Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 28 - CHYBA ROBIMY NOWY KROK

Mel jeszcze dwa dni leżała w szpitalnej sali. Chejron, pomimo tego, że obiecał wypuścić ją zaraz po wybudzeniu, uważał, że musi się upewnić czy jest do końca wyleczona. W końcu, wypuścili ją i wróciła do swojej "trójki". Zena dalej nie było. Tyson coś przebąkiwał, że wypłynął w morze, ale i tak wszyscy się głowili dlaczego. Kostek wrócił do domku Aresa. Pogodził się z Marcusem, jeśli to tak można nazwać. Po prostu, gdy ten się pojawiał na horyzoncie, przestał się na niego rzucać, a potem nawet podał mu rękę. Chejron zadowolony brakiem otwartej wrogości kazał wrócić Kostkowi do swojego domku. Teraz właśnie siedział na arenie nadzorując trening Wojtka, który stwierdził, że skoro wytrzymał szaleńczy napad syna Aresa, to może z nim ćwiczyć.
- Bardzo dobrze, Ci idzie. Tylko trzymaj go trochę wyżej, bo z ruchomym przeciwnikiem może Ci nie wyjść. - Kostek machnął w stronę manekina na którym ćwiczył syn Zeusa. Syn Aresa nie wyglądał na bardzo zadowolonego, że tu siedzi albo inaczej, siedział na arenie, ale większość uwagi poświęcał dziewczynom, które siedziały na brzegu i rozmawiały. Jedna z nich stała na wodzie. Uśmiechnął się pod nosem. Zdawało się to wieki temu kiedy pierwszy raz widział ją jak tak chodzi. Machnęła ręką i z wody wzbił się wir, który spokojnie opadł po jej drugiej stronie. Dziewczyna, która siedziała na brzegu, wstała i widać było, że mówi coś do tej drugiej...
- Możesz wstać z łaski swojej i poćwiczyć ze mną? - Wojtek stał nad Koskiem. Był trochę zły. Kostek posłusznie wstał.
- Wybacz. Od czasu wypadku chciałbym mieć ją na oku, ale ona się nie zgadza. Chce być, jak to mówi "niezależna". Ja się po prostu boje. - Kostek wyciągnął miecz i stanął na przeciwko Wojtka. Ten uderzył i powiedział jednocześnie.
- Może ma racje. Ciągle jej kontrolować nie możesz. Mógłbyś się skupić chociaż tak troszkę. - Kostek bez trudu odparował cios, jednak Wojtek też bez większego trudu zaatakował znowu. Kostek chyba teraz pojął, że syn Zeusa wcale nie jest już taki słaby i musi się przyłożyć, bo jak nie to zrobi taki mały błąd jak z Mel.
- A ty co? Dalej tylko chodzisz za Ewą i świecisz oczami? Zrobiłbyś coś. Albo do niej zagadaj, albo odpuść sobie. - Kostek zaczął coraz lepiej kontrolować walkę. Wiedział jednak, że musi teraz trochę przystopować, bo to co powiedział na pewno wybiło Wojtka z rytmu. Miał racje. 
- Ja... no... wtedy... jak Mel się obudziła to ją pocałowałem, a od tego czasu tak jakby... nie rozmawialiśmy. Jeszcze tylko wtedy wieczorem, a teraz. Ona mnie unika... ja nie mogę za nią biegać, bo ćwiczę. Ciężko mi jest. - Wojtek zagadał się trochę i nie zauważył kiedy wybił miecz z ręki Kostka. Ten zaskoczony stał i patrzył się na syna Zeusa, ten chyba właśnie wtedy zobaczył co zrobił. - Czy ja właśnie... Ci... ten miecz...? 
Kostek kiwnął głową z uśmiechem.
- Widzisz? Idzie Ci coraz lepiej. Ale żebyś nie osiadł teraz na laurach, że pokonałeś syna Aresa, bierz się za manekin, a ja siądę sobie i zastanowię się czy da się jakoś rozwiązać twoją sprawę. - mrugnął do niego okiem i usiadł na arenie. Przezornie tyłem do plaży, by nie widzieć dziewczyn, bo nie umiał by się skupić.
***
Mel pomału odzyskiwała spokój ducha. Ewa i chłopacy dbali by nie zanudziła się i żeby nie za bardzo mogła myśleć o tym co się stało. Teraz właśnie siedziała na plaży z Ewą. Znaczy Ewa siedziała na piasku, a ona stała na wodzie i tworzyła wirki. Bardzo lubiła tą zabawę. Machała ręką i tworzyła się taka trąbka powietrzna, którą potem zrzucała po swojej drugiej stronie. 
- Mel. Przestań. Zrób coś pożytecznego. - Ewa powiedziała do niej z za książki o architekturze baroku. Mel pomimo tego, że była córką Ateny nie czuła jakiegoś wielkiego pociągu do wielkiej mądrości. Wolała bawić się wodą. Ewa chciała coś pożytecznego. Mel machnęła ręką i utworzyła się kula. W środku była pusta, ale jak się na nią patrzyło to nie było tego widać. Melania posłała ją w stronę Ewy. Nie minęła sekunda, a córka Ateny była w tej bańce. Mel słyszała jak jej 'siostra' woła coś ze środka, ale tylko jej pomachała i popchnęła kulę w stronę morza. Ta wpadła do wody i przez chwilę się nic nie działo. Mel opuściła ręce. Za chwilę z wody uniosła się jakby fontanna, z kulką z Ewą w środku na szczycie. Wtedy kula zaczęła się otwierać jak pomarańcza, a z ostatniej części "skórki" zrobiła się ślizgawka. Ewa zjechała spokojnie na miejsce gdzie wcześniej siedziała. Była całkowicie sucha.
- No... trzeba Ci przyznać. To było coś... ale strachu napędziłaś mi strasznie... nie rób mi tak więcej. - Ewa siedziała lekko przestraszona. Wiedziała, przecież wiedziała, że Mel jest strasznie potężna, ale takie rzeczy... nie spodziewała się, że tak swobodnie kontroluje wodę. Zaczynała doceniać to 'patronactwo'.
- Luz... tak chciałam Cię uspokoić - Mel mrugnęła okiem i 'zeszła' z wody. - Idziemy? Zaraz będzie obiad.
Dziewczyny zebrały się i poszły w stronę jadalni. Od drugiej strony szedł Chejron.
- Mel! Dobrze Cię widzieć. Mam dla Ciebie świetną wiadomość. - Mel przełknęła ślinę, nie wiedziała czy ta dobra wiadomość będzie też dobra dla niej. - Wrócił Percy, Annabeth i reszta. Opowiedzieli mi własnie co się stało i poszli odpocząć. To znaczy, że już niedługo idziecie dalej. - Centaur obrócił się i pogalopował w stronę Wielkiego Domu.
- Ewa! Słyszłaś?! Wreszcie pójdziemy krok dalej. Wrócili. - Mel z wielkim uśmiechem pobiegła w stronę "trójki", zapewne zobaczyć czy Chejron mówił prawdę.
- Cześć śliczna! - Kostek stanął koło Ewy, a Wojtek po drugiej stronie. - Gdzie zgubiłaś moją dziewczynę? Coś się stało?
- Tak... - Ewa lekko nieprzytomnie patrzyła na Wojtka, który złapał jej dłoń. Kostek niecierpliwie pstryknął palcami, a ona jak na polecenie otrząsnęła się z tego lekkiego transu. - Wrócili. Niedługo kolejna część misji...

poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział 27 - ŻYCIE JEST BARDZO CENNE

Kostek siedział na werandzie domku Ateny. Od czasu, gdy rzucił się na tego idiotę Marcusa nie mieszkał w swoim domku, tylko właśnie w tym. Nie rozumiał jak jego własny brat, no dobra-przyrodni, mógł coś takiego zrobić jego dziewczynie... Co prawda Marcus tłumaczył później, że przecież to zrobił w czasie bitwy o sztandar, czyli teoretycznie mógł... Chejron poniekąd przyznał mu racje, ale i ukarał go. Potem Kostek podsłuchał, jak Marcus tłumaczy, że "to niby nie on". Nie uwierzył. W końcu Mel nie obudziła się jeszcze, a "wypadek" stał się 3 dni temu. Mel leżała w Wielkim Domu w sali szpitalnej. Chejron jej doglądał. Ewa, Phillip, Wojtek odwiedzali ją, mówili do niej by jak najszybciej się wybudziła. On sam był tam raz. Nie mógł na nią patrzeć. Mel, jego Mel, która umiała walczyć, która bez zbędnego treningu jego powaliła, leżała tam jakby bez życia, bez reakcji. Nikt tak naprawdę nie wiedział co jej się stało. Po wnikliwszych badaniach okazało się, że Marcus miał nie przepisową broń-trujący miecz. Sam sobie ją zamówił u dzieci Hefajstosa i Hekate. Po prostu najpierw jest to wykuty normalny miecz, a potem dzieci Hekate zaczarowują go. Ten został zaczarowany na trujące kolce. Najprawdopodobniej to właśnie ta trucizna spowodowała śpiączkę u dziewczyny, ale bardzo możliwy jest też zwyczajny szok. Kostek siedział sam, podczas gdy wszyscy byli na arenie i ćwiczyli. Siedział tutaj, bo czuł, że wszystko go przerasta. Tyle przykrości, tyle nieszczęść. Przecież pokłócił się z Mel, teraz ona tam leży. Po jego policzku pociekła pojedyncza łza.
- Kostek! Stary, gdzie jesteś? Kolejny trening, a Ciebie znowu nie ma. - Wojtek szedł w stronę domku Ateny. Kostek szybko otarł łzę i popatrzył na przyjaciela.
- Nie chce mi się. Nie mam siły. - Kostek wstał z werandy i podszedł do Wojtka. - Gdzie jest Ewa? 
- Nie możesz nie mieć siły. Co ty odwalasz? Jesteś synem Aresa, a przed nami kolejna część misji niedługo. Ewa jest na treningu. - Wojtek zręcznie omijał ostatnio temat o Ewie, od czasu, gdy ona wypłakała mu się na ramieniu, w sali szpitalnej u Mel. Chłopaka trochę to speszyło i teraz często "udawał", że nie interesuje się nią. Kostek wiedział jednak swoje.
- A nie rozumiesz, że jest mi przykro? Że to może moja wina?
- Jak twoja wina? A co miałeś zrobić? Przecież to był wypadek.W-Y-P-A-D-E-K Kostek! - Wojtkowi coraz miej podobała się ta wymiana zdań.
- No nie do końca...Umówiliśmy się, że pójdziemy gdzieś w las i tam będziemy "walczyć" - Kostek zrobił cudzysłów palcami. - Nie mieliśmy ochoty walczyć. Ale nie pozwolili mi iść. Leroy kazał mi iść w drugą stronę. Nie powiedziałem tego Mel, a z Marcusem rano się pokłóciłem. Chciał się trochę odgryźć to moja wina.  - Kostek usiadł na schodku, a Wojtek koło niego. Widział, że przyjaciel ma naprawdę doła.
- To nie może być twoja wina. Dzisiaj rano Chejron odkrył, że to nie były trujące kolce, a nienawistna jakaś tam esencja. Renny przyznała się, że przechwyciła miecz Marcusa. Co ciekawsze Renny nie wie skąd wzięła na to pomysł i dlaczego. Idź do Mel. W związku z tym, że Chejron odkrył o co chodzi, mógł zająć się porządnie jej leczeniem. Lada moment może się obudzić. - Wojtek wstał, otrzepał się i chciał już iść, ale jeszcze się zatrzymał. - A jeszcze jedno... Nikt nie może znaleźć od 3 dni Zena. Myślałem, że lepiej żebyś wiedział. - odwrócił się i poszedł w stronę areny. Kostek chwilę walczył ze sobą, ale koniec końców, wstał i poszedł w stronę Wielkiego Domu.
***
- Mam nadzieję, że coś go ruszyłeś. Błąka się tylko mi po domku. Chejron go tam umieścił, bo tylko jak widział Marcusa to się na niego rzucał. Ciężko było, ale trochę się uspokoił. - Ewa cięła manekin. Musiała się wyładować, a nie chciała na kimś, więc zajęła się manekinem. Wojtek stał z boku i obserwował ją.
- Znaczy wyglądał jakby go to ruszyło, ale nie wiem. Boję się, że mogło to też dobić. - Wojtek złapał swój miecz, skrzyżował go z mieczem Ewy i wybił jej go. Ona stał trochę niepewna, ale za chwilę przytuliła się do chłopka.
-Udało Ci się! Udało! Przecież nie chciałeś, nie umiałeś... - Ewa była bardzo zaskoczona tym co zrobił Wojtek. 
- Nie wierzyłaś we mnie? Nieładnie, nie ładnie... zapłacisz za to. - Wojtek uśmiechnął się i podniósł twarz Ewy. Popatrzył na nią. 'Raz się żyje' pomyślał. Schylił się i pocałował ją. Ewa najpierw była strasznie zaszokowana, jednak po chwili przyciągnęła go do niego i oddała pocałunek.
- Zawsze... chciałem. Ewa. Uwielbiam Cię. - Wojtek przytulił Ewę, a dziewczyna poczuła, że tak naprawdę, ona też czuła coś to tego chłopka. Wiedziała. Wiedziała, że jest jej bliski, ale nie sądziła, że aż tak. Przytuliła go mocniej.
- Ja Ciebie też. - wyszeptała cichutko, na tyle cicho, że Wojtek jej nie usłyszał. Bała się tego uczucia. Widziała co uczucia robią z ludźmi. Wystarczyło popatrzeć na Mel i Kostka, i Zena między nimi.
- Ja... Cię przepraszam. Idę do Mel. - wyswobodziła się z ramion Wojtka i pobiegła w stronę Wielkiego Domu. Wojtek stał przez chwilę w miejscu. Było mu trochę przykro, że tak go zostawiła, ale chciał też krzyczeć z radości! Pocałował ją. Uwielbiał swoje życie!
***
Kostek wszedł do sali. Pierwsze to zobaczył, że wokół łóżka Mel nie ma parawanu. Przestraszył się! Co mogło się stać, ale wtedy przyjrzał się. Melania siedziała oparta o poduszki i uśmiechała się słabo.
- Hej!  Żyje. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. - na dźwięk jej głosu, lekko zachrypniętego, jego serce chciało się wyrwać z piersi. - No uśmiechnij się! I powiedz mi kto wygrał.
Kostek po tym pytaniu już nie mógł powstrzymywać uśmiechu. Podbiegł do niej i pocałował ją.
- Leżysz tutaj na granicy życia i śmierci i jedyne co chcesz wiedzieć to kto wygrał? - Gdy dziewczyna pokiwała głową, uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Wyście wygrali. Szybko znaleźliście sztandar i wygraliście. Odpoczywaj dalej. Wrócę za jakiś czas. - Uśmiechnął się, pocałował ją i wyszedł. W progu spotkał Ewę.
- Obudziła się? - Kostek widział, że Ewa jest bardzo szczęśliwa, więc myślał, że już wie, że jej przyjaciółka się obudziła. Kiwnął głową. Ewa wpadła do sali i zobaczyła przyjaciółkę.
- Ewa! Cudownie Cię widzieć. Co słychać? - Ewę drugi raz w ciągu tych 20 minut zamarła. Mel leży tutaj, sama jest ledwo żywa, a pyta się tak pogodnie, tak bez problemowo.
- Dobrze. Musimy porozmawiać. - powiedziała to grobowym tonem i widziała uśmiech zastygający na twarzy przyjaciółki. - Wojtek mnie pocałował. - Mel uśmiechnęła się szeroko.
- Widzę, że wiele mnie ominęło. Opowiadaj...
Ewa siedziała u Mel 2 godziny. Między czasie przyszedł i Kostek, i Wojtek. Ten drugi zabrał córkę Ateny, więc Mel została sama. Chejron powiedział, że dopiero jutro wyjdzie. Ona jednak była przepełniona pozytywną energią i nic nie mogło tego zburzyć. Jednak, gdy Chejron opowiadał jej o tym co ją spotkało zdała sobie sprawę, że życie herosa jest bardzo cenne. Jak każde życie, ale jej było też kruche, co mogła poczuć ostatnio. A przecież była to głupia bitwa o sztandar... Chciała już iść na dalszy ciąg misji. Niech reszta wróci. Zmęczona opadła na poduszki i zasnęła.

