Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 49 - WITAJ I ŻEGNAJ KRÓLOWO ZACHODU

Pierwsza myśl: skąd Słońce w oceanie? 
Nie potrafiła na nie odpowiedzieć, ale biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia mogła uwierzyć we wszystko. Gdy Słońce przestało ją razić zobaczyła wielką górę pokrytą budynkami z białego kamienia (chyba marmuru), gdzieniegdzie poprzecinanymi złotymi wzorami. Potem Mel już tylko usłyszała jak ktoś woła jej imię i zemdlała...
***
- Nareszcie! - Mel zobaczyła nad sobą twarz Annabeth - Bałam się, że już się nie obudzisz.
- Gdzie... ja jestem? - podniosła się i rozejrzała dookoła. Siedziały w jakimś pokoju ale oprócz nich nie było nikogo.
- W Atlantydzie! A konkretniej w jakiejś zamkniętej komnacie w pałacu Atlantydów. Czekałam aż się obudzisz.
- Co się działo odkąd wpłynęliśmy? 
- A co pamiętasz? - Annabeth popatrzyła na Mel badawczo, a to jej powiedziała o górze, czyli o tym co pamiętała.
- To mało. No więc powiedzieli nam, że na razie jesteśmy ich gośćmi. Potem zapytali, które z nas ma ich kroplę. Na początku nic nie rozumieliśmy. - Mel popatrzyła na swój nadgarstek, gdzie na jej bransoletce wisiała kropla. - Tak, potem zrozumieliśmy, ale ty zemdlona leżałaś na środku pokładu na kolanach Kostka. Podnieśli twoją rękę i zaczęli krzyczeć, że kłamiemy, że nic nie wiem... - 
- Jak mogli was o to oskarżyć, przecież... - Mel wstała, ale tak gwałtownie, że się zachwiała i upadła znowu na łóżko.
- Uważaj. Zaczęliśmy im tłumaczyć, że zapomnieliśmy, że jesteśmy w szoku. Długo na mnie nie patrzyła, ale za chwilę powiedziała, że może nam nie wierzy, ale możemy porozmawiać. Zastrzegli jednak, że będą rozmawiać tylko z Tobą. - Mel nie lubiła, gdy ktoś patrzył na nią z takim... takim... nie wiedziała jak to nazwać, jednak w oczach Annabeth było wiele nadziei.
- A gdzie reszta?  - w momencie gdy tylko zapytała poczuła, że było to chyba pytanie, którego Annabeth się najbardziej obawiała.
- No wiesz... Chłopaków zabrali zaraz ze statku, bo powiedzieli, że są wojownikami i nie mogą ich tak swobodnie na razie puścić. Gdzieś ich zamknęli. Dziewczyny też są gdzieś, ale nie wiem gdzie. No i jest coś co mogłoby Cię zaciekawić. - popatrzyła tajemniczo na Mel, a gdy ta kiwnęła jej, żeby mówiła dalej, nabrała powietrza i mówiła spokojnie dalej. - Zena puścili wolno - 
- CO?! Jest zdrajcą?! - Mel znowu wstała, co prawda mniej gwałtownie, ale znowu opadła na łóżko.
- Nie, nie jest zdrajcą! Zaraz jak nas zaczęli oskarżać, Piper użyła czaromowy. Oni jednak powiedzieli, że nie ma próbować, bo i tak nic nie wskóra. Potem okazało się, że wiedzą kim jesteśmy, w sensie czyimi dziećmi. Zabrali chłopaków, a Zen stał dalej wolno. Zapytał dlaczego jego zostawili, a on, że Afrodytę czczą tylko jako patronkę młodych kobiet, dziewcząt. Nie ma tutaj półbogów do Afrodyty. Zapytałam jak to się dzieje, a oni, że bogini dostarcza im tylko swoje córki. Co znaczy, że Zen tłucze się gdzieś po Atlantydzie jako nikt. - 
- Ale dalej nie wiem co to dla nas oznacza. - Mel popatrzyła na przyjaciółkę badawczo. Zen naprawdę nie był teraz jej najważniejszym zmartwieniem.
- Nie rozumiesz? Nic mu nie zrobią, dopóki nie dogadają się z nami, bo nie mają jak wprowadzić syna Afrodyty, bo tutaj takich nie ma... - 
- Zaraz! Mówisz, że tu są inni półbogowie? - Annabeth pokiwała głową.
- Głównie dzieci jednego boga. Ale są też inni. Poznałam to po niebiańskim spiżu. Mają tu tego trochę, ale więcej jest tej twojej Błękitnej Grecji. Oni chyba tutaj to wykuwają, bo mają jakieś kuźnie, ale wracając do tematu. Mamy poza murami osobę, która może nam w razie czego pomóc. - Mel chyba wtedy zrozumiała, o co jej chodziło. Długo jednak się nad tym nie zastanawiały, bo usłyszały chrzęst klucza w zamku.
- Mel, słuchaj! Jestem twoją najbliższą współpracownicą. Musiałam im tak powiedzieć. Najprawdopodobniej zaprowadzą nas przed jakąś radę, czy coś. Ok? - dziewczyna pokiwała głową i akurat otwarły się drzwi.
- Nasza Śpiąca Królewna się obudziła? - strażnik podszedł do dziewczyn. - To dobrze. Wszyscy już na Ciebie czekają.
Nie miały kajdanek, nie miały nic. Strażnik nie miał broni. Jak zrozumiała Mel, one też nie miały mieć. Popatrzyła na Annabeth z niemym pytaniem i ona dzięki bogom zrozumiała. Pokiwała smutno głową. Zabrali jej broń. Ona jednak przecież miała, postanowiła na razie nic nie robić. Dowiedzą się co od nich oczekują. Od niej. Szli korytarzem na którego podłodze były błękitne kafelki, a ściany były białe. Tylko co kawałek pojawiały się jakieś rysunki błękitem. Strażnik był ubrany jak starożytny hoplita. Tym bardziej dziewczyny zdziwiły się, gdy z kieszeni (?) wyciągnął krótkofalówkę (?!) i powiedział:
- Ona nadciąga. Pięć minut do sali. Gotowość. - potem obrócił się do nich i z uśmiechem powiedział. - Trzeba być zorganizowanym, prawda? - 
Za chwilę wyszli z korytarza do większej sali. W niej na podłodze leżały kafelki w takim morskim kolorze, a ściany były powleczone srebrem oraz były w nie wmurowane kamienie szlachetne. Na pierwszy rzut oka była pusta, jednak za chwilę z pozostałych korytarzy wprowadzono resztę załogi ARGO, która była zamknięta w pałacu.
- Macie chwilę, zanim ona wejdzie do sali. W zależności od tego jak będą szły rozmowy, może i wy wejdziecie. - strażnik odszedł do pozostałych strażników. 
- Żyjesz! - na Mel wpadł Kostek. Pocałował ją, ale nie było im dane się cieszyć długo tą chwilą, bo zaraz Mel przejęła Ewa, a po niej Percy, który już przywitał się wylewnie z Annabeth, a teraz przytulił "swoją małą siostrzyczkę". Potem wszyscy połączyli się w jednym wielkim grupowym uścisku, który został przerwany przez strażników. Mel została poprowadzona do drzwi. Słyszała, jak strażnicy mówią coś do reszty, a zaraz obok niej stanęła Annabeth.
- Mówiłam. Jestem twoim doradcą. - uśmiechnęła się, a strażnik otworzył drzwi i weszły do środka. Sala była ogromna. Podłoga wyłożona była zielonymi kafelkami, ściany były złote, i było w nich więcej kamieni szlachetnych, niż w tej poprzedniej sali. W suficie była dziura, przez którą świeciło Słońce. Odbijało się ono od tych wszystkich szmaragdów, turkusów, diamentów, przez co miało się wrażenie, że tańczą one po ścianach sali. 
- Piękne, prawda? - dziewczyny dopiero teraz spostrzegły na tronie mężczyznę. Był młody, przystojny. Patrzył na nie swoimi zielonymi oczami. Był ubrany w rzymską togę, ale krótszą. W pasie był przewiązany złotym sznurem, a na swoich miodowo-brązowych miał koronę. Strażnicy przyklękli przed nim, ale za chwilę odwrócili się i razem z królem przyklękli przed Mel.
- Nareszcie do nas przybyłaś.Cieszymy się. - król zszedł z podestu, na którym stał tron i podszedł do dziewczyn. Objął Mel ramieniem, machnął na straż i wyszedł z nią do ogrodu, który był po prawej stronie sali tronowej. 
- Opowiedz mi swoją historię. - Mel zaczęła więc opowiadać królowi wszystko od czasu, gdy trafiła do Obozu Herosów. O swoich rozterkach, strachu, o Kostku, o Zenie, o Ewie, o wszystkich. Nie wiedziała czemu to wszystko mówi, ale czuła, że tak trzeba. Przechodzili się pięknymi ogrodami, w których Mel widziała wiele roślin i zwierząt o których istnieniu nie miała pojęcia. Annabeth i strażnicy szli w pewnej odległości od nich.
- Wierzę Ci, że mówisz prawdę. Wiedz Melanio, że czekaliśmy na Ciebie tutaj długo. Wierzyliśmy jednak, że zostaniesz naszą królową, widzę jednak Królowo Zachodu, że ta podróż do nas nauczyła Cię wiele i twoje życie jest tam, poza murami naszego miasta. Zasady są jednak stałe, ktoś musi zostać w mieście. Wiem, że mój wygląd jest mylący, ale jestem już stary i zmęczony władzą, mam jednak córkę. Ona przejmie władzę, gdy ja zniknę w morzu. - Mel popatrzyła na króla.
***
Zen szedł po mieście. Nikt nie zwracał na niego uwagi, nikt się nim nie przejmował. Głupio być dzieckiem Afrodyty. Tutaj zdawało się, że wszyscy nim gardzą. 
- Witaj! - przed nim stanęła dziewczyna. Wysoka blondynka o zielonych oczach. - Kim jesteś? To jest tak małe miasto, że wszyscy się tu znają, a Ciebie nie znam. Musiałeś przyjechać z resztą, ale dlaczego tato Cię wypuścił, skoro ich zamknął. - wyrzucała słowa z prędkością karabinu maszynowego. - No taak. Ty musisz być tym zakazanym synem Afrodyty. U nas takich nie znajdziesz. Pokazać Ci miasto? Pewnie, że tak. Spodoba Ci się tutaj, może nawet bardzo. To jak?
Zen uśmiechnął się do niej, a ona wyciągnęła do niego rękę.
- Chętnie. - Odpowiadając na to pytanie, nie wiedział, że ta dziewczyna to niespodzianka od jego matki oraz, że to ona zagości teraz w jego sercu, wypełniając pustkę po Mel. Chociaż bardzo możliwe, że jako syn bogini miłości coś przeczuwał. W końcu takie rzeczy wyczuwa się na odległość, gdy jest się zakazanym dzieckiem Afrodyty.
***
- Królu, ale... wybacz po pierwsze ty masz dwadzieścia lat! - Król się uśmiechnął i sprostował, że ma dwadzieścia TYSIĘCY lat. A jego wygląd to skutek życia w Atlantydzie, gdzie wszyscy wyglądali na wiek ok.dwudziestu lat. Mel wydała z siebie cichy jęk,a zaraz ciągnęła dalej. - Po drugie kogo mam zostawić? Królu wszyscy są mi bliscy i nie jestem w stanie powiedzieć kogo mogę zostawić. -
- Ależ Królowo, mamy wytypowanego ochotnika, on zresztą sam się zgłosił. Jak mniemam to część jego wyboru. Zresztą chętnie go tu przyjmiemy, takich jak on nie mamy tutaj w ogóle. - Król popatrzył na Mel, a ona już zrozumiała o kim mowa. Nie rozumiała tylko czy ona będzie potrafiła go tak tutaj zostawić. - Nie mniej Królowo, wiemy, że jesteś tutaj by nas wyciągnąć na światło dnia zachodu, ale my nie jesteśmy gotowi. Nie jesteście naszymi wrogami, ale poza tą jedną osobą nikt tu nie może zostać. Ty jednak Królowo i Córko Olimpu będziesz mile widzianym gościem. -
Król skłonił się lekko przed Mel i wrócił do pałacu. Do dziewczyny podeszła Annabeth. 
- Strażnicy powiedzieli, że naprawili ARGO. Mamy wracać. Dostaniemy od nich jakieś dary. Jako zapłatę. Wiesz za co? - przyjaciółki popatrzyły na siebie i Mel kiwnęła głową.
- Za Zena.
***
Zanim zapakowali się znowu na statek przeszli się po mieście. Było piękne i wszyscy żałowali, że nie mogą tu zostać na dłużej. Wiedzieli jednak, że król o ile był miły w rozmowie (Mel streściła im krótko o czym rozmawiali), miał też swoich strażników, których mógłby użyć przeciwko nim. Równo w południe stawili się w porcie. ARGO stał już gotowy. Leo, gdy tylko go zobaczył, pisnął z radości i pobiegł w jego kierunku. Za chwilę stał już na pokładzie i gawędził z Festusem.
- Królowo. - król Atlantydy lekko przyklęknął przed Mel, gdy ta szła z Kostkiem w jego stronę. - To jest Kostek jak rozumiem? - Gdy Mel kiwnęła głową ten podszedł do jej chłopaka i przywitał się z nim. - To jest moja córka. - wskazał na wysoką blondynkę, która miała jego oczy. Jednak gdyby nie powiedział, że to jego córka można by wziąć ją za jego siostrę. Obok niej stał... Zen.
- Mel. Zostaje. Naprawdę, nie przejmuj się. - to ostatnie dodał widząc jak szklą się jej oczy. - Dasz radę. W końcu masz Kostka. - Mel pokiwała głową, a Kostek podszedł do Zena. Od wizyty na wyspie Erosa oboje stali się kimś na kształt przyjaciół. Pożegnali się. Wszyscy, poza nimi byli już na ARGO.
- Witaj i żegnaj Królowo Zachodu! Atlantyda zawsze będzie dla Ciebie domem Córo Olimpu. - Król skłonił się, tak jak wszyscy jego poddani, gdy Mel z Kostkiem wchodzili na statek. Pomachali im, popatrzyli na Zena, który trzymał za rękę córkę króla (wydawało mu się pewnie, że nikt tego nie widzi).
- Szybko awansowałaś na królową. Dokąd teraz? - Kostek przytulił się do Mel od tyłu i mówił prosto do jej ucha.
- Do domu - gdy tylko to powiedziała, statek zaczął odpływać od Atlantydy.


wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 48 - WRÓG U BRAM

Percy stał na pokładzie, opierając się o burtę. Wiatr smagał go po twarzy, a jego niesforne czarne włosy co chwilę spadały mu zielone oczy. Wiedział gdzie mają się udać, ale na razie nikomu nie mówił. Nawet Leo nie wiedział, Percy mu mówił po prostu gdzie ma płynąć. Zresztą Leo wiedział, że nawet gdyby mu Percy nie mówił to on jako syn Posejdona poradziłby sobie z ARGO, więc syn Hefajstosa ze spokojem spełniał jego wymagania. Wszyscy ze spokojem czekali na jakikolwiek znak z ich strony, a jak na razie zajmowali się pracami porządkowymi i oczywiście relaksowi. Widoczna też była duża zmiana w relacjach załogi. Nikt nie wiedział co się stało na wyspie między Mel, a Zenem. Próbowali się tego dowiedzieć, ale żadne nie chciało powiedzieć reszcie. Po wielu rozmowach i pytaniach Mel powiedziała Ewie, że na wyspie spotkali Erosa. To spowodowało tylko kolejną falę pytań, ale tu właśnie wkroczył Kostek. On po powrocie Mel z wyspy zauważył, że Zen już nie patrzył na nią takimi maślanymi oczami, więc przestał się też czepiać syna Neptuna/Afrodyty i teraz gdy zadawali pytania co się stało na wyspie, Kostek powiedział:
- Dajcie już spokój! Wrócili i powiedzieli nam gdzie mamy płynąć dalej. Koniec tematu. - i ostentacyjnie wyszedł z mesy podczas śniadania, gdy padały kolejne pytania. W sumie dopiero ta jego deklaracja, która pokazała, że on nie ma pretensji, nie chce wiedzieć co się stało, zamknęła niejako temat. Chociaż Mel czuła, że pytania jeszcze wrócą.
- Cześć! Nie zejdziesz na śniadanie? - Mel stanęła koło Percy'ego. Oboje spędzali ostatnio większość czasu na pokładzie, bo to było niejako ich miejsce. Jednakże z zasady nie wchodzili sobie w drogę i siedzieli tam tylko jeśli drugie było gdzie indziej.
- Śniadanie o tej porze? - mieli bardzo duży problem z czasem na Morzu Potworów. Zegarków nawet nie mieli, bo szalały i w sumie czas był dla nich teraz odliczaniem od rano do wieczora. Percy wstał jak było już jasno, ale był pewien, że jest zbyt wcześnie, żeby inni już wstali. No był jeszcze Leo, ale on miał wartę w nocy.
- Wszyscy wstali, mało tego część już zjadła. Annabeth powiedziała, że z jej obliczeń to wstałeś jakieś dwie i pół godziny temu. - Percy popatrzył na Mel z niemym pytaniem w oczach. Tak długo tu stał i nic nie zauważył? Chciał zejść na śniadanie, ale zauważył, że jego ręce ciągle są zaciśnięte na burcie.
- Dobra. Teraz jestem w stanie uwierzyć, że stoję tu tyle czasu. - to mówiąc udało mu się wreszcie oderwać dłonie skostniałe od ciągłego wiatru i zaciskania na drewnie. Odwrócił się i zszedł do mesy. Na pokładzie została teraz Mel.
- Mel! Możesz tu przyjść? - Leo wołał córkę Ateny znad koła sterowego. 
- Co się stało Leo? - Mel stanęła koło niego. W ręce trzymał swój kontroler Wii, a przed nim leżały mapy z jakimiś kreskami. 
- Możesz przez chwilę posterować, bo trochę zgłodniałem i też bym poszedł na śniadanie. - Mel spłonęła rumieńcem. Przyszła się zapytać Percy'ego czy jest głodny, ale nie wpadła na to, żeby zapytać Leo. Pokiwała głową, że zostanie tu.  - Poza tym, nie masz pojęcia może, gdzie my płyniemy? Cały czas mam kierunek tak na południowy-zachód, ale nie wiem co knuje ten twój "brat". Mogłabyś się temu przyjrzeć? - Mel znowu pokiwała głową, na co syn Hefajstosa się uśmiechnął i poszedł na śniadanie.
Mel pochyliła się nad mapami. Były to kursy po jakich płynęli, takie, które zaprogramował Leo albo Percy. Kreski były pod różnym kątem, ale wszystkie kierowały się niedaleko Portoryko. Mel wiedziała, że tam coś jest, ale nie potrafiła sobie teraz przypomnieć.
- Mel!! - Ewa wpadła na pokład, ale zaraz zobaczyła przyjaciółkę i przybiegła do niej. - Co ty tu robisz?
- Steruje, bo oni poszli na śniadanie. - Ewa pokiwała głową ze zrozumieniem. - Wiesz co jest w Portoryko?
- No pewnie. Tam jest jeden z wierzchołków Trójkąta Bermudzkiego, a co? - Mel już wiedziała wszystko. Pierwotnie Atlantyda miała się znajdować niedaleko dzisiejszego Giblartaru, a to przecież koniec Morza Śródziemnego, koniec starożytnego świata. Morze Potworów było Morzem Śródziemny. Skoro wszystko przenosi się na Zachód to Atlantyda też. Mieli ją znaleźć niedaleko Portoryko.
- Nic, ale wiem gdzie płyniemy. Kierunek na Portoryko. - Mel machnęła kontrolerem Wii, a ARGO nieznacznie przyspieszył. 
***
Ileż to było tłumaczenia, ileż pytań. Największy problem miała Annabeth, która gdy już Mel powiedziała wszystkim, że już wie gdzie mają płynąć, ciągle tylko cicho zadawała pytanie "Ale skąd on wiedział?". Po długim czasie, gdy już nawet Nico zaniepokoił się tym, że córka Ateny siedzi w mesie i mówi do siebie, poszli do Percy'ego i kazali mu wytłumaczyć jego dziewczynie jak to się stało, że on wiedział. On jej długo tłumaczył, że Atlantyda była miastem Posejdona i dlatego on wie o niej troszkę więcej. Jak wyszli ze stołówki to wyglądali na bardziej zadowolonych niż powinni być po takiej rozmowie, ale reszcie coś mówiło, że Annabeth długo będzie się zastanawiać jak to się stało, że Glonomóżdżek był mądrzejszy tym razem. Na statku w tym czasie wrzało. Wszyscy gorączkowo szykowali się do wypłynięcia z Morza Potworów, a jednocześnie do spotkania na Atlantydzie. Nikt nie wiedział co ich tam czeka, dlatego woleli się przygotować. Mel przejęła teraz funkcje Percy'ego i to teraz ona razem z Leo kierowali statkiem. Po pokładzie kręcił się Kostek z Wojtkiem, bo gdy Leo biegnąc przez pokład potknął się o dziurę, która wyglądała dziwnie podobnie do tych, które pojawiały się, gdy syn Aresa opierał się o miecz, nakazał im naprawienie tych wszystkich dziur, Tak w zasadzie to Kostek dostał to zadanie, ale Wojtek powiedział, że będzie im prościej jak zrobią razem. Cała reszta kręciła się gdzieś po statku, głównie sprzątając, bo wszędzie już nazbierały się jakieś śmieci. Na przykład w mesie, pod ścianą znaleźli kartki z zapiskami z początku wyprawy, gdy analizowali gdzie mają się udać i co robić. Wszyscy, więc aktywnie sprzątali albo naprawiali popsute mechanizmy. 
- Już jesteśmy blisko. Jeszcze jakieś pół godziny i dobijemy do wybrzeży Portoryko. - Mel pokazała Leo ląd na horyzoncie. Jednak zanim zastanowili się co ich tam czeka, statkiem wstrząsnęło. 
- Co to? - Leo popatrzył na pokłada, ale nic tam nie było widać, poza Wojtkiem i Kostkiem, którzy przestali pracować i patrzyli co też tak wstrząsnęło statkiem.
- Nie mam pojęe... - Mel nie dokończyła, bo właśnie wtedy przez środek pokładu owinęła się wielka macka. Po chwili pojawiła się druga. Mel krzyknęła "UWAGA!" do Kostka i Wojtka, którzy już biegli do sterowni. Za chwilę poczuli jak statek jest wciągany przez te macki pod wodę. Na pokład wypadł Percy.
- Co się dziee...? - nie dokończył, bo właśnie zobaczył macki, które się zaciskały. ARGO dziwnie trzeszczał, a Leo stał w kącie pomrukując "mój statek... mój kochany statek".
- Percy! To nas zaraz wciągnie pod wodę. Pomóż mi! - Mel patrzyła na syna Posejdona z niemą prośbą w oczach, czekając na jego reakcję. On najpierw nie zrozumiał o co jej chodzi, ale po chwili wyciągnął ręce i razem stworzyli bąbel. W samą porę. Już po chwili byli pod wodą, na szczęście mieli powietrze by oddychać.
- Czy mi się zdaje, czy właśnie za moim oknem przepłynęła ryba? Ja wiem, jesteśmy na morzu itd., ale moje okno zazwyczaj było ponad powierzchnią, więc możecie mi wyjaśnić o co chodzi? - Piper wypadła na pokład, za nią Jason i Zen. Widać skończyli sprzątać i gdzieś razem gadali. Ostatnio zresztą spędzali ze sobą dużo czasu.
- No, bo widzisz my jakby wszyscy jesteśmy pod wodą. - Wojtek stał najbliżej tej trójki i patrzył jak na ich twarzach złość ustępuje szokowi, a następnie strachowi.
- Najgorsze jest to, że nie wiemy gdzie on nas ciągnie. - Kostek powiedział to chyba w złym momencie. Właśnie wtedy macki lekko zelżały, ale ponad burtą pojawiła się wielka głowa.
- Kraken... - Mel wyszeptała, a potwór pchał ich do przodu. Nagle w coś uderzyli. Kraken zniknął, a oni czekali nie wiadomo na co. W końcu, po chwili, Kostek, Percy i Jason poszli na drugą stronę statku zobaczyć w co uderzyli. Po chwili ich śladem podążyła Mel z Piper. W tedy też na pokładzie pojawiła się Annabeth i Nico, więc reszta wytłumaczyła im co się dzieje. Dziewczyny doszły do chłopaków i wtedy zrozumieli, że znajdują się w jakimś tunelu, więc bańka znikła.
Εχθρός προ των πυλών. Έχουν πτώση μας, το νοιώθω. Ανοίξτε? - wszyscy oczywiście zrozumieli i popatrzyli na Mel.
- Ανοίξτε! - wrota się rozwarły, a ich oślepiło światło.
--------------------------------------------
Wróg u bram. Mają naszą kroplę, wyczuwam to. Otworzyć?

