Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 38 - SKRZYNIA

- Wstawać lenie! Dobrze, że tym razem trener nie leciał... to by się dopiero wkurzył - Leo stał w drzwiach kajuty Kostka. Uśmiechał się tym swoim uśmiechem. - Wstawać i na śniadanie! Tylko się ogarnijcie - uśmiechnął się jeszcze szerzej i wyszedł.
Mel bolała głowa. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że oto spała z Kostkiem w jego kajucie. To dlatego Leo tak reagował... Wstała pomału i popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądała źle. Ale wyglądała jakoś dziwniej...
- I jak się czujesz? - Kostek stanął obok i uśmiechnął się. Córka Ateny zadała sobie pytanie, jak to jest, że on niezależnie od pory wygląda wspaniale. - Chodźmy na to śniadanie, bo Leo zaraz całą historię sobie wymyśli. 
Przytulił ją i wyszli z jego kajuty. Mel jednak stwierdziła, że musi iść do siebie, żeby jednak trochę się ogarnąć przed spotkaniem z resztą przyjaciół. Usiadła na swoim łóżku i popatrzyła się na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała strasznie. Podkrążone oczy, włosy kompletnie nie ułożone i jeszcze to poczucie strachu. Zen i Afrodyta? Nie wiedziała co o tym myśleć. Ale nie chciała teraz o tym myśleć i poszła się umyć.
Wyszła z łazienki pół godziny później ze zdecydowanie lepszym nastrojem. Od razu poszła do jadalni. Wszyscy już siedzieli, a Leo pokazywał Annabeth i Ewie coś na mapie. 
- Witamy panią! Rozumiem porwanie porwaniem, ale przecież mamy misję - Jason uśmiechnął się do Mel. Ona usiadła na krześle między Percy'm a Kostkiem.  
- Też się cieszę, że Cię widzę. Gdzie jesteśmy? - popatrzyła się na "brata".
- Tuż przed wpływem na Morze Potworów. Znaczy się, nie wpływamy tylko przelatujemy nad tymi dziwnymi skałami, prawda Leo? - Percy popatrzył się na Leona pytającym wzrokiem.
- Jak naładujemy silniki, żeby się wznieść to tak. Na razie wyłączamy wszystko i mamy jakąś dobę na pozbieranie się wszystkiego. Do roboty. Raz, raz, raz! - Leo klaskał po każdym słowie. - Trzeba pozbierać wszystkie przedmioty porozrzucane i w ogóle. Sprzątamy! - uśmiechnął się uśmiechem szaleńca i przeprosił, bo idzie porozmawiać przez iryfon.
Wszyscy rzucili się by wybrać co lepszą robotę. Trzeba było wyszorować podłogi, wyczyścić kajuty, umyć okna, podreperować silniki, a wszystko to dokonać tym co jest dostępne na Argo. Mel dopchała się do wiaderek i mopów. Złapała szybko jeden z nich i poszła pod pokład. Wymyśliła, że tam lepiej posprząta, bo nikt się nie będzie czepiał, że za wolno. Weszła do zbrojowni. Była pusta. W sumie to Mel nie pamiętała, żeby tam kiedykolwiek coś było... Teraz jednak pod ścianą leżała skrzynia. Była zamknięta. Mel poczuła ochotę, żeby ją otworzyć.
"Ale jak się to skończy jak z Pandorą?" - pomyślała i odwróciła się od skrzyni. Jednak szybko odwróciła sie do niej znowu. Szybko w jej ręce pojawił się jej trójząb. Szybko rozwaliła kłódkę, wieko odchyliło się do tyłu. Na wierzchu leżała kartka
Pamiętaj, co z morza powstało do morza powróci
Mel rozpoznała, że to musiał napisać Posejdon. Ale dlaczego w takim razie leżało to w zbrojowni w zamkniętej skrzyni? Podniosła papier i spojrzała w... pustkę. Tak jej się zdawało w pierwszej chwili. Za chwilę ujrzała małą przypinkę do swojej bransoletki w kształcie kropli wody. Przypięła ją do kolejnego ogniwa. Poczuła chłód i usłyszała głos w swojej głowie.
"My mamy wszystko z morza, morzu dajemy Siebie.
Nadeszły jednak czasy, gdy nie damy rady żyć i wierzyć w Ciebie.
Posejdonie nasz, daj nam odejść tam,
gdzie życie ma swój smak."