czwartek, 17 października 2013

Rozdział 26 - BITWA O SZTANDAR

Kostek wpadł do domku Posejdona. Odepchnął Tysona, który stał na środku z miotełką do odgarniania kurzu, którą musiał sam zrobić, bo zamiast piór ptasich były pióra ze spiżu. Kostek tego nie zauważył, bo zaraz poleciał do drabinki na drugie piętro, ale Ewa i Wojtek, którzy zziajani wpadli za nim, popatrzyli na niego i na jego miotełkę.
- Co...? Co to jest? - Ewa złapała się za brzuch. Miała kolkę. Opadła na najbliższe łóżko, a Wojtek siadł koło niej. Nie był tak zziajany jak ona, ale tempo nadane przez Kostka było zabójczo szybkie.
- To? Tak sobie myślę nad nową bronią, która łączy funkcjonalność i śmiertelność. Pokazałbym wam jak działa, ale to trochę niebezpieczne, bo jeszcze nie wiem jak skierować jej działanie w jedną stronę. - Tyson pogłaskał z lubością miotełkę i odłożył na swoją półkę. - Swoją drogą, dobrze, że przyszliście. Myślałem, że ona się zapłacze. A jak ona płacze to mi też się chce. Już trochę wypłakałem się... - pokazał ręką na wiaderko w rogu pokoju. Ewa i Wojtek podeszli do niego i zauważyli, że jest pełne wody, poprawka, łez.
***
- Mel! Mel! Gdzie jesteś? - wpadł przez ten dziwny właz na górę. Najpierw nie mógł jej zauważyć. Stał na środku pokoju i zastanawiał się, gdzie ona może być. Był pełen nadziei, że wszystko da się jeszcze wyjaśnić. Chciał to wyjaśnić, bo ją kochał. Wtedy poczuł ból na policzku, ale jej dalej nigdzie nie było widać. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że to była woda. Dostał po twarzy biczem wodnym.
- Czego? Mało narobiłeś? - zobaczył ją. Siedziała na krześle w ciemnym kącie pokoju. Gdy ją zobaczył poczuł się jak w niebie. Nie zdawał sobie sprawy jak ją kocha, a teraz poczuł to ze zdwojoną siłą.
- Przyszedłem naprawić swój błąd. Przepraszam, nie powinienem tego robić, ale nie byłem sobą. Renny, córka Nemezis tak mnie, nas załatwiła. Kocham Cię Mel i wiem, że byś mnie nie zdradziła. - wyrzucił z siebie wszystko co chciał jej powiedzieć i zagrał na jedną kartę, bo wiedział, że nie ma nic do stracenia. Ona poczuła jak jej się robi ciepło na sercu. Najpierw nie zareagowała na jego słowa, chciała go trochę przetrzymać. Widziała po jego języku ciała, że się obawia, że mu nie wybaczy, Wybaczyła mu przy pierwszych słowach. Nie poddał się i już wtedy wygrał o nią walkę. Gdy widziała, że już chciał odejść, podbiegła do niego z takim impetem, że on upadł, a ona z nim. Najpierw patrzyli się sobie w oczy, jakby chcieli sobie powiedzieć wszystko, a potem Mel schyliła się i pocałowała go. Oboje poczuli się jak w niebie. Nie mogli się od siebie oderwać. Kostek wsunął swoje ręce w jej włosy i przyciągnął do siebie jeszcze mocniej. Po dłuższej chwili oderwali się od siebie i Mel sturlała się z niego. Oparła się na łokciu i popatrzyła na jego profil. Gdy Kostek odwrócił się do niej i delikatnie ją pocałował, ona powiedziała:
- Kocham Cię. Od początku nie wierzyłam, że to ty. - przylgnęli do siebie mocno. Oboje byli przepełnieni cudownym uczuciem miłości...
***
Ewa stała na arenie. Całą noc spędziła z Leroy'em kłócąc się o taktykę na dzisiejszą bitwę o sztandar. Poza nią siedzieli jeszcze przedstawiciele ich sojuszników. W końcu stwierdzili, która z taktyk będzie najlepsza. Ewa była zła na sojego przyrodniego brata, że nie potrafi się z nimi dogadać i tylko słucha swojej dziewczyny - córeczki Afrodyty. Nie potrafiła się jednak do końca wściec, bo była szczęśliwa szczęściem przyjaciółki. Mel pogodziła się z Kostkiem. Mało tego. Gdy wieczorem po zebraniu przyszła, żeby zobaczyć teraz już wesołą Melanię, Tyson powiedział, że wyszła na spacer z Kostkiem, a jak wrócili to usiedli na tarasie i zasnęli. Razem z cyklopem przykryła ich kocem i wróciła do siebie. Teraz stała ze swoim hełmem z czerwonym pióropuszem i patrzyła na zbierających się herosów. Z boku stała Mel z Kostkiem. Jedno z niebieskim, a drugie czerwonym hełmem. Trzymali się za ręce, a uśmiech Mel był "od ucha do ucha". On coś jej właśnie opowiadał ze śmiechem, a ona nie pozostawała mu dłużna. Widać było, że są bardzo radośni i bardzo wpatrzeni w siebie, bo Mel powinna zbierać drużynę niebieskich. Robił to za nią Wojtek i Tysonem, i z Phillipem, któremu syn Zeusa wyjaśnił całe wczorajsze zamieszanie i teraz nawet on patrzył z radością na córkę Ateny i syna Aresa. Ewa wiedziała liczyła, że obydwoje się zaraz ogarną, bo widziała już postać Chejrona na horyzoncie, co znaczyło, że zaraz zaczynają.
- Kostek! Potrzebujemy Cię. CZERWONI! Proszę tutaj! - Ewa stanęła, podniosła swój hełm wysoko, by było widać pióropusz i pomachała w stronę czerwonej drużyny. Leroy lekko obrażony, podbiegł do niej szybko i sam zaczął nawoływać drużynę. Kostek szybko pocałował Mel i poszedł do swojej drużyny. Mel pobiegła do swojej. Cała drużyna już tam stała. Mel, a w zasadzie Tysonowi udało się dogadać jeszcze z domkiem Hermesa, więc mieli naprawdę dużo ludzi. Melania przyjrzała się Niebieskim. Wojtek, Phillip, Tyson, Ronny i Rick od Hefajstosa, Olia, Zack i Lenny od Hermesa, Orest od Dionizosa i jeszcze wielu herosów, których Mel nie pamiętała z imienia i rodzica. Uśmiechnęła się do nich. 
- Mel, uznaliśmy, że wyznaczymy 2 herosów i to oni schowają sztandar, żeby reszta nie wiedziała - Phillip popatrzył na Mel i wyjaśniał jej ich ustalenia. Ona pokiwała ze zrozumieniem, że to dobry pomysł, na co on kontynuował. - Oczywiście wiem, że każdy chciałby, żeby to był jego heros, ale proponuje moich. Apollo jednak jest bratem Artemidy, więc coś tam umiemy biegać. - Uśmiechnął się szeroko do innych, którzy tam stali.
- Masz rację. Zgadzam się w 100 %. Kogo proponujesz? - Mel chyba w tym momencie zaczęła kojarzyć, co się dzieje wokół niej i, że zaraz czeka ich "bitwa".
- Proponuję Isabellę i Patricka. Zgadzacie się? - Pytanie zawisło na chwilę między nimi, ale w końcu Mel kiwnęła głową. Phillip przywołał ich i przedstawił im ich zadanie. Złapali sztandar i stanęli z boku namyślając się, gdzie go schowają.
- HEROSI! Wiecie jakie są zasady. Do boju! - Chejron zaczął bez zbędnych wstępów, co oznaczało, że ostatnio nie przybyło półbogów. Mel i reszta rzucili się w wir walki. Dziewczyna biegła i po drodze "przywoływała" swoją broń. Trojząb zajaśniał i część Czerwonych, którzy stali najbliżej niej cofnęła się o krok. Ona sama zaś poczuła lekkie mrowienie w ręce. O tak! Dawno nie miała swojego cudownego trójzębu w ręce, widać tęskniła. Nagle poczuła ciepło na ramieniu. Złapała się tam, a gdy popatrzyła na rękę zobaczyła... krew. Ona? Dała się podejść? Przerażona, że tak łatwo dała się podejść. Zobaczyła jeszcze tylko uśmiechniętą twarz tego wyrostka od Ares i usłyszała jak ją ktoś woła. Zemdlała...

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 25 - PRAWDA WYCHODZI NA JAW

Hej, hej! :) Kochani moi, nie wiem co mi się stało, miał być rozdział co tydzień, jest co mniej więcej 4-5 dni. Może to i dobrze, ale ostrzegam nie przywiązujcie się. W tym tygodniu chciałabym dodać więcej, bo za tydzień raczej nie będę miała czasu. Poza tym, szkoła jakby się dopiero rozkręca... Zobaczymy jak to wyjdzie :)
Chciałabym dedykować wszystkim, którzy czytają :) Dziękuje Wam <3
------------------------------------------------------------

