Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 13 - PIERWSZY KROK, WCALE NIE MAŁY

W nocy Mel nie spała. Była lekko, nawet nie lekko, przerażona tym co mają zrobić. Nawet nie wiedziała gdzie mają iść. Mają znaleźć 3 pawie. Wiedziała, że rano zawiozą ich, całą 10, na Manhattan, a potem... No właśnie, co potem ? Mel leżała i wpatrywała się w sufit. Uśmiechnęła się na wspomnienie wieczoru. Najpierw Chejron powiedział wszystkim o misji, a potem 15 minut tłumaczyli Zenowi, że on też idzie. Nie mógł uwierzyć, a jak się dowiedział, że to Mel go chciała to wogóle stwierdził, że to żart. Potem rozmawiali co zrobić. Annabeth nawet poszła do Rachel, żeby się zapytać co ona na to, ale ona nie mogła nic powiedzieć, tak jak ostrzegał Chejron. Widać misja była jakimś zadaniem zleconym z góry, ale bez planów. No tak. Przecież Hermes zgubił pawie, ale ZGUBIŁ, nie chciał tego zrobić... 
Mel popatrzyła na swój zegarek. Wybiła 6:15. Noc przeminęła, a ona przysnęła może na 0,5 godziny. Wstała, ubrała się, do plecaka spakowała najpotrzebniejsze rzeczy w tym ambrozje i nektar, chociaż miała nadzieje ich nie używać. Zeszła na dół.
-Hej! - Percy stał nad źródełkiem w rogu pokoju. - Wyspana ? Po co się pytam, widać, że nie. - widząc jej niewyraźną minę dodał. - Nie, że wyglądasz tak źle, po prostu widać, że jesteś zmęczona. Rozmawiałem z Tysonem. On i Leo, będą taką "EKIPĄ RATUNKOWĄ" i będą nam pomagać z obozu. Jakbyś czegoś potrzebowała to zwracaj się do nich. Tyson się ucieszył jak mu powiedziałem, że jesteś taką naszą siostrą - uśmiechnął się.
-Miło, ale chciałabym go poznać w innych okolicznościach. Gdzie Zen ? - popatrzyła na łóżko chłopaka, które było zasłane i puste...
-Na spacerze. Spał jak kamień do 3 rano. Potem wstał i zaczął się krzątać jak harpie. Sprzątał - Percy uśmiechnął się. Schował do kieszeni wewnętrznej kurtki długopis, który był Orkanem, jego mieczem. Na ramię zarzucił plecak, a do ręki wziął drugi - zapewne należący do jego brata. - Chodźmy ! Im dłużej będziemy tu stać tym bardziej się denerwuje. Dalej zastanawiam się dlaczego mamy szukać czegoś co jest Hery, a ona nam tyle ... - szukał odpowiedniego słowa. - przygód sprawiła.
-Pociesz się myślą, że to część większego planu. Oddamy pawie i pójdziemy dalej. - Mel szła za nim patrząc na domek w którym mieszkała.
-I to mnie właśnie przeraża... - Percy wydawał się smutny i podenerwowany.
Doszli pod Wielki Dom. Chejron w swojej całej postaci stał, a obok niego stał Nico. Uśmiechnął się na ich widok i skinął głową. Obok stała Annabeth grzebiąc w plecaku i podając część rzeczy Ewie, a obok stała jeszcze jedna dziewczyna "Zapewne to jest Piper"-pomyślała Mel. Dziewczyna wpatrywała się w sztylet. Za nimi stało dwóch chłopaków pogrążonych w rozmowie - Jason i Leo. Ten drugi dawał Jasonowi jakieś przedmioty, który ten oglądał i wkładał do plecaka. Od strony areny szedł teraz Kostek z mieczem opartym o ramię, a za nim szedł Wojtek i Zen. Obaj rozmawiali co chwilę zadając pytanie Kostkowi. Mel podeszła do dziewczyn.
-Pamiętaj! Drachmy są potrzebne do kontaktów, więc nie szastamy nimi tak o. Rozumiesz ? - mówiła do Ewy Annabeth dając jej woreczek z pieniędzmi. Ewa schowała go do plecaka.
-Ambrozja, nektar i dolary.Zapakuj! - Annabeth dalej pouczała Ewę, a ta wydawała się już lekko znudzona. 
-Mel ! - przyjaciółka uśmiechnęła się na jej widok. Mel też uśmiechnęła się do niej, bo zrozumiała, że jej przybycie wyzwoliło Ewę od kolejnego słuchania o tym co ma zabrać i czego ma się wystrzegać.
-Herosi! Jesteście gotowi ? Dobrze. Jedziecie na dworzec. Percy ? Jason ? - Chejron popatrzył się na nich - Zawieziecie was ?
Gdy chłopacy kiwnęli głowami, Chejron poprowadził ich w górę na Wzgórze Herosów. Tam stały dwa auta do których mieli wsiąść. Do pierwszego wsiadł za kierownicę Jason, a z nim Piper, Kostek, Wojtek i Zen. Do drugiego wsiadł zatem Percy, Annabeth, Mel, Ewa i Nico. Mieli dojechać na dworzec autobusowy i stamtąd ruszać dalej. Gdziekowiek mieli iść...
Na dworcu podzielili się na swoje 5-osobowy grupy, a każda ruszyła w inną stronę.
-Gdzie idziemy ? - Kostek wydawał się podmionowany tym, że gdzieś idą.
-Przed siebie. - Mel patrzyła na horyzont. - Nie wiem od czego zacząć.
-Hmm... musimy znaleźć pawie Hery. HERY. To jasne, trzeba iść do świątyni zapytać, przyjrzeć się czego szukamy. - Ewa patrzyła się na nich.
-Możemy też iść na Olimp. - Kostek powiedział do niej sarkastycznie. - Ewa ! Obudź się! Sami musimy znaleźć.