Mel poczuła powiew wiatru i w głowie pojawiły się jej jakieś obrazy. Ludzie chodzili po wielkiej wyspie, latali, a nawet jeździli samochodami. Było to dziwne, bo wyglądało to na dawne czasy. Wtedy Mel wiedziała czego szukają...
- LEO! Leo!! - Mel wpadła na główny pokład. Leo stał oparty o mop i maszt. - Musimy ruszać już. Wiem czego szukamy! Nie mamy czasu. Morze nam tym razem nie pomoże. Bynajmniej nie w takim sensie jakiego potrzebujemy.
- Ale Mel... Czego szukamy? Szukamy Janusa, przecież! Nie mamy jeszcze wszystkiego dokończonego i... nie możemy teraz. - Leo nie wiedział o co jej chodzi.
- Leo, szukamy boga wyborów, ale to tylko przystanek. Tak naprawdę szukamy... - Mel zawahała się - Po prostu startujmy już.
- Czego szukamy Mel?!
- Altantydy

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 37 - OSZUKANY

Mel nie poszła do swojej kajuty. Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale... no właśnie! ale. Musiała z kimś porozmawiać. Wiedziała, że zbyła Ewę, która chciała zbyt dużo wiedzieć, a teraz chciała iść do kogoś innego? Ale do kogo? Usiadła na korytarzu, opierając się o swoje drzwi. Nie wiedziała komu ma powiedzieć. Kostek? Pewnie by jej wysłuchał, a potem zapytał "Ale to Zen? Obchodzi Cię on?". Niby nie, ale... Wtedy przyszła jej na myśl jedyna osoba, która jej nie powinna wyrzucić z pokoju.
Zapukała.
- Czego... przecież jest noc? - popatrzyły na nią lekko obrażone zielone oczy, które zaraz się jakby rozjaśniły widząc z kim rozmawiają. - Mel... Wróciłaś? Co się stało?
- Musimy pogadać. - to mówiąc Mel przeszła pod ramieniem Percy'ego i usiadła na jego łóżku.
- Ależ proszę, wcale nie jestem śpiący. Mów "Siostra" - uśmiechnął się do niej sarkastycznie na co ona pokazała mu język. Usiadł na dywanie opierając się o drzwi, tak, że lampka, którą Mel zaświeciła... świeciła mu prosto w oczy. Może miał nadzieje, że nie zaśnie dzięki temu.
- Rozmawiałam z Afrodytą. - postanowiła od razu przejść do rzeczy. Zauważyła, że Percy'emu nie podobało się to stwierdzenie, ale musiała przecież to powiedzieć. - I wiesz co? Ona jest matką Zena...
***
Monitory nie miały głośników. Zen uważał, że to wielki błąd, ale jego "Matka" twierdziła, że nie musi słuchać rozmów zakochanych. On jednak teraz żałował, że nie słyszy co się dzieje na Argo. Mel poszła do Percy'ego. Czyżby się w nim zakochała? Nie... Annabeth zemściła by się srodze. W takim razie po co? Widział z języka jej ciała, że opowiada o czymś co ją osobiście... no właśnie! Zaskoczyło, zdenerwowało... nie wiedział. Liczył, że dziewczyna pójdzie do Kostka, a tu nic. Poczuł się zawiedziony i znużony. Postanowił się przespać...
***
- Jesteś pewna, że mówimy o tym samym Zenie? - Percy patrzył na nią zszokowany. Teraz właśnie się obudził ostatecznie.
- Tak. O twoim bracie. Chociaż teraz... nie wiem. - Mel wstała z łóżka i stanęła tyłem do chłopaka.
- Ale jak to Afrodyta... już sam pomysł "adopcji" jest komiczny, a tu jeszcze wplatasz Afrodytę. - Percy zdawał się nie wierzyć w to co mówi Mel
- ALE TAK JEST! - dziewczyna krzyknęła. - Przepraszam. Afrodyta powiedziała, że Zen wyrzekł się ojca. Musiał go ktoś adoptować, bo inaczej by umarł. Powiedziała, że miłość nikogo nie skreśla, ale się mści. I on... on chce się na mnie zemścić. - Mel opadła znowu na łóżko i poczuła pojedynczą łzę spływającą po policzku. 
- Za co? - Percy wstał. Usiadł koło niej i pogłaskał jej głowę w kojącym, braterskim geście. 
