- Yyy... Mel? - Kostek czuł, że jego serce staje. Popatrzyła na niego z lekkim uśmiechem, ale po oczach widział, że jeszcze nie pamięta nic.
- Cześć - powiedziała nieśmiało. - Już nie jesteś zły? - przesunęła się na łóżku, co on odczytał jako znak, żeby usiąść.
- Nie byłem zły. Po prostu... - wciągnął głęboko powietrze. - Niecodziennieczłowieksiędowiadujeżejegodziewczynatracipamięć. - wyrzucił to z siebie na jednym wydechu. Dziewczyna zaśmiała się.
- Czyli jestem twoją dziewczyną? Nie wiem co się stało z moim gustem. - popatrzył na nią z przerażeniem, ale ona zwijała się ze śmiechu.
- No wiesz Ty co! Normalnie nie wierzę, że nic nie pamiętasz. Cięta jesteś jak zawsze. - pokręcił głową, a Mel podniosła głowę i popatrzyła na niego.
- Straciłam pamięć, nie osobowość. Czuję się zagubiona, ale jednocześnie czuję, że jesteście dla mnie ważni. Od początku to czułam. - zawstydziła się swoim wyznaniem, a Kostek złapał ją za rękę. Zapadła niezręczna cisza i oboje wiedzieli, że w głowie Mel toczy się walka, czy zabrać rękę, czy nie.
- Taak... - Kostek zabrał dłoń, bo dziewczyna zaczęła się wiercić. - Co to za książki? -
- To? Ida mi dała Riordana, twierdząc, że to moje ulubione i powiem szczerze, że rzeczywiście coś kojarzę. Znaczy, to jest takie niejasne uczucie deja vu. To dobrze? - popatrzyła w jego oczy, a on na chwilę zapomniał co tu robi, co się z nią stało. Myślał, że znowu siedzą razem na plaży, w domku, na statku, gdziekolwiek, mają czas tylko dla siebie, a on jedynie chce ją pocałować. Ocknął się jednak szybko.
- Chyba tak. Ponoć mają Ci pomóc rzeczy, które wywołują u Ciebie dobre wspomnienia. Ale myślę, że powinnaś też odpocząć. - zaśmiał się lekko widząc jak ziewa.
- Tak... masz rację. Dooobranoc - opadła na plecy, a Kostek cicho wyszedł z pokoju.
***
- Niniejszym otwieram naradę - słowa króla utonęły dla Zena bardzo szybko. Co prawda kazał mu usiąść koło siebie, zaraz za najlepszym doradcą. Co prawda dostał notesik i miał zapisywać co ważniejsze kwestie. Nawet dostał jakiś mały przedmiot, który miał niby być mikrofonem, żeby mógł się wypowiedzieć w jakichś kwestiach. Poza tym jednak król nie okazywał mu zainteresowania, a jedyną osobą był Jean, doradca władcy, który siedział w rzędzie za Zenem i podpowiadał mu o co chodzi i kto jest kim.
- To jest Paul. Jest fachem od połowów. Co prawda już dawno nie widziałem, żeby sam był na morzu, bo szkoli syna, a sam szykuje się do odejścia... to Olafie jest Lena. Jest fachem edukacji. Mianowano ją w zeszłym roku, ale sama ciągle uczy. Król bardzo ją szanuje, ale w zeszłym roku - tu Jean zachichotał bardzo nie męsko. - Posądzano ich o romans. Ja uważam osobiście, że coś w tym musi być, ale król zabronił o to pytać.
Zen siedział i słuchał o kolejnych fachach, którzy się wypowiadali. Fach jest specjalistą od danej dziedziny. Na wyspie było trzydziestu fachów i byli podzieleni na sześć grup, nad którymi władzę sprawowali farowie, z których każdy podlegał innemu doradcy. Doradców kontrolował Rudolf, który jak Zen zdążył się zorientować, był traktowany prawie na równi z królem. Ojciec Idy stuknął kolejny raz w pulpit i wtedy otworzyły się drzwi. Zawiało, a potem w drzwiach pojawił się ciemnowłosy chłopak.