Mel pomyślała, że już ją boli głowa od tego całego zamieszania, a dopiero wyruszyli.
-WIEM! Musimy iść... - Zen nie dokończył, bo przed nimi pojawił się... Hermes.
-Mamy mało czasu moi kuzyni. Zgubiłem te pawie, one same się przemieszczają. Wiem, gdzie jest pierwszy. Tam, gdzie jest wejście do Hadesu. - Hermes mówił szybko.
-Znaczy Los Angeles ? - Mel patrzyła na boga.
-Bliższe, bliższe... kolejne znajdziecie dzięki temu jednemu. Mel ! Tu macie klatki na nie. Muszę już iść... - bóg zniknął
-Gdzie jest bliższe zejście do podziemia? - zapytał Wojtek który trzymał już jedną z 3 klatek.
-Jak to gdzie ? W parku - Kostek ożywił się i już prowadził ich w stronę parku. - Tam będzie jeden, potem reszta. Mamy chociaż jakiś punkt zaczepienia. To jest już jakiś krok! I to nie mały.
Mel z Ewą uśmiechnęły się, gdy on szedł do przodu sprężystym krokiem z jedną klatką przy boku. Miał rację. To już był jakiś krok...

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 12 - IDZIEMY RATOWAĆ CUDZE PTAKI

-Dzięki bogom! - Chejron patrzył na nich jakby umarli, a on widział ich znowu żywych.
-Przecież byliśmy niedaleko... - Kostek patrzył na niego z niepokojem.
-Pewnie spotkał Aresa. - Mel pomału rozumiała "Chejron wszystko już wie"-powiedział im Ares
-Aresa ? Nie tu była Atena. - Chejron wydawał się zaniepokojony tym, że Ares był w obozie - Twoja matka powiedziała nam, że musisz iść na misje...
-Wiem co mam robić !! Ares nam powiedział. Mamy znaleźć 6 pawi Hery. I to nie jest moja matka! Moja mama została w Polsce, w Krakowie ! - Mel odwróciła się, ale złapał ją Wojtek i znowu postawił przed Chejronem.
-Wszystko wiecie ? To trzeba zwołać naradę starszyzny. Wszystkich najstarszych... - Chejron wyliczał.
-Przecież wiadomo co zrobić. Idzie 10 herosów. Najsilniejszych. 5 w jedną stronę, 5 w drugą stronę. Proste. To tylko mały wątek. Potem będzie gorzej. - Ewa mówiła bez przerwy. - Chyba zgodzimy się, że wiemy kto ma iść, tak ? Albo przynajmniej kto ma prowadzić obie misje. - Ewa popatrzyła na Mel, a potem odwróciła się w stronę lasu, skąd wychodził Percy i Annabeth. Chejron wydawał się zagubiony.
-Ale on... oh na bogów ! Czy tutaj nie ma spokoju ? - Chejron patrzył na Ewę, na Percy'ego, na Mel, ogólnie na wszystkich dookoła.
-Nie może. - Od strony Wielkiego Domu szedł Dionizos. Wydawało się to dziwne, bo on rzadko kiedy pojawiał się osobiście - Wiem o planie. Swoją droga sprytnie to ojciec wymyślił. Najpierw jednak oni muszą znaleźć te ptaki.
Grzmot przeciął dolinę.
-Dobrze ! Te święte ptaki Hery, te pawie - poprawił się bóg.
-Jakie ptaki...? - Annabeth zdawała się zainteresować tym o czy mówili.
-Znowu... jakbyś raz pojęła... eh... wy... - Dionizos ucichł trochę, gdy zauważył minę Chejrona i Percy'ego - Dobrze, dobrze. 10 półbogów. Dwie ekipy po 5. Z ciężkim sercem mówię to, ale chcę żeby jedną grupę poprowadził Percy, a drugą Mel. 
Wszyscy zaskoczeni tym, że mówi ich poprawne imiona, zastygli i patrzyli się na niego.
-Znam plan, ale wam nie powiem. - uśmiechał się trochę mściwie - Na tym polega cała zabawa. Wybrałem kto prowadzi, a teraz wy skaczcie sobie do gardeł kto idzie. Może wam pomogę i kogoś zamienię w lamparda ? Będzie większa zabawa.
-Panie D.! - Chejron zaprotestował, a Dionizos odszedł w stronę Wielkiego Domu, ale zdążył jeszcze powiedzieć, że "Medea i Peter mają go nie zawieść". Centaur pokręcił głową. - Poczciwy bóg wina. Mel, Percy podejdźcie tutaj. Percy... znowu brak odpoczynku, a miało być tak pięknie i spokojnie. Mel... ty jeszcze tak mało wiesz... ale trudno musimy iść dalej. Najpierw Percy kogo chcesz wziąć ?
Mel i inni obserwowała jego emocje przemykające sie przez jego twarz. Widać było, że się głęboko zastanawia. 
-Na pewno Annabeth. - dziewczyna się uśmiechnęła - Na bogów ! Tylko 4 osoby mogę wziąć ? - zamyślił się, gdy Chejron pokiwał ze smutkiem głową. - Oh! Na spokojnie. Mamy wiosnę, czyli... 
-Grover nie pójdzie. Wiesz, że idzie szukać dalej. Tyson ... - Annabeth pomagała synowi Posejdona w podjęciu decyzji.
-Tyson siedzi na dnie i kuje. Wiesz o co mi chodzi. Nie przyjdzie. Oh, raz kozie śmierć ! Annabeth, Jason, Clarissa, nie jednak ona nie. Piper i Nico. Taka ekipa się już sprawdzała. Zgadzasz się Chejronie ? - Mel widziała, że podjęcie tej decyzji przyszło mu z trudem.
-Dobrze, ale czy Nico się pojawi? - centaur wydawał się nie być zdziwionym wyborem chłopaka, ale on coś mruknął, że Nico pojawi się jak się go poprosi - Mel ?
