Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział II

Mel leżała na podłodze. Dookoła słychać było tupanie, więc wywnioskowała, że znajduje się w miejscu, gdzie znajduje się dużo osób. Pomału otworzyła oczy, ale nie widziała nic poza czarnym sufitem.  Zaczęła się delikatnie podnosić, ale zakręciło jej się w głowie.
- Spokojnie, księżniczko! - ktoś złapał ją za ramiona i pomógł jej usiąść. Po chwili przed twarzą zobaczyła jakiegoś chłopaka. Miał czarne włosy, zielone oczy i szeroki uśmiech, którym ją obdarzył. Nie potrafiła się oprzeć i też się uśmiechnęła do niego. - Wszystko ok? Nie mogłem Cię dobudzić trzy dni. Co Cię podkusiło, żeby tu za mną iść? To tylko przejście dla Atlantydów, a ty z tego co wiem nie jesteś jedną z nich.
Znowu się uśmiechnął, ale teraz jakby troszkę zimniej. Mel nie wiedziała, kim jest i co ona robi tu z nim. 
- Gdzie ja jestem? - Mel starała się rozejrzeć dookoła, ale pulsujący ból w głowie nie pozwalał jej na to.
- Jak to gdzie? W Hadesie, słoneczko. - chłopak rozłożył ręce jakby chciał jej pokazać cały świat. Wtedy Mel zauważyła, że znajduje się na Łąkach. - W Twoim nowym domu. - chłopak pochylił się do niej i pocałował, a ona chciała się wyrwać, ale nie mogła. Puścił ją i zaśmiał się gorzko, a po jej policzkach pociekły łzy...
Mel usiadła z impetem na łóżku.
- Auu!! - wydała z siebie jęk.
- Spokojnie. Mel, musisz uważać. - na krześle obok siedziała Annabeth z książką. - Chejron kazał Cię pilnować, więc może uważaj na siebie. - podniosła wzrok znad książki na swoją przyjaciółkę. - Co się stało?
- Ile tu leżę? - Mel patrzyła na Annabeth, a ona powiedziała, że trzy dni, i znowu ponowiła pytanie. "Jak w śnie." - Miałam koszmar, ale nie ważne. - Annabeth nie naciskała, powiedziała, że pójdzie poszukać Chejrona i wyszła. Za chwilę do środka wpadł centaur.
- Jak dobrze Cię widzieć w tak dobrym stanie. - Mel nie wiedziała czy sobie żartuje, czy rzeczywiście wyglądała lepiej niż przedtem. - Boli Cię coś?
- Głowa. Co się stało? - Mel patrzyła trochę nieprzytomnie na niego.
- Zemdlałaś. Nie wiem do końca dlaczego. Percy odmawia powiedzenia czegokolwiek, zresztą Kostek również. Powiedzieli, że dopóki się nie ockniesz i nie zadecydujesz oni nic nam nie powiedzą. - dziewczyna wtedy wszystko sobie przypomniała. Zen iryfonował, mówił o Atlantach. O nie! Znowu zabolała ją głowa.
- Auu! Przepraszam. Chejronie mógłbyś powiedzieć chłopakom, że mają Ci wszystko wytłumaczyć i powiedzieć, że jedziemy. Ja jeszcze nie mam siły. - to mówiąc Mel opadła na łóżko. Chejron sprawdził czy ten upadek nie wyrządził jej krzywdy, a gdy się upewnił, że nic jej się nie stało wyszedł i udał się do Percy'ego i Kostka.
***
Kostek znowu był na arenie. Ostatnio całe jego życie kręciło się na arenie. Ostatnio znaczy trzy dni, kiedy Mel leżała w Wielkim Domu po tym jak zemdlała.
- Cześć stary! - Percy wszedł na arenę, a na ramieniu połyskiwał mu Orkan. - Nie masz domu.
Kostek się uśmiechnął. Wszyscy wiedzieli, że gdy się denerwował to przychodził tutaj, choćby miał tylko pomachać mieczem. Percy uśmiechnął się i skrzyżowali swoje miecze. Jednak nie zdążyli drugi raz odparować ciosów, bo na arenę wpadł Chejron.
- Mel się obudziła i kazała wam powiedzieć, że macie mi wszystko wyjaśnić. A i gdzieś jedziecie. Czy teraz wreszcie możecie mi wszystko wytłumaczyć? - wzrok centaura był przeszywający, ale Percy i Kostek popatrzyli tylko na siebie. Zrozumieli, że Mel chce jechać na Atlantydę. Pomimo tego, że mogą ją tam przetrzymać na długo, może nawet na zawsze. Westchnęli ciężko i Percy zaczął opowiadać co powiedział Zen. Chejron bladł z każdym słowem.
- Nie możemy jej na to pozwolić! - Kostek gorączkowo machał rękami, gdy Percy skończył, a Chejron dalej milczał.
- Nic nie możemy zmienić, jeśli ona chce to nie możemy jej tu zatrzymać, ale postaram się jeszcze z nią porozmawiać i opóźnić waszą podróż. - centaur nie popatrzył się na chłopaków i odgalopował w stronę Wielkiego Domu.
***
Zen siedział na ławce przed pałacem. Ida właśnie została wezwana na dywanik do ojca. Po interwencji Afrodyty (tak pojawiła się osobiście przed królem) pozwolono Idzie mieć wgląd w przygotowania do ślubu. Zen ściskał w ręce mały zwitek papieru i czekał na gołębice. Gdy ona wreszcie przyleciała podał jej tą kartkę i odwrócił się, by wejść do pałacu. Gołębica spokojnie poleciała w stronę Long Island, jednak w pewnym momencie podniosła się fala i gołębica wpadła w wodę.
- Jest! Mam Cię, maleńka. Pokaż no, co ten Zen napisał znowu do Mel. - Posejdon wpatrywał się w kartkę z niedowierzaniem. Potem zgniótł ją w ręce, ale zaraz przypomniał sobie, że ten list ma dojść do Obozu Herosów. - Zanieś jej to. - wypuścił gołębicę, a sam zaczął pisać swój list.
---------------------------------------------------------------------------
Przepraszam Was, że tak długo czekaliście i przepraszam, że jest taki krótki. Mam nadzieje, że wybaczycie i cieszcie się ostatnim tygodniem wakacji :D

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział I

Zen siedział przy stole. Wpatrywał się w pergamin, który przed nim leżał. Oficjalne zaproszenie na jego własne zaręczyny. Księżniczka Ida była bardzo miła i stawała się coraz bliższa jego sercu, ale król i cała reszta służby? Czuł się trochę jak w więzieniu. Wszyscy czegoś od niego wymagali, a on? On siedział cały czas praktycznie u Siebie w pokoju i czekał na kolejne wezwania. Czasem zaglądała Ida, ale z tego co wiedział to ona również była pilnowana. A teraz otrzymał zaproszenie na własne zaręczyny. Czuł się fatalnie. Dzięki bogom, pozwolili mu zaprosić Mel. Potrzebował jej teraz jak nigdy dotąd. Zresztą wiedział, że odkąd są przyjaciółmi zdecydowanie lepiej im się rozmawiało.
- Olaf? - drzwi się otworzyły, ale biurko znajdowało się w rogu, więc nie było go widać. On za to usłyszał jak Ida mówi "Zostawcie, jak będzie królem to nikt nie będzie go mógł kontrolować!". Tak to był niewątpliwie plus. Kiedyś zostanie królem Atlantydy. Miał nadzieje, że jeśli do tej pory ona nie wróci do świata to on ją tam wprowadzi. - Olaf, chodźmy na spacer. Nie możemy wiecznie słuchać ojca i respektować jego straży. -
Za to ją kochał. Ojciec był jej autorytetem, ale nie miała oporów by go lekceważyć. Usiadła mu na kolanach i popatrzyła co leży na biurku.
- Też dostałeś to żałosne zaproszenie? Ojciec nie pofatygował się, żeby poinformować nas, że mamy się zaręczyć. - uśmiechnęła się do niego. Oboje wiedzieli, że tego właśnie od nich oczekują. Ostatni chłopak Idy został wysłany na jakąś misje i nie wrócił. On nie chciał się zgodzić na ślub.
- Dostałem. Wiesz, że podziwiam twojego ojca, ale nie wydaje mi się byśmy musieli brać ślub. - Zen popatrzył na nią, a ona nieznacznie kiwała głową.
- Proszę Cię. Tyle razy o tym mówiliśmy. Wszystko po kolei. Weźmy chociaż na razie ogłośmy zaręczyny, a potem zobaczymy. Dobrze? - Zen dla świętego spokoju pokiwał głową. Ida miała już tyle lat... mimo, że nie wyglądała na taką, a on? Wiedział, że przebywanie na Atlantydzie łączy się z nieśmiertelnością, bo tu ludzie starzeli się wolniej, ale w porównaniu z nimi, on był tutaj jak małe dziecko, które wygląda na pięciolatka? To i tak chyba za dużo. Roczne dziecko miało może tyle lat co on. Musiał się tylko z tym pogodzić. Wstał i razem z Idą wyszli do miasta. Miał nadzieje, że Mel przyjedzie szybko. Nawet jeśli miałaby tu przybyć z Kostkiem.
***
Miecze skrzyżowały się ze szczękiem. Który to już raz pojedynek pozostawał bez rozstrzygnięcia? Próbowali wszystkiego, ale byli ze sobą tak zżyci, że nawet używanie jakichś specjalnych mocy nie dawało im zwycięstwa. 
- Tym razem... nie... dasz... rady!
- Zdaje Ci się! Znam Cię dobrze. To ty się poddasz! 
Po arenie znowu poniósł się dźwięk metalu i śmiech. Zawsze się śmiali. Ewa siedziała na brzegu areny i jak zwykle się temu przypatrywała. Formę rozrywki straciło to dla niej już kilka dni temu, ale czekała dalej na rozstrzygnięcie. Jednak znowu się nie doczekała. Wybili sobie miecze w tym samym momencie i nawet sztuczka Mel, że jej miecz rozpływał się i znowu formował w jej ręce nie pozwoliła wygrać z Kostkiem, który odkrył, że jak się tą esencje ugodzi to się nie uformuje. Marnował więc swój sztylet, by przeszkodzić w odradzaniu się miecza Mel, zamiast skończyć walkę.
- Znowu remis. Który to już raz? - Ewa wstała i podała im ręczniki. Walczyli ze sobą już dwie godziny. Cała reszta ich domków poszła już na inne zajęcia. Mel jako grupowa Posejdona ustawiła treningi tak by na arenie spotykać się z Aresem, a na lekcjach greki z Ateną. Percy'emu bardzo to odpowiadało, więc nie było żadnych spięć. Tyson został pilnie wezwany do kuźni cyklopów, a Zen został na Atlantydzie, więc teraz Mel i Percy mieszkali sobie sami. I trzeba dodać, że zaczęli się specjalizować we wszystkim. Sprzątali, nie spóźniali się, a ostatnio wygrali wyścigi rydwanów. Zachowywali się jak prawdziwe rodzeństwo. Spędzali ze sobą tyle czasu, że dwa dni temu Kostek i Annabeth razem postanowili ich jakoś rozdzielić, bo już nie wiedzieli kiedy byli z nimi sam na sam. Dzisiejsza walka była początkiem "pięknego, romantycznego wieczoru". Ewa naprawdę nie rozumiała ich miłości. 
- Tylko się cieszyć, że znowu remis. - Mel podniosła z piasku butelkę wody i napiła się. - Znaczy, że mamy taką samą siłę i możemy się wspierać. Wiemy na co stać to drugie. - Kostek pokiwał głową i objął Mel ramieniem. Ewa musiała przyznać trochę racji swojej przyjaciółce. 
- Masz rację. Teraz muszę lecieć, bo umówiłam się z Wojtkiem. A wy co? - Mel z Kostkiem popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Ta dwójka dopiero ostatnio zaczęła się spotykać na poważnie. Chociaż dalej nie chcieli powiedzieć, że ze sobą chodzą.
- Mamy randkę na plaży. Ale najpierw się umyjemy. - i z uśmiechem wszyscy odeszli do swoich domków. Ewa umówiła się z Wojtkiem przed Wielkim Domem. Zawsze właśnie tam się spotykali. Dlaczego? Bo tam kręciło się najmniej półbogów w całym obozie. Woleli trzymać się z daleka od Pana D., bo on gdy tylko ich zobaczył to wołał i wymyślał im jakieś zadania. Ostatnio Wojtek czekał na Ewę dłużej, bo ona miała sprzątać i Pan D. kazał mu iść na pole truskawek i przynieść mu kilka sadzonek (!) żeby mógł przetestować. Biedny Wojtek wrócił cały zziajany z kilkunastoma sadzonkami i uciekł stamtąd jak najszybciej mógł. Jednak pragnienie bycia "niewidzialnym" było większe niż jakieś strachy przed dyrektorem obozu. Ewa chciała przede wszystkim unikać Mel i Kostka, bo pomimo tego, że oni wiedzieli o nich to zawsze jakoś tak się w nich wpatrywali i śmiali pod nosem, oczywiście jeśli myśleli, że oni nie widzą.
- Cześć! - Wojtek już siedział na schodkach i wpatrywał się w jakąś książkę. Jednak, gdy tylko zobaczył Ewę, uśmiechnął się i wstał. Pocałował ją delikatnie, a gdy odsunął się lekko Ewa wpatrywała się w niego i notowała jak bardzo się zmienił od czasu, gdy pojawił się tutaj pierwszy raz. Chyba troszkę podrósł, na pewno był bardziej umięśniony, no i przede wszystkim miał więcej pewności siebie. To chyba stanowiło największą różnicę. Teraz mówił to co myślał nic go nie powstrzymywało. Może to skutek uboczny spędzania dużej ilości czasu z Jasonem? Pierwszy raz w głowie Ewy zaświtało, że Wojtek może być godnym synem Zeusa. Silnym przywódcą, takim jak Jason, Percy czy Mel, mimo to, że ona była jej siostrą, jako Dziecko Olimpu wydawała się najsilniejsza z nich wszystkich.
- Cześć! Długo czekasz? - szli pomału w stronę sosny Thalii. Ewa umyślnie szla w przeciwną stronę jak była plaża w obozie. Byle nie spotkać przyjaciół.
- Minutkę. Rozmawiałem z Chejronem. - Ewa wiedziała o czym rozmawiał. Sama kazała mu iść do ich opiekuna. Ona już była i nic nie zdziałała. - Powiedział, że skoro nie dostaliśmy zaproszenia to on nic nie może zrobić. Chociaż powiedział, że można wykorzystać kruczek prawny. - Ewa wykazała zainteresowanie i popatrzyła z błyskiem w oku na Wojtka. Widział, że czeka na wyjaśnienie. - Córka Ateny, nie wie? - zaśmiał się spokojnym i donośnym śmiechem. Pod Ewą normalnie ugięły by się kolana, bo on stosunkowo rzadko się śmiał, ale teraz była lekko urażona. Trzepnęła go w ramię. - No już, już. Chejron powiedział, że mogłoby się udać, jeśli uznałoby się, że Kostek też jest zaproszony. Wtedy według zasad i on, i Mel mogą wziąć osobę towarzyszącą. Ale nie wie czy to wypali i przede wszystkim oni muszą wybrać osoby, które chcą wziąć. -
- Ale to oczywiste, że to my! Przecież jesteśmy ich przyjaciółmi. - Ewa stała przodem do Wojtka i wydawała się być strasznie oburzona.
- Chejron powiedział, że to akurat nie jest takie proste, bo ponoć Mel i Kostek już z nim o tym rozmawiali i to wcale nie nas chcieli zabrać. -
- A kogo? -
- Mel chciała, żeby Percy pojechał. W końcu Posejdon, Atlantyda, no i Zen był kiedyś jego bratem. Przykro mi Ewa, ale chyba nie pojedziemy do Atlantydy, bynajmniej nie teraz. - Wojtek przytulił Ewę, która miała łzy w oczach. Tak bardzo chciała zobaczyć znowu wyspę. Popatrzyła się w oczy syna Zeusa. Pocałowała go i razem poszli dalej, nie wspominając już o wyprawie.
***
Kostek siedział na brzegu. Mel jeszcze nie było. Ale nie przejmował się tym. Pewnie wpadła na Piper, Annabeth albo jeszcze kogoś innego i się zagadała. Z nią to zawsze tak było. Straszna gaduła. Dzisiaj mieli podjąć decyzję w sprawie Zena. Powiedzieli już, że podejmą ryzyko i uznają, że Kostek też jest zaproszony i każde z nich może wziąć towarzysza. Teraz kwestią było wybranie tych towarzyszy. Mel za wszelką cenę chciała "swojego brata". Pokłócili się o to nawet, bo tak się upierała, że stwierdził, że może niech Percy jedzie zamiast niego. Obraziła się na niego wtedy i musiał ją przepraszać. Z całą tą szopką, kwiaty itd. Na szczęście Piper mu pomogła, a na ostatku Mel też go przeprosiła, że była taka uparta. Teraz pozostała decyzja czy rzeczywiście syn Posejdona ma wybrać się z nimi, a jeśli on to Annabeth pewnie też. Syn Aresa położył się na plaży i zapatrzył w niebo, które już pomału ciemniało i zasnuwało gwiazdami. 
- Kostek! - Mel wpadła na plaże jakaś zdenerwowana. - Zen. Iryfon. Percy. - zemdlała, na szczęście za nią na plażę wbiegł syn Posejdona i ją złapał.
- Ty wiesz o czym ona do mnie mówiła? - zapytał przyjaciela, a ten smutno pokiwał głową.
- Zen mnie zaprosił, właśnie przed chwilą. Z Annabeth. - Kostek uśmiechnął się, teraz mogą wziąć Ewę i Wojtka! Percy dostrzegł cień radości na jego twarzy. - Nie ciesz się tak. Mel może wziąć Ciebie tylko, bo ty nie jesteś zaproszony. - 
- To dlaczego była taka zdenerwowana? - 
- Bo mamy spędzić w Atlantydzie co najmniej trzy miesiące! To dla niej za dużo i jeszcze coś... - 
- CO? - dla Kostka to już było za dużo wstał, zabrał z rąk Percy'ego Mel i popatrzył na niego groźnie. Percy widział w jego oczach czerwone ogniki. Jakby Kostek chciał się na niego zaraz rzucić.
- Oni chcą ją tam zatrzymać, by zrobić z niej ambasadora jakiegoś. Chcą ją zatrzymać na Atlantydzie. - 
- Ale dlaczego? - 
- Chcą zmusić Posejdona do współpracy, Atlantydzi chcą coś na nim wymusić, a on chce Mel tutaj, a nie na Atlantydzie. Przetrzymując ją na wyspie jak najdłużej, mogą żądać czego chcą. - Kostek wszystko zrozumiał. Mel chciała zobaczyć wyspę, wspomóc Zena, a teraz? Teraz musiała wybrać. Jak się tam wybierze to zaszkodzi Posejdonowi. Zrozumiał to. Jego dziewczyna miała zawsze problem z podejmowaniem decyzji. Wziął ją na ręce, odwrócił się od Percy'ego i poszedł ją zanieść do Wielkiego Domu, by się ocuciła. Nad problemem będą się zastanawiać później.

czwartek, 7 sierpnia 2014

EPILOG, a może PROLOG

Wszyscy jej przyjaciele siedzieli w stołówce. Zajadali jakieś smakołyki, zapewne coś czego im brakowało na ARGO. Moment! Tam nie mogło niczego zabraknąć, bo przecież na talerzach pojawiało się to czego zapragnęli. Co dziwniejsze siedzieli przy jednym stole. O ile Mel dobrze widziała był to stół Aresa.
- Czyżby wielki i groźny bóg wojny oraz jego syn pozwolili wam siąść przy jednym stole i was nie zbiją? - stanęła na progu i spojrzała na nich.-
- Och, Mel! - Ewa podbiegła do niej i się przytuliła. - W gruncie rzeczy to Chejron powiedział, że ten jeden raz możemy jeszcze zjeść razem. A wiesz, Pana D. nie ma to łatwiej nam to ujdzie na sucho. Siadaj. -
- I co robiłaś na Olimpie? - Percy zadał pytanie, ale Mel widziała, że wszyscy pragną poznać odpowiedź na to pytanie. Opowiedziała im, więc o "raporcie" Zena. Pominęła swoją rozmowę z Ateną. Nie chciała o niej mówić, bo ona i tak nic jej w sumie ważnego nie powiedziała. Widziała, że wydają się zaciekawieni, ale jednocześnie zawiedzeni, że nie działo się tam nic specjalnego. Ona jednak była jeszcze bardziej rozdrażniona brakiem jakiejkolwiek pochwały ze strony bogów. "Jeszcze tam wrócisz." Przeprosiła przyjaciół i poszła na plażę. Dawno nie siedziała spokojnie na pisaku, więc teraz z radością usiadła i zagrzebała ręce w ciepłym piasku.
- Hej. - obróciła się, ale koło niej już siadał Kostek. - Rozumiem, że samotność samotnością, ale nie przywitałem się z Tobą. -
Kostek nie przyznał się, że prawie chciał zmusić Jasona, by ten kazał wiatrom zanieść go na Olimp. W końcu przyjaciele jednak go uspokoili i w miarę spokojnie dotarł z wszystkimi do Obozu.
- Przepraszam. Jestem troszkę zmęczona. - Mel uśmiechnęła się do niego, a on pochylił się i delikatnie ją pocałował.
- Hej.
- Hej. - uśmiechnęli się do Siebie. Kostek zapatrzył się w jej oczy, a ona w jego. Długo jednak nie było im dane. W morzu się zakotłowało i wyskoczył z niej bąbel.
- Co to? - Kostek wstał i dotknął go, ale on "wyrwał" mu się i podleciał do Mel. Dopiero na jej ręce pękł, a ze środka wypadła kartka. Dziewczyna otworzyła ją i przeczytała.
Mel! Chcę Cię zaprosić na moje przyjęcie zaręczynowe.
Tutaj zgodnie z tradycją przygotowania trwają miesiąc.
Będę zadowolony, jeśli się pojawisz.
Możesz wziąć Kostka.
Pozdrawiam
Zen.
- Co? Co to znaczy? - Kostek usiadł koło niej znowu i czytał przez ramię. - Co to ma znaczyć?
- Znaczy się, że wracam na Atlantydę, a ty ze mną jak chcesz. - Gdy Mel to mówiła syn Aresa popatrzył się na nią z uwielbieniem.
- Zwiedzimy wyspę. Z Tobą zawsze pojadę. Już Ci to mówiłem. - pocałował ją, a Mel zapomniała o wszystkim co ją frapowało. Wróci na Atlantydę, a Zen? Zen najwyraźniej się żeni.
------------------------------------------------------------------------
Krótki, ale zostawiam go tak, żebyście mieli na co czekać ;) Pozdrawiam gorąco :)

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 50 - TO DOPIERO KONIEC POCZĄTKU...

"To nie jest ko­niec, to na­wet nie jest początek końca, to do­piero ko­niec początku." Winston Churchil

- Tłukliśmy się przez pół świata, tylko po to, żeby oni nam teraz powiedzieli "żegnamy"? - Jason czuł się podwójnie przegrany. Pojmali ich jakby byli całkowicie nieszkodliwi, a dla syna Zeusa to było ciężkie przeżycie. Poza tym liczył na jakieś lepsze przyjęcie. Cóż tu mówić, Atlantydzi nie sprostali jego oczekiwaniom.
- Znaleźliśmy Atlantydę. Król powiedział, że nie są gotowi by wystawić się znowu na świat. Nie wiem czemu. - Annabeth siedziała na przeciwko Jasona i oglądała miecz z Błękitnej Grecji, który dostali od króla. Dostali też kosz różnych kamieni szlachetnych i ogólnie mnóstwo prezentów. Na razie nie potrafiła zmusić miecza by rozpływał się jak ten Mel, ale jak wypływali to jeden z wojowników dał jej kilka wskazówek, więc teraz męczyła ten kawałek metalu.
- Co nie zmienia, że czuje się oszukany. Leo, daleko jeszcze? - powrót do domu miała trwać stosunkowo krótko, dzięki jakimś specjalnym dodatkom od Atlantydów.
- Nie, tylko trochę. Na razie bezproblemowo. - Leo jak zwykle wpadł do mesy, złapał tosta i pobiegł znowu na pokład. Jak zwykle pod masztem siedziała Mel, ale nie z Kostkiem. Obok siedział Percy i o czymś cicho rozmawiali.
- UWAGA! - Leo zobaczył kulę ognia, która pędzi w stronę tej dwójki. Zatrzymała się jednak z kuli ognia powstał... Apollo.
- Melania, zostałaś zaproszona na Olimp. W trybie pilnym, nie możemy czekać, aż wrócicie do Nowego Jorku. Idziesz ze mną. - zanim ktokolwiek zdążył zareagować Apollo znowu zmienił się w kulę ognia, tym razem połykając Mel. Bardzo szybko zniknęli za horyzontem.
- No dobra. To kto pójdzie powiedzieć reszcie, a przede wszystkim Kostkowi? - Leo popatrzył na Percy'ego, a syn Posejdona nie pozostał mu dłużny. Żaden nie chciał iść i ogłosić, że Mel, znowu "została porwana". 
***
Apollo puścił Mel, a ona przeturlała się jeszcze kawałek. Szybko jednak stanęła na nogi i popatrzyła się na boga ze złością.
- Co to ma znaczyć?! - on jednak pokazał jej, że ma się odwrócić. Dopiero teraz zobaczyła, że znajduje się w świątyni. Przed nią stał ołtarz, a za nim krzesło na którym siedziała Atena.
- Dziękuję Apollo. Mel cieszę się, że wreszcie mogę Cię zobaczyć córko! - bogini mądrości czytała książkę i mówiąc do Mel nawet nie podniosła głowy.
- Nie jesteś moją matką! - Mel krzyknęła, a jej głos potoczył się po świątyni. 
- Uważaj, bo Zen już przekonał się co to znaczy stracić boskiego rodzica. Chociaż ty pewnie nie miałabyś problemów, bo Posejdon przyjął by Cię z otwartymi rękami... - 
- I dobrze! On mi jakoś częściej pomagał niż ty! - Atena ze spokojem odłożyła książkę i wstała. Była wzrostu dorosłej kobiety co znaczy, że była jedynie troszkę większa od Mel. Jej burzowe oczy zdawały się przewiercać dziewczynę na wylot.
- Nie zdajesz sobie sprawy Melanio jak często Ci pomagałam. Byłam przy tobie, gdy udowadniałaś, że Wojtek to syn Jupitera, wszystkie twoje wybory, pomagałam Ci podjąć decyzję, a wyspa syren? Też tam byłam. - usiadła znowu na krześle i wzięła książkę, jakby jej w ogóle nie obchodziło co Mel myśli.
- Po co w takim razie musiałam przybyć na Olimp? - w rogu świątyni stała mała fontanna i woda zaczęła wyraźnie teraz coraz wyżej wyskakiwać z misy.
- Wasza misja dobiegła końca, znaleźliście Atlantydę. Nie martw się, bo wrócisz tam wcześniej niż myślisz. Ja chciałam Cię tylko zobaczyć, ale w sali tronowej czeka na Ciebie Rada Olimpijska i ktoś jeszcze. - Atena uśmiechnęła się do książki, więc Mel nie wiedziała czy to do niej czy nie. Za chwilę bogini machnęła ręką i za chwilę jej córka pojawiła się przed tronem Zeusa.
- Nareszcie! Nasza bohaterka! Wstań Melanio! - pan błyskawic patrzył na nią z uśmiechem i radością. Wstała z zaskoczeniem.
- Tak panie. Jeśli mogę zapytać, co ja tu robię? - Mel popatrzyła na wszystkie trony. Jej matka już siedziała na swoim, wyglądała inaczej i już nie miała książki.
- Czekasz na pierwszy raport z wyspy, którą znalazłaś. - Zeus wyglądał na rozentuzjazmowanego, a Posejdon obok niego ta co chwilkę podskakiwał na swoim tronie. Zaległa cisza, a po niej nad ogniskiem pojawiła się kropla, a w niej... twarz Zena. Potem było tylko lepiej. W tym samym momencie Afrodyta i Posejdon krzyknęli "Zen, dziecko jak się czujesz?". Mel nie wiedziała czy to oznacza, że Posejdon znowu przyjął go pod swoje skrzydła, czy to tylko przyzwyczajenie. Patrzyła na uśmiechniętą twarz Zena.
- Wszystko ok. Ale mam mało czasu, bo zaraz będziemy tutaj mieli jakieś święto. Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale zostanę przedstawiony oficjalnie jako syn Afrodyty - tu skinął nieznacznie matce i uśmiechnął się przepraszająco do Posejdona, który niedbale machnął ręką. - oraz jako kandydat do korony, przez to, że jestem chłopakiem księżniczki. - damska część Rady westchnęła z radością, a Mel się uśmiechnęła.do niego. - Tutaj na Atlantydzie jest spokojnie. Jednak król dalej nie chce słyszeć o powrocie do świata. Przykro mi. Muszę biec. - To mówiąc kropla wyparowała.
- Czy możecie mi powiedzieć, dlaczego tu jestem, bo raport był dosyć króciutki? - Mel wpatrywała się w Zeusa z oczekiwaniem.
- Musimy Ci coś wytłumaczyć. Miałaś znaleźć wyspę i wrócisz tam kiedyś, ale to nie ty byłaś głównym celem. - Posejdon patrzył na nią z uwagą. - Od początku miało się to skończyć tym, że Zen zostanie na Atlantydzie. Ty masz inną misję. To dopiero jej początek. - Mel nie zrozumiała ani słowa z tego co do niej mówili, ale bogowie zaraz zamienili się i cała sala znikła Mel z oczu.
***
Wylądowała na plaży. Tego się nie spodziewała kompletnie. Popatrzyła dookoła i zrozumiała, że znajduje się na plaży w Obozie. Wstała szybko i poszła w stronę areny. 
- Mel! Jak miło Cię widzieć dziecko! Udało się wam? - Chejron już galopował w jej kierunku, nie wiedziała jak to się stało, że tak szybko dowiedział się, że ona jest już w Obozie. Pokiwała głową z entuzjazmem, ale rozglądała się dalej. - Powiedz mi, jak to się stało, że cała załoga jest już od godziny tutaj, a Ciebie z nimi nie było? - Mel ucieszyła się jeszcze bardziej. To znaczy, że wszyscy już wrócili cali i zdrowi, a ona teraz też już dotarła.
- Apollo zabrał mnie na Olimp. Widziałam Zena. Ma być księciem Atlantydy i został synem Afrodyty na zawsze. To dobrze? - przyglądała się badawczo centaurowi.
- Wybrał swoją drogę. Ty swoją. To na pewno dobrze. Musisz wypocząć. Mam nadzieje, że będziesz miała choć chwilę spokoju. W stołówce czeka na Ciebie kilka osób, które martwiły się twoim zniknięciem. - Mel uśmiechnęła się. Załoga ARGO jadła kolację i czekała na nią. Pobiegła do stołówki.
***
Atena siedziała w swojej świątyni. Jej córka Annabeth świetnie ją zaprojektowała i było to jej ulubione miejsce na Olimpie. Spędzała tam dużo czasu. Teraz też czytała tutaj kolejną książkę historyczną. Czekała na niego z niepokojem. Nie wiedziała czego się spodziewać. On zawsze był nieprzewidywalny, tak samo jak morze, którego był bogiem.
- Ateno! - Posejdon stanął w drzwiach i skinął jej delikatnie głową. Podniosła wzrok znad książki i popatrzyła się na niego.
- Posejdonie. Jestem ciekawa w jakiej sprawie postanowiłeś się ze mną spotkać? - wstała i wskazała mu krzesło obok niej. Podszedł i usiadł na nim, nie zdejmując wzroku z bogini mądrości.
- Mel. Takie jakby nasze wspólne dziecko. Odkryła Atlantydę, ale nie została jej królową. Jest tylko jeden problem. - Atena patrzyła się coraz bardziej badawczo w stronę swojego rozmówcy. - Kiedyś wyspa pojawi się znowu w świecie i ktoś będzie się musiał nią wtedy zająć. Mel nie będzie mogła tego zrobić.
- Dlaczego? Moim zdaniem ma wszystko czego potrzeba, by zostać władcą takiej wyspy. - 
- Jest Dzieckiem Olimpu. OLIMPU, Ateno. Ona musi pozostać tutaj, ale wiem, że, o Zeusie - w oddali było słychać grzmot. - jak ciężko mi to przyznać. Ma najwięcej mocy od Posejdona, nawet więcej jak Percy, tylko jeszcze nie umie do końca tego wykorzystać. Atlantyda będzie jej potrzebować. To znowu będzie jej wybór. Będzie musiała na jakiś czas zamieszkać na wyspie. - 
- Dlaczego jej wybór? Posejdonie, mów jaśniej! - wstała i popatrzyła gniewnie na wuja.
- Albo będzie musiała oddać moc komuś, kto tam zamieszka, albo będzie musiała wyrzec się mocy Ateny, czyli jednocześnie przestać być prawdziwym Dzieckiem Olimpu. - Posejdon patrzył na bratanicę ze spokojem. Rozumiał jej obawy.
- Ona się nie zgodzi, żeby tam ruszyć. Bez przyjaciół? Tak szybko po powrocie? -
- Damy jej czas i może pozwolimy zabrać jej przyjaciół. Pamiętaj, że najważniejsze to żeby Atlantyda znowu pojawiła się na mapach świata. Wejdziemy wtedy w nową erę. Potężniejszą. Liczę, że mi pomożesz to osiągnąć?- Posejdon wpatrywał się w Atenę z oczekiwaniem. Ona pochyliła głowę i wpatrywała się w podłogę na której znajdowały się sowy. Wreszcie prawie niezauważalnie pokiwała głową.
- Ale nikt! NIKT! Nie może się dowiedzieć, że współpracujemy.  - to mówiąc zostawiła go w swojej świątyni.
- Nie martw się. Nikt się nie dowie, że oddamy dobrowolnie Olimp we władanie naszemu dziecku. - Obrócił się w stronę ołtarza. Kiwnął głową w kierunku marmurowej Ateny i zniknął.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo, ale kompletnie nie umiałam tego skończyć. Dalej uważam, że to nie jest idealne zakończenie, więc może dopiszę jeszcze epilog, który będzie jednocześnie prologiem drugiej części, ale jedno jest pewne. TO już koniec Części Pierwszej :) Dziękuję wam, że byliście ze mną przez wszystkie 50 rozdziałów, cały rok. Że wytrzymaliście tutaj. Dziękuję Wam bardzo :)