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 47 - MUSISZ ZNALEŹĆ SWOJE SZCZĘŚCIE

Mel szła do przodu, jednak ciągle oglądała się do tyłu w kierunku ARGO. Widziała jak stoją wszyscy. Potem część odchodziła. Na koniec została tylko Annabeth. Przynajmniej Mel się wydawało, że to była właśnie ona. Odwróciła się znowu w kierunku wyspy. Jednak Zen był daleko przed nią.
- Hej! Czekaj, czekaj! - Mel próbowała go dogonić, ale on szedł dosyć szybko.
- Nie ma na co czekać. Załatwmy tą bestie i wróćmy na statek. - Zen zwolnił, ale nie poczekał na nią. Melania szybko dobiegła do niego i złapała go za rękę. 
- O co Ci chodzi? Jesteś na mnie zły? - popatrzyła na chłopaka, a on przypomniał sobie, jak piękne ma oczy. Westchnął prawie nie zauważalnie, tak by ona nie zdała sobie sprawy jak bardzo boli go to, że nie wybrała jego. Wyrwał jej rękę.
- Nie wcale nie jestem zły. Wybrałaś Kostka, a teraz ja mam iść z Tobą na misję? Nie jestem zły, jestem wściekły - odwrócił się znowu od niej i zaczął iść. Mel jednak miała dosyć jego zachowania i szybko dobiegła do niego, a nawet go wyprzedziła.
- JA też nie jestem przeszczęśliwa, że mam z Tobą iść. Ale to nie ja sobie wymyślam przepowiednie. Więc pójdziemy, załatwimy szybko tą misję i wrócimy. Nie chce żadnych więcej Twoich humorów. Idziemy! - czekała na jego decyzję, ale wiedział, że z nią nie wygra. Mruknął pod nosem coś na kształt "Ok" i poszli dalej w głąb wyspy. Szli przez dłuższy czas w ciszy, ale że weszli w las nie przeszkadzało to nikomu. Dookoła było słychać ptaki i inne dźwięki, Zen wolał się nie zastanawiać co to jest i czuł, że Mel też się nie zastanawia nad tym. Nagle w środku lasu jak grzyby po deszczu, pojawił się wielki pałac. Biały jak z marmuru, ale widać było, że to nie marmur. Zen powiedziałby prędzej, że to kości. Ta myśl zaraz go zmroziła i postanowił się nie zastanawiać z czego jest zbudowany ten budynek. Wieżyczki były zakończone złotymi zwieńczeniami. Olaf pomyślał, że chyba na Olimpie nie powstydziliby się takiego pałacu.
- Czy ty myślisz, że to tam czeka na nas nasz potwór? - Mel patrzyła to z zachwytem, to z obrzydzeniem na pałac. Zen miał ochotę powiedzieć "Skądże, to jest hotel dla strudzonych wyprawą herosów. Odpoczniemy i pójdziemy dalej.", pokiwał jednak smutno głową.
- Znaczy się musimy tam wejść. - nie było sensu się kłócić, bo oboje wiedzieli, że muszą tam iść. Chwilę później stali przed wielkimi drzwiami. Mel powiedziała, że hebanowymi, ale Zena nie obchodziło to w ogóle. Podniósł rękę by zapukać, ale zanim to zrobił, wrota otwarły się same.
- Wchodzimy? - wiedział, jaka czeka go odpowiedź, ale wolał się zapytać. 
- Wchodzicie. Czekałem na was. - głos był zimny i taki nie ludzki. Oboje z chęcią by się odwrócili i odeszli, ale weszli do środka, a wrota się za nimi zamknęły. Dookoła było przeraźliwie cicho i ciemno.
- Melania i Olaf... W głębi duszy liczyłem, że to jednak wy będziecie. Rozgośćcie się - Znowu ten głos. Mel poczuła na ramionach gęsią skórkę.
- Kim jesteś? - Zen zdusił strach i zadał to pytanie.
- Waszym lękiem i wyborem. Przekonacie się, że tym właśnie jestem. - teraz głos się zaśmiał, a na przeciwko ich oświetliły się schody. Zrozumieli, że muszą tam wejść.
***
- Czy to musi tak długo trwać? - Kostek stał, oparty o burtę i wpatrywał się w wyspę. - Oni powinni już wrócić.
- Czy ty siebie słyszysz Kostek? - Annabeth przechodziła koło niego z nosem w jakiejś książce. Zważając na to, że musieli czekać na powrót Mel i Zena, postanowili się oddać małemu relaksowi. - Poszli niecałą godzinę temu, a ty już panikujesz. Mają w końcu potwora do pokonania. -
- Ale to tak długo trwa. Nie potrafię tak stać bezczynnie, to jest silniejsze ode mnie. - Kostek usiadł i oparł się plecami o burtę. 
- Nie przejmuj się. - Annabeth usiadła koło niego. Chciała mu pomóc, ale jakby ktoś słyszał teraz jej myśli słyszałby, że przeklina to, że nie może dalej czytać. - Jak nie wiesz jak sobie radzić, gdy twoja dziewczyna wyrusza na śmiertelną misję, to idź pogadać z Percym. Na pewno Ci pomoże. - córka Ateny popatrzyła na syna Aresa. Jemu rozświetliły się oczy. Przytulił ją, mruknął jakieś podziękowanie i pobiegł pod pokład. Annabeth uśmiechnęła się i już miała iść dalej czytać. Jednak na  pokładzie była cisza i spokój, więc oparła się wygodniej o burtę i otworzyła książkę na stronie, na której skończyła.
***
Szli bardzo pomału po schodach. Mel szła przodem, a Zen za nią. Przez długi czas było słychać tylko stukanie butów, ale potem ciche szepty, których nie mogli zidentyfikować. Okazało się, że na końcu schodów była duża sala, jakby tronowa. Wskazywała na to obecność wielkiego, złoconego tronu. Był on jednak pusty, więc dalej nie wiedzieli kim jest ten tajemniczy głos.
- Witajcie w moich progach. Miło mi was gościć. Wiem po co tu jesteście. Nie bójcie się, aż tak bardzo. Nie jestem potworem. - przez salę przeleciała smuga wiatru, która skłębiła się na tronie, ale nie uformowała nic konkretnego. - Ale skomplikuję wam życie. Nie wiem czy się domyślacie kim jestem. Na razie was nie oświecę. Nie będziecie ze mną walczyć ani nic takiego, macie tylko... - 
- Wiem kim jesteś. Bogowie! Ale co ty tu robisz? Przecież oni Cię spotkali w Chorwacji... - Mel patrzyła się z lekkim strachem w chmurę na tronie. Zen widział, że ją ta osoba martwi. On dalej nie wiedział z kim mają się zmierzyć.
- No cóż. Wszystko wędruje na zachód. Czasem pokazuję się tam, czasem tu. Teraz jestem tu, specjalnie dla was. - Mel mogłaby przysiąc, że chmura się uśmiechnęła, a może to tylko jej wyobraźnia?
- Chwila! Kto to jest Mel? - Zen stanął między Mel, a tronem. 
- Eros, Amor, jak wolisz. Zadowolony? - Mel wydawała się zmęczona tym wszystkim, a Zen mógłby przysiąc, że byli w pałacu nie dłużej jak godzinę.
- Musisz się wiele nauczyć od swojej przyjaciółki. Tak Olafie, jestem Erosem, Amorem. I mam dla was zadanie. Szczególnie dla Ciebie. - Mel znowu miała wrażenie, że chmura się uśmiecha. - Mel wybrała, ale Ciebie ten wybór boli. Macie proste zadanie. Musicie się pocałować, żeby udowodnić mi, że dziewczyna dobrze wybrała... -
- CO?! Nie mogę, mam Kostka, nie mogę. To by była zdrada. - Mel patrzyła się w chmurę, która przybierała kształt mężczyzny, ale zaraz się rozwiewała.
- Jeżeli dobrze wybrałaś to nie będzie to zdrada. Nikogo to nie będzie bolało, Kostka tu nie ma, a wy nic mu nie powiecie. Jeśli wybrałaś źle to będzie dla was próba, podczas której będziesz mogła zmienić wybór. Jeden pocałunek i dostajecie klucze. Macie czas na przemyślenia. OSOBNO! - w sali huknęło i Mel poczuła jak wyparowuje. Za chwilę znalazła się w pustej cel. Było w niej ciemno, ale jak się podniosła z podłogi i usiadła na łóżku, rozświetliło się światło. Ściany były w kolorze zielonym, ale były w nich wydrapane rysy. Mel opadła na łóżko. Co miała zrobić? Kochała Kostka, nie chciała tego robić. Wiedziała dużo o Erosie z opowieści, wiedziała, że nie da się go oszukać. Wybór był dla niej ciężko, a teraz to? Nie wiedziała kiedy zamknęła oczy i zasnęła.