-Ja wiem. Ewa, Kostek, Wojtek i Zen. - wydusiła z siebie te słowa.
-Zgoda. - Chejron pokiwał głową jakby się spodziewał takiego wyboru.
-Mój brat ?! Ale co ? Jak ? - Percy wydawał się zdruzgotany jej wyborem.
-Jakby nie było on mnie tutaj jakby wprowadził. Potrzebuję go. - Mel tłumaczyła synowi Posejdona, chociaż wiedziała, że nie musi.
-Dobrze. Skoro już wiemy kto idzie... Idźcie się przespać. Rano wyruszacie. - nauczyciel uspokajał wzburzone lekko nastroje.
-Aaa wywyrocznia ? - Annabeth była zdziwiona 
-W takich wypadkach, gdy wysyła was bóg wyrocznia nic nie da. Idźcie już.
Takim sposobem mieli jutro iść ratować ptaki. Nie byle jakie, bo boskie. Ale bądź co bądź cudze ptaki. Mel czuła, że misja łatwa nie będzie. Zwłaszcza, że to ptaki Hery...

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 11 - SPOKÓJ PRYSKA JAK BAŃKA MYDLANA

Mel wracała do obozu z poczuciem, że ta przepowiednia to coś więcej jak kilka słów o niej samej. Nie wiedziała jednak co. Czuła jednak, że nie jest to wszystko co ją czeka w tym miejscu. Wróciła na plażę, Ewa, Kostek i Wojtek siedzieli i patrzyli na morze. 
-Co wy tak siedzicie ? - zapytała zachodząc ich od tyłu i z satysfakcją patrząc jak podskakują ze strachu 
-Na bogów! Mel nie strasz nas ! - krzyknęła Ewa.
-Siedzicie tu i się nudzicie to musiałam was ruszyć - Mel próbowała tłumaczyć przez śmiech.
-Czekamy na ciebie, żeby iść dalej. W końcu masz urodziny. Musimy to uczcić. Pogadam z kimś od Hermesa, żeby nam załatwili Cole i może jakieś chipsy. - Kostek zastanawiał się nad tym co jeszcze można by wysępić
-Nic nie będziemy brać. Posiedzimy tutaj, a moje urodziny to tylko mały taki... - Mel nie dokończyła. Nie wiedziała co powiedzieć. Tak naprawdę nie chciała urodzin. Szesnaste urodziny... to nie było nic miłego, zwłaszcza w tym świecie. Zdecydowanie chciała posiedzieć z nimi, a nie świętować cokolwiek. - Wieczorem pójdziemy na ognisko i tyle... 
Cała trójka widziała, że Kostek godzi się na to nie chętnie. Jednakże koniec końców usiadł na plaży. 
-Pozwólcie mi chociaż iść po Colę, co ? - popatrzył na nich błagalnym wzrokiem, a gdy Ewa kiwnęła niepewnie głową, poderwał się i pobiegł w stronę domków.
Wrócił po kilku minutach z 12-pakiem Coli. Zadowolony i uśmiechnięty podał im po puszce i usiadł.
-Jak dobrze, że Hoodowie byli dzisiaj w sklepie. Udało mi się wydębić, jednakże wątpię czy Clarisse będzie zadowolona, że przehandlowałem Colę za sprzątanie. - Wyrzucał z siebie słowa. Mel patrząc na minę Ewy domyśliła się, że Clarisse nie będzie zadowolona.
-Kostek! Jak mogłeś! Wiesz, że ona Cię teraz... - nie dokończyła Ewa.
-Wiem, ale przeżyje to. - dalej się uśmiechał, choć wyraz twarzy mu stężał.
Siedzieli jeszcze jakiś czas, ale od strony ogniska, było słychać już śpiewy i widać było płomienie. Wstawali, gdy przed nimi wybuchła pochodnia, znaczy to wyglądało jak pochodnia.
-Melanio Nowakowska ! - zanim zobaczyli boga, usłyszeli jego głos.
-Ojcze ! - Kostek padł na kolana.
-Jestem rad, że mnie poznajesz synu, ale nie dla Ciebie tu jestem - Ares pojawił się jak zwykle wyglądający jak paker. - Melanio ! Wiesz, że jesteś dla nas zagrożeniem? Wiesz, że jesteś również naszą nadzieją? Ostatnio myślałam, że jak ten Leszczu nas uratował to będzie spokój, ale potem ty... Ale mogliśmy się spodziewać. Legenda i przepowiednia o tobie są jeszcze starsze. Musisz jednak sama to odkryć kim jesteś.
-Moment! MOMENT! Nie do końca wiem o co ci chodzi, ale mówisz jak posłaniec, a nim jest Hermes. Więc...? - Mel była zła, jednak nie chciała zarzucać wszystkiego bogowi, bo mógłby się zemścić.
-Hermes... tak. Powiedzmy, że ma szlaban, bo nawywijał. Teraz słuchaj! TO zostało zagubione wiele tysięcy lat temu. Jednak Grecy o tym wiedzieli. Platon o tym mówił. Najpierw jednak trzeba znaleźć klucz do tego. Klucz ma strażnik. Trzeba go pokonać. Pokona go dwójka herosów. Muszą być połączeni. Najpierw jednak musisz zdobyć boga. On wie wszystko, on zna każdy początek, ale nie ma stałego miejsca. Pokazuje się gdy musisz podjąć decyzję. Ty też ją podejmiesz. Ale nie tak szybko jak myślisz. Najpierw musisz iść znaleźć to co zagubił Hermes. To nie jego własność. On pilnował... 
-Przepraszam, że co ? To przepowiednia ? - Mel nie mogła zrozumieć o czym on plecie.
-Nie przepowiednia! Instrukcje, tak to nazwijmy. - Ares tracił spokój. - Słuchaj! Pilnował to stadko, a nie byle jakie on jest. Należy do Królowej. Było 6. Rozpierzchły się i teraz musisz znaleźć 3. Ty i 4 inne osoby. Druga piątka wyrusz po kolejne 3. Potem 10 pójdzie po TO.
