Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 1 - ROZPOZNANIE POLA BITWY

Stali z boku. Przyglądali się dwóm dziewczynom, które stały oparte o parapet naprzeciwko sali 108. Mieli w uszach małe nadajniki. Nie mieli ich podsłuchiwać, ale jakby ktoś ich teraz zobaczył na pewno pomyślałby, że właśnie to robią. Oni mieli się tylko dowiedzieć czy ona wie kim jest. Za dwa dni miała skończyć 16 lat - dokładnie 21.03 w równonoc wiosenną. Obaj byli w tej szkole od początku drugiego semestru, dzięki Mgle nie mieli żadnych problemów. Tylko oni i jedna z tych dziewczyn opartych o parapet wiedzieli, że ich miejsce jest w Obozie na Long Island, a nie tu w Krakowie, w tym gimnazjum. Musieli tu być. Od drugiej dziewczyny czuć było wielką siłę. Teraz rozmawiała ze swoja przyjaciółką Ewą, córką Ateny.
-Niepotrzebnie się boisz. Umiesz to wszystko. Konkurs Wojewódzki o Mitologii? Przecież tyle razy wałkowałaś Parandowskiego i książki Riordana. Znasz się jak mało kto. - Ewa tłumaczyła swojej przyjaciółce Melanii. Oczywiście córka Ateny wiedziała coś czego Mel nie wiedziała, a mianowicie, że ta jest półboginią i mitologię ma w małym palcu.
-Ale mimo to się boję! Chciałabym wygrać, a dalej mam niejasne wrażenie, że czegoś nie umiem. Konkurs już jutro... - ostatnie zdanir wypowiedziała jakby bardziej do siebie niż Ewy, ale ta mimowolnie się uśmiechnęła.
Chłopcom też drgnęły kąciki ust. Nie chodzili z dziewczynami do klasy, ale słyszeli, że są mocne. Po Ewie można, się było tego spodziewać, bo wiadomo Atena i te sprawy, ale Mel? Nie wiadomo kim była ani jak udało jej się dożyć 16 lat bez szkolenia, bez ochrony. Brunet uśmiechnął się nad tymi rozważaniami.
-Co Cię tak bawi? - zapytał jego kolega. Wysoki blondyn (1,95 m) z oczamu koloru herbacianych róż, syn Apollina o zacnym imieniu Philip. Był Amerykaninem, pochodził z LA, jednak nie przeszkadzało to w porozumiewaniu się nawzajem, bo herosi dogadywali się bez względu skąd pochodzili. Jego matka była pisarką, nazywała się Dalia Hawks. Dlaczego nazywała? O nie! Nie umarła, wyparła się syna, gdy okazało się, że jest półbogiem. Philip też jakoś nie tesknił. To prawda - przedstawiał się jako Philip Hawks, ale w "ich" świecie nikt nie znał jego matki. I tak młody synek Apolla mając obecnie 18 lat, kilka pomyślnych misji na koncie, bycie grupowym domku i teraz "podsłuchiwanie" dwóch półbogiń, od 7 lat mieszka w Obozie. Ta misja była jak narazie najbliższa Philipowi do normalnego młodzieżowego życia. Z komórkami (chociaż to niebezpieczne, ale jak mieli udawać normalnych nastolatków, to musieli je mieć ), laptopami i iPodami przy bokach nie odstawali zbyt wiele od rówieśników, znacz Phil miał z tym problem, musieli się trochę narobić z Mgłą, by uwierzyli, że syn Apolla dwa razy nie zdał, ale udało się wreszcie.
-Tak się zastanawiam. Ta dziewczyna znowu panikuje, a nie ma czym. Wszystko umie. Słyszałem jak odpowiadała na pytania na miejskim etapie. Jest taka dziwna i ... - Zen nie dokończył. Miał się przyznać przed Philipem, że ta dziewczyna mu się podobała? Nie... no wiadomo, może to tylko zauroczenie, w końcu przygląda się jej już prawie dwa miesiące, ale on czuł, że to może być coś, więcej.
-Ona nie jest głupia. Zachowuje się normalnie. Wiesz jaki to strach, taki konkurs? - Phil wydawał się obrażony takim zachowaniem Zena.
-Nie brałem w takim udziału to nie wiem. - Zen był zły. Phil był jego najlepszym kumplem, ale tym go uraził. Zen był Polakiem. Pochodził z małego miasta na Mazurach, ale gdy jego matka umarła, znaleźli, go satyrzy i okazało się, że jest półbogiem, synem Posejdona konkretnie. Przenieśli go do Ameryki, do Obozu. Od tamtego momentu minęły 3 lata. Został uznany, zyskał braci. Percy'ego Jacksona i cyklopa Tysona, a teraz był na swojej pierwszej misji. Z Philipem i Ewą. Dziewczyna chodziła normalnie do szkoły w Krakowie, bo potwory nie atakowały tak bardzo w tym kraju. Ewa będąc na feriach na Long Island dowiedziała się, że jej przyjaciółka jest herosem zapragnęła pomóc. Chejron się zgodził i teraz cała 3 siedziała w szkole i pilnowała Mel, która nawet o tym nie wiedziała. Zen szybko to wspominał. Był wysoki, nie tak wysoki jak syn Apollina, ale swoje 1,80 metra miał. Był brunetem, któtko przystrzyżone włosy, miał przygładzone. Jego oczy były barwy morza. 
-Oh Zen. Nie rób focha. Chodź lekcja się zacznie. One już poszły, a my mamy teraz sprawdzian z matematyki. Nic się nie dowiedzieliśmy... kto jutro idzie na konkurs? Ewa idzie, a potem kto? Ja czy ty? - Philip wyrwał Zena z zamyślenia. 
-Może pójdziemy obydwaj? - zaproponował syn Posejdona.
-Możemy, ale i tak musimy się chować. - powiedział syn Apolla i obaj odeszli w stronę sali od matematyki.

2 komentarze:

  1. Fajny rozdział podoba mi się pomysł z tym że bohaterka czytała riordana. Jestem trochę nieprzyzwyczajona do narracji w 3 osobie ale wyszło ci to fajnie. Akcja się rozkręca i jest super. Błędów nie zauważyłam. Życzę weny i Bardzo serdecznie Pozdrawiam Natka

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero co zaczelam a juz mi sie spodobalo i zgadzam sie z kolezankom wyzej ;)

    OdpowiedzUsuń