Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 37 - OSZUKANY

Mel nie poszła do swojej kajuty. Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale... no właśnie! ale. Musiała z kimś porozmawiać. Wiedziała, że zbyła Ewę, która chciała zbyt dużo wiedzieć, a teraz chciała iść do kogoś innego? Ale do kogo? Usiadła na korytarzu, opierając się o swoje drzwi. Nie wiedziała komu ma powiedzieć. Kostek? Pewnie by jej wysłuchał, a potem zapytał "Ale to Zen? Obchodzi Cię on?". Niby nie, ale... Wtedy przyszła jej na myśl jedyna osoba, która jej nie powinna wyrzucić z pokoju.
Zapukała.
- Czego... przecież jest noc? - popatrzyły na nią lekko obrażone zielone oczy, które zaraz się jakby rozjaśniły widząc z kim rozmawiają. - Mel... Wróciłaś? Co się stało?
- Musimy pogadać. - to mówiąc Mel przeszła pod ramieniem Percy'ego i usiadła na jego łóżku.
- Ależ proszę, wcale nie jestem śpiący. Mów "Siostra" - uśmiechnął się do niej sarkastycznie na co ona pokazała mu język. Usiadł na dywanie opierając się o drzwi, tak, że lampka, którą Mel zaświeciła... świeciła mu prosto w oczy. Może miał nadzieje, że nie zaśnie dzięki temu.
- Rozmawiałam z Afrodytą. - postanowiła od razu przejść do rzeczy. Zauważyła, że Percy'emu nie podobało się to stwierdzenie, ale musiała przecież to powiedzieć. - I wiesz co? Ona jest matką Zena...
***
Monitory nie miały głośników. Zen uważał, że to wielki błąd, ale jego "Matka" twierdziła, że nie musi słuchać rozmów zakochanych. On jednak teraz żałował, że nie słyszy co się dzieje na Argo. Mel poszła do Percy'ego. Czyżby się w nim zakochała? Nie... Annabeth zemściła by się srodze. W takim razie po co? Widział z języka jej ciała, że opowiada o czymś co ją osobiście... no właśnie! Zaskoczyło, zdenerwowało... nie wiedział. Liczył, że dziewczyna pójdzie do Kostka, a tu nic. Poczuł się zawiedziony i znużony. Postanowił się przespać...
***
- Jesteś pewna, że mówimy o tym samym Zenie? - Percy patrzył na nią zszokowany. Teraz właśnie się obudził ostatecznie.
- Tak. O twoim bracie. Chociaż teraz... nie wiem. - Mel wstała z łóżka i stanęła tyłem do chłopaka.
- Ale jak to Afrodyta... już sam pomysł "adopcji" jest komiczny, a tu jeszcze wplatasz Afrodytę. - Percy zdawał się nie wierzyć w to co mówi Mel
- ALE TAK JEST! - dziewczyna krzyknęła. - Przepraszam. Afrodyta powiedziała, że Zen wyrzekł się ojca. Musiał go ktoś adoptować, bo inaczej by umarł. Powiedziała, że miłość nikogo nie skreśla, ale się mści. I on... on chce się na mnie zemścić. - Mel opadła znowu na łóżko i poczuła pojedynczą łzę spływającą po policzku. 
