Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział VI

- Sugerujesz, że ja mam być twoim więźniem? - Zen wpatrywał się w twarz króla Atlantydy. - Po co zatem zgodziłeś się na ślub? -
- Nie będziesz moim więźniem. Ostrzegam tylko, żebyś się nie włóczył po zachodnim skrzydle pałacu, tylko trzymał się wschodniej. - król popatrzył na Zena z pogardą w oczach.
- Ale przecież w zachodniej części mieszka Ida! Mam jej nie widywać? -
- Widzisz... problem rozwiązuje się sam. Będziesz widywał moją córkę tylko, gdy ona będzie chciała Cię zobaczyć. Idź już, mam ważniejsze sprawy. - koło Zena zaraz pojawiło się dwóch gwardzistów i odprowadziło go do drzwi. Król podniósł plik kartek i zaczął je nerwowo przerzucać.
- Co z naszym gościem, Rudolfie? - król zwrócił się do mężczyzny, który właśnie wszedł do komnaty.
- Wpatruje się w ścianę, a gdy tylko ktoś z naszych do niej wejdzie, żąda wyjaśnień. Mamy inny problem panie. Księżniczka Ida zainteresowała się wzmożonymi strażami na korytarzu, koło naszego gościa. Na razie powiedziałem jej, że to dodatkowy przegląd wojska, ale chyba się zorientuje, że u nas nie ma czegoś takiego jak przegląd wojska. - Rudolf rozsiadł się na fotelu naprzeciw króla i złapał za kiść winogron, która leżała na stole między nimi. - Co zrobiłeś panie z naszym niedoszłym księciem? -
- Kazałem trzymać się wschodniej części. Za jakiś czas się go pozbędziemy. Znaczy on sam zniknie z naszego życia jak pokażemy mu nasz plan. A wtedy czeka Cię nagroda.
***
- Nie mamo spokojnie. Tak wszystko dobrze. Nie, nie przyjadę do domu. Teraz szukamy Mel, więc zostanę na razie u niej w domu. Tak dbam o siebie. Zadzwonię jeszcze, trzymaj się mamo - Kostek odłożył telefon i padł na łóżko. Otaczały go ściany o delikatnych niebieskich odcieniach. Okno było lekko uchylone, a delikatne promienie światła padały na biurko. Było puste, nie licząc dwóch ramek na zdjęcia. Na jednej fotografii była Mel z całą rodziną, a na drugiej była z nim. Zdjęcie było sprzed dwóch lat, z wycieczki szkolnej do Trójmiasta. Stali uśmiechnięci na molo w Sopocie. Doskonale pamiętał tą chwilę. Dosłownie chwilę wcześniej ją dogonił, bo zrobili sobie wyścigi po molo. Znowu z nią przegrał, ale tak naprawdę nie żałował tego, bo jej uśmiech z satysfakcją był dla niego nagrodą. Odłożył ramkę, ale zza niej wypadła jakaś kartka. Rozłożył ją i zobaczył list zaadresowany do niego samego, w zasadzie tylko jedno zdanie. "Jak mogłeś mi to zrobić?". Data sugerowała, że było to wtedy, gdy on zniknął, bo udał się do obozu. Złożył kartkę i schował za ramkę. Wtedy do pokoju wleciał ptak. Zatoczył koło po pokoju, upuścił mały woreczek przed Kostkiem i wyleciał. Chłopak szybko otworzył pakunek z którego wypadła kartka i... bransoletka Mel. 
"Nie szukaj dziewczyny. Gdy nadejdzie czas sama wróci. Pamiętaj, gdy tylko odkryjemy, że coś kombinujesz zostanie Ci po niej tylko bransoletka."
Syn Aresa zabrał kartkę i bransoletkę i wybiegł z pokoju Mel, by pokazać wszystkim co właśnie otrzymał.
***
Mel siedziała na podłodze między łóżkiem, a ścianą. Promienie wschodzącego Słońca oświetlały jej twarz i łzy, które ciągle płynęły jej po policzkach. Jeszcze jakiś czas temu chciała być na Atlantydzie, odpocząć tutaj, ale teraz. Załkała i ukryła twarz w dłoniach. Drzwi otworzyły się z hukiem.
- Wstawaj! Król chce Cię zobaczyć. - Rudofl wyprowadził ją z komnaty. - Popatrz na siebie. Dziecko Olimpu, a wyglądasz teraz jak żebraczka.
- To tylko twoja zasługa Rudolfie. Czy to nie ty witałeś mnie wylewnie, gdy tu przybyłam? - Mel podniosła głowę i wolną ręką obtarła łzy. Wiedziała, że przy królu i jego dworze nie może być słaba. 
- Sprawy się trochę pokomplikowały od tamtego czasu. Wchodź. - uśmiechnął się do niej jadowicie i wepchnął do komnaty króla.
- Melania... miło Cię widzieć. - król uśmiechnął się szeroko.
- Mnie jakby mniej królu. Co to za zaszczyt być więźniem w twoim pałacu... - 
- To przejściowe rozwiązanie. Utworzymy układ. Będziesz moją kartą przetargową, jak będziesz grzeczna, to może nawet wypuszczę Cię na korytarz. - zaśmiał się głośno, a jego śmiech poniósł się po komnacie. Mel tylko na to czekała. Rzuciła się do biegu i wpadła w pierwszy korytarz za tronem króla. "Łapcie ją!" usłyszała, ale nie zważała na to. Korytarz był czarny i zimny. Biegła i za chwilę już nie słyszała odgłosów pościgu. Wreszcie zobaczyła słabe światełko. Upadła tuż przed nim...
***
Rodzice Mel, Ewa, Wojtek i Kostek. Wszyscy siedzieli pochyleni nad kartką i bransoletką. Zastanawiali się co z tym zrobić. Kostek wziął bransoletkę do ręki i obracał ją między palcami. Po chwili na stole leżał pergamin. 
"Załóż ją i szukajcie jej u korzeni misji." Wszyscy wpatrywali się w pergamin próbując zrozumieć jej sens...

piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział V

Otworzyła oczy, ale nie widziała nic prócz czerni. Nie wiedziała co się dzieje. Z wolna przypomniała sobie dwie twarze, czarny worek.
"A więc porwano mnie!" Zaczęła się szamotać, ale to nie miało sensu. Była związana. Czuła, że gdzieś się przemieszczają, a sądząc po wybojach jadą samochodem. Wydawało jej się to bezsensowne, gdyż skoro ktoś wiedział, że jest córką Ateny, to dlaczego używa śmiertelnych pojazdów? Była jednak zbyt przerażona, żeby się nad tym bardziej zastanawiać.
- Mamy ją wrzucić do morza w końcu, czy ktoś ją odbierze? - auto się zatrzymało i słyszała, że ktoś się do niej zbliża.
- Nie wiem. Czekam na odpowiedź. Na razie zapakuj do tego woreczka jej bransoletkę. Ona popłynie przodem. - musiała być w furgonetce, bo usłyszała trzask drzwi i reszta rozmowy znowu stała się lekko niezrozumiałym bełkotem. Nie wiedziała co robić. Zamknęła oczy i skarciła samą siebie "Po co uciekałam z obozu?"
***
Kostek siedział jak na gwoździach. Loty samolotem chyba nie należały do jego ulubionych. Ewa zasnęła opierając się o ramię Wojtka już dwie godziny temu, a on dalej nie potrafił się uspokoić po bardzo niespokojnym starcie. Czuł się dziwnie, gdyż pierwszy raz od dłuższego czasu miał się pojawić w Polsce. Jednak do Krakowa pozostało jeszcze 7 godzin lotu. Za oknem widział pojawiające się co chwila ptaki stymfalijskie. Uśmiechał się lekko, bo to trochę przypominało mu, że nie jest normalnym nastolatkiem. Westchnął ciężko. Gdzie teraz jest Mel? Dlaczego ta dziewczyna jest taka uparta? Ale największym problemem było dla niego pytanie, dlaczego uciekła? W tak pięknych rozmyślaniach zamknął oczy i zasnął.
