Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział I

Zen siedział przy stole. Wpatrywał się w pergamin, który przed nim leżał. Oficjalne zaproszenie na jego własne zaręczyny. Księżniczka Ida była bardzo miła i stawała się coraz bliższa jego sercu, ale król i cała reszta służby? Czuł się trochę jak w więzieniu. Wszyscy czegoś od niego wymagali, a on? On siedział cały czas praktycznie u Siebie w pokoju i czekał na kolejne wezwania. Czasem zaglądała Ida, ale z tego co wiedział to ona również była pilnowana. A teraz otrzymał zaproszenie na własne zaręczyny. Czuł się fatalnie. Dzięki bogom, pozwolili mu zaprosić Mel. Potrzebował jej teraz jak nigdy dotąd. Zresztą wiedział, że odkąd są przyjaciółmi zdecydowanie lepiej im się rozmawiało.
- Olaf? - drzwi się otworzyły, ale biurko znajdowało się w rogu, więc nie było go widać. On za to usłyszał jak Ida mówi "Zostawcie, jak będzie królem to nikt nie będzie go mógł kontrolować!". Tak to był niewątpliwie plus. Kiedyś zostanie królem Atlantydy. Miał nadzieje, że jeśli do tej pory ona nie wróci do świata to on ją tam wprowadzi. - Olaf, chodźmy na spacer. Nie możemy wiecznie słuchać ojca i respektować jego straży. -
Za to ją kochał. Ojciec był jej autorytetem, ale nie miała oporów by go lekceważyć. Usiadła mu na kolanach i popatrzyła co leży na biurku.
- Też dostałeś to żałosne zaproszenie? Ojciec nie pofatygował się, żeby poinformować nas, że mamy się zaręczyć. - uśmiechnęła się do niego. Oboje wiedzieli, że tego właśnie od nich oczekują. Ostatni chłopak Idy został wysłany na jakąś misje i nie wrócił. On nie chciał się zgodzić na ślub.
- Dostałem. Wiesz, że podziwiam twojego ojca, ale nie wydaje mi się byśmy musieli brać ślub. - Zen popatrzył na nią, a ona nieznacznie kiwała głową.
- Proszę Cię. Tyle razy o tym mówiliśmy. Wszystko po kolei. Weźmy chociaż na razie ogłośmy zaręczyny, a potem zobaczymy. Dobrze? - Zen dla świętego spokoju pokiwał głową. Ida miała już tyle lat... mimo, że nie wyglądała na taką, a on? Wiedział, że przebywanie na Atlantydzie łączy się z nieśmiertelnością, bo tu ludzie starzeli się wolniej, ale w porównaniu z nimi, on był tutaj jak małe dziecko, które wygląda na pięciolatka? To i tak chyba za dużo. Roczne dziecko miało może tyle lat co on. Musiał się tylko z tym pogodzić. Wstał i razem z Idą wyszli do miasta. Miał nadzieje, że Mel przyjedzie szybko. Nawet jeśli miałaby tu przybyć z Kostkiem.
***
Miecze skrzyżowały się ze szczękiem. Który to już raz pojedynek pozostawał bez rozstrzygnięcia? Próbowali wszystkiego, ale byli ze sobą tak zżyci, że nawet używanie jakichś specjalnych mocy nie dawało im zwycięstwa. 
- Tym razem... nie... dasz... rady!
- Zdaje Ci się! Znam Cię dobrze. To ty się poddasz! 
Po arenie znowu poniósł się dźwięk metalu i śmiech. Zawsze się śmiali. Ewa siedziała na brzegu areny i jak zwykle się temu przypatrywała. Formę rozrywki straciło to dla niej już kilka dni temu, ale czekała dalej na rozstrzygnięcie. Jednak znowu się nie doczekała. Wybili sobie miecze w tym samym momencie i nawet sztuczka Mel, że jej miecz rozpływał się i znowu formował w jej ręce nie pozwoliła wygrać z Kostkiem, który odkrył, że jak się tą esencje ugodzi to się nie uformuje. Marnował więc swój sztylet, by przeszkodzić w odradzaniu się miecza Mel, zamiast skończyć walkę.
- Znowu remis. Który to już raz? - Ewa wstała i podała im ręczniki. Walczyli ze sobą już dwie godziny. Cała reszta ich domków poszła już na inne zajęcia. Mel jako grupowa Posejdona ustawiła treningi tak by na arenie spotykać się z Aresem, a na lekcjach greki z Ateną. Percy'emu bardzo to odpowiadało, więc nie było żadnych spięć. Tyson został pilnie wezwany do kuźni cyklopów, a Zen został na Atlantydzie, więc teraz Mel i Percy mieszkali sobie sami. I trzeba dodać, że zaczęli się specjalizować we wszystkim. Sprzątali, nie spóźniali się, a ostatnio wygrali wyścigi rydwanów. Zachowywali się jak prawdziwe rodzeństwo. Spędzali ze sobą tyle czasu, że dwa dni temu Kostek i Annabeth razem postanowili ich jakoś rozdzielić, bo już nie wiedzieli kiedy byli z nimi sam na sam. Dzisiejsza walka była początkiem "pięknego, romantycznego wieczoru". Ewa naprawdę nie rozumiała ich miłości. 