- Za co? - Percy wstał. Usiadł koło niej i pogłaskał jej głowę w kojącym, braterskim geście. 
- Za Kostka. On chce, żebym ja z nim zerwała, a ja nie mogę. Przepraszam Cię. Idę do Siebie już, Dzięki, że mnie wysłuchałeś. - Wstała i bez słów wyszła z kajuty. Percy opadł na łóżko. Mel powiedziała mu o Zenie, a jego nie specjalnie to ruszyło. A jednak... to był jego brat... Rozmyślanie o tym jednak odłożył na rano...
Mel usiadła na krześle. Po co krzesło na korytarzu? Ano to jeszcze zostało po czasach, gdy urzędował tu trener Hedge. Pilnował, żeby nikt się nie szlajał po korytarzach. Teraz nikt nie chciał wyrzucać tego krzesła, bo chyba przypominało o porządku jaki trzeba utrzymywać na Argo. Bała się zasnąć. Wiedziała, że dzisiaj NA PEWNO nawiedzą ją sny...
- Mel? - usłyszała znajomy głos. Popatrzyła w tym kierunku i zobaczyła Kostka. Uśmiech identyczny jak u Aresa ją zauroczył, więc odpowiedziała tym samym. - Akurat to krzesło? Chodź do mnie. - Złapał ją za rękę i pociągnął do swojej kajuty. Nie odezwała się słowem, usiadła na jego łóżku i jedynie patrzyła jak on z uśmiechem włącza lampkę na szafce i nalewa jej szklankę wody, podając jej ją. 
- Co się stało? - usiadł koło niej, pogłaskał ją delikatnie po policzku. Mel jednak nie chciała nic mówić. Odwróciła głowę w przeciwnym kierunku i zesztywniała. Mogła mu powiedzieć, czemu nie, ale dlaczego tego nie zrobiła? 
- Hej! Nie musisz mówić jak nie chcesz - obrócił jej twarz do Siebie i popatrzył jej w oczy. Ujrzał w nich ten błysk, co prawda słaby, ale zawsze - Dobrze, że jesteś. Przestraszyłem się, ale wiedziałem, że wrócisz. - nie chciał nic więcej mówić, a i ona nie chciała słuchać. Pocałował ją, a ona zapomniała, że Zen, że Afrodyta, że misja... wszystko straciło sens. Opadli razem na poduszki i za chwilę zasnęli.
***
Tak! Na ten moment czekał. Właśnie się obudził i zobaczył ich na ekranie. Przez 15 minut molestował przyciski pilota, ale nic się nie działo. Siedzieli, potem zasnęli. Nic, nic, nic! Poczuł jak ogarnia go złość i frustracja. Ona go oszukała! Jest po jej stronie! A on głupi sądził, że chociaż ona go kocha.
"Byłem głupi! Jak bogini miłości może mnie kochać?" 
Chciał się pozbyć jej, siebie, świata. Ale wiedział, że nie może, że mu się to nie uda. Usiadł pod ścianą, a przed nim pojawiła się gołębica.
"Myślałeś, że pomogę Ci zniszczyć coś co jeszcze nie jest zbudowane? Oni dopiero tworzą fundamenty, a te ciężko zepsuć. Lepiej się niszczy, gdy jest już jakaś podpora. Zapamiętaj to!"
W jednym momencie wiedział, że jest oszukany, ale i że musi się podnieść, bo ona ma rację. Nemezis zazwyczaj ma rację!

