Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział XIV

- Ty mały nie wychowany bachorze! Nie możesz się tak tutaj pojawiać! Co ty sobie wyobrażasz? - król zaprowadził Konrada do swojej komnaty, a Rudolfa wyrzucił za drzwi.
- Tak jak Ci już powiedziałem. Postanowiłem walczyć o swoje miejsce. Pomyśl o ile Atlantyda byłaby potężniejsza, gdyby połączono drzemiącą w niej siłę od Posejdona z siłą Hadesa... -
- Idioto! Tego się nie da zrobić! Jak bóg mórz zobaczy, że ktoś przejmuje jego moc wścieknie się! Będziemy mieli drugą katastrofę! -
- Już i tak jesteście pod wodą, więc co się może stać? - Konrad zaśmiał się gorzko, a król popatrzył na niego spode łba tak, że syn się cofnął.
- Możesz tu zostać na razie. Wiesz, że i tak będziesz musiał wrócić do podziemia... - westchnął ciężko i usiadł na fotel.
- Zobaczymy - uśmiechnął się tajemniczo, ale Markotos znowu popatrzył na niego wymownie i ten kontynuował. - Pozwalałem sobie na coraz dłuższe przebywanie poza Hadesem. Nie zauważył mnie, więc myślę, że póki nie będzie się upominał nie muszę wracać.
- Jesteś okropny! Dobrze! WSPANIALE! Jak musisz zostać to zostań! Ale ani mi się waż pokazać siostrze na oczy! Zresztą i tak nie mam pomysłu co byś mógł tu robić... - król wyszedł zostawiając Konrada, który mruknął:
- Na szczęście ja wiem...
***
Mel obudziła się i chociaż okna były zasłonięte, to ona wiedziała, że był już nowy dzień. Wstała i zobaczyła, że na małej komodzie leżą czyste ubrania. Złapała je i poszła do łazienki. Ida pokazała jej wczoraj gdzie jest, ale ona nie miała siły, żeby jeszcze stać pod prysznicem. Teraz jednak z ulgą weszła pod strumień wody i oddała się przyjemności jaką jej dawało przebywanie blisko wody. Ida mówiła, że jest córką Ateny, ale jej patronem był Posejdon. Dziwne było to, że akurat ten fakt pamiętała. Wiedziała nawet, że miała jakieś prezenty od rodziców, ale nie mogła nigdzie znaleźć. Dodatkowym problemem było, że nie pamiętała co to było. Wyszła z łazienki mając w sobie nową energię. Ledwie zdążyła podejść do okna, żeby odsłonić je i wpuścić trochę światła, gdy rozległo się pukanie. 
- Proszę! - podciągnęła zasłony i promienie słońca oświetliły jej twarz.
- Cieszę się, że promieniejesz. - do pokoju weszła uśmiechnięta Ida, a za nią Annabeth. Obie wydawały się być zaniepokojone, ale ich uśmiechy skutecznie maskowały to wrażenie. 
- Pomyślałyśmy, że może chciałabyś się przejść. Dzisiaj w nocy odbyliśmy naradę i postanowiliśmy zaryzykować spacer po wyspie. - Annabeth przytuliła przyjaciółkę, a potem usiadła na łóżku.
- A więc stąd to ubranie! - Mel radośnie pogładziła krótką, białą sukienkę w stylu togi.
- Tak. Chcę, żebyś się wtopiła jak najlepiej w moją służbę. - Mel popatrzyła się na nią z zaskoczeniem. Ida czując, że źle się wyraziła szybko zaczęła prostować. - Chodzi o to, żebyś wyglądała jak one, żebym mogła Cię bez podejrzeń przeprowadzić przez wyspę. Mam nadzieję, że się nie obrazisz. - 
- Nie, coś ty! Czyli idziemy tylko we dwie? - popatrzyła na Annabeth.
- Dzisiaj tak. Opowiemy Ci wszystko potem, ale na razie musicie iść. Król nie wychodzi rano, prawda? - Annabeth popatrzyła na Idę, a ta pokiwała głową. - No właśnie. Lećcie, żeby was nie zobaczył. - to mówiąc wypchnęła Mel i Idę na korytarz, a sama wróciła do pokoju, w który mieszkali. Wokół okrągłego stołu, na którym jeszcze stało śniadanie, bo chłopacy ciągle twierdzili, że się nie najedli, siedział Kostek i Percy.
- Gdzie Grover? - córka Ateny opadła na krzesło koło swojego chłopaka, który automatycznie podał jej kubek z herbatą.
- Musiał iść wysłać listy. Potrzebował jakiegoś drzewa, więc Zen wyprowadził go na zewnątrz. Powiedział tylko, że jak wrócą to ma nam coś do powiedzenia. - Percy wpatrywał się w swój talerz. Siedzenie w zamknięciu mu nie służyło, a już siedzenie zamkniętym na wyspie, gdy wokół było pełno wody.
- I jak Mel? - Kostek popatrzył na Annabeth. W jego oczach widać było lekkie płomyki nadziei.
- Nie rozmawiałyśmy zbyt dużo. Musiały wyjść szybko, żeby król ich nie spotkał. Jestem pewna, że potem przyjdą.. - drzwi otworzyły się z hukiem.
- Przepraszam!  - Grover wszedł szybko, a Zen delikatnie przymknął drzwi.
- O! Jedzenie!  - syn Afrodyty usiadł na krześle i od razu złapał za kanapkę. Percy machinalnie podał mu kubek z herbatą. - Sięnki! Ne małem niadania tyś! -
- Jesteś przyszłym królem i nie dali Ci śniadania? - Grover wpatrywał się z lekkim oburzeniem, jak Zen wpychał w usta kolejną kanapkę, podczas gdy sam złapał machinalnie za puszkę po wczorajszej coli i zaczął ją żuć.
- Nie czekałem na śniadanie. - tym razem Zen poczekał, aż przełknie. - Miałem wam za dużo do powiedzenia, więc szybko się wymknąłem, bo za... godzinę jestem umówiony z królem. Ale do rzeczy. Mel była w Hadesie, prawda? - popatrzył wyczekująco na wszystkich, a oni kiwnęli z niecierpliwością głową. - No, a wczoraj na naradzie pojawił się syn króla, Konrad, a w zasadzie to syn Hadesa i zmarłej królowej. -
Chłopak popatrzył po przyjaciołach z satysfakcją. Annabeth zakryła usta i wydała z Siebie cichy jęk, Percy nareszcie wyrwał się z letargu, bo spojrzał na "brata" z nieukrywanym zdziwieniem, Grover spadł z krzesła, na którym się huśtał.
- Myślisz, że to jego wina? - Kostek jako jedyny opanowany wpatrywał się w Zena, czekając na ciąg dalszy.
- Myślę, że to bardziej prawdopodobne, niż myślimy, bo jak wpadł na naradę to powiedział coś w stylu, że "skoro i tak nie zostanę władcą to przynajmniej coś mi się należy". Wszyscy wiedzą, że kolejność do tronu jest ustanawiana przez małżeństwo wśród kandydatów.  -
- Czyli, że on chciał, żeby Mel za niego wyszła! - Annabeth zaczęła szybko analizować. - Dlatego ją porwał, ale widać nikt o tym nie widział, skoro ją oddali. -
- Albo ktoś interweniował. - wszyscy pomyśleli o tym samym. Ojciec musiał wpłynąć na syna i kazać mu oddać Mel. - Chyba musimy porozmawiać z Hadesem. - Percy wstał i popatrzył po nich wszystkich.
- Poczekajmy na Mel. Może coś sobie przypomni, a ja tym czasem lecę na spotkanie. Może dowiem się czegoś więcej. - to mówiąc Zen wybiegł zostawiając czwórkę przyjaciół w całkowitej konsternacji.
***
- Jak to pięknie! - stały w ogrodach pod drugiej stronie wyspy. 
- To samo powiedziałaś, jak zwiedzałaś naszą wyspę, jak ją odkryliście. - Ida usiadła na ławeczce, a Mel się do niej dosiadła. 
- Inaczej nie mogłam tego opisać! Tu naprawdę jest bajecznie! - w ogrodzie stał wielki posąg Posejdona, przed którym Mel uklękła na chwilę i zdawała się prowadzić rozmowę. Ida nie chciała jej poganiać, ale wiedziała, że jej służka, która siedzi pod posągiem może spowodować zainteresowanie.
- Mel, proszę, chodźmy dalej. - dziewczyna posłusznie wstała i zaraz poszły dalej. W sadzawce, z której wypływał strumień, siedziały małe hipokampy. Mel od razu się domyśliła, że strumień musi przemieniać się w rzekę, która wpływa do morza. Ledwie poczuła lekką bryzę, gdy księżniczka w popłochu wpadła na nią.
- Nigdy tu nie przychodzi... to są ogrody matki, on nigdy tu nie przychodzi... - pociągnęła ją za krzak i teraz z napięciem patrzyły na orszak oznaczony sztandarem pałacu. W środku, jednak nie było króla, ale młody, ciemnowłosy młodzieniec. Mel wydała z siebie zduszony krzyk.