- To nie możliwe, żeby... - Jean zasłonił ręką usta, a wszyscy zamarli.
- Dzień dobry państwu! Troszeczkę się spóźniłem, ale chyba mi to wybaczycie. Ojcze. - zwrócił się do króla lekko pochylając głowę i okazując szacunek.
- Narada skończona! - warknął król, a wszyscy fachowie i farowie szybko odeszli. Został tylko Zen, który nie wiedział co się dzieje, Rudolf, który z nieukrywaną wrogością wpatrywał się w chłopaka i Jean, który trzymał rękę na ramieniu Zena i szeptał "Chodźmy, im szybciej, tym lepiej" i tak w kółko.
- Co ty tu robisz?! - król zszedł z podestu i wpatrywał się w chłopaka. Zen i Jean usiedli schowani za pulpitem, bo teraz już żaden z nich nie chciał wyjść. - Psujesz wszystko!
- Skoro i tak nie zostanę władcą, to co szkodzi, żeby wreszcie zajął należyte mi miejsce? Coś mi się w końcu należy -
- Eee panie... Co on tu robi? - Rudolf wpatrywał się to we władce, a to w młodzieńca, który stał naprzeciw niego.
- Chodźmy... Król się wścieknie jak nas tu zobaczy! - Jean pociągnął Zena i nie tolerował żadnych sprzeciwów.
- Ale kto to jest?! - Zen wybuchł, gdy znaleźli się już na korytarzu. Jean westchnął głęboko i pociągnął chłopaka do najbliższego biura. W środku była siedziba fara komunikacji międzyludzkich. Jean jednak szybko machnął na niego ręką i ten szybko wyszedł. Syn Afrodyty nie zastanawiał się kim jest Jean, ale musiał być ważny skoro ten tak szybko go posłuchał.
- Musisz wiedzieć, że każda rodzina ma tajemnice. Nikt nie musi wiedzieć o tym co się dzieje, ale skoro już widziałeś to chyba należą Ci się wyjaśnienia. Jednak nie możesz powiedzieć Idzie! Jej powinien powiedzieć ojciec o ile będzie chciał to zrobić. Ty jednak jeśli chcesz wiedzieć musisz się skupić. Chcesz? - Zen kiwnął głową, a Jean zaczął snuć swoją opowieść.
" Jak wiesz Atlantyda była kiedyś wyspą. Grecką konkretnie. Ojciec Markotosa - obecnego króla - bardzo dbał by wyspa się rozwijała, ale nie chciał się dzielić z innymi swoimi dokonaniami. Nie wszystkim się to podobało. Bo gdy tylko pojawiał się ktoś uzdolniony w Grecji, zaraz był porywany na Atlantydę. Potem jak powstało Imperium Rzymskie, to samo działo się z Rzymianami. Jednym słowem, cały teren był kontrolowany w poszukiwaniu kogoś zdolnego. Tak było i z Archimedesem. Ówczesny król Atlantydy bardzo chciał go sprowadzić na wyspę, ale ten nie za bardzo chciał. W Syrakuzach trzymało go przywiązanie do miasta i jak często się zdarza, pewna kobieta. Maria była bardzo ładna, ale i mądra. Pomagała Archimedesowi w wielu sprawach, a on był jej wdzięczny. Jak wiadomo, Syrakuzy zaatakowali Rzymianie i zabili Archimedesa, chociaż miał pozostać żywy, bo nie tylko król Atlantydy, ale i władcy Rzymu chcieli go wykorzystać w swoich celach. Pech chciał, że wtedy w Syrakuzach był pewien far, który chciał zmusić Archimedesa do współpracy i zabrać go na wyspę. Znalazł go martwego, a nad jego ciałem Marię. Wiedział, że była jedyną osobą, która znała wszystkie prace Archimedesa, jak i jego samego. Zabrał więc ją oraz jej brata, który nie pozwolił jej samej odejść. Ku niezadowoleniu