- Wróciliście i żyjecie! - Mel przyciągnęła go do siebie, ale zaraz zdała sobie sprawę co zrobiła i naturalnie odsunęła się.
- To raczej ja powinienem się martwić o was. - uśmiechnął się. - Ale tak wróciliśmy i mamy te przeklęte pawie. - po niebie przeszedł grzmot. - dobra, dobra. Święte. Ciężko było. Hera nie ułatwiała zadania. Musimy trochę odpocząć, a potem możemy ruszać dalej. A wy? Długo tu jesteście?-
Percy opadł na swoje łóżko, a Mel opowiedziała mu wszystko co się wydarzyło na misji. Opowiedziała też, że Zen się zagubił. On odpłacił jej tym samym. Opowiedział, że byli też najpierw w Nowym Yorku, potem wylądowali aż na Alasce, potem było Chicago, następnie Houston, a na sam koniec Seattle. Wyglądał na zmęczonego, bardzo zmęczonego. Ubranie lekko na nim wisiało, było podarte, włosy jakby wpadł do trąby powietrznej. Słowem: Mel stwierdziła, że ich misja poszła lepiej, ale przecież oni byli potężniejsi. Wtedy wpadł Kostek.
- Tu jesteś! Percy! Jak dobrze Cię widzieć! Wyglądasz... - nie wiedział co powiedzieć, bo tak naprawdę syn Posejdona wyglądał opłakanie.
- Wiem jak wyglądam. Chciałbym odpocząć. Możemy jutro pogadać? - zanim któreś z nich zdążyło odpowiedzieć, odwrócił się na brzuch i nawet nie ściągając butów, zasnął.
- Chodźmy. Kolacja. Jeśli Annabeth wróciła, to chcę zobaczyć minę Leroy'a, że już nie może sobie nadużywać władzy. Będzie ciekawie - złapał ją za rękę i pociągnął w stronę jadalni.
- Kostek... Może byśmy pomogli Ewie i Wojtkowi? Przecież w takim tempie to oni zejdą się po osiemdziesiątce. - Mel usłyszała cichy chichot, ale żadnej odpowiedzi. Stanęła i obróciła go do siebie. - Ja mówię poważnie.
- A ja Cię poważnie słucham. Co chcesz zrobić? Oni muszą sami do tego dojrzeć, a ja zaprawdę mówię Ci, że już bliżej niż dalej do tego. Uwierz mi. - podniósł jej twarz i popatrzył w jej oczy. Schylił się lekko i pocałował ją. - Dadzą radę. A teraz już naprawdę musimy iść.
Mel uśmiechnęła się pod nosem i spokojnie doszli do pawilonu jadalnego. Mel usiadła przy stole Ateny, bo tak jak Kostek chciała widzieć reakcje Leroy'a. Problem był jeden, dzieci Ateny nie było w jadalni. Wszyscy byli oprócz nich. Mel zobaczyła Piper siedzącą z dziećmi Afrodyty i opowiadającą coś z przejęciem Emily, Jasona, siedzącego z Wojtkiem przy stole Zeusa i w zasadzie to nic nie robili. Zjadła co chciała i poszła zobaczyć co się dzieje z jej rodzeństwem. Nawet nie musiała wejść, żeby słyszeć co się działo w środku. Trwała kłótnia, a w zasadzie to Leroy próbował coś udowodnić Ann, która chyba się nie przejmowała tym co on mówi, ale doprowadzała wszystko i wszystkich do porządku. Mel zajrzała przez okno. Ewa, która siedziała dokładnie na przeciwko, zobaczyła ją i wyszła na zewnątrz.
- Kolacja się skończyła, nie? - gdy Mel pokiwała głową, dziewczyna zawiesiła swoją. - Będę musiała pogadać z tymi od Hermesa. Wszystko przez Leroy'a. Gdy zobaczył Annabeth popadł w szał. Tylko ona weszła zaczął wydawać jej jakieś rozkazy, na co ona wyprostowała go jednym pytaniem "Czy nie zapomniałeś przez ten czas jak mnie nie było jak się czyści toalety?". Wkurzył się, próbuje jej udowodnić, że jest lepszym dowódcą niż ona. Problem w tym, że połowa naszego rodzeństwa woli ją. - Ewa uśmiechnęła się, ale zaraz zbladła, bo ze środka wypadł Leroy. Poszedł w ciemną noc. Albo na kolację. Jedno było pewne, był zły.
- Mel! Jak dobrze Cię widzieć. - Annabeth przytuliła dziewczynę. Mel przyjrzała się jej i stwierdziła, że jest w podobnym stanie jak Percy. - Trochę za późno wróciliśmy, wiem, ale były problemy.
- Wiem. Percy mówił. Ale podejrzewam, że dopiero teraz był problem. - powiedziała pokazując głową stronę w którą poszedł Leroy, jak się okazało, w stronę domku Afrodyty.
