- Byłaś u mojej matki? - Piper patrzyła na swoją koleżankę, przyjaciółkę. Widziała jak się zmieniła od czasu, gdy trafiła pierwszy raz do Obozu. Teraz stała się naprawdę przywódczynią. Silną, zdecydowaną i odważną. Jak Jason, jak Percy... jak Zen...
- Tak. To ona mnie porwała, chociaż nie porwała. Wiesz... Ona chciała mi powiedzieć, że Zen chce się mścić. Ja... - głos Mel delikatnie się załamał. - Ona mi powiedziała, że Zen się we mnie zakochał i jest zazdrosny o Kostka, dlatego chce się mścić. Ja nie wiem co robić...
Piper patrzyła na twarz Mel. Widać było, że ciężko to mówi i że trudno jej to przyznać. Widziała w oczach Zena, że ten kocha Mel, jako córka Afrodyty nie miała z tym problemu. Ale widziała też w oczach Kostka, jak ten ją kocha. Mel wydawała się rozdarta...
- To jest chyba ten twój wybór, Mel. Masz wybrać czy chcesz ratować Zena, czy dalej kierować misją u boku Kostka. To twoje dwie drogi. - Piper nie chciała używać czaromowy, ale ona sama się tak jakoś wyrwała. Tyle, że Mel była na nią odporna.
- No przecież! Dziękuję Ci. Tylko co ja mam wybrać? - Mel patrzyła przez okno na horyzont.
- To twój wybór. więc wybacz Mel, ale Ci nie pomogę. Pomyśl, na pewno wybierzesz dobrze. - Córka Afrodyty odwróciła się i odeszła w głąb statku.
***
Zen w zasadzie nie wiedział czy już był na Olimpie, czy nie. Wiedział za to, że jest to wspaniałe miejsce. Zaraz przypomniał sobie, że przecież to wszystko to dzieło Annabeth. Tak... dziewczyna jego brata odwaliła kawał dobrej roboty. Hermes poprowadził go przed jakiś budyneczek.
- To jest świątynia twojego ojca. Tutaj zbiegają się wszystkie modlitwy do niego, więc jest to jego... jakby gabinet. Czeka na Ciebie. - uchylił Zenowi drzwi i przepuścił go. Chłopak pomału wszedł do środka. Najpierw nie widział nic, bo było ciemno. Po chwili jednak zapaliły się niebieskie płomienie w kulach a la akwaria. Na końcu komnaty stało biuro, a przy nim mężczyzna z brązowymi włosami, ubrany w koszulę na której głównym motywem były fale.
- Posejdon! - Zen uklęknął. Chyba już zmądrzał.
- Neptun, Olafie, Neptun. Przecież wolisz mnie widzieć w tej postaci. - wstał i chłopak zobaczył, ze jest w swojej pół boskiej, pół człowieczej postaci.
- Szczerze? Obojętne mi to. Jesteś i tak moim ojcem. -
- Widzę, że zmądrzałeś... to dobrze. Ale jeszcze Cię nie przyjmę znowu jako syna. Najpierw Cię sprawdzę i wiedz, że będę Cię obserwował. Na razie jesteś synem Afrodyty, Olafie. - Machnął ręką i Zen poczuł, że się rozpływa...
***
- To chyba jakiś żart! - Kostek stał razem z Jasonem i Percym na pokładzie głównym. Patrzyli się na osobę, która leżała pod masztem. Właśnie wtedy wpadł Leo, którego zawołali.
- Co się...? O jaa!! - Leo zobaczył kto leży pod masztem jego statku. - Lepiej, żeby Mel tego nie widziała...
- Żebym nie widziała czego?! - Mel weszła na pokład i popatrzyła na nich wszystkich.
- E... Mel... - Jason patrzył za strachem na Kostka, który miał minę, jakby, miał zaraz kogoś zabić.
- Mel, Zen się pojawił. - Percy patrzył jak dziewczyna tężeje, a potem odwraca się i zbiega pod pokład. Wiedział, że mógł to zrobić delikatniej, ale i tak by się dowiedziała.
- Ale nas nie może być przecież więcej! - Jason nie do końca wiedział co się dzieje.
- Widać coś z nim trzeba zrobić. - Kostkowi błysnęło w oku. On się dowie po co ta pokraka się tu pojawiła.