-Ale co ?! - Mel była zła. 
-Jesteś córką Ateny, więc się domyślisz. Ja mogę tylko tyle Ci powiedzieć. Chejron już wie. Idźcie. - Ares przepuścił ich, żeby poszli do przodu. - Melanio ! Wszystko jest w twoich rękach, bo to pod znakiem Olimpu idzie ta misja. Pilnuj się. - Ares pstryknął palcami i zniknął. Mel czuła, że mdleje i słyszała krzyk przyjaciół. Osunęła się i zobaczyła jakieś obrazki. Jakaś wyspa, Platon, Klucz, słyszała jakiś głos, herosów odwróconych do niej tyłem, potem Herę i ...
-Pawie ! - ocknęła się, a widząc miny Ewy, Kostka i Wojtka, zrozumiała, że myślą, że ona bredzi. - Pawie Hery. Hermes je zgubił, a my mamy znaleźć. Jak na bogów ...?!
-Jeśli to prawda, to mamy przechlapane. Dowiedzmy się co Chejron wie i może się nam rozjaśni. - Ewa podała rękę Mel i podniosła ją. - Chodźmy i tak już się nieźle zdenerwowaliśmy.
Poszli w stronę ogniska, a Mel już myślała, co znaczy cała wypowiedź Aresa...

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 10 - POZNAJEMY PIERWSZĄ PRZEPOWIEDNIĘ

Mel zaskoczona jak łatwo poszło jej wyjaśnienie pochodzenia Wojtka, że zapomniała, że ma urodziny. Siedzili dalej na plaży, słońce zachodziło, a oni myśleli nad tym co oznacza pojawienie się kolejnego syna Jupitera. Przecież to nie mógł być przypadek. I co? Wpada sobie do Obozu Herosów, a nie do Obozu Jupiter? Wiele niewiadomych było w tej układance. Ewa twierdziła, że to po prostu udowodnienie siły, bo w obozie obecnie przebywało 4 półbogów, których rodzice byli z Potężnej Trójki, no i Mel. Dziecko Olimpu, najsilniejsze jakie do tej pory widziano. Rozważali sobie o tym, jednocześnie bawiąc się i śmiejąc. Melania nie była w stanie uwierzyć, że tam jest. I to już drugi dzień. 
- Kwestia czasu jak cię wyślą na misje. - powiedział Kostek, gdy ta zachwycała się znowu tym gdzie jest. - Wyślą cie gdzieś, żeby sprawdzić jak sobie radzisz.
-Niekoniecznie. Przecież mogą ją zatrzymać, żeby szkolić na Super Herosa. - Ewa popatrzyła się wilkiem na Kostka. - Nie mogą jej przecież narazić. Ona jest tutaj obecnie najważniejsza.
Mel i Wojtek wsłuchiwali się w taką ich wymianę zdań. Koniec końców licytowali się kiedy Mel zostanie wysłana na misje. Wtedy też przyszła Annabeth i Percy. 
-Hej! Przepraszam, że przeszkadzamy, ale Mel - Annabeth zwróciła się do dziewczyny. - chciałabym, żebyś kogoś poznała. 
-Jasne. - Mel wstała z piasku, otrzepała się i poszła z nimi, machając do reszty żeby poczekali. Weszli w las. Percy opowiadał coś o Olimpie, mówił też, że rozmawiał z Piper.
-Ona nie może mi wybaczyć, że nie powstrzymałem Jasona od wyjazdu do Obozu Jupiter. Ona twierdzi, że to obaza jej majestatu. A nie może zairyfonować, bo tam nie ma zasięgu. Jęczy tylko i jęczy. - Percy skarżył się na koleżankę.
- Ja się zastanawiam po co on tam poszedł. A swoja drogą, to jak możesz mówić, że jęczy? - Annabeth popatrzyła na niego dziwnie. - Dziewczyna się martwi. To normalne. Jak ty byś się czuł?
Mel zauważyła, że Annabeth trafiła z słaby punkt. Percy zbladł. Popatrzył na nią.
-Wiesz dobrze, że martwił bym się. - powiedział jej, a Mel odczuła, że zakończył temat.
Doszli właśnie do jaskini. Purpurowa kotara wisiała przed wejściem. Annabeth wyciągnęła rękę, jakby chciała zapukać, ale wtedy ze środka wypadła dziewczyna o płomienno rudych włosach. 
-Percy! Annabeth! Jak dobrze was widzieć - Rachel nie kryła radości. - A to pewnie nasze Dziecko Olimpu. Mel jak mniemam? 
Mel kiwneła tylko głową, bo przez chwilę zastanawiała się skąd ona wie, ale przecież była wyrocznią.
-Tak w zasadzie to pomyśleliśmy, że sobie może pogadacie, a my usiadziemy sobie u ciebie. Wiesz spokój masz, a u mnie to Zen kręci się jakby nie miał co ze sobą zrobić . - Percy popatrzył się na nią błagalnym wzrokiem. 
Rachel uśmiechnęła się. -Sama chciałam z nią pogadać. Wchodzcie. A Zen nie ma co ze sobą zrobić, bo ma za dużo na głowie. Przejdziemy się? - zapytała Mel, podczas gdy oni weszli do środka. 
-Oni tak często tam...? - Mel wydawała się skołowana, gdy Wyrocznia prowadziła ją w stronę lasu. 
-Ah... dosyć, ale gadają. Tak nie mają czasu, a tu... tu praktycznie nikt poza nimi się nie zabłaka. Nikt nie znajduje ich tak długo jak chcą. W obozie ciągle ktoś coś od nich chce. A tu. Święty spokój. - Rachel uśmiechnęła się, usiadła na kamieniu i poklepała miejsce koło siebie. - Więc... cieszę się, że cię widzę na żywo. Jesteś dla nas wszystkich zagadką. Nawet dla mnie. Chociaż wiem, że odegrasz dużą role... - zamilkła jej oczy rozjasniły się zielenią. A ona sama mówiła jakby potrojonym głosem: 
/Dzieciem Olimpu zwany heros/
/Szesnaście lat ukończy teraz/
/Choć od skłóconych bogów dary dostaje/
/Wykorzysta je bardzo starannie/
/Odkryje tajemne skrawki historii/
/W domu jego moc sie rozpali/

Rachel odzyskała normalność. 
-Przepowiednia tak? - Mel kiwnęła głową i powiedziała Mel całą przepowiednie. - Aaa ta. Powtarzałam ją już kilka razy.
-Mam wrażenie, że się już wypełniła. - Mel opowiedziała Wyroczni jak pomogła odkryć tożsamość Wojtka.
Rachel była zadowolona. -Ładnie. Czyli będziesz wielkim herosem. Ale to jest przepowiednia, która w zasadzie zwiastowała twoje przybycie. - Rachel znowu się uśmiechała. - Na dzisiaj chyba ci wystarczy. Jutro jest bitwa o sztandar. Przyjdziesz do mnie jescze kiedyś? - 
Mel pokiwała główą i zeszła w las.
-Dzięki Apollinie, że to ta przepowiednia. Na tą drugą za wcześnie ... - Rachel odwróciła się i poszła do jaskini, musiała przecież pomyśleć, a w tym wypadku pozbyć się Percy'ego i Annabeth stamtąd.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 9 - MEL ODKRYWA PRAWDĘ

Po pływaniu, z którego oni wyszli najgorzej, bo cały czas ochlapywali się wodą, był obiad. Jak zwykle zjedli szybko i poszli na spacer. Mel poczuła, że mógłby być to całkiem fajny dom. Miała przy sobie przyjaciół. Teraz właśnie siedziała z Ewą, Kostkiem i Wojtkiem, który stwerdził po zapoznaniu z obozem jedynie, że Zen jest dziwny. Siedzieli i zastanawiali się jak Wojtek może być bratem Kostka, skoro nie są podobni. Potem Mel zaczęła się droczyć z nimi i koniec końców uciekała przed Kostkiem, który ją gonił. Ilekroć on zbliżał się do niej za blisko ona wbiegała na wodę. On stawał bezradnie i czekał, aż zejdzie. Wojtek z Ewą zaśmiewali się z nich i coś przebąkiwali, że są jak pies z kotem. W końcu, gdy Mel wbiegła w zatokę głębiej, Kostek postanowił chociaż dopłynąć do niej. Ku jego zdziwieniu mógł iść po wodzie. 
"Pewnie Mel kazała wodzie mnie utrzymać" - pomyślał Kostek  i spokojnie doszedł do niej. Gdy tylko złapał ją za łokieć i odwrócił do siebie, wpadli oboje do wody. Jedyne co zobaczył to jej mściwy wzrok i usłyszał krzyk Ewy na brzegu...
Kostek myślał, że to koniec. Nie potrafił uwierzyć... że niby Mel go skazała na śmierć ? Za długo myśleć nie mógł. Wynurzał się w bańce, takiej jak te mydlane. W bańce obok Mel zaśmiewała się do rozpuku. "Pewnie z mojej miny" - pomyślał Kostek i uśmiechnął się do niej. Jej bąbel pęknął, gdy tylko wypłynęła na powierzchnię, spojrzała na niego i zaczęła go turlać. Gdy doturlali się do brzegu jego bańka, też zniknęła.
-Czy ty jesteś normalna ?! - Ewa już zaczęła swoją gatkę.
-Oh taka zabawa... - Mel uśmiechnęła się i spojrzała na Kostka - Nie obraziłeś się?
-Nie - powiedział z uśmiechem - Fajnie było.
Ewa chyba nie do końca uwierzyła Kostkowi, ale dała spokój. Dla zabawy zaczęła walczyć z nim i Wojtkiem. Oboje byli potem zdziwieni, że Wojtek kompletnie nie umiał walczyć mieczem, a dzieci Aresa zawsze pierwszą walkę wygrywają - pierwszą od błogosławieństwa rodzica. Mel nie potrafiła stwierdzić co się dzieje.
-Wojtek... jak wyglądał ten symbol ? Tak ? - zapytała i z wody utworzył się sztylet.
-Nie... W życiu, to było krótsze i zakrzywione. - powiedział Wojtek.
-Znaczy bardziej tak ? - pokazała symbol, jakby połączenia szabli ze sztyletem.
-TAK! Dokładnie to - Wojtek uśmiechnął się i usiadł koło niej.
-Nie dobrze... nie dobrze... to nie jest symbol Aresa.
-CO ?! - zapytała pozostała 3 jej przyjaciół.
-No tak. Pomyślcie. To kiedyś faktycznie był symbol Aresa, ale już dawno nie jest jego symbolem. Żeby było śmieszniej to nie jest symbol grecki... - Mel patrzyła na ich zdziwione miny. - Ehh... Ruszcie głową. To był symbol kiedyś greckiego Zeusa, ale on wolał błyskawicę, więc to odziedziczył Ares. Jednak jest to za krótkie na jego broń, więc ten symbol przypisano Hermesowi - bogowi złodziei i on zabrał go do Rzymu. Tam jednak Merkury, był średnio czczony, a symbol fajny. Przekazali go komuś innemu. Wiece komu ?
Chłopacy pokręcili głowami, a Ewa zadała pytanie: - Apollo ?
-Nie... Najwyższemu. Jupiterowi.  - gdy tylko Mel wypowiedziała te słowa, nad ich głowami rozległ się grzmot, a nad głową Wojtka zajaśniała błyskawica.