- Za Kostka. On chce, żebym ja z nim zerwała, a ja nie mogę. Przepraszam Cię. Idę do Siebie już, Dzięki, że mnie wysłuchałeś. - Wstała i bez słów wyszła z kajuty. Percy opadł na łóżko. Mel powiedziała mu o Zenie, a jego nie specjalnie to ruszyło. A jednak... to był jego brat... Rozmyślanie o tym jednak odłożył na rano...
Mel usiadła na krześle. Po co krzesło na korytarzu? Ano to jeszcze zostało po czasach, gdy urzędował tu trener Hedge. Pilnował, żeby nikt się nie szlajał po korytarzach. Teraz nikt nie chciał wyrzucać tego krzesła, bo chyba przypominało o porządku jaki trzeba utrzymywać na Argo. Bała się zasnąć. Wiedziała, że dzisiaj NA PEWNO nawiedzą ją sny...
- Mel? - usłyszała znajomy głos. Popatrzyła w tym kierunku i zobaczyła Kostka. Uśmiech identyczny jak u Aresa ją zauroczył, więc odpowiedziała tym samym. - Akurat to krzesło? Chodź do mnie. - Złapał ją za rękę i pociągnął do swojej kajuty. Nie odezwała się słowem, usiadła na jego łóżku i jedynie patrzyła jak on z uśmiechem włącza lampkę na szafce i nalewa jej szklankę wody, podając jej ją. 
- Co się stało? - usiadł koło niej, pogłaskał ją delikatnie po policzku. Mel jednak nie chciała nic mówić. Odwróciła głowę w przeciwnym kierunku i zesztywniała. Mogła mu powiedzieć, czemu nie, ale dlaczego tego nie zrobiła? 
- Hej! Nie musisz mówić jak nie chcesz - obrócił jej twarz do Siebie i popatrzył jej w oczy. Ujrzał w nich ten błysk, co prawda słaby, ale zawsze - Dobrze, że jesteś. Przestraszyłem się, ale wiedziałem, że wrócisz. - nie chciał nic więcej mówić, a i ona nie chciała słuchać. Pocałował ją, a ona zapomniała, że Zen, że Afrodyta, że misja... wszystko straciło sens. Opadli razem na poduszki i za chwilę zasnęli.
***
Tak! Na ten moment czekał. Właśnie się obudził i zobaczył ich na ekranie. Przez 15 minut molestował przyciski pilota, ale nic się nie działo. Siedzieli, potem zasnęli. Nic, nic, nic! Poczuł jak ogarnia go złość i frustracja. Ona go oszukała! Jest po jej stronie! A on głupi sądził, że chociaż ona go kocha.
"Byłem głupi! Jak bogini miłości może mnie kochać?" 
Chciał się pozbyć jej, siebie, świata. Ale wiedział, że nie może, że mu się to nie uda. Usiadł pod ścianą, a przed nim pojawiła się gołębica.
"Myślałeś, że pomogę Ci zniszczyć coś co jeszcze nie jest zbudowane? Oni dopiero tworzą fundamenty, a te ciężko zepsuć. Lepiej się niszczy, gdy jest już jakaś podpora. Zapamiętaj to!"
W jednym momencie wiedział, że jest oszukany, ale i że musi się podnieść, bo ona ma rację. Nemezis zazwyczaj ma rację!

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 36 - IDĄC POMAŁU DOJDZIESZ DALEJ

Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Przede wszystkim za brak moich odpowiedzi, ale naprawdę nie mam czasu :/ Podjęłam decyzje, że rozdziały dodaje w poniedziałki, bo przez cały tydzień się tworzą ;) mam nadzieje, że wam to odpowiada, jeśli nie - powiedzcie, co może dam radę zmienić :)
JESZCZE jedno: chcecie jakiś prezent na święta ode mnie? Czekam na zamówienia ;)
------------------------------------------------------------------------
- Nie rozumiem po co tu jestem. Moje miejsce jest na Argo. Nie tutaj. - Mel patrzyła na Aresa, który trzeba to przyznać prezentował się interesująco w garniturze. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że wie po kim Kostek odziedziczył wygląd. Zarumieniła się na tą myśl.
- Wiem, gdzie twoje miejsce. Ale jest ktoś kto musi z Tobą porozmawiać. Nie wolno nam się wtrącać w losy herosów, chyba, że znamy głupie plany jednego z nich przeciwko tobie. Normalnie bym się nie przejmował, ale może to trochę się obić na moim synu. To nie będzie miłe dla niego. - Ares wydawał się jakby, rzeczywiście był zmartwiony losem Kostka.