- To było ulubione miejsce twojej matki. - Ida wpatrywała się z zaciekawieniem w osoby, które szły przez park. - Zawsze tu przychodziła. To była jej odskocznia od wszystkich dramatów w pałacu, ale zawsze wracała. Nie rozumiem tylko czego ty możesz tu szukać. - Księżniczka wpatrywała się w chłopaka z przestrachem, podczas gdy Mel patrzyła z wrogością. Zaczęły się pomału wycofywać, ale w pewnym momencie obie uderzyło, że na końcu orszaku szedł jednak król, a obok niego... Zen. Nie stanęły jednak, żeby się przyglądać co się będzie działo, a biegiem ruszyły w stronę pałacu.
***
Percy w końcu dał się namówić na krótki spacer po korytarzach. Było to zasługą Annabeth, ale i tego, że Zen wpadł i powiedział, że król wychodzi, i prędko nie wróci. Teraz był zdecydowanie w lepszym humorze i wszyscy czworo pochłaniali właśnie obiad, gdy drzwi otwarły się z hukiem. Ida wepchnęła Mel i sama gdzieś pobiegła krzycząc "Później!".
- Co jej się stało? - Annabeth wpatrywała się w drzwi, podczas gdy Mel opowiadała co zobaczyły na spacerze.
- Znam tego chłopaka. Jego zobaczyłam jak się obudziłam w pałacu. - córka Ateny grzebała widelcem w swojej porcji. Jej przyjaciele popatrzyli się nerwowo na Siebie. "Czyli jednak mieli rację..." - Mam tylko jakieś niejasne wrażenie, że nie powinnam z nim rozmawiać. -
- Z całą pewnością na razie nie powinnaś. - Grover patrzył na nią z niepokojem, co skutkowało tym, że zaczął gryźć swoje sztućce. Mel pokiwała smutno głową i popatrzyła po nich z lekkim uśmiechem. Jej wzrok zatrzymał się na nadgarstku Kostka. 
- Czy to nie jest... - pokazała palcem na swoją bransoletkę, będącą teraz na ręce chłopaka.
- To? Ah... Tak, to twoje. - ściągnął i podał jej ponad stołem. Ona szybko i zręcznie założyła ją na rękę, na co biżuteria zajaśniała lekkim błękitnym światłem. Melania wstała i w jej ręce pojawił się trójząb, który szybko zmienił się w miecz, by po wszystkim ona sama zniknęła, a na oparciu pojawiła się sowa. 
- MEL! - Percy wstał, zresztą nie on jeden, a dziewczyna zaraz znowu była sobą. 
- Spokojnie. - usiadła znowu na krześle, więc i inni to zrobili. - W końcu do tego to jest, prawda? - Stało się dla nich jasne, że Mel wiedziała do czego służy jej broń. Reszta obiadu minęła w ciszy. Kostek wstał i wyciągnął rękę do swojej dziewczyny. Popatrzyła na niego zaskoczona.
- Musisz odpoczywać. Tak powiedział lekarz. - pokiwała głową, pomachała reszcie i dała się wyprowadzić. Kostek trzymał ją za rękę. 
- Skąd wiedziałaś? -
- Co wiedziałam? - nie patrzył na nią, ale czuł jej przenikliwy wzrok na sobie. 
- Do czego to służy. -
- Aaa... To było jak naturalne uczucie. Po prostu czułam, co mam zrobić. -  popatrzył na nią, a ona z lekkim uśmiechem na niego. - Przypomniało mi się coś! - odpięła coś małego z nadgarstka i przyłożyła do jego ręki. Natychmiast pojawiła się bransoleta (tym razem już bardziej męska) i zawiesiła na niej małą zawieszkę. - Ta jest chyba twoja. 
Stali do siebie twarzami. Kostek uśmiechnął się lekko i objąwszy Mel ręką przyciągnął do siebie. Widział w jej oczach moment zawahania, ale szybko się poddała. On tylko czekał na ten moment. Pocałował ją mocno, wplatając palce w jej włosy, a ona nie pozostała mu dłużna. Stali tak dłuższą chwilę, a gdy syn Aresa popatrzył na swoją dziewczynę już wiedział.
- Kostek... Zen... Atlanci... Na Zeusa! Przecież byłam w Hadesie i ten... Konrad. O nie! Ja nie.. Przepraszam! - zaczęła płakać, a on ją przytulił i delikatnie pocałował.
- Już dobrze, już dobrze. Dobrze, że przynajmniej pamiętasz. - 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz