Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 30 - DARY RODZICA

Zen szedł dnem. Ocean Atlantycki nie miał dla niego tajemnic. Był synem Neptuna. Zapomniał o tym w tym dziwnym Obozie Herosów. Jego rekin, którego sobie "zaadoptował" (w zasadzie dostał go od ojca, bo go o niego poprosił) płynął koło niego. 
Panie, ktoś nas śledzi. Nie możemy stanąć i zobaczyć? - rekin mówił do niego. Zen był zły. Nie po to wziął sobie rybę, żeby teraz do niego mówiła.
- Nie nie staniemy. Płyń, bo Cię zostawię. - Zen szedł dalej, ale wtedy z przodu pojawiła się najada.
- Synu pana mórz. - skinęła głową. - Gdzie idziesz? Twój ojciec się martwi. Posejdon się boi o Ciebie, Olafie...
- NIE JESTEM SYNEM POSEJDONA! - krzyk herosa było słychać bardzo głośno. - JESTEM SYNEM NEPTUNA! NEPTUNA! NIE ROZUMIESZ? Posejdon mnie nie potrzebował!! Miał Percy'ego i teraz sobie zaadoptował tą dziewczynę. Neptun miał tylko mnie! MNIE! On mnie potrzebował. Dla reszty się nie liczę. - Zen krzyczał na najadę. 
- Olafie, Posejdon kazał powiedzieć, że bez względu na miłość, masz pamiętać o misji. Powiedział, że w ciebie wierzy. Pamiętaj o tym... pamiętaj...
- Nic nie będę pamiętać. Idź i powiedz Posejdonowi, że nie jestem jego synem. - po wypowiedzeniu tych słów oceanem wstrząsnął wielki huragan. Najada zniknęła, a na powierzchni przeszedł głos.
- Wybrałeś swoją drogę właśnie, Olafie Zenowski. Idź skąd Cię przywiało, a musisz znaleźć swojego rodzica, skoro nie odpowiada Ci twój obecny. Pamiętaj, że wybierasz sam... - tylko głos Posejdona ucichł, Zen chciał się zaśmiać. Przecież to irracjonalne, Posejdon nie mógł się go wyprzeć. Chociaż skoro on mógł... Gdy tylko dokończył tą myśl, zdał sobie sprawę, że tonie. Był na dnie Oceanu Atlantyckiego, a wyparł się swojej posejdonowej krwi... Topił się...
***
Mel szła brzegiem. Dla zabawy machała ręką, a woda na brzegu 'skakała' jak małe rybki. Wyglądało to ślicznie, zważając, że zachodzące słońce odbijało się w tych 'łancuszkach'. Obmyślała nową strategię. Jeszcze nie wybrała osoby, która pójdzie za Zena. Chcieli go szukać, naprawdę chcieli, ale i Chejron i Posejdon, z którym centaur się skontaktował, odradził im tego. Mel miała dziwne wrażenie, że syn Posejdona szybko się nie znajdzie. Rozmawiała za to z Renny, która ostatnia go widziała. Mówiła, że po prostu wszedł w wodę. Tym się akurat nikt nie przejmował. Mel jednak miała dziwne przeczucie. Nie miała jednak komu powiedzieć, o swoich obawach. Ewa pomagała Annabeth doprowadzić Leroy'a do porządku, zważając jeszcze na to, że niedługo znowu ich nie będzie. Cały plan polegał na tym, że dziewczyny przygotowywały do roli zastępcy domku Melindę. Leroy o niczym nie wiedział, bo sam spędzał pół dnia, a czasem i więcej, w domku Afrodyty. Wojtek ćwiczył z Jasonem i innymi, od czasu gdy zaczęła mu wychodzić walka miał większą motywację. Mel też z nim ćwiczyła, ale ręka jeszcze sprawiała jej problem. Najgorzej było jednak z Kostkiem. Gdy tylko Mel zaczynała coś o Zenie, on sam nabierał wody w usta i udawał obrażonego. Wtedy dziewczyna również udawała,  że tak tylko napomknęła. Nie chciała się z nim pokłócić, chociaż im bliżej misji było, tym bardziej Mel miała wrażenie, że Kostek szaleje. Jakby się bał bardziej niż wcześniej. W wyniku tego wszystkiego spędzali ze sobą mało czasu, a jak już to rozmawiali o bieżących sprawach.
 - Nudzi Ci się? Zaburzasz moje wewnętrze chi - Mel zobaczyła uśmiechniętego Percy'ego. - Masz za wielką siłę i nie mogę nic zrobić z tą wodą.
- Ale to fajna zabawa. Skup się to może więcej Ci wyjdzie. - mówiąc to Mel skierowała jeden strumyczek na twarz chłopaka.
- Moją własną broń przeciwko mnie? Wstydź się! - syn Posejdona podbiegł do niej i wrzucił ją do wody.Nie udało mu się, bo Melania stanęła na wodzie.
- Cwane... a nie wyglądasz na taką. Gadałem z ojcem. Zen szedł dnem, ale słuch po nim zaginął. Możemy w takim razie ruszać. Annabeth skończyła 'wychowywać' Leroy'a. W sumie jesteśmy gotowi. - Percy usiadł na brzegu, a woda podniosła go jak na niewidzialnym krześle. 
- To idźmy. Ja jestem gotowa. Szczerze zaczęłam się już nudzić - uśmiechnęła się i usiadła tak jak on. - Musimy tylko się pozbierać do kupki i tyle.
- Mel... tylko pamiętaj. Zanim wyjdziemy na tą misję musimy pamiętać, że możemy nie wrócić. To może być trudne. 
- Wiem, wiem. Ale nie chce więcej myśleć, bo mnie to dobija. Chce działać. Tylko ta ręka...
- A próbowałaś leczyć wodą? Spróbuj. Ja idę do Ann, musi mi w czymś pomóc. Damy radę. - Percy uśmiechnął się, przytulił Mel i odszedł w stronę obozu. Mel patrzyła na horyzont, ale wtedy z wody wypłynął rekin
On nie pójdzie. Został tam. Nie ruszy się, bo nie może. Pamiętaj! Uważaj, bo was rozdzieli. - Mel nie wiedziała o co chodzi tej rybie, ale dopiero teraz zauważyła, że rekin został zraniony. Podeszła zatamowała krew, ale było za późno. Rekin Zena umarł. W ostatnich minutach swojego życia nie wyparł się swojego pana, który tak go zranił. 
***
Zen poczuł ucisk na sercu. Ta głupia ryba. Czemu ją zabił, ale on chciał go zawieźć do niej. Po co? Po co? Zapłacił za to. Jednak Zen żałował tego trochę. Siedział na tej wyspie sam, a nie mógł się ruszyć. Posejdon pozbawił go wszystkiego. 
- A niech Cię Posejdonie! - Zen był zły. Wtedy na wodzie pojawiło się zdanie.
"Sam sobie zawdzięczasz ten los.
Czasami trzeba przemyśleć by coś docenić" 
Był zły! Był wściekły na Posejdona, chociaż był synem Neptuna. Jednak gdzieś w głębi czuł, że Posejdon ma racje...

4 komentarze:

  1. Jej. Wiesz, to chyba Twój najlepszy rozdział. Broń Boże nie chcę przez to powiedzieć, że poprzednie były złe. Tylko po prostu ten bardzo mi się spodobał. Naprawdę rozwijasz się i to widać na pierwszy rzut oka. Oby tylko tak dalej :)

    Cieszę się, że w końcu dowiedzieliśmy się, co się dzieje z Zenem. Może nie tyle go lubię, ale uważam, że to bardzo interesująca postać. I nawet mu współczuję. Myślę, że na jego miejscu większość osób zachowałaby się podobnie. Nie ma łatwego życia... A teraz jeszcze ugrzązł na tej wyspie. Kurczę. Ten zabity rekin i w ogóle cała końcówka... Świetnie to wyszło. Dramatycznie i po prostu świetnie. No, ale wzięłam się za początek i koniec, a przecież jeszcze został środek do omówienia. Bardzo podoba mi się to, jak pokazałaś relacje Percy'ego i Mel. To przekomarzanie się, jak prawdziwe rodzeństwo... Naprawdę super. I widzę, że druga część misji coraz bliżej... Nie mogę już się jej doczekać!

    Pozdrawiam serdecznie,

    Lakia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Ci bardzo :)
      Cieszę się, że Ci się podoba ;) Staram się tworzyć jakieś więzi między bohaterami, bo mam wrażenie, że wcześniej tego nie było :)
      W każdym razie dziękuję jeszcze raz i również pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Ojejku! Naprawdę wyszło Ci najlepiej jak dotąd! Piszej coraz lepiej za każdym razem! I to bardzo dobrze, bo najważniejsze jest, żeby się rozwijać.
    Zen ma za swoje!!! Nie wiem czemu, ale cieszę się jak głupia (ja jestem głupia :P). No i w końcu będzie porządek w domku Ateny! A Percy jak zawsze wyszedł super! Bo w ogóle tak go ubóstwiam, że szkoda gadać. I ciekawa tylko jestem, w czym Annabeth ma mu pomóc ;)
    Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahah :) To jeszcze nie koniec dla Zena :)
      Pozdrawiam gorąco :D

      Usuń