- Od kiedy się przejmujesz losem miłosnym swoich dzieci, Aresie? - dziewczyna posłała mu lekko kpiące spojrzenie.
- Masz nie wyparzony lekko język jak ten Percy. Jesteście podobni do Siebie. A no przejmuje się, bo jestem OJCEM! One potem są załamane, spada im skuteczność i po co mi dzieci boga wojny, nie skore do wojny? Zresztą przez moją kochankę zawsze miałem do czynienie z miłością. Zaraz przyjdzie. Czekaj grzecznie, a przed wieczorem wrócisz na stateczek. - posłał jej uśmiech, a Mel zmiękły kolana, bo był identyczny jak Kostka. Ogarnęła się jednak szybko i usiadła na podłodze. Z kim niby ma rozmawiać... Wolałaby siedzieć na Argo niż tutaj, ale widać nie miała wyjścia. Podkuliła nogi i oparła się o kolana. Zabolała ją ręka, stary przyjaciel ból, który nigdy jej nie zostawi, nigdy nie zawiedzie. Ukochany... Uśmiechnęła się w swoje ręce. Przecież to tylko ból! Czemu aż tak bardzo za nim tęskni...
Bo on Ci zostanie zawsze...
Ale przecież trzeba być z ludźmi. Kostek, Ewa, Wojtek, nawet Percy i Annabeth, poniekąd nawet Zen.
Ludzie kiedyś odchodzą, a ból... Zostaje na wieki, na zawsze.
Trzeba wierzyć. Gdyby nie ludzie bylibyśmy bez wartościowi, bez potrzebni.
Jak chcesz. Jednak kiedyś wspomnisz, że nie warto liczyć na ludzi.
Mel nie do końca wiedziała, czy prowadziła dialog sama ze sobą, czy ktoś jej się wdarł do głowy. Była już jednak nie sama w pomieszczeniu. Przed nią stała kobieta. W długiej sukni, z olśniewającym uśmiechem.
- Melania! Jak miło Cię widzieć. Znam twoje serce to chciałam i Ciebie poznać. - uśmiechnęła się przyjaźnie, choć Mel wiedziała, że może być też groźna.
- Afrodyta. - lekko się skłoniła - Miło Cię widzieć. Moje serce jak rozumiem nie jest dla Ciebie zagadką? 
- Oczywiście. - zaśmiała się cierpko. Mel nie wiedziała, że bogini miłości może tak cierpko się śmiać. - Myślisz, że kto pcha Cię w te, bądź inne ramiona? Wszystko przechodzi przeze mnie. 
- W taki razie po co Ci ja osobiście? Skoro wszystko wychodzi z serca? - Mel starała się nie odwracać tyłem do bogini. Niby to tylko bogini miłości, ale dziewczyna czuła, że miłość może zepsuć więcej niż cokolwiek...
- Bo są rzeczy, które tylko powiedziane osobiście mogą coś zdziałać. Jest pewna osoba, znasz ją oczywiście - Afrodyta uśmiechnęła się do niej, gdy ta patrzyła na nią pytającym spojrzeniem. - Ta osoba knuje obecnie przeciwko tobie. Nie chce byś była tam gdzie jesteś. Wiesz kto to może być? - Mel nie wiedziała, więc pokręciła głową, a Afrodyta się skrzywiła. Widać spodziewała się odpowiedzi twierdzącej. - Mój syn. Olaf. 
W pierwszym momencie Mel zastanawiała się jakiego syna Afrodyty Olafa zna. Chwilę później błysnęła jej w głowie myśl.
- Zen? Przecież to nie jest twój syn! I dlaczego on może chcieć mojej zguby?
- Wyrzekł się Posejdona, ktoś musiał go zaadoptować, bo inaczej by umarł. Miłość nikogo nie zaprzepaszcza, ale jest też mściwa. I dlatego on chce zemsty. Twoje wybory... no cóż nie pokrywają się z jego wyborami. Ty wybrałaś Kostka, a on chce Ciebie...
- NIE! Nie! Nie chcę tego słuchać! Ja go nie kocham! Znaczy nie w takim sensie! ... - Mel zaczęła krążyć po pokoju.
- Wiem! Miłość to nie jest dla mnie żadna tajemnica. On chce zrobić wszystko byś go pokochała albo chociaż odkochała się w Kostku.
- Nie! Proszę ! Daj mi spokój! Chcę wrócić na statek. Pogodziłam się z tym, że Zen zaginął... Proszę... - Mel usiadła i schowała twarz w rękach. Przecież ona się nie załamuje. Teraz jednak nie potrafiła się pozbierać. Po dłuższej chwili Afrodyta przerwała jej rozważania.
- Dobrze. Wracaj. Ale pamiętaj o tym co Ci powiedziałam. - wszystko się rozmyło przed oczami córki Ateny. Za chwilę siedziała pod masztem na Argo. Była noc. 
- MEL! Jesteś! Tak się baliśmy! - Ewa ściskała ją mocno tak, że Mel zaczęła się bać, ze popękały jej żebra.
- Tak jestem. Nic się nie stało. Gdzie jesteśmy? - Mel rozejrzała się, ale na morzu co jasne nie było nic widać.
- Pomału płyniemy dalej, ale...
- To dobrze. Idę się przespać. Obudź mnie rano. Muszę pomyśleć - Mel zeszła pod pokład, a Ewa powiedziała sama do Siebie:
- Jutro rano będziemy przed Morzem Potworów.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział 35 - TA JEDNA OSOBA

Dziękuje za wszystkie komentarze i przepraszam za zaległości, ale zepsułam komputer :) Postaram się szybko nadrobić :)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Zen siedział na plaży. Od poprzedniego miejsca jego pobytu nie różniła się zbytnio. Tyle, że tu był pod czujnym okiem "matki". Afrodyta siedziała gdzieś na środku wyspy. "Uczył się pokory". Miał spędzić trochę czasu sam bo miał pozbierać myśli. Wiedział, że wyruszyli na misje i... wiedział, że Mel jest z Kostkiem. Nie rozstali się, nic się nie zmieniło. Poza tym, bogini miłości miała takie jakby ekrany z zakochanymi, więc gdy musiał jej pomóc to widział ich czasami. Raniło go to, chociaż tyle razy mówił, że nic nie czuje do tej dziewczyny. Sam siebie oszukiwał... Nie wiedział ile czasu "matka" jeszcze będzie go dręczyć. Postanowił o niej zapomnieć, ale nie było to proste. Tak jak teraz. Siedzieli na pokładzie Argo II, chyba mieli dyżur, rozmawiali, w sumie nie słyszał o czym, ale sam fakt, że się przytulali wyprowadzał, go z równowagi. Postanowił się położyć i pomyśleć. A jeśli może coś z tym zrobić? Przecież jest teraz synem Afrodyty. W głowie Zena zaczął kiełkować niebezpieczny dla Mel i Kostka plan...
***
Formalnie wartę miała Mel. Formalnie byłaby w stanie sobie poradzić sama. Formalnie skoro płynęli to nawet lepiej, że to ona tu siedziała. Jednak w praktyce, dziewczyna nie cierpiała siedzieć na dyżurze. Tutaj wkracza Kostek, który praktycznie każdą nocną wartę Mel spędzał z nią. Potem wywoływało to wiele pretensji, bo on miał wartę po niej, a ona z nim nie siedziała zazwyczaj. Nie dlatego, że ona nie chciała, on ją po prostu wyrzucał, bo mu nie potrzebna. Szczególnie protestowała Annabeth, bo Kostek był nie wyspany, a przecież był ich głównym obrońcą. Jej protesty jednak nic nie dawały i tak oto znowu ta para siedziała oparta o burtę.
- Mel. Mel! W sumie to gdzie my płyniemy? Dziennie posuwamy się tylko o mały kawałek. Dlaczego? - Kostek dostał misję wypytania Mel o szczegóły wyprawyod Percy'ego. Córka Ateny codziennie rano mówiła Leonowi, gdzie ma płynąć i ile mil. Nikt nie wiedział co planuje.
- Płyniemy w przód. Wojtek i jego paw każą się posuwać o te właśnie kilka mil. Uspokój się. Kierunek koło Morza Potworów, ale jeszcze trochę czasu nam to zajmie. - Mel wstała i popatrzyła na niego z góry. - Więcej wiary. - Przeszła w stronę masztu, stała i przyglądała się krajobrazowi. Było ciemno, dzięki Zeusowi, nie zimno. Oparła się o maszt. Ta misja trwała tak krótko, a już ją przerastała. Słyszała o tym co mówią, że nie wiadomo, gdzie płyną. Ciężko jej było. Westchnęła, a Kostek już stał koło niej. Przytulił ją mocno.