- Mel! Mel! Mel! Gdzie jesteś?! - Ewa wpadła do domku Posejdona. Nie widziała ani Zena, ani Tysona, ale wiedziała, że jej przyjaciółka musi tu gdzieś być. Ona sama nie wierzyła, że Melania mogła być z Kostkiem, a jednoczenie teraz flirtować z Phillipem. Przecież to się nie trzymało całości. Mel nie była taka, więc o co chodziło? Poza tym, czy Mel zostawiłaby Kostka i poleciała do Phillipa na ich oczach? Nie... To na pewno nie było zachowanie jej przyjaciółki. Stanęła na środku pokoju i zamyśliła się. "Gdzie może być Mel?" wtedy usłyszała cichy szloch. Podeszła w tamtą stronę, a z sufitu wysunęła się drabinka. Ewa spokojnie weszła na górę i zobaczyła swoją przyjaciółkę, która leżała na łóżku i płakała.
- Mel... Meluś... Co się dzieje? - Ewa zadała najgorsze pytanie z możliwych w tej sytuacji.
- Aa... a nie widać... - Mel zaniosła się szlochem i przykryła twarz poduszką.
- Przecież świat się nie skończył. To tylko Kostek, nie on... - właśnie w tym momencie do Ewy dotarło co powiedziała.
- Tylko?! TYLKO?! Czy ty nic nie rozumiesz? - Mel stała już koło łóżka i patrzyła wrogo na przyjaciółkę. - Dziewczyno, ja się zakochałam. Zaufałam mu! A on co?! Wyciągnął pochopne wnioski. Pewnie, wiem, że to nie jedyny chłopka, że będą inni, ale boli mnie to co on zrobił. - Mel spuściła z tonu i usiadła na łóżku. - Zachował się, jakbym była nie wiadomo kim, jakbym się nim bawiła. To mnie zabolało...
Ewa przytuliła przyjaciółkę, ale sama nie wiedziała co powiedzieć. Rzeczywiście, Kostek zachował się prostacko. Przecież Mel by go nie zdradziła... Chyba...
- Po co poszłaś do Phila, bo to jedyna rzecz której nie rozumiem? - Ewa patrzyła na włosy przyjaciółki.
- Chciałam zawiązać sojusz. Na jutrzejszą bitwę. Nie wiedziałam, do kogo się zwrócić, więc poszłam do niego. - Ewa poczuła jak spada jej kamień z serca. Znaczy się, Mel nie zdradziła Kostka, BA nawet jej to przez myśl nie przeszło. To tylko jakaś głupia bitwa o sztandar. Musi znaleźć Kostka i mu to powiedzieć. Musi go uświadomić jaki błąd popełnił.
- Mel... nie płacz. Nie możesz pokazać, że Cię to zabolało, bo sprawisz mu satysfakcję. Chodź! Przejdźmy się. - Ewa wstała i podała jej rękę. Córka Ateny wiedziała, że jej 'siostra' chce jej pomóc, ale nie czuła się na sile, by iść na spacer zwłaszcza po tym co się stało. 
- Idź. Ja zaraz dojdę. Tylko się trochę odświeżę i przemyślę co nieco.
Ewa wyszła z "trójki". Kostek szedł do swojego domku, ale wiedziała, że skoro jest zły, będzie na arenie. Nie myliła się. Szalał, jakby był opętany. Machał mieczem, blokował, ciął. Ewie zrobiło się, żal tego z kim ćwiczył. Syn Aresa i to w takim stanie był nie do pokonania i nie do ogarnięcia. Ewa szła spokojnie w stronę areny. Zauważyła, że poza bitwą, Kostek coś mówi do  tej drugiej osoby. Podeszła jeszcze bliżej i zdała sobie sprawę kim jest ta druga osoba. Wojtek. Ewie serce najpierw stanęło, potem zatańczyło sambę, a potem poczuła ścisk w żołądku. Syn Aresa wykonał cięcie i syn Zeusa ledwo odparował. To mógł być śmiertelny cios.
- EJ! STOP! STOP!!! - Ewa stanęła tak blisko, że Kostek odwracając się  jej stronę prawie ją trafił. Wyglądał źle. Może gorzej jak Mel. Jednak ona płakała, a on dusił to w sobie i wyżywał się tutaj. 
- Czego chcesz? - oparł się o miecz. Córka Ateny zdała sobie sprawę, że jest przerażający. Górował nad nią, jego groźny wyraz twarzy i ta złość która parowała od niego. Chciała się cofnąć, ale wiedziała, że nie może, bo tylko sprawi mu przyjemność, a ona przyszła mu tutaj coś wytłumaczyć.