3 komentarze:

  1. Ojejku! Chyba się tego nigdy nie pozbędę.
    Czy to tylko ja mam jakieś takie wrażenie, że ten rozdział jest krótszy niż inne?
    Mniejsza z tym.
    Podoba mi się rozmowa Percy'ego z Mel. Nie wiem, dlaczego, ale zawsze lubię czytać blogi, na których on ma siostrę. Jest w stosunku do nich taki... opiekuńczy, że tak to ujmę. Też chciałabym mieć takiego braciszka. :(
    Rozmowa Mel i Kostka. Jeśli można to w ogóle nazwać rozmową, była naprawdę wzruszająca. Taka prawdziwa. Na niektórych blogach relacje miłosne między postaciami są mocno sztuczne. A tu wszystko takie naturalne i przez to bardziej szczere. Mam nadzieję, że rozumiesz moje odczucia.
    A Zen... Bogowie, on to już chyba doszczętnie rozum stracił. Jakim cudem Mel mogłaby się zakochać w Percym, skoro są rodzeństwem? Odwala mu przez tą miłość do Mel i potem takie są efekty!
    Bardzo podoba mi się ta przenośnia o fundamentach. Jest bardzo pouczająca i wpada w pamięć. Od dzisiaj to moje nowe motto miłosne.
    Tylko nie rozumiem końcówki. Co tu ma do tego wszystkiego Nemezis? Już nie ogarniam. Wyjaśnij mi, proszę!
    Będzie jutro notka? Bo nie wiem, czy Ci już składać życzenia. :D
    Pozdrawiam
    Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  2. So much Zen! So much Zen! Dobra, jest druga w nocy, a ja zrobiłam sobi przerwę w przygotowaniach do roczniczy tylko po to, by poszczerzyć się jak głupia do ekranu leptopa. Mój mózg chyba już nie funkcjonuje prawidłowo, więc przepraszam z góry, jeżeli napiszę tu jakieś bzdury. Ha, nawet zrymowałam! Dobra, dobra, już się ogarniam, a przynajmniej próbuję. Więc, wracając do początku mojego komentarza, bardzo się cieszę z obecności Zena w tym rozdziale. Dziękuję za to! W razie gdybyś się zastanawiała, to nie, w dalszym ciągu nie umiem wyjaśnić logicznie, dlaczego tak się nim przejmuję. W sumie to o tej porze nie jestem w stanie niczego logicznie wytłumaczyć, ale to już zupełnie inna bajka. Podobała mi się rozmowa Mel i Percy'ego, była taka siostrzano-braterska w dobrym tonie. I w sumei też nie wiem dlaczego, ale rozbawiło mnie to podejście Percy'ego (znów te rymy!) pod tytułem: "Chyba powinienem to przemyśleć... E tam, jutro też jest dzień, idę spać". Uśmiałam się trochę przy tym :) A potem scena z Mel i Kostkiem, która bardzo mi się spodobała. W ogóle świetnie kreujesz ich jako parę, nie są ani odrobinę przesłodzeni, ale za to bardzo naturalni i autentyczni. To ogromny plus. Osobiście wiecznie mam z tym problem, więc tym bardziej moje gratulacje :) I ta końcówka z Zenem... Albo jest zbyt późna pora, albo po prostu jestem zwyczajnie głupia, bo chyba coś mi tu umknęło. Podsumujmy: Zen się wścieka, że nie może przeszkodzić Mel i Kostkowi, potm następuje cudowna sentecja od gołębicy, symbolu Afrodyty, ale to Nemezis ma rację? Chyba sama się już się w tym zaplątałam. No nic, może to zrozumiem, gdy się wyśpię. Na razie powiem tylko tyle, że cały rozdział przypadł mi do gustu.

    Pozdrawiam i życzę weny,

    Lakia,

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaraz biegnę na Wigilę do babci, ale przecież życzenia jeszcze muszę złożyć, czyż nie? Uprzedzam, że nie jestem w tym najlepsza, ale liczą się intecje, prawda? Więc... Przede wszystkim, kochana, życzę Ci duuuużo zdrowia. I to nie jest bynajmniej stara jak świata formułka pt "Dużo zdrowia i szczęścia". Mam nadzieję, że wszelkie choróbska będą się trzymały od Ciebie z daleka i Twoje samopoczucie będzie jak najlepsze. Życzę Ci także prawdziwych i wspierających przyjaciół, na których zawsze będziesz mogła liczyć. I aby w Twoim domu panowała prawdziwie rodzinna atmosfera, możliwie bez kłótni z rodzicami. I aby w szkolę tak Cię nie męczyli, a jeżeli będą, to żebyś dostrzegła owoce tej ciężkiej pracy. I aby brak czasu nie ograniczał Cię w pisaniu, złośliwa wena zawsze się Ciebie trzymała. I duuuuużo szczęścia, bo jak mawialiśmy w gimnazjum - "Na Titanicu większość była zdrowa". I również dalszej radości w życiu prywatnym (wiemy, o co chodzi, prawda? :)). A tak z tych bardziej przyziemnych rzeczy, to życzę Ci, abyś się wyspała, miala pokaźny stos trafionych prezetnów pod choinką i abyś w te śwęta naprawdę poczuła ich magię. I... I oczywiście prawie zapomniałam o spełnieniu wszystkich marzeń! Pomyśl tam sobie czego pragniesz, a ja się pod tym podpisuję! Kurczę, uprzedzałam, że nie umiem składać życzeń... Mówi się trudno. Mam nadzieję, że jakoś to przebolejesz. Wesołych świąt, kochana!

    OdpowiedzUsuń