Wtedy dogalopował do nich Chejron. Mel z Ewą szybko mu wytłumaczyły o co chodzi. Chejron niemrawo pokiwał głową.
-Witaj Wojciechu Grądzki! Synu Jupitera, najwyższego z najwyższych rzymskich bogów olimpijskich, panie błyskawic i nieba.
Uklękli, przed nim na chwilę, aż zniknął symbol.
-Mel - Chejron zwrócił się do niej. - Będziesz potężnym herosem. Dzisiaj udowodniłaś, że nie tylko władasz nad wodą przez swojego patrona, Posejdona, ale też dzięki matce jesteś inteligentna. Wróżę Ci piękną, ale i trudną przyszłość... - kończąc tymi optystycznymi słowami odgalopował.
-Jednym słowem Mel - Kostek podszedł do niej z Ewą i oboje połozyli jej rękę na ramieniu - Masz przechlapane.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 8 - ZYSKUJEMY ZNOWU NOWEGO "BRATA"

Mel wstała bardzo wcześnie. Na zegarku była 5:58. Była pewna, że nawet tutaj nie jest to godzina o której ktoś coś robi. Ona była jednak wyspana. Umyła się, ubrała i zeszła na dół. Percy i Zen spali. Mel stwierdziła, że wyglądają śmiesznie. Jeden na plecach, drugi na brzuchu i pod przeciwnymi ścianami. 
"Czyli środkowe łóżko jest Tysona" -pomyślała dziewczyna i wyszła z domku. Nie lubiła biegać, ale spacerek po obozie bez Zen, który zasypuje ją jakimś historiami, bez Ewy tłumaczącej, że nie mogła jej powiedzieć kim jest i bez Kostka, który udaje, że nie rozumie co się dookoła dzieje. Jak zwykle swoje pierwsze kroki skierowała nad zatokę. Usiadła na chwilę na plaży. W obozie było tak cicho, że można było się zastanawiać czy to napewno obóz młodzieżowy. Dziewczyna nie chciała iść, ale zdała sobie sprawę, że wczoraj nie wszędzie była. Wstała i poszła na strzelnice. Było wpół do siódmej i Melania nie spodzewała się nikogo, a tu jednak. Weszła w sam środek treningu tego blondyna, który był z nimi jeszcze w Krakowie.
-Cześć Mel! Też nie możesz spać? - zapytał nie patrząc się na nią, a może jej się tylko zdawało, że się nie popatrzył.
- Tak w zasadzie to już się wyspałam. Chciałam jeszcze obejrzeć obóz. Wczoraj jakoś nie wszystko obejrzałam, miałam... inne zajęcia. - dziewczyna odpowiedziała patrząc jak Philip (przypomniała sobie jak ma na imię) mierzy do tarczy.
-Zajęcia? Chejron wieczorem mi mówił, że zmierzyłaś się z Kostkiem. Mówił, że dobrze ci poszło. Ale dzisiaj... twój pierwszy dzień! - trafił w sam środek i odwrócił się do niej z uśmiechem. - Masz zajęcia z domkiem Ateny... to znaczy, że w tym tygodniu również z Aresem. Uhuhu... wysoka poprzeczka jak na pierwszy raz. Ale dasz radę. - w tle usłyszeli dźwięk konchy. - Chodź! Śniadanko! - 
Oboje odeszli w stronę jadalni. Gdy wchodzili do środka Phil popatrzył się na nią. - Najlepszego! - uśmiechnął się i poszedł do swojego stołu. Mel usiadła obok Ewy. 
- Jaaak noc? - zapytała przyjaciółka ziewając
-Dobrze. Miała sen, a potem gadałam z Percy'm
-To on wrócił? To już wiem czemu Annabeth nie było rano. Wyszła pół godziny temu i jeszcze nie wróciła. - gdy Ewa mówiła do jadalni wkroczyła Annabeth z Percy'm. Trzymali się za ręce. 
-Hej Ewa! Hej Mel! Wyspałaś się? -Percy wyglądał prawie tak jak w nocy, ale był jakby weselszy, no i wyspany, przynajmniej częściowo.
-Wyspałam się. Ale byłam tu już o 6. - Mel uśmiechnąła się 
Percy odpowiedział jej uśmiechem, uścisnął Annabeth, która usiadła koło Ewy, a sam poszedł do stołu i usiadła koło Zena.
***
Śniadanie minęło szybko, więc Mel miała jeszcze pół godziny do zajęć.
-Mel! Możesz ...? - Kostek stał na obrzeżu jadalni i patrzył na nią.
-Co? - popatrzyła się jakby nie do końca dotarło do niej co on chce. - Tak jasne. 
Kostek podszedł do niej i razem odeszli kawałek, żeby uniknąć innych obozowiczów, ktorzy jeszcze jedli.
-Wszystkiego najlepszego! Cieszę się, że tu jesteś - przytulił ją trochę sztywno, ale Mel i tak poczuła ciepło na sercu. - A to... - z kieszeni wyciągnął coś małego. - Dla ciebie. Do tej "boskiej bransoletki". Żeby nie była tylko śmiercionośną bronią, ale też biżuterią. - Mel wyciągnąła rękę, a on dopiął do jej bransoletki charmsa. Mel przyjrzała się mu. Był to mały konki morski. 
-Dziękuje! Naprawdę bardzo dziękuje! - uścisnęła go tak mocno, że zaczął jęczeć coś o jego zgniecionych żebrach.
-Dobrze już dobrze. Chodźmy już lepiej na zajęcia. - Kostek też wydawał się rozpromieniony. Złapał ją za rękę i poprowadził w stronę areny, bo pierwsze zajecia dzisiaj to była szermierka.
*** 
- Mel! Wyrzej trzymaj ten miecz! Skup się! Przecież umiesz! - Annabeth krzyczała do niej, bo jako że Mel była nowa walczyła właśnie z nią. 
-Staram się! To mój pierwszy trening. - Mel uderzyła w rękojeść miecza Annabeth i wybiła jej go. - Może wystarczy? 