- No trochę. Ale już jest dobrze. Ma taki kompleks władczy. A nikt nie chce mu tej władzy dać, a ja już na pewno nie chcę rezygnować. - uśmiechnęła się serdecznie, ale było widać zmęczenie na jej twarzy. - Wybaczcie, ale chce mi się spać. Powiem tylko, że kto chce może iść już na kolację. Boję się jednak, że nic nie zostało... - Annabeth ciężko westchnęła, obróciła się i wchodziła do środka. Mel zdążyła jeszcze tylko powiedzieć do niej "Jak dobrze, że wróciłaś", na co córka Ateny uśmiechnęła się i weszła do środka.
- Chodź! Chcę sprawdzić czy ostała się jeszcze kolacja. - Ewa pociągnęła Mel znowu w stronę jadalni. Gdy doszły tam, kolacja, a i owszem była jeszcze na stole, ale nie było praktycznie nikogo, poza Wojtkiem i Kostkiem, którzy siedzieli przy stole dzieci Zeusa. Ewa od razu tam poszła.
- A wam wolno tak siedzieć? - popatrzyła na nich z tym nieznoszącym sprzeciwu wyrazem w oczach.
- Teoretycznie nie, ale nie ma kto pilnować. - Kostek wstał z ławki, patrzył cały czas na Mel, która stała za Ewą, która z kolei, właśnie usadowiła się na przeciwko Wojtka. - Ja już idę. Najadłem się, Wojtek myślę też, że już przegadaliśmy sprawy.
Kostek wyszedł z jadalni, a Mel która stała cały czas i tylko patrzyła za chłopakiem jak odchodzi, mruknęła coś do pozostałej dwójki, że też idzie i wyszła.
- Myślałem, że będziesz tam wieki stała! Musimy pogadać. - Kostek, porwał ją w ramiona i przytulił, czuć jednak było jego napięcie, że to o czym będą rozmawiali nie było jakąś błahostką.
- Co się stało? Oni ledwo wrócili, jeszcze nigdzie nie idziemy... - Mel nie skończyła, bo chłopak znowu jej przerwał.
- Tu nie chodzi o misje. Znaczy nie bezpośrednio. Tyson wrócił do kuźni cyklopów. Niedawno. Jeszcze niedawniej wysłał mi iryfonem wiadomość. Zen zszedł na dno oceanu, był w pałacu Posejdona, znaczy dla niego Neptuna, ale bez różnicy. W każdym razie, poszedł dalej i nie zbiera się na to by wrócił. Jego ojciec dał mu co chciał, jednak uważa, że Zen może coś knuć. Nikt nie wie co, ale to może być coś złego.
- Czy to znaczy, że... - Mel analizowała całą wypowiedź Kostka i nie mogła sklecić do końca odpowiedzi. Poza tym, syn Aresa musiał wtrącić swoje trzy grosze.
- Tak. On chyba nie pójdzie z nami dalej...
Rozdział świetny, chociaż trochę pokomplikowałaś z tymi ich uczuciami ;) I (wow, nie wierze, że to mówie XD) zaczynam lubić kostka xo Czekam z nieceirpliwośćią na nn *o*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba :)
UsuńPozdrawiam :)
O, jejku! Wszystko mega super! Ale oczywiście Zen musiał napsocić. Nie rozumiem, dlaczego część czytelników w komentarzach pisze, że nie lubi Kostka. Ja to dopiero nie lubię Zena! Ale każdy ma prawo do własnej opinii. A więc, podsumowując, cieszę się, że jest już ten rozdział i z utęsknieniem czekam na next!
OdpowiedzUsuńCzytelniczka
No to jest nas dwie :P ja szczerze mówiąc też nie lubię Zena, ale planuję dać mu jakąś rolę xD
UsuńJuż niedługo dodam next :)
Przepraszam za to opóźnie, ale jak zwykle u mnie krucho z czasem. Właśnie jestem po sprawdzianie z chemii z ogromnej patrii materiału i ledwo pamiętam, jak się nazywam. No, ale starczy tego narzekania. Kurczę, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mam takie małe odskocznie, w tym Twojego bloga. Po ciężkim dniu w szkole to naprawdę przyjemność rozsiąść się wygodnie i przeczytać taki przyjemny rozdział :)
OdpowiedzUsuńOj, dobrze rozumiem Percy'ego i Annabeth. Dobra, może i nie mam za sobą wykańczającej misji, ale też marzę już tylko o tym, by rzucić się na kochaniutke łóżko i pójść spać. A tu jeszcze musiał się napatoczyć taki Leroy i robić aferę. Hm... Dlaczego mam takie przeczucie, że on jeszcze sporo namiesza? Dobra, ja prawie zawsze mam złe przeczucia, ale mniejsza z tym. I to Zen znowu kombinuje? Sama nie wiem, czy bardziej się o niego martwię, czy boję się tego, co znowu wymyślił. Widzisz, doprowadziłaś mnie do konfliktu wewnętrznego. No nic, jakoś to będzie. Mam nadzieję, że nawet bez Zena herosi poradzą sobie na dalszej części misji.
Pozdrawiam i życzę weny,
Lakia
Jak zwykle bardzo dziękuję za komentarz, bo nic nie motywuje do dalszej pracy tak jak takie właśnie komentarze :)
UsuńDobrze Cię rozumiem, bo mi szkoła też zżera mnóstwo czasu... :)
Ale musimy dać radę :)
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję :)