąc, Posejdon by nas wszystkich poszatkował. Przemyśl moją propozycję. W razie czego... wiesz gdzie mnie znaleźć.. - zniknął tak szybko, jak się pojawił, a Mel poczuła, że statek "W końcu" zanurzył się w morzu. Machnęła ręką. Wielka fala pojawiła się obok kadłuba. Płynęli do domu. Uczucie pustki zniknęło. Ale pojawiło się pytanie "Czy ona naprawdę tego chce?"
***
- Drzwi zostaną otwarte przez całą ceremonię. Nie chce, żeby ktoś zemdlał, bo wtedy będą problemy. Serwetki i zaproszenia, mają być w kolorze błękitu nieba. Ale błagam, nie nieba przed czy po burzy. Rozumiemy się? - biedny Atlant kiwnął głową i wybiegł z sali z dłuuuugim pergaminem, zanim Ida przypomniała sobie cokolwiek.
- Dalej ma fazę? - Jean stanął obok fotela, na którym siedział Zen i przeglądał opasły katalog.
- Nic nie mów. Kolory serwetek zmieniała tylko dzisiaj cztery razy. Nawet jej ojciec uciekł godzinę temu do swojej komnaty. Wszyscy tracą cierpliwość. -
- W takim razie co ty tu robisz? -
- Nie mogę wyjść. To po pierwsze. Jak tylko znikam to wysyła za mną kogoś i jak wracam to dostaję tyrradę, jak to się nie staram itd. Po drugie pilnuję, żeby nie zrobiła nic głupiego. Wczoraj prawie kazała wyrzucić przez okno Rudofla. Nie twierdzę, że by się nie przydało, ale jednak miała by problem. - Jean wybuchnął śmiechem. Zen zmusił się tylko do słabego uśmiechu. 
- A co z naszymi uciekinierami? - syn Afrodyty rozejrzał się nerwowo po sali, ale w promieniu trzech metrów nie było nikogo.
- Nic nie wiem. Nie mam żadnych wieści, ale król jest wściekły. Na szczęście nikt nie połączył mnie z nimi.
- ZEEN! - Ida stanęła przed głównym stołem i wpatrywała się w jakieś plany. - Co to ma znaczyć?
Chłopak wstawał z ociąganiem, a Jean zataczał się ze śmiechu, na widok całej tej sceny.