- Porozmawiać. Mel siedzi i płacze, przez Ciebie. Co ty na to? - wyprostowała się i z radością zauważyła, że on się skulił.
- Nic mi do tego. Niech ja Phil pociesza. - Ewa widziała, że przez jego twarz przemknęło jakieś uczucie. Złość, zazdrość, ale i miłość, i jakaś skrucha. Odwrócił się jednak i poszedł do manekina, bo Wojtek stał teraz koło Ewy. Ciął go przez głowę. Był zły. Nie umiał nad tym zapanować. Przeklęte Aresowe geny.
- Ty jesteś naprawdę tak głupi czy tylko udajesz? Jak możesz myśleć, że ona Cię zdradzała! Przecież ona Cię kocha idioto! - teraz Wojtek nie wytrzymał. Przecież znał i jego, i ją. Wiedział też co było miedzy nimi, bo widać było te uczucie.
- A co ty możesz wiedzieć? Nic nie wiesz. - Kostek usiadł na ziemi. Było widać, że jest równie załamany jak Mel.
- Rozmawiałem z nią, rozmawiałem z tobą. Kochasz ją, a ona Ciebie. Nie możesz myśleć, że chce Cię zdradzić. - Wojtek stał nad nim, a Ewa usiadła koło niego. 
- Rozmawiała z Phillipem o bitwie o sztandar. Chciała, żeby domek Apolla zawiązał z nimi sojusz. Tylko tyle. Mel i on to bardziej rodzeństwo. Zawsze tak było. - spokojnie mu tłumaczyła, a on podniósł głowę i popatrzył się na nią z niemym pytaniem. Ona tylko pokiwała głową na potwierdzenie słów, które właśnie powiedziała.
- Nie ufaj im! Oni chcą Ci wmówić nieprawdę. Ona Cię nie kocha, ona kocha jego! - wszyscy troje odrwrócili głowę w stronę głosu. Stała tam Renny. Patrzyła ze złością na całą trójkę. - Nemezis ma zawsze rację! Nie możesz im wierzyć. Ona Cię nie chce. 
Ewa wstała. Podeszła do Renny, o dziwo ta nie uciekała. 
- Co ty tutaj insynuujesz? To twoja wina? - popatrzyła na nią z wściekłością, a Wojtek przytrzymywał Kostka, który właśnie w tym momencie chyba poskładał elementy układanki.
- TO moja sprawka! Za nudno tu było. Trochę zazdrości nie zaszkodzi. Zemsta jest słodka. - Renny odwróciła się i pobiegła do swojego domku, zanim Ewa zapytała o co się mściła.
- Ja! JĄ! ZABIJE!!! - Kostek wyrwał się Wojtkowi, ale Ewa podstawiała mu nogę i wyłożył się jak długi.
- Nie zabijaj jej, a idź do Mel. Wytłumacz jej. My pójdziemy z Tobą, gdyby nie mogła w to uwierzyć. Zawalcz o nią. Udowodnij, że nawet magia bogini nie popsuje waszych relacji. - Ewa mówiła do Kostka, podczas, gdy Wojtek pomagał mu wstać. Syn Aresa tylko stanął na nogi i pobiegł w stronę domku Posejdona, a pozostała dwójka za nim.
***
- Idiotka! Po co się przyznałaś? - Zen patrzył na Renny z wrogością i pogardą. Po co w ogóle się z nią zadawał. Trzeba było pogadać z Rufusem, jej bratem. On by to lepiej załatwił.
- Oni mu za dużo wyjaśnili. Sam by do tego doszedł. Musiałam coś zrobić, ale skończył mi się proszek zemsty, nie mogłam mu tego wprowadzić prosto do mózgu. - Renny skurczyła się przed synem Posejdona. Wszyscy wiedzieli, że nie jest straszny. Przy Percy'm wyglądał łagodnie, wręcz jak przytulanka, ba nawet Mel była straszniejsza jeśli chodzi o władzę nad wodą, ale teraz naprawdę wyglądał jak syn boga z Wielkiej Trójki.
- Jesteś bezużyteczna. Nie potrzebuje Cię. - obrócił się na pięcie i wyszedł z domku Nemezis. Przystanął jednak przed drzwiami. Przecież ona go zawiodła. Zasługuje na karę. Spojrzał w kierunku, gdzie na szafce stał dzban z wodą. Machnął ręką i woda w postaci małych cząsteczek rozlała się po całym domku.
-Ej! Wiesz ile będzie sprzątania? - Renny oburzyła się, ale on jej nie słuchał. Zawiodła go. Cały plan poszedł na marne. Musi wymyślić coś innego.