***
Zen siedział pod ścianą. Czyż nie tego chciał? Przecież chciał pocałować Mel, chciał mieć jakiekolwiek szanse. Teraz jednak czuł się dręczony. Mel nie chciała zdradzić Kostka, a on czuł się gorzej niż mogłoby się wydawać. Czekał głównie na jej decyzję. Była zdolna do wszystkiego dla powodzenia misji, ale czuł, że to jest jedna z tych rzeczy, do których jest się zdolnym, dopóki nikt nie każe tego zrobić. Oparł się o poduszkę, którą ściągnął z łóżka i po chwili zasnął.
***
Kostek wczoraj rozmawiał z Percym. Troszkę go to uspokoiło, ale dzisiaj, kiedy się dowiedział o Leo, który miał w nocy wartę, że nie wrócili, znowu zaczął się denerwować. Siedział w mesie nad talerzem z płatkami kukurydzianymi, które już straszliwie rozmokły w mleku. Patrzył na krajobrazy z Obozu Herosów i chciał się tam jak najszybciej znaleźć. Do mesy weszła Ewa. Popatrzyła na niego. Nie wiedział jaką miał minę, ale sądząc po jej reakcji to straszną. Złapała tosta i szybko wyszła. Niech Mel już wraca, bo wszyscy go unikają ze względu na jego humor.
***
- Erosie. Erosie! Wiem, że mnie słyszysz. Podjęłam decyzję. Zgadzam się. ZGADZAM SIĘ! - Mel stała w celi. W nocy trochę spała, ale też przemyślała propozycję Erosa. Misja była ważniejsza. Poza tym czuła się pewna swojego uczucia do Kostka. Za chwilę pojawiła się znowu w sali tronowej, a obok niej na klęczkach Zen. W tronie dalej kłębiła się chmura.
- A więc jednak... Ciekawe. Proszę. Jestem gotowy. - Eros-chmura zaczął delikatnie formować się w postać mężczyzny. Zen wstał i wpatrywał się w dziewczynę.
- Jesteś pewna? - popatrzył na nią nieśmiało.
- Tak jestem pewna. Damy radę. Chodź tu. - te słowa jednak Mel powiedziała łamiącym się głosem. Podeszła do niego. Położyła ręce na jego ramionach. W odróżnieniu do Kostka, Zen był prawie tego samego wzrostu co ona. Pochyliła się do niego, a chmura z Erosa była już prawie, że mężczyzną. Zen dokończył dzieła i pocałował Mel. Czekał na to cały czas. Jednak... nic nie czuł. Jakby całował siostrę. Przerwali pocałunek w tym samym momencie. Wpatrywali się w siebie z rozbawieniem, a potem przytulili się i popatrzyli się na tron. Siedział tam już Eros jako mężczyzna.
- Ciekawe... dokonałaś dobrego wyboru. Gratuluje. Olaf... musisz znaleźć swoje szczęście, bo ta tutaj Melania już znalazła. - Eros uśmiechnął się chłodno. - Waszym kluczem jesteś ty Melanio. A wasz cel znajduje się na samym krańcu świata. To jest na krańcu morza. Wasz przyjaciel syn Posejdona będzie wiedział. Żegnajcie. - zaraz zmienił się w chmurę dymu.
- Wracamy? - Zen wydawał się spokojny.
- Wracamy. - Mel zbiegła po schodach, a Zen za nią. Byli już tak blisko celu.
***
- To oni! TO ONI! - Ewa stała na pokładzie i widziała dwie postacie, które zbliżają się. Wszyscy wbiegli na pokład, a za chwilę ściskali się i witali.
- Mel! - Kostek wbiegł na pokład i porwał swoją dziewczynę w ramiona. - Nie zostawiaj mnie nigdy już, dobrze? - 
Pokiwała głową i pocałowała go. Nad jego ramieniem widziała Zena, który z uśmiechem na nich patrzył. 
- Percy, mamy płynąć na koniec świata, morza. Wiesz gdzie to jest? - Zen patrzył na Mel i Kostka, ale za chwilę popatrzył na syna Posejdona.
- Wiem. Leo idziemy do sterów. Zaraz wyruszamy. - Leo zasalutował i poszli. Teraz jak tylko tam dopłyną, Atlantyda będzie ich...

piątek, 18 lipca 2014

Happy ONE YEAR! - DODATEK SPECJALNY



Dzień dobry! 
Na żywo dla państwa z Olimpu sam boski Apollo oraz jego 9 muz. Przeprowadzimy dla państwa relacje z obchodów pierwszej rocznicy (teraz właśnie w tym momencie mija rok! O 17:43 czasu środkowoeuropejskiego ;P) opowiadania
"Dziecko Olimpu i zaginione miasto". 

W programie jak zawsze świetna zabawa, ale powitajmy najpierw nasze gwiazdy na czerwonym dywanie! Bogowie tym razem odstąpili nie jako miejsca swoim półboskim dzieciom, sami już siedzą w sali tronowej, jednak to nie tam odbędzie się dzisiejsza uroczystość. Wszystko będzie miało miejsce przed pałacem w pięknych ogrodach im. Współpracy bogów i herosów. Oczywiście herosi cieszą się z tego, że to dzisiaj oni są w centrum uwagi.
"Nie wierzę! Bogowie nie będą się pchali w centrum wydarzeń? Ja Cię! Zawsze marzyłem, że wszyscy będą mnie podziwiać. No, bo w końcu wszyscy kochają Leo, nie?" Leo Valdez
"Pomyśleć, że nie dosyć, że nie chcą nas zabić to jeszcze pozwalają nam się bawić na Olimpie. Nie spodziewałem się, co najwyżej imprezy w Obozie, na którą wpadłby tato, Atena, Zeus, Pan D., ale taka impreza? Jestem w szoku! Prawie zemdlałem na wieść o tym" Percy Jackson
"Wszystko ładnie pięknie, tylko, żeby oni, znaczy żebyśmy my nie popsuli tego wszystkiego nad czym tak długo pracowałam... Ma być porządek!" Annabeth Chase
"Pierwszy raz na Olimpie jest taki ekscytujący! I to jeszcze impreza na naszą cześć! Nie wierzę w swoje szczęście! To jak jakiś sen." Wojciech Grądzki
To tylko niektóre z komentarzy jakich się nasłuchałem od Hermesa, gdy ten przekazywał im tę radosną wiadomość. Oni myślą, że to tak spokojnie przeszło... Całe wielogodzinne obrady trwały czy ich tutaj wpuścić, ale po sukcesie ich misji w końcu Zeus zarządził, że mogą tutaj urządzić rocznicę. Tylko ZAKAZ wstępu do pałacu, chyba, że ktoś zostanie wezwany. Ale, ale wróćmy do naszego czerwonego dywanu. Mieli się pojawić wszyscy, ale po późniejszych ustaleniach doszli, znaczy doszliśmy do wniosku, że by uniknąć chronicznego bólu głowy, wstęp mają tylko greccy półbogowie albo Ci, którzy się utożsamiają z Grekami. Tym o sposobem miało zabraknąć Hazel i Franka, ale Jason i Wojtek mieli się pojawić. Ale oto słyszymy dźwięk, który oznacza, że przyjechała winda, to znaczy, że pierwsi goście się pojawiają. Otwierają się drzwi i oto wkracza... Chejron!! Został tutaj zaproszony, no właśnie, nikt nie wie czy zaprosili go herosi, czy bogowie, ale pojawia się jak zwykle dostojnie i z uśmiechem.
- Witaj Chejronie! Jak zdrówko? -
- Apollo, widzę, że odnajdujesz się w roli konferansjera? Czuję się znakomicie! Ale nie zawracajmy już głowy,  końcu widzowie HefajstosTV czekają na prawdziwe gwiazdy, a nie na konia. - 
Może i nasz centaur ma racje, ale o to znowu słyszymy magiczni dźwięk windy. Kto to tym razem nas zaszczyci? Pomału rozsuwają się panele... oo! Ja już wiem kto to przyjechał! Widzę burzę rudych włosów, czy wy też już wiecie kto to? Tak to nasza Rachel! Ale któż to jej towarzyszy? To są nasi pierwsi bohaterowie na naszym święcie. Nico i Zen, przepraszam Olaf!
- Witaj Apollinie! Miło, że pozwolili mi tu przyjść -
- Żartujesz, Rachel! Jesteś naszą wyrocznią, jakie to święto bez Ciebie? -
- Dokładnie! Nico ma stuprocentową rację. Idźcie sobie zająć dobre miejsca. Ale Olaf, na Ciebie czeka reporter, blisko świątyni Ateny. Leć tam - 
Nasze pierwsze gwiazdy już idą zająć miejsca, a my wyczekujemy kolejnych. Ale zanim przyjdą to czas na reklamy!
"Jesteś zmęczony? Brak Ci sił? A potwory dalej Cię gonią? 
Łyknij świeżego nektaru! On pozwoli Ci dalej walczyć!"
Zamówienia przyjmuje Hermes. 
Producent nie odpowiada za jakiekolwiek uszczerbki na zdrowi spowodowane niewłaściwym spożyciem,
bądź użytkowaniem. Uprzedza się, że przed użyciem należy zapoznać się z ulotką bądź skonsultować
z Apollem. SZCZEGÓLNIE HEROSI!!

Halo, halo! Wróciliśmy po reklamach, ale zanim znowu na czerwony dywan to zapraszamy do naszego reportera, który rozmawia z Olafem "Zenem" Zendrowskim.
Reporter: Jak się czujesz?
Zen: Dziękuję, świetnie. 
Reporter: Fajnie się znaleźć na Olimpie?
Zen: Nie jest to tak ekscytujące jak za pierwszym razem, ale jest super jak zawsze! Mam nadzieje, że spotkam rodziców.
Reporter: Aaa właśnie, nie żałujesz swoich ostatnich wyborów?
Zen: Oszalałeś? To była chyba najlepsza decyzja. Nikt się nie wścieka, mało tego jakby mnie chwalą za tą decyzję. Ja się bawię świetnie. Pomału staje się popularny.
Reporter: Na początku stałeś się jakby czarnym charakterem, żeby potem pomału się zmieniać. Trudno było?
Zen: Ustalmy jedno. Nie byłem czarnym charakterem. Byłem zaślepiony miłością. Ale gdy Mel wyznaczyła granicę, no cóż... musiałem się dostosować. Z kimś takim jak Kostek się nie dyskutuje, bo i tak nie wygram. Ale jestem zadowolony, że tak wybrała. Ostatnio jeszcze się w tym utwierdziłem. 
Reporter: Zyskujesz popularność z zastraszającą prędkością. Miło być znowu Olafem?
Zen: Nigdy nie krytykowałem ludzi przez to, że nazywają mnie Zenem. Prościej było im to wymówić, a mnie to nie denerwowało. Zresztą nie przepadam za swoim imieniem. Ale skoro pytasz, to tak, miło być znowu nazywanym przez kogoś Olafem. Może z czasem będę wolał, żeby mnie tak nazywano, na razie nie przeszkadza mi ani tak, ani tak.
Reporter: Ostatnie pytanie... Nie czujesz się zmęczony misją i tym wszystkim co się działo?
Zen: Masz na myśli to, że się wyzbyłem Posejdona? Że byłem synem Afrodyty? Nie jestem zdruzgotany. Tym bardziej, że w sumie wszystko się dobrze skończyło. Misja się skończyła. Kilka siniaków, otarć, ale czuję się ogólnie dobrze. Myślę, że wszyscy czujemy się po tej misji doskonale.
Reporter: Dziękuję Ci za rozmowę.
Zen: Też dziękuję, a teraz lecę, czas świętować!

Mam nadzieje, że czujecie się zaspokojeni tym wywiadem? Ja osobiście jestem, ale dla boga wyroczni, nie jest to jakoś specjalnie ekscytujące. Ale cóż to za dźwięk? Kolejna winda dojechała! Otwierają się drzwi... cóż za napięcie... jeszcze ta muzyka. Zaraz! Wyłączcie tą muzykę, bo czuję presję. Więc pojawiają się nam właśnie. Leo i Kalypso! Myślę, że nasz mały mechanik, wreszcie czuje się zadowolony, że może spędzać czas z dziewczyną.
- Cześć Leo! Witaj Kalypso! - 
- Hejka Apollo! Piękny wieczór, na taką cudowną galę, nie prawdaż?
- Nie da się ukryć. Zadowolony po skończeniu misji, Leo?
- Ależ tak! Wreszcie mogę się spotkać z Ka...kumplami z obozu! Zresztą taki rejs jest strasznie męczący, ale będziemy już lecieć. Trzeba zająć dobre miejsca. Na razie
Ah! Lubię tego chłopaka, a teraz wygląda na szczęśliwego. Myślę, że Afrodyta jest zadowolona z jego życia. Ale to znowu mój ulubiony dźwięk, co znaczy, że znowu ktoś się dobija! A więc czekamy na to kto się wyłoni... Piper i Jason Odkąd chłopak zmienił się z Rzymianina na Greka wszędzie go pełno. Ale może trochę teraz o kreacji. Jason ubrany w piękny czarny garnitur, który idealnie podkreśla jego blond włosy. A Piper? No cóż. Jak na co dzień nie chce, by widziano w niej zbyt wiele z Afrodyty tak teraz... jest oszałamiająca. Ma na sobie piękną fioletową sukienkę przed kolano. Włosy niedbale zaplecione w warkocz. Ale, ale! No cóż to za obyczaje. Uciekli bokiem. No cóż. Nie każdy jest gotów, by stanąć na czerwonym dywanie. Dorwę ich później poza anteną. Ale nie martwcie się oto znowu słyszę ten dźwięk. Więc witamy kolejnych... Annabeth i Percy No ta dwójka to potrafi się pojawiać. Chłopak ma w sobie więcej ojca niż by się mogło zdawać. Czarne włosy rozwiane jakby przez wiatr. No tak. Annabeth coś próbuje z nimi zrobić, ale chyba jej nie wychodzi. Ma na sobie taki granatowy garnitur, a ona? No cóż. Kolejna genialna kreacja tym razem w kolorze jakby lekkiej zieleni. Hmm... Nie wiem jak to nazwać, ale wygląda prześlicznie.
- Witajcie! Wyglądacie oszałamiająco! 
- Dziękujemy Apollo. Tylko od rana coś próbuje zrobić z jego włosami, ale nic nie potrafię.
- Powiedz szczerze do kamery, że tylko udajesz, bo Ci się taki podobam, ale chcesz wyjść na taką co to wszystko ma zaplanowane, co?
- Nienawidzę Cię, Glonomóżdżku! 
Zostawmy ich, niech to załatwią między sobą. Czekamy już chyba na ostatnią parę tego wieczoru. Cóż za napięcie... ale jest! Jest nasz dźwięk. Otwierają się drzwi i oto... Mel i Kostek. Wyglądają jak zwykle. Pięknie, cudownie, bosko. On w garniturze, ona w takiej miętowo-morskiej sukience. Na nich wszyscy czekali, w końcu to oni, no bardziej ona są gwiazdami dzisiejszego wieczoru.
- Witaj Apollo! Mam nadzieje, ze się nie spóźniliśmy! Takie korki... - 
- Nie, nie, skądże znowu. Zresztą bez was byśmy nie zaczęli. Mel, reporter na Ciebie czeka koło świątyni Ateny. Zresztą na Kostka też. Ale on potem. Idźcie już, idźcie! - 
Kochani to już wszyscy nasi ważni goście. Zapraszam teraz na wywiad z Melanią Nowakowską.

Reporter: Łał... Cały czas chciałem Cię spotkać. Jesteś takim moim idolem. Powiedz jak się czujesz jako dowódca?
Mel: Ciekawe pytanie <śmiech> nie zastanawiałam się czy jestem dowódcą. Powiem Ci, że wcale mnie to nie przerasta. Czuję się wręcz spełniona, że tak powiem, chociaż wybory często sprawiają problemy. 
Reporter: Wiem, że sprawiają. Twój wybór nie był prosty. Dlaczego tak trudno Ci było wybrać, który chłopak lepszy?
Mel: Że tak powiem... kocham wszystkich moich przyjaciół. Kostka, no coż. Zakochałam się w nim jak jeszcze byliśmy w szkole. Potem on zniknął i została we mnie taka pustka. Zen jest spoko, ale obawiam się, że nic do niego nie czułam i nie czuje. Wiedziałam jednak, że on coś czuje do mnie. Może bałam się, że go skrzywdzę? Kiedyś jednak trzeba było wyznaczyć tą granicę.
Reporter: Jak już jesteśmy przy chłopakach, to czy ciężko jest chodzić z synem Aresa?
Mel:  To powinniście raczej jego zapytać czy nie jest mu ciężko ze mną <śmiech> Dręczy go czasem to, że ja jestem lepsza od niego. Nawet jak razem walczymy i ja wygram, to się na mnie obraża. Wiecie, syn Aresa powinien wygrywać, a nie przegrywać. To go troszkę denerwuje. Ale ja nie odczuwam jakichś problemów z nim, chociaż... Też mam wybuchowy charakter, więc czasami mamy sprzeczki, ale szybko się godzimy.
Reporter: Wybuchowy charakter? Może to wychodzi krew Aresa? Bo przecież jako Dziecko Olimpu też masz w sobie krew Aresa? Jak to w ogóle jest?
Mel: Mam, mam. Połowę Olimpijczyków mam we krwi. Sama do końca nie wiem jak to działa. Nie zrozumiałam do końca jak mi to Chejron tłumaczył. Nie rozumiem też jak mogę mieć rodziców i jednocześnie być półbogiem. Nie przeszkadza mi to. Jestem córką Ateny, ale mam moc posejdonową. Lubię wodę i lubię się nią bawić. Teraz jak mogę kontrolować ocean, morze, rzeki, jestem w sumie zadowolona. Fajnie jest być takim wyjątkowym.
Reporter: Jesteś wyjątkowa, nie da się zaprzeczyć. Jakie plany na teraz?
Mel: Odpocząć po misji. Poza tym muszę się szkolić. Nie wiem co Chejron, co moja rodzina, ale ja chyba chciałabym wrócić do domu. Od marca nie byłam w szkole to będą straszne braki! A to ostatnia klasa gimnazjum. Tyle będę musiała nadrabiać...
Reporter: Na pewno dasz radę. Dziękuję CI za rozmowę Do zobaczenia.
Mel: Dzięki i do zobaczenia.

