Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 33 - PRZECIEŻ TO HAŃBA ŻYCIA

Przepraszam was bardzo, że nie dodałam nic tak długo, ale miałam problemy w szkole i nie umiałam znaleźć czasu :) Serdecznie dziękuje za wasze komentarze i dedykuje wam ten rozdział :)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kostek siedział na plaży. Percy stał na wodzie tak jak i Mel miała w zwyczaju. Poczuł ukłucie w sercu... Znowu... ZNOWU! Ale żeby było jeszcze gorzej, to on przecież zgodził się żeby ona sama się pilnowała. A obiecał sobie, że będzie strzegł jej jak oka w głowie. Był na siebie strasznie zły!
- Kostek, chodź tutaj. Wiesz co to jest? - Kostek usłyszał Percy'ego, ale zastanowił się jak ma wejść na wodę. Za chwilę zorientował się, że przecież Mel też kazała kiedyś wodzie go utrzymać. Wstał i ostrożnie stanął na oceanie. Pomału szedł do przodu, patrząc pod nogi. Słyszał cichy śmiech syna Posejdona, ale się nie przejmował tym. Doszedł do niego, a chłopak już praktycznie dusił się ze śmiechu.
- Śmiej się, śmiej, ale ja się boje chodzić po wodzie. Co tam masz? - Kostek wreszcie podniósł głowę i popatrzył na Percy'ego.
- Widzisz? Ten rekin zmarł niedawno. A tutaj przecież nie ma rekinów. - Percy patrzył na zwłoki ryby. Kostek widział w jego oczach żal. No tak... chłopak na sushi nie chodził, bo to RYBY, czyli jego morscy bracia. - Ktoś musiał go wysłać. Ktoś, kto umie władać rybami...
Percy nie skończył, ale oboje wiedzieli kto to mógł zrobić. Mel, przecież nie zabiła by rekina, bo nie jest do tego zdolna. Jedyna osoba to Zen. Percy powiedział coś do rekina po grecku i ten rozpłynął się w wodzie.
- Mój niewdzięczny, nienormalny brat musi zapłacić, za takie rządzenie się. Chodźmy. Nie wiem ile radę dam Cię jeszcze utrzymać na wodzie, bo jestem zły. - To mówiąc odwrócił się i zaczął iść. Kostek pobiegł szybciej, żeby nie wpaść do  wody. Pięć metrów od brzegu, woda pod nogami usunęła się mu, a on wpadł do wody. Na szczęście było płytko. Syn Aresa usłyszał cichy śmiech, jednak syn Posejdona śmiał się z lekkim żalem. 
- Mówiłem, że nie wiem ile Cię utrzymam. - uśmiechnął się słabo. - Chyba pójdę się położyć. A ty co zamierzasz robić?
- Idę na arenę. Może spotkam Wojtka. Na razie - to mówiąc obaj chłopacy poszli w dwie różne strony Obozu.
***
Zen siedział już długo na plaży. Nie mógł uwierzyć w swojego pecha. Dwunastu bogów Olimpijskich, powiedzmy odejmiemy dwóch, bo Posejdona się wyrzekł, a Atena pewnie by go nie chciała. To i tak zostaje dziesięciu, a musiała akurat ta. Nie potrafił nic zrobić. Siedział i patrzył się na piasek pod swoimi stopami. Nie wiedział dalej co ma zrobić, żeby ruszyć się z tej wyspy. Pierwszy raz pożałował tego, ze wyparł się Posejdona/Neptuna. Teraz na pewno miał gorzej. Chociaż znowu nie był sam. Ta gołębica była ponoć podarunkiem od jego "matki". Nie wiedział po co mu ona, ale wysłał ją na "zwiad". Ale co taki gołąb może zrobić? Nagle, jednak zobaczył na horyzoncie jego gołębicę, a za nią... więcej takich gołębi. Były zaprzęgnięte do rydwanu.
- A niech... ten ptak jest jednak przydatny. - Zen stanął na nogi, ale dalej nie wierzył w to co widział. Rydwan stanął na plaży, gołębica usiadła mu na ramieniu i pokazała, że ma wsiąść do niego. W środku na podłodze siedziała kobieta. 