Był ostatnimi, które jeszcze walczyły. Cała reszta się przyglądała, bo grupowa Ateny cały czas chciała coś od Mel, pomimo tego, że od początku treningu nie przerwały walki.
- Wystarczy... teraz greka - Annabeth była wyraźnie zaskoczona takim obrotem sprawy. Wzięła swój miecz z ziemi i schowała. Miecz Mel już zamienił się w przypinkę w kształcie trójzębu. Poszli w stronę amfiteatru. Usiedli na ławkach, a Annabeth i Clarisse wyszły na środek. Za chwilę przygalopował Chejron i wszyscy prowadzili lekcje. Mel nie słuchała większość z tego co mówili, bo gadała z Ewą. W pewnym momencie doszli synowie Posejdona.
-Jak miło, że się panowie zjawili. - Chejron sarkastycznym tonem zwrócił się do nich. - Od dzisiaj, z racji tego, że nie jesteście w stanie zorgazniować sobie zajęć, znaczy wasz grupowy. - popatrzył na Percy'ego, który jakby się skurczył - będzie chodzić na zajęcia z Ateną i Aresem. Siadać! -
Usiedli w ławce za Mel i Ewą. Mel odwróciła się do nich z pytającym wzrokiem.
- No co? Jedyne w zasadzie z czym daje sobie radę to pływanie oraz szermierka. A nie pozwalają nam robić tego cały czas. - tłumaczył Percy. Chciał coś jeszcze dodać, ale Chjron gniewnie spójrzał w ich stronę. Po skończonej lekcji greki udali się nad zatokę, by popływać. Chejron porozdzielał ich na dwuosobowe drużyny i Mel była z Kostkiem. 
- Siadaj z przodu. Ja będę kordynować wodę jak silnik. - powiedziała Mel z uśmiechem siadając z tyłu łódki. Ich zadaniem było po prostu pływanie po zatoce i jak najmniejsze zmoczenie się. Od początku nie wychodziło im to najlepiej, bo Kostek chlusnał na nią wodą, a ona dzięki swojej mocy uderzyła go cienkim strumieniem wody. Droczyli się jeszcze przez chwilę, aż w końcu przedobrzyli i oboje wpadli do zatoki. Wypłynęli nad powierzchnię, śmiejąc się, a Mel zmusiła wodę by wepchnęła ich spowrotem do łódki. Upadli koło siebie.
-Mieliśmy nie zmoknąć. - Kostek z uśmiechem patrzył na ich mokre ubrania. 
- Zdążymy wyschnąć. Mamy czas. - patrzyli się na siebie i wtedy dziewczyna zdała sobie sprawę, że są niebezpiecznie blisko siebie. W tym momencie usłyszeli konchę. 
-Obiad przecież nie... musiało się coś stać. Płyńmy spowrotem. - Kostek usiadł, a Mel zmusiła łódź do szybszego płynięcia w stronę lądu.
- Chejronie co się stało...? Wojtek? - Mel zamurowało. Koło centaura stał kolega z jej klasy. 
- Teoretycznie nic. Właśnie zjawił się tu Wojtek i został uznany przez Aresa. Chciałem tylko, żebyście go poznali.
-Ale my go znamy. Wojtek! - Mel przytuliła przyjaciela, za chwilę dołączyła do niej Ewa, ktora właśnie dopłynęła z Zenem, a Kostek podał mu rękę, bo to był jego kumpel. 
-Ktoś go musi oprowadzić. Zen? Mógłbyś? - Chejron zwrócił się do niego.
-Jasne Chejronie. - Zen nie wyglądał na zadowolonego. - Witaj w rodzinie stary. - Przywitał się z Wojtkiem i obaj odeszli w stronę obozu.
-A wy do zajęć. - Chejron zawyrokował, ale chyba dopiero teraz zorientował się, że Ewa nie ma partnera. - Ewa, do łodzi z Mel i Kostkiem. 
Zdziwli się, ale łódka Ewy zderzyła się z ich łódką i postała trzyosobowa łódź. Wsiedli do niej i odpłynęli znowu ochlapując się wodą.

piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 7 - SEN DAJE HEROSA

Mel doszła do swojego domku. Na schodkach przed wejściem siedział Zen.
-Hej! - mruknęła do niego 
-Witam w Trójce! Domku Posejdona. Jedyna atrakcja to ten tarasik wychodzący na zatokę. Jako jedyni mamy takie coś, a jeszcze fontanna i wakacje z cyklopem - to mówiąc Zen mrugnął do niej.
-Tak... fajnie. Ale wiesz chyba jestem zmęczona. - dziewczyna popatrzyła się na niego swoim najbardziej mętnym wzrokiem.
-A... no tak. - wprowadził ją do środka i pokazał na łóżko po lewej stronie od dużych, białych drzwi, które pewnie musiały być łazienką. Obok łazienki, po prawej były szklane drzwi, zapewne tarasowe, dalej we wnętrzu stały 3 łóżka. Podobne, ale każde inne. Widząc, że Mel patrzy na nie powiedział - Twoje jest tam. W każdym domku dziewczyny śpią po innej stronie jak chłopacy. - Mel podeszła do swojego łóżka, a ono znikło i pokazały się schody. - Wygląda na to, że masz cały pokój. Dobranoc - Zen uśmiechnął się przyjaźnie, gdy wchodziła do góry.
Rzeczywiście, miała cały pokój. Po prawej pod ścianą stało łóżko. Obok była szafka nocna z lustrem, zaraz za nią ściana robiła się przezroczysta, miała okno. W prawym rogu były białe drzwi. Podeszła tam i otworzyła je. 