Teraz, żeby bez większych wstępów zapraszam na galę
"Ulubiony bohater i bohaterka opowiadania"
Zasady były proste. Przez tydzień, przed galą można było oddawać swoje głosy. Dzisiaj wyłonimy zwycięzców. Na początek bohaterka. Nagrodę w tej kategorii wręczy... Afrodyta, bogini miłości.
- Witam wszystkich. Mam zaszczyt wręczyć nagrodę dla ulubionej bohaterki... nagroda wędruje do... Annabeth Chase!
- Dziękuję bardzo! Cieszę się, że mnie tak doceniacie! Postaram się jeszcze bardziej zasłużyć na miano waszej ulubienicy! - 
No to już jedną kategorię mamy załatwioną. W kategorii ulubiony bohater nagrodę wręczy... Hermes, bóg podróżników (zapłacił mi 100 złotych drachm, żebym powiedział, że jest bogiem podróżników, a nie złodziei).
- Witajcie! Jak się bawicie?! Cieszę się, że świetnie. Bez ceregieli. Waszym ulubionym bohaterem został... ups. Percy i Zen!
Ohoho! Mamy dwóch ulubionych bohaterów! Prosimy o brawa!!
- Dziękujemy! 
Oni są bardzo wylewni z tego co widzę. To teraz szybciutko mały przerywnik. Wywiad z Kostkiem.

Reporter: Skończyłem rozmawiać z twoją dziewczyną. 
Kostek: Znalazła czas? Ostatnio tylko cały czas się uczy, tylko wieczorami idziemy na plażę albo siedzimy na arenie. Nawet na tą galę musiałem ją prawie siłą wyciągać.
Reporter: Dziecko Olimpu, a przy okazji córka Ateny. Tak jakby ma w genach uczenie. Znaczy się ciężko się z nią umawiać?
Kostek: Na Zeusa! Oszalałeś? Ona by mnie zabiła jakbym powiedział, że ciężko się z nią umawiać. Uwielbiam ją. Od czasów szkoły jeszcze. Co prawda. Jest popularna, a do tego ładna, to sprawia, że mam dosyć dużą konkurencję, ale ufam jej. Najgorzej przeżywałem Zena, ale nauczyłem się z tym żyć. Szczególnie ostatnio.
Reporter: Popularność ciężko jest znieść. Ona też może być o Ciebie zazdrosna?
Kostek: Jeśli mam być skromny to nie, jeśli mam być szczery to tak.<śmiech> Jestem przecież przystojny i popularny, ale ona jest dla mnie najważniejsza.
Reporter: A twoje kontakty z Zenem? Przecież bardzo długo byliście wrogami.
Kostek: Nie wiem czy użyłbym tak mocnego słowa jak wrogowie. Zacząłem się uspokajać po jej wyborze.Ostatnie wydarzenia uspokoiły mnie już całkowicie. Teraz... no przyjaciółmi raczej jeszcze nie jesteśmy, ale myślę, że możemy się uważać za kumplów. Ostatnio razem zdobyliśmy sztandar, wspólnymi siłami. Chyba teraz już będzie tylko lepiej.
Reporter: Cieszę się, że wszystko się dobrze układa. Dziękuję Ci za rozmowę.
Kostek: Dzięki, czas na mnie. Żeby moja dziewczyna nie zapomniała z kim tutaj przyszła.

To ostatni wywiad na dzisiaj. To zresztą już koniec naszej relacji na żywo. HefajtosTV tylko tyle czasu przeznaczyło na to wydarzenie. Życzymy pomyślności wszystkim bohaterom i zapraszamy ich na imprezę. Do zobaczenia mam nadzieję za rok! Pozdrawiam Apollo!
--------------------------------------------------------------------------------
Mija rok odkąd zaczęłam pisać. Dziękuję wam wszystkim, który tu byliście, za to że byliście. Szczególne podziękowania dla Lakii, która cały czas wierzyła, że wrócę do pisania :) Ale i dla innych anonimowych lub nie, który trwali ze mną przez ten rok. Mam nadzieje, że taka notka z okazji rocznicy was satysfakcjonuje ;) Kolejny post już wkrótce, a na razie.
Szczęśliwej Pierwszej Rocznicy "Dziecka Olimpu"