PS. Liczę na komentarze :)

czwartek, 10 października 2013

Rozdział 24 - NIEPOROZUMIENIE

-Hej! Chejron właśnie powiedział, że jutro jest bitwa o sztandar. Cieszycie się? - Ewa z entuzjazmem opowiadała Mel i Kostkowi, którzy siedzieli na arenie. Wrócili jakieś 5 minut temu ze spaceru i spotkali Wojtka na arenie, który ćwiczył z kilkoma chłopakami od Hefajstosa. Syn Zeusa cały czas powtarzał, że musi z nimi ćwiczyć, bo Ci od Aresa byli za silni. Teraz po części misji można by pomyśleć, że powinien czuć się pewniej, ale chyba nie do końca tak się czuł. Widać było, że lekko się boi. Był już 3 dzieckiem Pana Niebios, trzecim ZAKAZANYM dzieckiem. Wszyscy z jednej strony go podziwiali, a z drugiej wytykali palcami. On sam nie był też jakoś śmiały, więc ćwiczył z dziećmi boga kowali. Teraz rozproszyła go Ewa, która wpadła na arenę, chwilę po Kostku i Mel. Ona była taka cudowna i taka energiczna. Bał się, że nie będzie go chciała.
- Cieszę się. - Wojtka z rozmyślań wyrwała Mel. - Muszę zawiązać jakieś sojusze. Zostałam mianowana na p.o. grupową domku Posejdona. 
- Cudownie! Możesz zawiązać z nami. Mam mnie i jeszcze 2, niestety nieobecni. Damy radę? - Wojtek skończył walkę i teraz stał opierając się o swój miecz obok Melanii.
- Zawsze, mój ulubiony kuzynie. Myślę jednak, że potrzebujemy jeszcze jakiś liczny domek. Czy Atena jest zaciekawiona sojuszem? - Mel patrzyła na Ewę.
- Nie wiem. Nie jestem grupową ani nawet p.o. nie podejmuje takich decyzji. Ot tego jest Leroy Billins. Ale obawiam się, że on nie chce zawiązać z wami sojuszu. Chodzi teraz z Emelią Droff od Afrodyty, więc mamy Afrodytę w drużynie. Zawsze jest też w sojuszu z Aresem i Hekate, bo twierdzi, że to zapewnia mu wygraną. - Ewa widząc, że jej przyjaciele nie do końca rozumieją o czym ona mówi postanowiła wytłumaczyć im to. - Annabeth została pozbawiona podejmowania tej decyzji,gdy podczas jednej z bitew zgubiła się z Percy'm. Wszyscy razem stwierdzili, że nie mogą być w jednej drużynie i dlatego ona nie może zawiązywać sojuszy. Od tego czasu robi to Leroy. 
Teraz wszyscy załapali. Mel jednak dalej nie wiedziała kogo ma zapytać. o współpracę. Został jej domek Dionizosa, Hefajstosa i kilka pomniejszych. Wiedziała, że musi do nich zagadać. Popatrzyła w stronę domków i zobaczyła wysokiego chłopaka z blond włosami. 
- Zaraz wrócę! - krzyknęła w stronę przyjaciół i pobiegła do chłopaka. Jak mogła o tym nie pomyśleć od razu. Domek Apolla! Chłopak zauważył ją jak do niego biegła. Wpadła w jego ramiona, a on ją przytulił. Kostek, który widział to z oddali i poczuł ukucie zazdrości.
- Mel! Wróciłaś. Ciężko było? - Phillip patrzył na nią z podziwem. Od czasu jego misji traktował ją bardzo jak siostrę.
- Nie było ciężko. Przyszłam się zapytać czy macie już sojusz na jutrzejszą bitwę o sztandar? - Mel patrzyła na chłopaka z nadzieją.
- Nie mamy. Leroy, ta pazerna szumowina nie chciała z nami podpisać. Annabeth zawsze chciała mieć nas w drużynie. - Mel poczuła jak spada jej kamień z serca. Wiedziała, że teraz w Phillipie jest jej nadzieja.
- No... bo wiesz... nie chciałbyś być z nami w drużynie? - Phillip popatrzył na nią z braterską czułością.
- Mel. Pewnie, że możemy z wami być. Ja, drużynowy domku Apolla przyjmuję twoja ofertę koalicji. - Oboje uśmiechnęli się. - Do jutra Mel. Do zobaczenia na polu bitwy. - Phillip pochylił się i pocałował ją w policzek. Dla Kostka, który obserwował ich rozmowę było już za wiele. Szybko podbiegł do tej dwójki i zanim Mel zdążyła zareagować uderzył Phila w twarz, a na nią popatrzył się krzywo.
- Wydawało mi się, że skoro jesteśmy razem to nie będziesz szukała kogoś innego, ale widać nic nie wiem o uczuciach i o tym świecie. - Kostek warknął na nią i odszedł w stronę domku. 
- Ale... to... nie... tak... - Mel rozpłakała się i pobiegła do swojego domku, a Ewa za nią. Żadna nie zauważyła, że za najbliższym domkiem Zen stał razem z Renny-córką Nemezis. Dawał jej do ręki 3 drachmy, a ona z dziwnym uśmiechem patrzyła w stronę Phillipa, który wstawał z ziemi, nie wiedząc co się stało...

poniedziałek, 7 października 2013

Rozdział 23 - JEŚLI JUŻ, TO TYLKO Z TOBĄ

Kolejny rozdział. Nie powiem, że jestem z niego zadowolona, bo jest taki sobie :P Wiem, wiem, powinno się reklamować swoje "wyroby", ale ja podchodzę racjonalnie :) Chciałabym go zadedykować moim wszystkim obserwatorom, komentatorom i tym którzy czytają, ale nie pozostawiają po sobie żadnej aktywności ;) Pozdrawiam gorąco <3

