Księżniczka dalej w szoku złapała z jakieś próbki zespołów i zaczęła je pokazywać swoim doradcom. Zen ze spokojem wrócił do Jeana, który przestał się śmiać i patrzył się teraz z nieukrywanym respektem na chłopaka.
- No powiem Ci, że ładnie to rozegrałeś. Ida chyba pierwszy raz od dawna się znowu uśmiecha. -
- Miałem dosyć. Poza tym szkoda mi tego gościa, bo dwa dni temu na korytarzu spotkałem go i płakał, że nie widział żony, bo co próbuje wyjść do domu, to księżniczka znowu go wzywa. Chociaż tyle mogłem mu pomóc. Poza tym - Zen ściszył głos - może teraz pozwoli mi wyjść, to może uda mi się skontaktować z resztą. - Jean pokiwał głową i zanim ktoś się zorientował obaj wyszli spokojnie z sali, zostawiając Idę w otoczeniu doradców.
***
- Jak mogłam nie zauważyć?! Dawno nie czułam podziemia... Przepraszam - Annabeth siedziała przy stole, a Percy przewracając oczami próbował ją uspokoić. Ona jednak ciągle lamentowała i nie pomagały tłumaczenia, że to nie jej wina, że nikt się tego nie spodziewał, że wreszcie wszyscy chcieli już spokoju, więc nikt nie myślał, że coś takiego może się wydarzyć. W końcu Percy zabrał ją do kajuty, bo razem z Mel stwierdzili, że nic innego nie pomoże. Cała reszta załogi spała. Mel bardzo nie chciała, ale musiała kogoś obudzić i z nim porozmawiać, a Annabeth wydawała się najlepszym wyjściem. Jednak zaraz za nią przyszedł jej chłopak, więc opowiedziała wszystko im obojgu. No i potem córka Ateny się załamała.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego to masz być ty. - Percy wrócił do jadalni i usiadł naprzeciw siostry.
- Sobie coś ubzdurał - nie podniosła głowy znad kubka z herbatą. Bała się, że syn Posejdona zobaczy w jej oczach wahanie, bo była pewna, że nie zniknęło jeszcze.
- Mel, mnie nie oszukasz. Pociąga Cię władza. Nie spokojnie - podniosła wzrok, ale wahanie szybko ustąpiło przerażeniu - każdemu się zdarza. Potęga, siła, to już masz. Brakuje Ci władzy, a Konrad ją ma. Ale powiedz mi, czy warto ryzykować to wszystko dla takiego drania? - Mel otworzyła usta, ale zanim coś powiedziała Percy znowu ją ubiegł. - Nie pozwól proszę, żeby Cię to zniszczyło. Masz nas, masz Kostka. Odpocznij, ale nie daj się ciemności, proszę. - Nie chciał słuchać jej tłumaczeń, chciał, żeby ona sama sobie przemyślała wszystko, bo jak tylko skończył wstał i wyszedł zostawiając ją samą z myślami. Westchnęła ciężko i oparła się o stół. Chciała zasnąć.
***
Kostek obudził się w kajucie Mel. Zanim dotarło do niego gdzie jest i zanim przypomniał sobie co się stało jego tętno osiągnęło 100. Jak potem nie znalazł Mel to podskoczyło do 200 i wypadł na korytarz, od razu lądując na ziemi.
- Stary, ale błagam! - Percy podniósł się z podłogi rozcierając łokieć.
- Przepraszam, tak jakoś wyszło. A ty gdzie idziesz?
- Na patrol, w sensie na pokład, bo nikogo tam nie ma, a nikt inny chyba się do tego nie nadaje.
- A nie widziałeś...
- Jest w jadalni, ale nie przeszkadzaj jej może na razie. Chodź ze mną. Opowiem Ci coś, a potem będziesz musiał do niej iść.
Kostek trochę nieufnie poszedł za Percy'm na górę.