- Tylko się cieszyć, że znowu remis. - Mel podniosła z piasku butelkę wody i napiła się. - Znaczy, że mamy taką samą siłę i możemy się wspierać. Wiemy na co stać to drugie. - Kostek pokiwał głową i objął Mel ramieniem. Ewa musiała przyznać trochę racji swojej przyjaciółce. 
- Masz rację. Teraz muszę lecieć, bo umówiłam się z Wojtkiem. A wy co? - Mel z Kostkiem popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Ta dwójka dopiero ostatnio zaczęła się spotykać na poważnie. Chociaż dalej nie chcieli powiedzieć, że ze sobą chodzą.
- Mamy randkę na plaży. Ale najpierw się umyjemy. - i z uśmiechem wszyscy odeszli do swoich domków. Ewa umówiła się z Wojtkiem przed Wielkim Domem. Zawsze właśnie tam się spotykali. Dlaczego? Bo tam kręciło się najmniej półbogów w całym obozie. Woleli trzymać się z daleka od Pana D., bo on gdy tylko ich zobaczył to wołał i wymyślał im jakieś zadania. Ostatnio Wojtek czekał na Ewę dłużej, bo ona miała sprzątać i Pan D. kazał mu iść na pole truskawek i przynieść mu kilka sadzonek (!) żeby mógł przetestować. Biedny Wojtek wrócił cały zziajany z kilkunastoma sadzonkami i uciekł stamtąd jak najszybciej mógł. Jednak pragnienie bycia "niewidzialnym" było większe niż jakieś strachy przed dyrektorem obozu. Ewa chciała przede wszystkim unikać Mel i Kostka, bo pomimo tego, że oni wiedzieli o nich to zawsze jakoś tak się w nich wpatrywali i śmiali pod nosem, oczywiście jeśli myśleli, że oni nie widzą.
- Cześć! - Wojtek już siedział na schodkach i wpatrywał się w jakąś książkę. Jednak, gdy tylko zobaczył Ewę, uśmiechnął się i wstał. Pocałował ją delikatnie, a gdy odsunął się lekko Ewa wpatrywała się w niego i notowała jak bardzo się zmienił od czasu, gdy pojawił się tutaj pierwszy raz. Chyba troszkę podrósł, na pewno był bardziej umięśniony, no i przede wszystkim miał więcej pewności siebie. To chyba stanowiło największą różnicę. Teraz mówił to co myślał nic go nie powstrzymywało. Może to skutek uboczny spędzania dużej ilości czasu z Jasonem? Pierwszy raz w głowie Ewy zaświtało, że Wojtek może być godnym synem Zeusa. Silnym przywódcą, takim jak Jason, Percy czy Mel, mimo to, że ona była jej siostrą, jako Dziecko Olimpu wydawała się najsilniejsza z nich wszystkich.
- Cześć! Długo czekasz? - szli pomału w stronę sosny Thalii. Ewa umyślnie szla w przeciwną stronę jak była plaża w obozie. Byle nie spotkać przyjaciół.
- Minutkę. Rozmawiałem z Chejronem. - Ewa wiedziała o czym rozmawiał. Sama kazała mu iść do ich opiekuna. Ona już była i nic nie zdziałała. - Powiedział, że skoro nie dostaliśmy zaproszenia to on nic nie może zrobić. Chociaż powiedział, że można wykorzystać kruczek prawny. - Ewa wykazała zainteresowanie i popatrzyła z błyskiem w oku na Wojtka. Widział, że czeka na wyjaśnienie. - Córka Ateny, nie wie? - zaśmiał się spokojnym i donośnym śmiechem. Pod Ewą normalnie ugięły by się kolana, bo on stosunkowo rzadko się śmiał, ale teraz była lekko urażona. Trzepnęła go w ramię. - No już, już. Chejron powiedział, że mogłoby się udać, jeśli uznałoby się, że Kostek też jest zaproszony. Wtedy według zasad i on, i Mel mogą wziąć osobę towarzyszącą. Ale nie wie czy to wypali i przede wszystkim oni muszą wybrać osoby, które chcą wziąć. -
- Ale to oczywiste, że to my! Przecież jesteśmy ich przyjaciółmi. - Ewa stała przodem do Wojtka i wydawała się być strasznie oburzona.
- Chejron powiedział, że to akurat nie jest takie proste, bo ponoć Mel i Kostek już z nim o tym rozmawiali i to wcale nie nas chcieli zabrać. -
- A kogo? -
- Mel chciała, żeby Percy pojechał. W końcu Posejdon, Atlantyda, no i Zen był kiedyś jego bratem. Przykro mi Ewa, ale chyba nie pojedziemy do Atlantydy, bynajmniej nie teraz. - Wojtek przytulił Ewę, która miała łzy w oczach. Tak bardzo chciała zobaczyć znowu wyspę. Popatrzyła się w oczy syna Zeusa. Pocałowała go i razem poszli dalej, nie wspominając już o wyprawie.
***
Kostek siedział na brzegu. Mel jeszcze nie było. Ale nie przejmował się tym. Pewnie wpadła na Piper, Annabeth albo jeszcze kogoś innego i się zagadała. Z nią to zawsze tak było. Straszna gaduła. Dzisiaj mieli podjąć decyzję w sprawie Zena. Powiedzieli już, że podejmą ryzyko i uznają, że Kostek też jest zaproszony i każde z nich może wziąć towarzysza. Teraz kwestią było wybranie tych towarzyszy. Mel za wszelką cenę chciała "swojego brata". Pokłócili się o to nawet, bo tak się upierała, że stwierdził, że może niech Percy jedzie zamiast niego. Obraziła się na niego wtedy i musiał ją przepraszać. Z całą tą szopką, kwiaty itd. Na szczęście Piper mu pomogła, a na ostatku Mel też go przeprosiła, że była taka uparta. Teraz pozostała decyzja czy rzeczywiście syn Posejdona ma wybrać się z nimi, a jeśli on to Annabeth pewnie też. Syn Aresa położył się na plaży i zapatrzył w niebo, które już pomału ciemniało i zasnuwało gwiazdami. 
- Kostek! - Mel wpadła na plaże jakaś zdenerwowana. - Zen. Iryfon. Percy. - zemdlała, na szczęście za nią na plażę wbiegł syn Posejdona i ją złapał.
- Ty wiesz o czym ona do mnie mówiła? - zapytał przyjaciela, a ten smutno pokiwał głową.
- Zen mnie zaprosił, właśnie przed chwilą. Z Annabeth. - Kostek uśmiechnął się, teraz mogą wziąć Ewę i Wojtka! Percy dostrzegł cień radości na jego twarzy. - Nie ciesz się tak. Mel może wziąć Ciebie tylko, bo ty nie jesteś zaproszony. - 
- To dlaczego była taka zdenerwowana? - 
- Bo mamy spędzić w Atlantydzie co najmniej trzy miesiące! To dla niej za dużo i jeszcze coś... - 
- CO? - dla Kostka to już było za dużo wstał, zabrał z rąk Percy'ego Mel i popatrzył na niego groźnie. Percy widział w jego oczach czerwone ogniki. Jakby Kostek chciał się na niego zaraz rzucić.
- Oni chcą ją tam zatrzymać, by zrobić z niej ambasadora jakiegoś. Chcą ją zatrzymać na Atlantydzie. - 
- Ale dlaczego? - 
- Chcą zmusić Posejdona do współpracy, Atlantydzi chcą coś na nim wymusić, a on chce Mel tutaj, a nie na Atlantydzie. Przetrzymując ją na wyspie jak najdłużej, mogą żądać czego chcą. - Kostek wszystko zrozumiał. Mel chciała zobaczyć wyspę, wspomóc Zena, a teraz? Teraz musiała wybrać. Jak się tam wybierze to zaszkodzi Posejdonowi. Zrozumiał to. Jego dziewczyna miała zawsze problem z podejmowaniem decyzji. Wziął ją na ręce, odwrócił się od Percy'ego i poszedł ją zanieść do Wielkiego Domu, by się ocuciła. Nad problemem będą się zastanawiać później.

2 komentarze:

  1. Po pierwsze, bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się na kontynuację :-) Po drugie, rozdział czytałam z prawdziwą przyjemnością. Widać, że się rozwijasz, wiesz? Tym bardziej się cieszę, że dalej piszesz. Przyznam, że zadziwiłaś mnie postawą Atlantydów. Najpierw ten odgórnie zarządzony ślub, potem odkrycie Kostka... Czyżby Zen miał być przynętą? Nie mogę się doczekać ciągu dalszego! Wybacz, że krótko, ale muszę wracać do przewalania ziemi. Pozdrowienia znad posadzki z XIV w. na głębokości 1,4 m. :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze rozdział genialny .
    Po drugie moja reakcja Wow !!!
    Nic dodać nic ująć .

    OdpowiedzUsuń