***
- Kupiłem świeże buraki. Myślę, że będą dobre do tego by je zasiać w ogrodzie. - 
- Znakomite będą, ale nie wiem po co to kupiłeś, bo masz przecież piękny ogród. - Dionizos siedział na fotelu, a po jego brzegu rozwijała się winorośl. 
- Ojciec? Co ty tu robisz? -
- Twoja wnuczka uciekła z obozu. Jedzie gdzieś, nie wiadomo gdzie. Trójka jej przyjaciół tutaj leci, ale... - 
- Mel? Mel uciekła? Nie ma jej tutaj. Jak to się stało? - 
- Wiem, że jej tu nie ma. Problem w tym, że nie wiadomo gdzie jest. Trzeba ją znaleźć. Najpierw wyślij swojego syna czy synową na lotnisko. Ktoś musi odebrać te bachory. Buraki Ci wyrosną. - Dionizos uśmiechnął się i za chwilę zniknął.
***
Wyszli na halę lotniska.
- I co dalej? Mamy jakiś plaaaan? - Wojtek ziewnął. Obudziła go stewardessa jak już wszyscy wysiedli toteż był lekko zaspany. 
- Hmm... no trzeba... - Ewa patrzyła po hali. Tak dawno była w Krakowie, że nie wiedziała gdzie iść.
- Ewa! - dziewczyna odwróciła się w stronę głosu, który ją wołał i zobaczyła rodziców Mel.
- Dzień dobry! Co państwo tu robią? - 
- Odbieramy was. Wiemy już wszystko. Zła wiadomość jest taka, że Mel tu nie ma, a wiemy wszyscy, że już dawno powinna tu dotrzeć. - przywitali się z chłopakami i poprowadzili ich do samochodu. -  Nie mamy pojęcia gdzie może być. -
- To jest najgorsze. Nikt nie wie gdzie ona może być. - Kostek odezwał się pierwszy raz od przylotu do Polski.
- Wiemy, ale teraz działamy wszyscy razem. Kostek to twoja dziewczyna i nikt Ci nie zabrania się o nią martwić, ale to też nasza córka. Jedziemy do nas. Może przy okazji zadzwonicie do swoich rodziców? - w aucie zapadła cisza.
***
- No księżniczka się obudziła! - Mel mrugała oczami, bo nie mogła się przyzwyczaić do ostrego światła.
- Gdzie ja jestem?! - wstała i zaczęła się rozglądać dookoła.
- W swoim ulubionym miejscu. Na Atlantydzie słońce! - król zaśmiał się, a jego śmiech poniósł się po sali. Mel wstała i zaczęła biec. Wbiegła do tunelu i za chwilę uderzyła głową w jakiś głaz. Otrząsnęła się jednak i wybiegła na otwartą przestrzeń. Za sobą słyszała tupot stóp. 
- Mamy Cię! - dwóch przysadzistych Atlantów załapało ją. - Nam nie uciekniesz!
- Czego ode mnie chcecie?! Chcę widzieć księcia! -
- Nie mamy księcia. A jeśli mówisz o tej ofiarze, o Zenie, to obawiam się, że księciem to on się nie stanie. - król stał już obok niej i uśmiechał się fałszywie. - Zabierzcie ją do lochu. Nikt jej nie znajdzie na razie. A! I wyślijcie tą jej bransoletkę do syna Aresa. Niech coś mu zostanie po dziewczynie. - Mel popatrzyła na króla, ale on odpowiedział jej bezwzględnym spojrzeniem, odwrócił się i odszedł. Dziewczynie po policzku spłynęła łza.