----------------------------------------------------

Mel odłożyła z Wojtkiem pawie w Wielkim Domu. Potem on poszedł do swojego domku, a na Mel czekał Kostek. Chłopak stwierdził, że odprowadzi ją pod "Trójkę".
- Melanio, czy udasz się ze mną potem na przechadzkę po piaszczystej plaży ? - podał jej rękę i udawał szlachcica.
- Z wielką przyjemnością Konstantynie, ale najpierw pozwolisz, że odświeżę się w swoim domku - Mel trudno było zachować powagę, a gdy tylko ona zaczęła się śmiać, on razem z nią. Śmiejąc się doszli pod domek Posejdona.
- MEL! - ze środka wypadł Tyson. - Jak miło Cię wreszcie zobaczyć. Cześć Kostek! Mel! Chciałem Cię spotkać od czasu, gdy Percy powiedział mi, że tu jesteś. Chodź, chodź. Chociaż... pewnie chciałaś się odświeżyć. Posprzątałem, przyjdź za raz.- pobiegł nie do domku, a w stronę zbrojowni. Pewnie chciał coś zrobić z synami Hefajstosa.
- Idę. Będę czekał na Ciebie potem, po kolacji. - uśmiechnął się i odszedł w stronę Aresowego domku.
Mel weszła do swojego domku, zobaczyła Zena, który ustawiał coś na na swojej szafce. Widziała jego skupienie, chociaż wydawało by się, że układanie rzeczy na półce nie pochłania wiele czasu. On całą swoją uwagę poświęcał porządkowaniu, by pozostać na nią obojętny.  Przeszła koło niego i poszła na górę do swojego pokoju. Tyson, rzeczywiście posprzątał wszystko. Może, aż za dużo, bo przez chwilę szukała swoich rzeczy po szafce. Usiadła na łóżku, powyjmowała rzeczy z plecaka i poszła do łazienki. Postanowiła spędzić na odświeżaniu się bardzo dużo czasu...
***
- Mel, Mel, Mel!! - obudziło ją natarczywe pukanie. Wstała z łóżka. Leżała ubrana, umyta i zrelaksowana, ale zasnęła, a teraz ktoś ją budził. Otworzyła drzwi.
- Nareszcie, chodź kolacja. Pewnie jesteś głodna. Chodź, chodź. - Tyson złapał ją za rękę i pociągnął w dół. Melania z uśmiechem, 10 minut później siedziała w pawilonie jadalnym i słuchała opowieści Tysona o tym co działo się w kuźniach cyklopów. Cyklop miał naprawdę wiele ciekawych historii. Można by z nich zrobić całe opowiadanie. Mel jednak obawiała się, że nie mają tak wiele czasu. Obiecywała sobie jednak, że kiedyś poświęci mu cały dzień. Teraz jednak jej myśli bardziej niż przy Tysonie skupione były przy pewnym herosie od Aresa, który właśnie wstawał od swojego stołu.
- Mel. Idziemy ? - Kostek podszedł do niej, gdy zasłuchana (bardziej udawała, że słucha) siedziała dalej przy stole, a większość obozowiczów już poszła. Dziewczyna nie chciała przerywać przyrodniemu bratu, więc popatrzyła na niego. 
-Idź, idź, jasne. Resztę mogę Ci powtórzyć wieczorem. Baw się dobrze. - Gdy tylko Tyson "pozwolił" jej iść, wstała i wyszła z Kostkiem a plażę. Szli tak przez dłuższą chwilę w ciszy. Kostek, teraz gdy już był z nią, chciał "pilnować" Mel. Wiedział, że jest piękną dziewczyną i nie tylko on był nią zainteresowany. Poza tym wiedział, że Zen knuje coś, by odbić mu dziewczynę. Widział jak chłopak na nią patrzy. Wiedział też, że się nie podda. Mel, teraz, gdy wróciła do Obozu zaczęła myśleć o tym co może ich czekać później. Bała się. Nie wiedziała komu powiedzieć. Ewie? Zenowi? Wojtkowi? Chejronowi? Żadnemu z nich nie mogła, stwierdzili by, że na głowę upadła. No to jak nie im to tylko Kostkowi. W końcu to jej chłopak, tak jakby...
- Kostek...Boję się, że ta misja będzie dla nas straszna... że umrzemy. Boję się. - Doszli właśnie na plażę, a Mel wtulona w ramię chłopaka opowiadała mu o tym czego się bała.
- Nie możesz tak myśleć.! Przeżyjemy.! A już na pewno ja przeżyje - dodał z lekkim uśmiechem. Był bardzo ironiczny. Zawsze i wszędzie. Wiedział, że Mel ma w sobie też takie pokłady sarkazmu, ale teraz zdał sobie sprawę, że ją przeraził. -Hej! Jeśli przeżyję to tylko z Tobą.
Obrócił ją tak, że patrzył jej w oczy, uśmiechnął się czym zmusił ją do uśmiechu i wtedy pocałował ją. Zawsze, gdy ją całował czuł tą satysfakcje, że dziewczyna jego marzeń jest wreszcie z nim. Teraz jednak jeszcze oprócz tego poczuł dziwny impuls przenikający między ich ciałami. Nie odskoczył jednak. Wiedział, że ona też to poczuła i nie mógł jej pokazać, że się lekko przestraszył. Przytulił się do niej mocniej, a ona wiedziała, że on będzie o nią dbał.