- Witaj synu! Zabiorę Cię stąd. Ale nie do Obozu. Najpierw spędzisz trochę czasu w odosobnieniu. - Afrodyta popatrzyła na Zena, który wyglądał na lekko zdziwionego i rozeźlonego. - Pewnie zastanawiasz się, dlaczego ja Cię adoptowałam. Wiedz, więc, że miłość jest jedna i nie będziesz mógł powiedzieć, że jesteś od Wenus, a nie Afrodyty, bo to bez różnicy. Nauczę Cię tym trochę pokory. Taki mój układ z Posejdonem. Siadaj. Ruszamy. - Zen usiadł w szoku, a rydwan natychmiast ruszył. Nie ma rady. Teraz jest synem Afrodyty...
-------- 2 dni później -------- 
Mel siedziała na łóżku.
- Pamiętasz coś? - Chejron schylał się nad nią. Wiedział, przecież co się stało, ale udawał, że nic nie odkrył. Zresztą Mel teraz dopiero się ocknęła.
- Nie. Wiem, że upadłam, ale teraz czuję się dobrze. - dziewczyna słabo się uśmiechnęła. Centaur wiedział, że nie ma żadnych innych objawów. Zresztą dzisiaj rano Hermes przyszedł z Olimpu i powiedział, że sytuacja opanowana i mogą ruszać na misje. On chciał jednak jeszcze zatrzymać ją w Sali Szpitalnej.
- No cóż. Dzisiaj jeszcze tu posiedzisz, ale zrobimy tu naradę i jutro możecie ruszać. A... i Kostek przyszedł wpuścić go? - Chejron uśmiechnął się, gdy zobaczył, że dziewczyna kiwnęła głową.
- Cześć! - Kostek usiadł na krześle obok łóżka i złapał za jej rękę. - Jak się czujesz? Wszyscy się martwiliśmy.
- Już jest dobrze. Ale widzę, że Ciebie coś martwi? - Mel popatrzyła w jego oczy, a on na chwilę zamarł, jednak szybko spuścił wzrok.
- Bo ty znowu tu leżysz. To znowu moja wina, bo Cię nie pilnowałem. Boję się. - Mel usiadła na łóżku, podniosła głowę Kostka i pocałowała go.
- Nic mi nie jest. A zresztą nawet z tobą, mogłabym zasłabnąć. Idź. Przygotuj się do misji, bo w depresji na nic się nam nie przydasz. - Kostek uśmiechnął się do niej i wyszedł z sali. Mel zastanawiała się kto mógł jej to zrobić. Za godzinę miała się odbyć narada, a ona czuła, że tylko jedna osoba mogła jej to zrobić. Zen. Ale skoro chce im przeszkodzić, to znaczy, że przeszedł na ciemną stronę mocy... Postanowiła się tym na razie nie martwić, a się przespać, bo dalej była słaba. Zamknęła oczy i zaraz zasnęła, jednak jak to heros, zaraz miała sen...
"-Córka Ateny stanie przed wyborem. To może...
-Wiem. To może być najtrudniejszy wybór. Ale wiesz, że tylko on może mieć ten klucz, a ona nie do końca wie...
- Cicho!! Ona tu jest. Śpij Melanio... póki jeszcze możesz...
Scena się zmieniła i teraz widziała Zena, który stał na plaży i wpatrywał się w rydwan zaprzątnięty w gołębie. Na plaży przed Zenem pisało "Η μητέρα μου?". Zrozumiała. Ale przecież ojcem Zena był Neptun, to skąd boska matka? Obudziło ją wołanie jej imienia..."
- Mel. MEL!! Narada śpiochu! - nad dziewczyną stała Ewa z uśmiechem. Przytuliła ją mocno - Robimy tutaj naradę. - Ewa pokazała na stół z wszystkimi uczestnikami misji. Mel nie miała czasu nawet interpretować swojego snu.
Chejron wstał.
- Bez zbędnych ceregieli... Jutro idziecie na misje, wiemy, że Mel musi dokonać wyboru. Wszystko jasne? - Centaur popatrzył po nich wszystkich. Wszyscy kiwnęli głowami. - To dobrze. Mel, możesz iść do siebie i dzisiaj chyba możecie się odstresować. - uśmiechnął się i poszedł do siebie do pokoju. Po kolei wszyscy powychodzili, tylko Mel i Kostek zostali
- Spacer na plaży? - zapytała Mel wskakując mu na plecy.
- Mam dosyć wody na dzisiaj. - uśmiechnął się - Percy mnie wykąpał. Ale z Tobą mogę iść wszędzie.
Mel uśmiechnęła się i zaśmiała, i oboje poszli nad brzeg Atlantyku, wiedząc, że jutro będą gdzieś w trasie...

4 komentarze:

  1. O bogowie, ale to słodkie *o* Nie no, normalnie zaczynam lubić kostka :o Chociaż dalej nie pasuje mi jego imię XD Rozdział świetny, już nie mogę doczekać się dalszej części z Zenem i Afrodytą, na pewnie będzie ciekawie ;D A tak swoją drogą to ma racje - miłość jest tylko jedna <3 Weny, weny i jeszcze raz weny ;*
    PS.: Chyba niechcący przegapiłaś rozdział u mnie, to tak tylko przypominam, że jest nowy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku! Taki mój standardowy początek. To takie sweet!!! Znaczy się zakończenie! :D
    Percy (wspominałam już, że to mój faworyt, prawda?) , który wrzucił Kostka do wody był całkiem spoko, ale to z pójściem spać ciupkę mi nie pasowało. Ale moje zachcianki się w ogóle nie muszą się pokrywać z rzeczywistością. Wręcz nie powinny, bo co to by wtedy było. Ach, ta ja...
    A teraz o Zenie. Ha, w końcu ma za swoje. Afrodyta - dobrze mu tak (nie żebym miała coś do Afrodyty. Tak będzie miał dość, że się odwali!
    Okej, spokojnie... Kończę już ten porypany komentarz, bo jeszcze pomyślicie, że jestem nienormalna. Jeśli jeszcze nie zdążyliście. :P
    Życzę dużo weny i czasu na pisanko!
    Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuje bardzo! :)
    Zaczynam nadrabiać zaległości :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tja, i kto jak zwykle na końcu? Oczywiście, że Lakia. Może tym razem już nie będę się zbyt długo rozwodziła nad przeprosinami, powód opóźnienia pewnie i tak znasz, bo jak zwykle jest ten sam. Cóż poradzić? Byle do świąt (czyli u mnie do końca semestru)...

    Rozdział w sumie przypadł mi do gustu, taka miła odskocznia od szarej codzienności i obowiązków. I w końcu wyruszą na dalszą część misji! No, ale może lepiej zacznę od początku. Scena na plaży moim zdaniem dobrze Ci wyszła. Martwe ciało rekina i ten wniosek, że za tym musiał stać Zen... Jej, aż miałam dreszcze. Wiem, wiem, już wcześniej wiedziałam, że to on, ale teraz to jeszcze dobitniej wybrzmiało, może przez inną perspektywę. I... Tak, więc to jednak była Afrodyta! Boże, ja na miejscu Zena chyba zapadłabym się pod ziemię. Osobiście wolałabym, aby ta konkretna bogini nie mieszała się w moje życie (ciekawe dlaczego)... A ona Zena na dodatek "adoptowała" i jeszcze chce go uczyć pokory... Koszmar normalnie, naprawdę mu współczuję. Wiesz, intryguje mnie ten sen Mel. Szkoda, że nie dostalismy jakiś wskazówek, ale z drogiej strony odrobina tajemniczości zawsze się przyda. A sama końcówkę z Kostkiem i Mel naprawdę wyszła uroczo. Co więcej mogę dodać? Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział :)

    Pozdrawiam i życzę weny,

    Lakia

    OdpowiedzUsuń