- Dasz radę. Przepraszam, że Cię tak zaatakowałem. Dasz radę. - Kostek pocałował swoją dziewczynę.
- Dziękuję. Idź już. Prześpij się, bo jutro znowu będą krzyczeć. - Mel uśmiechnęła się i popchnęła chłopaka, żeby zszedł pod pokład.
***
- Matko! - Zen dziwnie się czuł mówiąc tak do Afrodyty. Ta popatrzyła się na niego lekko podejrzanie. Stała przed szafą wyciągając ubrania, a w ręce trzymała pilota do tych jej dziwnych telewizorów. 
- Tak? Co chcesz? Właśnie szykuje ubranie na randkę z Aresem, więc się streszczaj.
- No, ale chcę Ci tylko pomóc. Wiesz, mogę wziąć te strzały Erosa i trochę się nimi zając. Będzie więcej zakochanych...
- Nie ma opcji!! Masz siedzieć i na ekranach sprawdzać. A poza tym strzały Erosa jak sama nazwa wskazuje są Erosa. Nie mam ich. Idź już i zamij swoje miejsce. I nic nie kombinuj! Nie naciskaj żadnych guzików, bo można zmienić co niecoś. - Afrodyta popatrzyła na niego. Ona wyczuwała, że on ma jakiś plan dlatego wcisnęła mu ten kit, że guziki pilota zmieniają życie tych na ekranie. Jednak nie była tak głupia na jaką można ją było ocenić.
- Już idę, mamo! Baw się dobrze. - W podskokach pobiegł do pokoju. Miał już cały układ zdarzeń. Teraz tylko trzeba czekać, aż oni będą gdzieś razem. W jego głowie zakiełkował plan...
***
Kostek siedział na swoim łóżku. Właśnie obudził go krzyk. Tak się bał wyjść, że jeszcze nie opuścił swojej kajuty.
- Kostek! - do środka wpadł Wojtek. Włosy miał jakby przekrzywione na jedną stronę, co oznaczało, że dopiero wyszedł z łóżka. 
- Co się dzieje? - popatrzył się nie przytomnie na przyjaciela. 
- Ktoś nas odwiedził i Mel zniknęła. - Wojtek chyba się rozpędził, ale nie zdawał się przejmować tym stanem.
- CO?! Jak to zniknęła?! - syn Aresa wstał i teraz było w nim widać krew ojca. Na twarzy pojawił się grymas zlości. - Kto ją zabrał?!
- Taka jedna osoba, której bym się na końcu spodziewał tu, na Argo. - widząc pytający wzrok przyjaciela Wojtek uśmiechnął się i dokończył. - Obiecał ją oddać przed wieczorem... twój ojciec.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział 34 - ROZPOCZYNAM SERIĘ WYBORÓW

Rano wszyscy stali na wzgórzu obok sosny Thalli. Wszyscy mieli nie tęgie miny i zaspane oczy. Mel, która wspinała się do góry stwierdziła, że oni tak jak ona na pytanie "Dlaczego jesteście niewyspani?" odpowiedzieli by "Sny...". Półbogowie już tak mają, im większy stres tym więcej snów. Patrzyła na nich wszystkich i zastanawiała się czy WRESZCIE* nie wyprowadza ich na pewną śmierć. Jason stał z Piper i Leonem trochę z boku, a on machał kontrolerem Wii, który był sterem Argo II. Leo go naprawił ostanimi czasy, więc teraz mogli nim ruszać na wyprawę. Problem z tym: gdzie? Kawałek dalej Nico. Ten zawsze sam, zawsze z boku. Mówił coś do mgły. Pewnie rozmawiał z Hazel. Obok niego stał piekielny ogar Percy'ego. Lubił syna Hadesa, zaraz po swoim panu, bo chyba przypominał mu dom. Właściciel psa stał razem z Annabeth i oboje śmiali się z czegoś. W sumie to Annabeth wczoraj ostatecznie załatwiła sprawę przywództwa w domku i nie był to Leroy. Chłopak się wściekł i chciał się zemścić, ale wyszło mu to średnio. Koniec końców spędził 3 godziny w bańce powietrznej w Atlantyku, na skutek czego doznał głębokiego szoku, hipotermii i uznał, że Annabeth jest najlepszą grupową. Percy zarzekał się przed Chejronem, że nic nie wie o wiadomym czynie, a że nie było dowodów, a Leroy się nie odzywał sprawę "umożono" (?). Mel na wspomnienie wczorajszego śledztwa zaśmiała się. Za nimi stał Wojtek i Ewa. Rozmawiali. Mel westchnęła... czy oni nie mogli się ze sobą zejść? Ciężko było, ale stali już koło siebie i to sami (no prawie) to był duży krok. Na widok ostatniej osoby dziewczynie zabiło mocniej serce. Kostek stał jak zwykle. Opierał się o swój miecz, a że był wysoki to trochę przygarbiony. Patrzył się w całkiem inną stronę, ale Mel miała wrażenie, że ją wyczuł, bo popatrzył się w jej stronę i uśmiechnął. Pomimo niewyspania i lekkiego zmartwienia na twarzy, dziewczyna poczuła motyle w brzuchu i poszła w jego stronę. 