piątek, 4 października 2013

Rozdział 22 - ONI JESZCZE MUSZĄ WRÓCIĆ

Wojtek wychodząc od Ewy widział Mel z Kostkiem. Uśmiechnął się. Pasowali do siebie. Byli bardzo podobni, a jednak różni. Idealni dla siebie nawzajem. Żal mu było tylko Zena. Z drugiej strony, to on wiedział, że oni zawsze mieli się ku sobie. Ich cała relacja opierała się na zasadzie "Kto się czubi ten się lubi".
'I polubili się... Bardzo, bardzo' - Wojtek pomyślał i znowu się uśmiechnął. Wszedł na pokład.
-Hej! - starał się udawać, że jeszcze nic nie zauważył i sprawdza coś w swoim telefonie, żeby dać im szanse na ogarnięcie się. I rzeczywiście, gdy podniósł głowę stała Mel przy sterze, a Kostek kawałek dalej i patrzył na horyzont.
-Hej Wojtek! Jesteśmy blisko, bardzo blisko. Za chwilę będzie można zawołać resztę. Przygotujcie się. Jesteśmy w domu. - Mel uśmiechnęła się do niego promiennym uśmiechem. Wojtek nie wiedział z czym ma to związek, z Kostkiem, czy z tym, że są już prawie w Obozie. Uśmiechnął się do niej i zszedł z powrotem pod pokład. Pod drzwiami swojej kajuty spotkał Zena.
- Wojtek możemy porozmawiać? - syn Posejdona patrzył na syna Zeusa z nadzieją.
- Jasne, ale o czym byś chciał rozmawiać? - Wojtek oczekiwał na odpowiedź Olafa, czuł, że może być trudna do wyjaśnienia, ale stwierdził, że postara się mu pomóc.
- Powiedz mi, czy mam jakieś szanse u Mel ? - Wojtek spodziewał się tego pytania. Kiedyś musiało nadejść.
- Słuchaj Zen. Wejdźmy do środka, a ja postaram się Ci pomóc. Wejdź... nie będę ukrywał, że twoja sytuacja jest... - chłopak zaprosił przyjaciela do swojej kajuty i rozmawiał z nim bardzo długo. Jakąś godzinę później Ewa zapukała do drzwi. Najpierw nic ze środka nie usłyszała. Zapukała głośniej. Znowu nic. Przez chwilę słyszała jakiś urywek rozmowy. Między Wojtkiem i chyba Zenem. Zapukała natarczywiej i dłużej. Wreszcie otwarły się drzwi. Zobaczyła uśmiechniętą twarz Wojtka i cała złość zniknęła.
- Wychodźcie! Dopłynęliśmy, jesteśmy w domu ! - ucieszona poleciała znowu na pokład główny.
***
-Mel! Dziecko! Wróciłaś! I macie pawie ! - Chejron był bardzo zadowolony widząc swoich herosów znowu w Obozie.
-Ooo! Panna z Olimpu nie dała się zabić. Hurra hurra...
-Panie D. mamy się cieszyć z udanej misji, a nie. Ale druga piątka jeszcze nie wróciła. Macie kilka dni zanim wrócą, a potem odpoczną. Macie dzisiaj wolne, ale jutro... do roboty ! Zajęcia, zajęcia i zajęcia. A i Zen, Tyson przyjechał. - Chejron wyrzucał z siebie informacje o stanie ich wyprawy. - Zmykajcie stąd. Do swoich domków albo... gdzie tam chcecie.

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 21 - ONA JEST TYLKO JEDNA

Kostek stał pod jej kajutą, ale czekał tak na prawdę nie na nią. Wiedział, że Mel sama by się nie położyła spać, gdy ich nie ma. Zen musiał ja zdenerwować. Chciał sprawdzić co się dzieje. I dobrze. Chwilę później przyszedł Zen.
-Co ty tu robisz? - Zen patrzył na Kostka ze złością.
-Czekam. Może się obudzi. - Kostek starał się nie okazywać po sobie zdenerwowania.
-Czemu nie wejdziesz? - Zen coraz bardziej rozdrażniony przyglądał się Kostkowi.
-Bo jak sam twierdzisz, ona śpi. Nie ładnie budzić ludzi w środku nocy. - Kostek odwrócił się i wszedł do swojej kajuty. Zen wyczuł, że Kostek bardziej czekał na niego niż na to, żeby Mel się obudziła. Olaf strasznie pragnął, żeby nic nie czuć do Melanii, ale nie potrafił. Na jego nieszczęście ona chyba wolała Kostka. Chyba, bo nic tak naprawdę nie wiadomo...
***
Mel obudziła się, a przez male okienko zalały jej twarz promienie słońca. Nie wiedziała ile spala, ale był już dzień. Czuła się lepiej niż wczoraj. Teraz wystarczy tylko wrócić do Obozu i będzie po problemie... Trochę żałowała, że zabrała Zena. On miał jakieś niejasne pretensje... No może nie do końca nie jasne, ale ona sama nie wiedziała co jest między nią a Kostkiem.
<puk,puk, puk> Mel usiadła na koi i popatrzyła na drzwi.
-Proszę.
-Hej! Wyspałaś się ? Mogę wejść ? - w drzwiach stała Ewa.
-Jasne. Wchodź. Siadaj. - Mel posunęła się w bok na koi, a Ewa usiadła koło niej. - Wyspałam się, chociaż nie wiem nawet kiedy. - słabo się uśmiechnęła.
-Oh, oh. Ty sobie spokojnie śpisz, a my tutaj musimy płynąć. Miałaś ogarnąć wodę. Zen siedzi na pokładzie całą noc. - Ewa patrzyła na Mel i jeszcze pokazowo ziewnęła.
-No już idę, idę. Możesz położyć się spać. Nie zapomnij Wojtka - Mel popatrzyła na Ewę i oberwałą poduszką. - A to za co ?
-Już ty dobrze wiesz. Zbieraj się . - Ewa wyszła z kajuty Mel, która to przebrała się i wyszła na pokład.
-Hej Zen! Możesz iść się przespać, zajmę się wszystkim. - Zen popatrzył na Mel i bez słowa przekazał jej ster, a sam wyszedł pod pokład. Po drodze spotkał Kostka, który zmierzał w stronę steru. Ogarnęła go złość... 'Że też teraz chce mi się spać, a on znowu  idzie do niej' Zły trzasnął drzwiami i od razu padł na koję.
***
-To Zen. - Wojtek uspokajał Ewę, która podskoczyła na łóżku, gdy usłyszała grzmot.
-Matko, co się z tym chłopakiem dzieje ? Jest nienormalny czy co ? - Wojtek usiadł na krześle koło łózka Ewy, która oburzona siedziała na koi.
-Jesteś dziewczyną i nie wiesz ? - Wojtek się uśmiechnął i spojrzał na nią z wyższością i pytaniem w oczach. Gdy Ewa nie odpowiedziała, on sam odpowiedział - Ona jest tylko jedna. Ich jest dwóch. Rozumiesz? Znowu to samo co jakiś czas. Zazdrość.
-Och...i co teraz ? - Ewa patrzyła na Wojtka, który usiadł koło niej.
-Trzeba czekać, co się stanie. - Chłopak objął ją, a ona zasnęła...
***
-Wyspałaś się ? - Kostek objął Mel od tyłu.
-Powiedzmy. Musiałam odciążyć Zena, a swoją drogą, co on taki zły ? - Dziewczyna wysunęła się z jego objęcia i stanęła koło niego.
-Nie wiem. Skąd mam wiedzieć ? Patrz. Tam chyba jest Long Island w oddali. Czyz nie ? - Kostek chciał odwrócić uwagę dziewczyny.
-Tak. To już dom. - Mel z uśmiechem odwróciła się do Kostka - Co z nami będzie ?
-A co ma być ? - Kostek uśmiechnął sie na dźwięk tego pytania. Mel nie odpowiedziała, on też nie. Oboje tylko poczuli swoje uśmiechy na ustach.