króla, który czekał na genialnego wynalazcę, a zobaczył jakąś parę. Szybko jednak się okazało, że ta kobieta może się przydać. Maria była młoda, ale pracowała bardzo dobrze i pomagała ulepszać na wyspie wszystko. Między czasie wyspa została ukarana i zapadła się pod wodę. Król załamany tym faktem zachorował i wkrótce miał umrzeć. Musisz wiedzieć, że wtedy jeszcze nie byliśmy nieśmiertelni. Markotos nie mógł jednak zasiąść na tronie, bo nie miał żony. Wtedy na łożu śmierci, jego ojciec poprosił Marię o ostatnią przysługę. By wyszła za mąż za jego syna, bo nie chce, żeby władzę przejął jego doradca, który już ostrzył na nią zęby. Dziewczyna zgodziła się i dzień później król pobłogosławił ich związek, żeby godzinę po ceremonii umrzeć. Markotos nie kochał żony. Przynajmniej nie okazywał tego. Pracował, chciał utrzymać wyspę w jak najlepszej kondycji, a Maria była piękna. Nic dziwnego, że zaczęli pojawiać się u niej bogowie. Kobieta nie mogąc liczyć na zainteresowanie ze strony męża wdała się w romans. Nie w jeden. W dwa. Jednocześnie spędzała czas z Hadesem i Apollem. Ten pierwszy był o nią bardzo zazdrosny, więc podkusił ją by któregoś razu, gdy go odwiedzała skosztowała granatu z ogrodu Persefony. Nieszczęsna już była pogodzona z losem, że pozostanie tu do końca życia, gdy pojawił się Apollo. Oznajmił, że Maria jest w ciąży i dziecko nie może się urodzić tutaj. Długie negocjacje spowodowały, że w końcu Hades pozwolił wrócić na powierzchnię. Markotos, gdy dowiedział się, że jego żona jest w ciąży, był pewny, że nie z nim, wściekł się niemiłosiernie. Chciał ją wyrzucić, jednak przypomniał sobie, że tak naprawdę to jego wina. Wybaczył jej i obiecał wychować dziecko jak swoje. Pojawił się jednak problem, bo Maria urodziła nie jedno, a dwoje dzieci, nad którymi zaraz pojawiły się symbole uznania. Jedno było dzieckiem Hadesa, a drugie Apolla. Gdy bóg podziemia dowiedział się o tym, zabrał swojego syna do podziemia, a Maria umarła z tęsknoty za synem. Markotos jednak wypełnił swoją powinność, bo zaopiekował się drugim dzieckiem, swoją córką, która była bardzo podobna do swojej matki, za którą jednak tęsknił."
- Czyli ten chłopak to był brat Idy? - Jean pokiwał głową. - A Ida jest córką Apolla?
- Tak, dokładnie tak. Konrad miał nigdy tu nie wracać, ale widać miał jakieś kontakty z Markotosem, bo przecież wyglądali na takich co rozmawiają ze sobą bardzo często.
- A ty wiesz to wszystko skąd? Z tego co zrozumiałem to jest tajemnica. - Jean popatrzył smutno na Zena, a potem przyjrzał się szafce w rogu pokoju, która zamiast klamek miała małe liczby pi.
- Bo to ja jestem bratem Marii. -
- To jest Paul. Jest fachem od połowów. Co prawda już dawno nie widziałem, żeby sam był na morzu, bo szkoli syna, a sam szykuje się do odejścia... to Olafie jest Lena. Jest fachem edukacji. Mianowano ją w zeszłym roku, ale sama ciągle uczy. Król bardzo ją szanuje, ale w zeszłym roku - tu Jean zachichotał bardzo nie męsko. - Posądzano ich o romans. Ja uważam osobiście, że coś w tym musi być, ale król zabronił o to pytać.
Zen siedział i słuchał o kolejnych fachach, którzy się wypowiadali. Fach jest specjalistą od danej dziedziny. Na wyspie było trzydziestu fachów i byli podzieleni na sześć grup, nad którymi władzę sprawowali farowie, z których każdy podlegał innemu doradcy. Doradców kontrolował Rudolf, który jak Zen zdążył się zorientować, był traktowany prawie na równi z królem. Ojciec Idy stuknął kolejny raz w pulpit i wtedy otworzyły się drzwi. Zawiało, a potem w drzwiach pojawił się ciemnowłosy chłopak.
- To nie możliwe, żeby... - Jean zasłonił ręką usta, a wszyscy zamarli.
- Dzień dobry państwu! Troszeczkę się spóźniłem, ale chyba mi to wybaczycie. Ojcze. - zwrócił się do króla lekko pochylając głowę i okazując szacunek.
- Narada skończona! - warknął król, a wszyscy fachowie i farowie szybko odeszli. Został tylko Zen, który nie wiedział co się dzieje, Rudolf, który z nieukrywaną wrogością wpatrywał się w chłopaka i Jean, który trzymał rękę na ramieniu Zena i szeptał "Chodźmy, im szybciej, tym lepiej" i tak w kółko.
- Co ty tu robisz?! - król zszedł z podestu i wpatrywał się w chłopaka. Zen i Jean usiedli schowani za pulpitem, bo teraz już żaden z nich nie chciał wyjść. - Psujesz wszystko!
- Skoro i tak nie zostanę władcą, to co szkodzi, żeby wreszcie zajął należyte mi miejsce? Coś mi się w końcu należy -
- Eee panie... Co on tu robi? - Rudolf wpatrywał się to we władce, a to w młodzieńca, który stał naprzeciw niego.
- Chodźmy... Król się wścieknie jak nas tu zobaczy! - Jean pociągnął Zena i nie tolerował żadnych sprzeciwów.
- Ale kto to jest?! - Zen wybuchł, gdy znaleźli się już na korytarzu. Jean westchnął głęboko i pociągnął chłopaka do najbliższego biura. W środku była siedziba fara komunikacji międzyludzkich. Jean jednak szybko machnął na niego ręką i ten szybko wyszedł. Syn Afrodyty nie zastanawiał się kim jest Jean, ale musiał być ważny skoro ten tak szybko go posłuchał.
- Musisz wiedzieć, że każda rodzina ma tajemnice. Nikt nie musi wiedzieć o tym co się dzieje, ale skoro już widziałeś to chyba należą Ci się wyjaśnienia. Jednak nie możesz powiedzieć Idzie! Jej powinien powiedzieć ojciec o ile będzie chciał to zrobić. Ty jednak jeśli chcesz wiedzieć musisz się skupić. Chcesz? - Zen kiwnął głową, a Jean zaczął snuć swoją opowieść.
" Jak wiesz Atlantyda była kiedyś wyspą. Grecką konkretnie. Ojciec Markotosa - obecnego króla - bardzo dbał by wyspa się rozwijała, ale nie chciał się dzielić z innymi swoimi dokonaniami. Nie wszystkim się to podobało. Bo gdy tylko pojawiał się ktoś uzdolniony w Grecji, zaraz był porywany na Atlantydę. Potem jak powstało Imperium Rzymskie, to samo działo się z Rzymianami. Jednym słowem, cały teren był kontrolowany w poszukiwaniu kogoś zdolnego. Tak było i z Archimedesem. Ówczesny król Atlantydy bardzo chciał go sprowadzić na wyspę, ale ten nie za bardzo chciał. W Syrakuzach trzymało go przywiązanie do miasta i jak często się zdarza, pewna kobieta. Maria była bardzo ładna, ale i mądra. Pomagała Archimedesowi w wielu sprawach, a on był jej wdzięczny. Jak wiadomo, Syrakuzy zaatakowali Rzymianie i zabili Archimedesa, chociaż miał pozostać żywy, bo nie tylko król Atlantydy, ale i władcy Rzymu chcieli go wykorzystać w swoich celach. Pech chciał, że wtedy w Syrakuzach był pewien far, który chciał zmusić Archimedesa do współpracy i zabrać go na wyspę. Znalazł go martwego, a nad jego ciałem Marię. Wiedział, że była jedyną osobą, która znała wszystkie prace Archimedesa, jak i jego samego. Zabrał więc ją oraz jej brata, który nie pozwolił jej samej odejść. Ku niezadowoleniu króla, który czekał na genialnego wynalazcę, a zobaczył jakąś parę. Szybko jednak się okazało, że ta kobieta może się przydać. Maria była młoda, ale pracowała bardzo dobrze i pomagała ulepszać na wyspie wszystko. Między czasie wyspa została ukarana i zapadła się pod wodę. Król załamany tym faktem zachorował i wkrótce miał umrzeć. Musisz wiedzieć, że wtedy jeszcze nie byliśmy nieśmiertelni. Markotos nie mógł jednak zasiąść na tronie, bo nie miał żony. Wtedy na łożu śmierci, jego ojciec poprosił Marię o ostatnią przysługę. By wyszła za mąż za jego syna, bo nie chce, żeby władzę przejął jego doradca, który już ostrzył na nią zęby. Dziewczyna zgodziła się i dzień później król pobłogosławił ich związek, żeby godzinę po ceremonii umrzeć. Markotos nie kochał żony. Przynajmniej nie okazywał tego. Pracował, chciał utrzymać wyspę w jak najlepszej kondycji, a Maria była piękna. Nic dziwnego, że zaczęli pojawiać się u niej bogowie. Kobieta nie mogąc liczyć na zainteresowanie ze strony męża wdała się w romans. Nie w jeden. W dwa. Jednocześnie spędzała czas z Hadesem i Apollem. Ten pierwszy był o nią bardzo zazdrosny, więc podkusił ją by któregoś razu, gdy go odwiedzała skosztowała granatu z ogrodu Persefony. Nieszczęsna już była pogodzona z losem, że pozostanie tu do końca życia, gdy pojawił się Apollo. Oznajmił, że Maria jest w ciąży i dziecko nie może się urodzić tutaj. Długie negocjacje spowodowały, że w końcu Hades pozwolił wrócić na powierzchnię. Markotos, gdy dowiedział się, że jego żona jest w ciąży, był pewny, że nie z nim, wściekł się niemiłosiernie. Chciał ją wyrzucić, jednak przypomniał sobie, że tak naprawdę to jego wina. Wybaczył jej i obiecał wychować dziecko jak swoje. Pojawił się jednak problem, bo Maria urodziła nie jedno, a dwoje dzieci, nad którymi zaraz pojawiły się symbole uznania. Jedno było dzieckiem Hadesa, a drugie Apolla. Gdy bóg podziemia dowiedział się o tym, zabrał swojego syna do podziemia, a Maria umarła z tęsknoty za synem. Markotos jednak wypełnił swoją powinność, bo zaopiekował się drugim dzieckiem, swoją córką, która była bardzo podobna do swojej matki, za którą jednak tęsknił."
- Czyli ten chłopak to był brat Idy? - Jean pokiwał głową. - A Ida jest córką Apolla?
- Tak, dokładnie tak. Konrad miał nigdy tu nie wracać, ale widać miał jakieś kontakty z Markotosem, bo przecież wyglądali na takich co rozmawiają ze sobą bardzo często.
- A ty wiesz to wszystko skąd? Z tego co zrozumiałem to jest tajemnica. - Jean popatrzył smutno na Zena, a potem przyjrzał się szafce w rogu pokoju, która zamiast klamek miała małe liczby pi.
- Bo to ja jestem bratem Marii. -
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz