Mel bolała głowa. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że oto spała z Kostkiem w jego kajucie. To dlatego Leo tak reagował... Wstała pomału i popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądała źle. Ale wyglądała jakoś dziwniej...
- I jak się czujesz? - Kostek stanął obok i uśmiechnął się. Córka Ateny zadała sobie pytanie, jak to jest, że on niezależnie od pory wygląda wspaniale. - Chodźmy na to śniadanie, bo Leo zaraz całą historię sobie wymyśli.
Przytulił ją i wyszli z jego kajuty. Mel jednak stwierdziła, że musi iść do siebie, żeby jednak trochę się ogarnąć przed spotkaniem z resztą przyjaciół. Usiadła na swoim łóżku i popatrzyła się na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała strasznie. Podkrążone oczy, włosy kompletnie nie ułożone i jeszcze to poczucie strachu. Zen i Afrodyta? Nie wiedziała co o tym myśleć. Ale nie chciała teraz o tym myśleć i poszła się umyć.
Wyszła z łazienki pół godziny później ze zdecydowanie lepszym nastrojem. Od razu poszła do jadalni. Wszyscy już siedzieli, a Leo pokazywał Annabeth i Ewie coś na mapie.
- Witamy panią! Rozumiem porwanie porwaniem, ale przecież mamy misję - Jason uśmiechnął się do Mel. Ona usiadła na krześle między Percy'm a Kostkiem.
- Też się cieszę, że Cię widzę. Gdzie jesteśmy? - popatrzyła się na "brata".
- Tuż przed wpływem na Morze Potworów. Znaczy się, nie wpływamy tylko przelatujemy nad tymi dziwnymi skałami, prawda Leo? - Percy popatrzył się na Leona pytającym wzrokiem.
- Jak naładujemy silniki, żeby się wznieść to tak. Na razie wyłączamy wszystko i mamy jakąś dobę na pozbieranie się wszystkiego. Do roboty. Raz, raz, raz! - Leo klaskał po każdym słowie. - Trzeba pozbierać wszystkie przedmioty porozrzucane i w ogóle. Sprzątamy! - uśmiechnął się uśmiechem szaleńca i przeprosił, bo idzie porozmawiać przez iryfon.
Wszyscy rzucili się by wybrać co lepszą robotę. Trzeba było wyszorować podłogi, wyczyścić kajuty, umyć okna, podreperować silniki, a wszystko to dokonać tym co jest dostępne na Argo. Mel dopchała się do wiaderek i mopów. Złapała szybko jeden z nich i poszła pod pokład. Wymyśliła, że tam lepiej posprząta, bo nikt się nie będzie czepiał, że za wolno. Weszła do zbrojowni. Była pusta. W sumie to Mel nie pamiętała, żeby tam kiedykolwiek coś było... Teraz jednak pod ścianą leżała skrzynia. Była zamknięta. Mel poczuła ochotę, żeby ją otworzyć.
"Ale jak się to skończy jak z Pandorą?" - pomyślała i odwróciła się od skrzyni. Jednak szybko odwróciła sie do niej znowu. Szybko w jej ręce pojawił się jej trójząb. Szybko rozwaliła kłódkę, wieko odchyliło się do tyłu. Na wierzchu leżała kartka
Pamiętaj, co z morza powstało do morza powróci
Mel rozpoznała, że to musiał napisać Posejdon. Ale dlaczego w takim razie leżało to w zbrojowni w zamkniętej skrzyni? Podniosła papier i spojrzała w... pustkę. Tak jej się zdawało w pierwszej chwili. Za chwilę ujrzała małą przypinkę do swojej bransoletki w kształcie kropli wody. Przypięła ją do kolejnego ogniwa. Poczuła chłód i usłyszała głos w swojej głowie.
"My mamy wszystko z morza, morzu dajemy Siebie.
Nadeszły jednak czasy, gdy nie damy rady żyć i wierzyć w Ciebie.
Posejdonie nasz, daj nam odejść tam,
gdzie życie ma swój smak."
Mel poczuła powiew wiatru i w głowie pojawiły się jej jakieś obrazy. Ludzie chodzili po wielkiej wyspie, latali, a nawet jeździli samochodami. Było to dziwne, bo wyglądało to na dawne czasy. Wtedy Mel wiedziała czego szukają...
- LEO! Leo!! - Mel wpadła na główny pokład. Leo stał oparty o mop i maszt. - Musimy ruszać już. Wiem czego szukamy! Nie mamy czasu. Morze nam tym razem nie pomoże. Bynajmniej nie w takim sensie jakiego potrzebujemy.
- Ale Mel... Czego szukamy? Szukamy Janusa, przecież! Nie mamy jeszcze wszystkiego dokończonego i... nie możemy teraz. - Leo nie wiedział o co jej chodzi.
- Leo, szukamy boga wyborów, ale to tylko przystanek. Tak naprawdę szukamy... - Mel zawahała się - Po prostu startujmy już.
- Czego szukamy Mel?!
- Altantydy