- Hej! - przytulił ją mocno. Czuła się bezpieczna, pomimo tego, że szli na śmiertelną misję - Wyspana? Pewnie, że nie. Widzę przecież. Nikt się chyba nie wyspał. Mamy jednak małe opóźnienie.
- No ja... wiem, że miałam... no miałam być wcześniej, ale... - Mel nie potrafiła poskładać wypowiedzi.
- Znaczy to, że nasza "szefowa" się spóźnia to jest rzeczywiście problem, ale to nie chodzi o Ciebie. - uśmiechnął się do niej i patrzył na jej zdziwioną minę - Leo wysłał Argo II jakiś tydzień temu na wyprawę. Nie wiem gdzie i po co, ale ma wrócić dopiero za jakieś pół godziny. Także mamy czas...
Mel stwierdziła, że nad tą misją musi być jakaś klątwa. Teraz stali i czekali... Nie wiedziała co o tym sądzić.
- W sumie to powinniśmy się cieszyć, nie? - uśmiechnęła się patrząc na resztę i postanowiła iść zapytać się Leona o co chodzi.
- Festus nie pracuje jak powinien. Przestawiły mu się godziny. Pobyt w Chinach mu nie służy, ja nie wiem czemu się zgodziłem... - Mel słyszała, jak Leo mówi do Jasona, machając kontrolerem Wii.
- Chciałeś pomóc spełnić marzenie i Ci się udało. Ciesz się. - Piper odpowiedziała zamiast Jasona. Przytuliła się też mocno do swojego chłopaka.
- Co Argo robiło w Chinach? - Mel nie mogła się powstrzymać od zadania tego pytania. Cała trójka wydawała się być nim zaskoczona.
- Mel. A co ty tutaj...? Ten... No... - Jason się jąkał, więc Leo przejął pałeczkę.
- I tak być się dowiedziała. Frank chciał jechać z Hazel do Chin, a tak było najszybciej. Wrócą samolotem, ale polecieli tam moim kochanym stateczkiem. - uśmiechnął się i machnął kontrolerem. - Za jakiś czasu wróci. Ech... moglibyśmy jeszcze trochę poczekać. Jutro mają zwolnić Kalipso. - to mówiąc zrobił się cały czerwony. Mel się uśmiechnęła i poszła dalej. Nie chciała drążyć tematu. Zresztą wszyscy wiedzieli, że on tylko czeka, aż bogowie zwolnią Kalipso i będzie mogła przyjść tutaj do niego. Uśmiechnęła się pod nosem. Kochany, mały Leo... Nie zobaczy się z nią. Ale wrócą przecież. Mel usiadła na trawie trochę z dala od reszty. Patrzyła na horyzont. Po jakimś czasie zaczęła tam majaczyć jakaś kropka, która z minuty na minutę stała się Argo II. Festus na przedzie prychał i zgrzytał, a Leo skakał z radości. Jakieś 5 minut później wszyscy byli na pokładzie. Ostatnio stajnie dla pegazów zostały przerobione na 2 dodatkowe sypialnie, więc teraz każdy miał swoją kajutę. Wyruszali.
- Gdzie mam obrać kurs? - Leo zapytał, a Mel nie wiedziała co ma odpowiedzieć. 
- Na wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja. - Wszyscy się zaśmiali, a Mel rozumiała, że właśnie rozpoczęła serię wyborów, które będą się za nią ciągnęły od teraz aż do... no właśnie. Do kiedy?


*w związku z serią wypadków nie mogli wyruszyć wcześniej, dlatego WRESZCIE