 i mam nadzieje, że za rok będziemy obchodzić drugą :D

środa, 16 lipca 2014

Rozdział 46 - JUŻ JESTEŚMY BLIŻEJ KOŃCA

Annabeth wiedziała, że Percy myślał o tym co ona. O ICH spotkaniu z syrenami, gdy mieli trzynaście lat. Teraz jak patrzyła na Mel, która się zaczynała wyrywać i jak Ewa, i Kostek odwracają głowę od niej, wiedziała jak trudno było Percy'emu patrzeć na to jak ona się próbowała uwolnić. Ich było tutaj więcej, dlatego wszyscy liczyli, że Mel nie uda się uciec. Teraz jednak czuła, że zaraz i ona odwróci wzrok, byleby na nią nie patrzeć. Skąd brał się taki lęk, przed patrzeniem na Melanię? Oczywiście jej cierpienie, ale Mel miała w oczach też taką burzę, jak Annabeth, Atena, a jednocześnie coś co w oczach miał i Percy, i Zen. Taka wybuchowa mieszanka sprawiała, że jak tylko się na kogoś popatrzyła, miało się wrażenie, że trzeba natychmiast spełnić jej prośbę. Kolejna myśl tak bardzo zawstydziła Annabeth, że zaraz spuściła wzrok, żeby nikt nie próbował nawet odczytać jej myśli. Oczywiście nikt nie chciałby w tym chaosie tego robić, ale strach to strach. Mianowicie córka Ateny pomyślała, że takie oczy jak Mel i wpływ jaki nimi wywierała, mogą mieć dzieci jej i Percy'ego. Zaraz się skarciła, że wybiega za bardzo w przyszłość, jednak nie mogła uciec przed uczuciem, że takie myślenie daje jej radość. Gdy podniosła głowę zauważyła, że syn Posejdona, który stał obok, uważnie się jej przygląda. Zadał jej nieme pytanie "Czy wszystko ok?", a ona zrozumiała, że nagle zaczęła się gapić w podłogę i entuzjastycznie pokiwała głową. On zaraz uśmiechnął się i popatrzył w stronę Kostka, który dalej stał tyłem do Mel. Dziewczyna za to przestała się wyrywać i teraz tylko wpatrywała się w syreny na horyzoncie. Po jej oczach można było jednak dostrzec, że się boi.
***
Mel patrzyła się w horyzont, na syreny. Najpierw śpiewały o jej życiu, o wyborze Kostka, o ciągłym wahaniu się co do Zena, o tym, że jest Dzieckiem Olimpu, słowem o wszystkim. Teraz jednak zaczęły śpiewać o misji.
Do pokonania stwór jakiego w snach się nie boją,
Ciebie jednak do tego przecież wyszkolono.
Strach nie prowadzi Cię do przodu,
Lecz siła i brak chęci zawodu.
Masz na przyjaciół liczyć całkowicie,
dopiero wtedy los nagrodzi Cię obficie.
Ostateczny wybór jednak dużo zmienia,
Razem nie dokonacie zbawienia.
Stwora łatwo znajdziecie, 
pawie - dobrze to wiecie.
Pamiętaj tylko, że musisz dbać o to,
By wszyscy razem nie płynęli z ochotą.
Odważnie spojrzeć jej w oczy,
a otrzymacie pęk kluczy.
Z nadzieją patrzaj na misję dalej,
nadzieją swoją w duchu nie malej.
Pamiętaj, że potwory mają często ładne twarze,
na dowód masz nasze oblicza w darze.
Wtedy syreny już nie udawały osób bliskich Mel. Zmieniły się w straszne istoty, a ich śpiew się skończył. Mel podskoczyła z miejsca, w którym siedziała. Zaczęła machać rękami do Leo, że ma już odpływać. Przeraziło ją to co usłyszała, ale chciała zacząć nad tym myśleć dopiero, gdy wszyscy zasiądą razem w mesie i będą daleko od wyspy syren.
***
Wyspa syren została daleko za nimi, no może nie, aż tak bardzo, ale nie było jej widać na horyzoncie, więc uznali, że już zniknęła. Usiedli w mesie, tym razem wszyscy. Leo ustawił autopilota, a nad wszystkim czuwał Festus. Mel siedziała na samym szczycie stołu, a reszta patrzyła na nią z wyraźnym zaciekawieniem. - Więc co kazały Ci zrobić syreny? - Jason z tym swoim władczym wyglądem. Wiele razy zastanawiali się, jak Wojtek i Jason mogą mieć tego samego ojca. Wcale nie byli podobni. Ewentualnie można by powiedzieć, że błysk w oku i jednego, i drugiego ma w sobie coś od Jupitera.- TO nie będzie potwór, którego się ludzie boją. Mamy sobie ufać i liczyć na siebie, nie możemy wszyscy się do niego udać. On będzie miał klucz, a zaprowadzi nas do niego paw. A! No i na pewno nie pójdę tam z Kostkiem. Tylko z jakąś inną osobą i tylko my dwoje, jak w przepowiedni. - Mel spuściła głowę i patrzyła na swoje palce. Zaległa niezręczna cisza. Wszyscy jakby przetwarzali informacje. Pierwszy ocknął się jakby Leo.- Wojtek, musimy znaczy znowu wykorzystać twojego pawia. - syn Hefajstosa popatrzył na przyjaciela, a on kiwnął głową i wyszedł z mesy. - Mel, masz jakiś pomysł z kim masz pokonać tego potwora? - Wszyscy się popatrzyli na nią i było wiadome, że ona coś podejrzewa. Wpatrywała się dalej w swoje dłonie i nie podnosząc głowy zaczęła mówić.- One śpiewały, że mój wybór dużo zmienia. Nie wiedziały co wybrałam, ale zaznaczyły, że razem nie pokonamy tego potwora. Dlatego... - zawiesiła i podniosła głowę. Popatrzyła na nich, ale jak popatrzyła na Kostka i Zena, znowu spuściła wzrok. - Dlatego wydaje mi się, że muszę iść z tym drugim. - Trzasnęło krzesło. Nawet dwa. Potem huknęły drzwi. Mel podniosła głowę i zobaczyła Kostka, który stał nad nią. Przykucnął i przytulił ją mocno. - Skoro masz iść z Zenem, to idź. Będę trzymał kciuki i wspierał Cię. - przytulił ją mocno jeszcze raz.- Kto wyszedł? - Mel osunęła delikatnie swojego chłopaka i popatrzyła na niego.- Zen. Nie wiem czy go przerasta misja, czy to, że wybrałaś mnie. W każdym razie wyszedł. - syn Aresa trzymał Melanię w ramionach, podczas gdy ona opadła na jego ramię. - Zasnęła...- Zanieś ją do kajuty. Musi odpocząć. Leo i Wojtek zajmą się pawiem. Wszyscy musimy odpocząć. - Annabeth wstała, a za nią zaraz Percy, a potem reszta. Kostek delikatnie podniósł Mel i zaniósł do jej kajuty. Położył ją na łóżku i choć ona spała to był pewny, że mruknęła do niego "Dziękuję". Zamiast jednak iść do swojej kajuty, poszedł na pokład. Na leżaku leżał Wojtek, a w sterowni stał Leo z jego pawiem.- Nie za dobrze Ci? - Kostek opadł na leżak obok przyjaciela. - Leo zabrał mi pawia... Nie chce nawet słyszeć o odpoczynku, chociaż ja czuje, że ma to związek z tym, że umówił się z Kalipso na iryfon. - uśmiechnął się do syna Aresa, a ten odpowiedział mu tym samym. - A tu się nawet fajnie leży. Zresztą tu można sobie popatrzeć na Zena. Kostek automatycznie popatrzył w kierunku wskazanym, przez Wojtka. Zen siedział na maszcie. NA MASZCIE! Kostek do tej por uważał, że maszt jest jego. JEGO I MEL. - Co on tam robi? - Kostek starał się, żeby jego głos nie brzmiał na zbyt zdenerwowany. - Nie chce się rzucić z masztu, ale to Cię raczej nie uspokoi. - uśmiechnął się do przyjaciela, ale zaraz zobaczył, że ten jest lekko zdenerwowany. - Rozmawia z tym gołębiem. Obawiam się, że to jakaś postać Afrodyty, ale pewności nie mam. Nie przejmuj się. Mel ma z nim iść walczyć z potworem. Nie będą romansować. Zresztą pamiętaj co powiedziała Mel: Musimy sobie wszyscy ufać. Mam dziwne wrażenie, że to się tyczyło was również. - Kostek wiedział, że Wojtek ma rację. Zresztą on jej ufał, Zenowi raczej też. Bał się bardziej co to za potwór. Może oni nawet nie będą musieli go zabijać? Przecież chodziło tylko o klucz. Klucz do Atlantydy. Nawet nie wiadomo kiedy Kostek zasnął. Obudziło go potrząsanie za ramiona. Otworzył oczy, a nad nim stała Mel. Uśmiechnęła się do niego.- Wstawaj! Paw Wojtka nas prowadzi. Wyspa na horyzoncie. - Kostek podniósł się jakby spał na gwoździach. Było ciemno, ale od wyspy bił blask. Na pokładzie nie było jednak nikogo.- Czemu mnie budzisz, Rozgwiazdo? - pociągnął ją, tak że upadła na jego kolana na leżaku. - Przecież jest noc i nikogo nie ma.- Na tym polega cały plan. - w jej oczach zagościł dziwny blask. - Do rana mamy czas pogadać i pobyć ze sobą, bo dopiero rano dopłyniemy na wyspę. Zarządzenie Leo i Annabeth. To co? Idziesz na nasz maszt? - Mel popatrzyła z nadzieją na chłopaka. Ten przywołał obraz Zena, który siedział jeszcze kilka godzin na ich maszcie, ale szybko zepchnął ten obraz w głąb siebie i pokiwał głową.
***
Zen siedział w swojej kajucie. Zaraz było śniadanie i mieli iść z Mel na tą wyspę. Wczoraj Afrodyta powiedziała mu, że jeśli ta misja dobiegnie do końca i to pomyślnie, co znaczy, że tak jak sobie życzą bogowie, to on raczej będzie mógł być znowu synem Posejdona. Tylko, że on teraz nie wiedział, czy chce wracać do swojego ojca. Wyszedł i skierował się do mesy. Jak tylko się do niej zbliżał usłyszał rozmowę Jasona z Piper.- Zasnęli nad ranem na tym maszcie. Taka nieodpowiedzialność. - Jason wydawał się strasznie wzburzony. Zen zaraz zrozumiał, że mówi o Kostku i Mel.- Albo romantyzm. Moim zdaniem fajnie, że chcą ze sobą spędzać czas. - Piper użyła czaromowy, Zen wyczuwał teraz kiedy to robiła. Może to przez matkę. Zrobiła to pewnie po to, żeby zakończyć całą rozmowę. Wszedł do mesy i przywitał się z nimi. Okazało się, że siedzi tam jeszcze Ewa, Annabeth i Percy. Z tego co mu powiedzieli Leo i Wojtek już siedzieli w sterowni, a Nico, Kostek i Mel jedli z samego rana, a teraz siedzieli na pokładzie. Po zjedzonym śniadaniu wszyscy wyszli na słońce. Mel stała już w pełnym rysztunku oraz z promiennym uśmiechem. Wyspa była już tak blisko, że za chwilę będzie można zejść na brzeg. - Idziemy? - Mel popatrzyła na Zena, a ten kiwnął głową. Kostek podał mu dłoń żegnając się i życząc powodzenia, po czym podszedł do Mel i pocałował ją lekko. Cała reszta po kolei życzyła im szczęścia. Za chwilę Mel z Zenem byli na brzegu. - No więc tak zaczyna się początek końca naszej misji? - Nico patrzył jak ta dwójka spokojnie odchodzi w głąb lądu.- Nie wiem czy tak można to nazwać, ale na pewno jesteśmy bliżej końca. - Annabeth również patrzyła jak dwójka odchodzi. Teraz już nic nie mogli im pomóc.
--------------------------------------------------------------------------
Po pierwsze: nie tylko nasi bohaterowie są bliżej końca, my też. Myślę, że pierwsza część się niedługo skończy. Chciałabym napisać drugą. Ale zobaczymy ;) Poza tym mam pytanie czy ktoś z was zna kogoś kto by mi fajny szablon zrobił? Dziękuję za jakiekolwiek rady w tej kwestii :D
Dziękuję też za wasze komentarze - zawsze to jakoś motywuje do dalszej pracy
Po drugie: rozdział miałam dodać dopiero na rocznicę, ale skończyłam go dzisiaj i stwierdziłam, że w sumie co mi tam? Nie martwcie się, na rocznicę coś będzie niespodzianka, ale chyba nie rozdział, bo po prostu nie zdążę go raczej zrobić. Pozdrawiam gorąco :D

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 45 - BLISKIE SPOTKANIE TRZECIEGO STOPNIA

- Janus? - Mel wpatrywała się w boga o dwóch twarzach. Zresztą Kostka też jakby zamurowało. - No tak. Bóg bram wyborów... Ale siejesz też zamęt. W takim razie w jakim celu jesteś tu teraz?
- Pomagam Ci Melanio! Wybrałaś. Dałaś radę dokonać wyboru mimo sprzeczności, ale teraz musisz dostać klucz od strażnika. - Janus patrzył po wnętrzu statku jakby czegoś szukał.
- Ty jesteś tym strażnikiem? - Kostek podparł się na swoim mieczu i patrzył z podejrzliwością na boga.
- To, że jestem bogiem bram nie znaczy, że mam jakieś klucze. Coś ty się z choinki urwał synu Aresa? - Jason zgasił Kostka swoimi spojrzeniami. -  Mel, musisz się udać na wyspę syren i wysłuchać ich śpiewu. One dadzą Ci odpowiedź.
To mówiąc, zniknął. Mel stała razem z Kostkiem i dalej wpatrywała się w miejsce gdzie stał Janus.
- Trzeba powiedzieć Leo, gdzie się udajemy. - Mel weszła do swojej kajuty, zostawiając Kostka przed drzwiami.
***
- Jeszcze raz mi to powiedz, bo nie wierzę... Oszalałaś! - Leo wpatrywał się w Mel. Siedzieli wszyscy w mesie, no poza Kostkiem, który pilnował steru, jako, że on jeden wiedział o co chodzi. Mel lekko zdenerwowana stała oparta o krzesło na szczycie, a dziewięć par oczu wpatrywało się w nią z niepokojem.
- Dokonałam wyboru i pojawił się Janus, powiedział, że muszę się udać na wyspę syren, wysłuchać ich śpiewu i wtedy dowiemy się co dalej. Musimy płynąć tam. - Mel starała się zachować spokój, ale jej niepokój objawiał się w zaciskaniu palców na oparciu krzesła. Po przeciwnej stronie stołu Percy przenosił wzrok z Mel na Annabeth, która wydawała się poruszona wizytą Janusa, której notabene nie widziała, jeszcze bardziej jak sama Melania. 
- Jesteś pewna? - zapytał syn Posejdona - Musimy tam płynąć? Byliśmy tam z Annabeth i no powiem szczerze, nie chcę tam wracać. 
- On powiedział wyraźnie, że to jest kolejny cel naszej podróży. Przykro mi, ale musimy. Ale nie martwcie się, nie musicie być na pokładzie. Ja muszę przez to przebrnąć sama, tak jak sama musiałam dokonać wyboru. - Mel uśmiechnęła się słabo, patrząc na przyjaciół. Ewa patrzyła na Wojtka, który skubał stół. Obok niego siedział Leo, który dopiero zauważył, co syn Zeusa robi z jego stołem. Widać było, że powstrzymuje się od tego by na niego nie nakrzyczeć. 
- Nie ma mowy. Będziemy na pokładzie pilnować Ciebie. Nie możesz wszystkiego robić sama, bo jakbyś miała robić sama, to po co byłaby tu nasza pozostała dziesiątka? - Piper wstała i podeszła do Mel. Przytuliła ją mocno i powiedziała coś na ucho. Córka Ateny słabo kiwnęła głową.
- Dobra. Idę zabrać Kostkowi ster i kierunek wyspa syren. Ale pomału, bo muszę wymyślić jak skutecznie zamknąć nam uszy na czas ich śpiewu. - Leo wstał od stołu, ale zanim doszedł do drzwi wrócił się i z talerza zgarnął tosta z dżemem, który się tam właśnie pojawił. 
- Myślę, że wystarczy narad wojennych na dzisiaj. Smacznego! - Percy z talerza ściągnął właśnie pizzę na niebieściutkim cieście. Wszyscy zaczęli się śmiać, a Annabeth teatralnie schowała się za rękami dając tym znak, że ona go "nie zna". Percy to zauważył i przy jej protestach przyciągnął do siebie i pocałował. Wszyscy jak jeden mąż wstali i wyszli zostawiając tą dwójkę samą sobie, gdyż przechodzili oni lekki kryzys ostatnimi czasy. Zrozumieli się bez słów: Percy i Annabeth mają teraz minutę dla siebie.
***
- Leo prawie mnie wyrzucił od steru marudząc, że płyniemy za szybko. Potem włączył chyba coś na kształt autopilota i zszedł pod pokład jęcząc, że nie dajemy mu chwili spokoju. - Kostek głaskał Mel po głowie, gdy ona leżała na jego kolanach i przeglądała notatki na temat syren. - Poza tym coś jeszcze mówił, że ma iryfon do wykonania i coś o jakiejś sielance, której on nie ma.
Mel mimowolnie się uśmiechnęła. Leo pewnie chciał powiedzieć Kalipso, że już bliżej do jego powrotu, bo wreszcie się ruszyli. On chyba jako jedyny, z tych co mieli dziewczynę, nie miał jej tutaj. Musiał się czuć samotnie, ale ona wiedziała, że w każdej wolnej chwili z nią rozmawiał. Ona zresztą też kilka razy wymieniała z nią poglądy. 
- Jakby nie patrzeć to bez niego nie osiągnęlibyśmy połowy tego co osiągnęliśmy. Popatrz na to z tej strony. On dla nas niejako pracuje, a przyjemność? Kalipso przyjechała w zasadzie jak wyjeżdżał, więc chyba się nie cieszy. - Mel podniosła się i usiadła patrząc na Kostka. Często tak robiła. Nie mówiła mu do końca "prostym językiem" i radość jej sprawiało patrzenie jak on się męczy składając to wszystko w jeden sens. Twierdziła, że "wygląda słodko jak próbuje myśleć za dużo".
- Może i masz rację. Może trzeba by...
- Leo prosi, żebyśmy wszyscy zebrali się w mesie. Znalazł coś na te syreny - Jason stał w drzwiach i patrzył na nich z lekkim pobłażaniem. No tak, wyglądali jakby sobie urządzili swoją własną naradę wojenną, a nie randkę. Wstali i poszli za synem Jupitera do stołówki "Argo". Teraz na szczycie stołu stał Leo. Znaczy stał na taborecie, bo lubił być wyższy gdy miał coś ważnego do powiedzenia. Annabeth siedziała po przeciwnej stronie stołu jak Percy, ale po "ukradkowych" spojrzeniach jakie sobie posyłali można się było zorientować, że są na dobrej drodze do pogodzenia się. Jason usiadł na krześle obok Leo, a Mel usiadła po przeciwnej stronie stołu. Kostek oparł się o swój miecz za jej krzesłem. Było miejsce wolne po lewej stronie jego dziewczyny, ale po prawej siedział Zen. Chyba przyzwyczajenie wzięło górę. 
- Stary... moja podłoga... - Leo popatrzył na syna Aresa, którego miecz niebezpiecznie wbijał się w podłogę mesy. Mel wiedziała, że to przyzwyczajenie Kostka, ale obróciła się do niego i coś cicho mu powiedziała. Ten jej coś odpowiedział, ale usiadł na krześle obok niej.
- Dziękuję. Nie masz pojęcia jak trudno się takie dziury potem naprawia. Teraz do tematu. Percy mówił mi, że można użyć pszczelego wosku, bo on tego użył. JA jednak wolę opcję słuchawki. Mamy takie małe słuchawki i wierzcie mi jak je założycie nie będziecie nic słyszeć. Do tego, każdy dostanie mikrofon, bo jeśli mamy pilnować Mel, musimy się jakoś kontaktować. Czy rozumiemy się? - wszyscy pokiwali głowami. - Niedługo dopłyniemy do wyspy. Jak będziemy się zbliżać rozdam sprzęt.
Leo odwrócił się i wyszedł z mesy. Część osób poszła za nim, w efekcie przy stole siedziała Mel, Kostek, Percy i Annabeth.
- Musimy przedyskutować twoje rozbrojenie. Ona wykręciła rękę po sztylet. Musimy Ci zabrać wszystko czym możesz się bronić. - Percy popatrzył na nadgarstek Mel, która miała tam bransoletkę ze swoimi śmiertelnym broniami. - Najlepiej jeśli oddasz nam bransoletkę. CAŁĄ, bo przemiana też może Ci pomóc.- 
Annabeth pokiwała głową. Powiedziała jeszcze Mel, że pokusa będzie ogromna, ale na pewno da radę uzyskać odpowiedź. 
- Pocieszające... - mruknął Kostek  - Mamy ją wystawić na śpiew syren, bo od tego zależy cała misja, a nawet nie wiemy czy uda nam się ją utrzymać na statku. - popatrzył smutno po ich twarzach. Dopiero po chwili Percy zorientował się o czym mówi Kostek. Annabeth miała tylko siebie, na nieszczęście, Mel władała jeszcze wodą. Nie wiadomo co zrobi...
- Na Zeusa! - w oddali rozległ się grzmot, ale chyba nikogo to specjalnie nie przejęło. - On ma racje. Bez urazy Annabeth, ale Mel ma jeszcze wodę do dyspozycji, co na pełnym morzu stanowi pewien problem. Ona może nią wszystko zrobić, byle by się dostać do syren. Kostek odkrył właśnie największy problem. I co teraz? - syn Posejdona opadł na krzesło i popatrzył błagalnie na swoją dziewczynę jakby szukał u niej odpowiedzi. Annabeth zmarszczyła brwi, ale widać było, że już znalazła odpowiedź na jego pytanie.
- Mel, przykro mi, ale na czas twojego "spotkania" z syrenami musisz się skupić bardziej na swojej części od Ateny, zepchnąć jakby tą od Posejdona w głąb. - łatwo powiedzieć, trudniej zrobić pomyślała Mel. Ona sama była bardziej przywiązana do tej posejdonowej części, ale nic nie zdążyła powiedzieć, bo Annabeth ciągnęła dalej. - Za to Percy skupi całą swoją uwagę na morzu. Będziesz nie jako medytował, żeby utrzymać morze poza kontrolą Mel. W końcu to ty jesteś w bezpośredniej linii od boga morza. Damy radę. - uśmiechnęła się, a oni zrozumieli, że ten plan może wyjść. 
***
Mel leżała na pokładzie. Słońce grzało ją w twarz i gdyby zrobić jej teraz zdjęcie to nikt nie mógłby powiedzieć, że znajdują się na Morzu Potworów, a ta dziewczyna zaraz zmierzy się z syrenami. Miała zamknięte oczy, skupiała się na tym, żeby z głębi siebie wydobyć Atenę. To jej była córką, ale do tej pory wszyscy traktowali ją bardziej jak córkę Posejdona. Kawałek dalej, po turecku siedział Percy. On również miał zamknięte oczy i starał się "połączyć" z morzem, jednocześnie jakby tłumiąc wpływy Mel. Ewa stała w zejściu pod pokład i przyglądała się tej dwójce. Wiedziała, że Mel była jakby jej siostrą, ale chyba wszyscy uważali, że ona bardziej czuje się jak dziecko boga mórz. Teraz, gdy tak leżała na pokładzie, a obok niej siedział Percy, pomyślała sobie, że wyglądają naprawdę jak rodzeństwo "z morza". Bo kto inny może leżeć z takim spokojem na statku, który zbliża się do wyspy syren?
- Ewa! Czy widziałaś... - Wojtek został zatrzymany przez dziewczynę zanim wybiegł na pokład.
- Ciii! Oni medytują - pokazała w kierunku Mel i Percy'ego. Wojtek wybałuszył oczy, a Ewa dopiero teraz się zorientowała, że on przecież nic nie wie. Szybko streściła mu co wymyśliła Annabeth. Jej samej opowiedziała to Mel, gdy kładła się na pokładzie. Syn Zeusa potakiwał słuchając całej jej wypowiedzi, a gdy skończyła i popatrzyła się na niego mruknął tylko, że Mel będzie ciężko i że idzie znaleźć Kostka. Ewa uśmiechnęła się i pokręciła głową. W sumie dawno nie widziała, żeby Wojtek z Kostkiem razem rozmawiali, czy po prostu spędzali ze sobą czas. Odwróciła się znowu w kierunku Mel i Percy'ego, dalej medytowali spokojnie. 
- Meeeel! Na horyzoncie! - Leo wpadł na pokład. Mel usiadła, a Percy oblał Leo wodą. - Ej no! Ale przynajmniej nie Mel, wiemy, że medytacja na coś się przydała. Na horyzoncie wyspa syren. Szykujemy się. - to mówiąc zszedł pod pokład, a za chwilę wrócił z małym pudełkiem, a za nim reszta. Na końcu Zen z... Kostkiem. Rozmawiali cicho i nie było słychać żadnych krzyków, ani nawet przepychanek. Ewa myślała, że zaraz będzie musiała zbierać szczękę Mel z podłogi. Leo rozdał zestawy słuchawek, wszyscy je zamontowali, a Mel z boku śmiała się, że wyglądają jak jacyś ochroniarze co częściowo było zgodne z prawdą. Potem do Mel podszedł Kostek, lekko ją pocałował, coś jej powiedział cicho na ucho, a potem zdjął jej bransoletkę z broniami. Smutno pokiwała głową, ale zaraz z uśmiechem zapięła mu na nadgarstku.
- Pasuje CI idealnie! - Kostek pokazał jej język, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. Następnie włożyli sobie słuchawki do uszu, a Mel przywiązali mocno do masztu. Leo poszedł do steru, a reszta zajęła miejsca na pokładzie tak, by widzieć Mel, ale na tyle daleko, no, żeby nie przeszkadzać jej w wyrywaniu się i żeby aż tak bardzo nie bolało jak będą na nią patrzeć, gdy będzie się wyrywać. Ewa patrzyła na wyspę, która już teraz nie była na horyzoncie. Na zadartych skałach siedziały syreny. Wyglądał okropnie. Córka Ateny widziała, że zaczęły otwierać usta, znaczy się zaczęły śpiewać. W tym samym momencie Mel zaczęła się wyrywać do nich. Ewa odwróciła głowę od przyjaciółki, kątem oka zobaczyła, że Kostek robi to samo. Zanim jednak obróciła głowę widziała w oczach Mel oskarżenie "i ty jesteś moją przyjaciółką?". Po jej policzku popłynęła łza.