"Mam własną łazienkę" - pomyślała 
Poza tym ściany koloru morza ozdabiały liczne obrazy, a na podłodze, na jasnych, prawie białych panelach, leżał granatowy dywan w stylu tych co jak trawa wyglądają. Mel postanowiła się odświeżyć. Wystarczyło jej atrakcji na dziś, ale pod prysznicem myślała o Kostku. Był jej najlepszym przyjacielem, ale jak "zachorował" w ferie, nawet nie raczył jej poinformować, gdzie jest. A spędzili tyle czasu razem, już nawet po feriach mieli iść razem na imprezę na zakończenie przygotowań do egzaminu. Ale on zniknął, a potem ona za bardzo polubiła tego nowego, tego Igora co przyszedł do nich niby za Kostka. To z nim teraz spędzała czas, to z nim była na tej imprezie. Była za to zła na siebie, ale chyba bardziej na Kostka.
"Przestań o tym myśleć" - skarciła się - "Teraz musisz się skupić na tym co cię tu czeka"
Wyszła z łazienki i położyła się. Jako heros nie miała jeszcze snu, ale wiedziała, że to tylko kwestia czasu. Zamknęła oczy i zaraz zasnęła.
Była w jasnym pomieszczeniu, obok niej stał jakiś chłopak. Teraz go poznała albo i nie. Był podobny do tego, jako on się...? A Philipa. Tego co był z nimi jak wylądowali tu dzisiaj rano.
-Apollinie, czy jesteś pewien? Od tego to my mamy wyrocznię. - Mel zobaczyła teraz kto to mówi. Zeus, stał nad synem i roztaczał swoją energię.
-Zapominasz Panie Zeusie, że jestem bogiem wyroczni. - Apollo zignorował sprzeciw ojca, coś w stylu "Ja nie zapominam" i ciągnął dalej. - Ojcze nie będziemy sprawdzać twojej sklerozy teraz. Moja wyrocznia to już wie. Ona jest tą, na którą czekaliśmy. Musi wyruszyć, ale na razie musi się podszkolić. Nie chcę jej wysłać na pewną śmierć. Ty pewnie też nie. W końcu w jej krwi jest i twoja... - Apollo zagadkowo spojrzał na Zeusa.
-Nie. Nie chcę. Ale takiej mieszanki jeszcze nie było. Musimy ją oświecić, że jej ryzyko... - Zeus nie dokończył, zawiesił. - Ona tu jest. Silniejsza niż Percy czy Jason. Do tej pory tylko oni potrafili się tu zjawiać. Śpij dziecko! Ciężkie czas dla ciebie nadchodzi. - I machnął ręką, a Mel się rozbudziła. Nie podobało jej się to ryzyko, ale bała się zasnąć. Zeszła na dół, Zen spał, wyszła na taras. Usiadła, a nogi zamoczyła w chłodnej wodzie zatoki.
-Kogo ja tu widzę? - Mel pomyślała, że Zen chyba jednak nie śpi i nie podniosła głowy. Właściciel głosu kucnął koło niej. -Też lubię tu siedzieć ... Ty jesteś Mel. Annabeth mówiła mi przez iryfon, że wreszcie się zjawiłaś. Jestem Percy, ale pewnie mnie znasz. Riordan i tak dalej. - Mel dopiero teraz zdała sobie sprawę, że to nie Zen.
-Wybacz. Myślałam, że to twój brat. Tak jestem Mel. Nie wiem co tu robię i po co. A teraz jeszcze... - zamilkła, nie wiedziała co mu powiedzieć. Ma 16 lat, on w tym wieku walczył z Kronosem, a ona się użala.
-Sen? Oh... pamiętam swój pierwszy dzień. Z jednej strony dali ci długo pożyć bez stresu, a z drugiej tyle treningu poszło... masz więcej do nadrobienia. - Percy wydawał się jakby nie słyszał tonu załamania w jej głosie. 
-Aż tak źle nie jest. Powaliłam dzisiaj kolegę od Aresa. Woda mi pomogła. - Mel uśmiechnęła się do niego.
-Moja krew! Znaczy posejdonowa, ale od Ateny. Pokrecone do całe dzieciowanie olimpu, co nie? Władasz nad wodą słyszałem. To dobrze. Powiem Ci, że kompletnie nie rozumiem tego Dziecka Olimpu i patronowania. Annabeth coś mi tłumaczyła, ale nie dotarło. A Zeus też dzisiaj się czepiał. Że niby za mało pracujemy z Jasonem, ale my byśmy chcieli mieć trochę spokoju. Nacieszyć się życiem. - Percy opadł koło niej na tarasie i również zanurzył nogi. 
-Woda... mnie też ulecza. - powiedziała Mel widząc jego błogą minę. - Po to byliście na Olimpie? Oberwać? 
-Oh. No głównie tak. Potem jeszcze coś o tobie było, ale Posejdon z Ateną się wściekli, tym razem zgodnie, że dopiero dotarłaś i że nie ma żadnych planów jeszcze. Jednak Zeus chyba coś ukrywa, bo potem zażądał Apollina u siebie.-
-Ukrywa, ukrywa... - powiedziała Mel i opowiedziała mu sen.
-Też bym się przejął. Ale spokojnie. Na razie się nie przejmuj. - spojrzał na zegarek. Była 1:15 - Nawet nie zauważyłem. Najlepszego. 16 lat to pierwszy taki poważny wiek dla herosa. Ja swoje też pamiętam. - uśmiechnął się do niej.
-Dzięki. Chyba pójdę się jeszcze przespać jak rano nie mam wyglądać jak zombie. - Mel wtedy poczyła się pierwszy raz od rana jak w domu.
-Dobra decyzja. Ja też pójdę. Rano trzeba wstać, a potem to nawet nie wiem co będziemy robić. Jestem tutaj grupowym, a nie pozwalają mi decydować, bo większość zajęć wiązałem z wodą. Dobranoc Mel. - oboje wyszli z tarasu i Mel skierowała się na górę. Padła na łóżko i zaraz zasnęła. Do rana nie śniły jej się żadne sny.