Mel popatrzyła na swój zegarek. Wybiła 6:15. Noc przeminęła, a ona przysnęła może na 0,5 godziny. Wstała, ubrała się, do plecaka spakowała najpotrzebniejsze rzeczy w tym ambrozje i nektar, chociaż miała nadzieje ich nie używać. Zeszła na dół.
-Hej! - Percy stał nad źródełkiem w rogu pokoju. - Wyspana ? Po co się pytam, widać, że nie. - widząc jej niewyraźną minę dodał. - Nie, że wyglądasz tak źle, po prostu widać, że jesteś zmęczona. Rozmawiałem z Tysonem. On i Leo, będą taką "EKIPĄ RATUNKOWĄ" i będą nam pomagać z obozu. Jakbyś czegoś potrzebowała to zwracaj się do nich. Tyson się ucieszył jak mu powiedziałem, że jesteś taką naszą siostrą - uśmiechnął się.
-Miło, ale chciałabym go poznać w innych okolicznościach. Gdzie Zen ? - popatrzyła na łóżko chłopaka, które było zasłane i puste...
-Na spacerze. Spał jak kamień do 3 rano. Potem wstał i zaczął się krzątać jak harpie. Sprzątał - Percy uśmiechnął się. Schował do kieszeni wewnętrznej kurtki długopis, który był Orkanem, jego mieczem. Na ramię zarzucił plecak, a do ręki wziął drugi - zapewne należący do jego brata. - Chodźmy ! Im dłużej będziemy tu stać tym bardziej się denerwuje. Dalej zastanawiam się dlaczego mamy szukać czegoś co jest Hery, a ona nam tyle ... - szukał odpowiedniego słowa. - przygód sprawiła.
-Pociesz się myślą, że to część większego planu. Oddamy pawie i pójdziemy dalej. - Mel szła za nim patrząc na domek w którym mieszkała.
-I to mnie właśnie przeraża... - Percy wydawał się smutny i podenerwowany.
Doszli pod Wielki Dom. Chejron w swojej całej postaci stał, a obok niego stał Nico. Uśmiechnął się na ich widok i skinął głową. Obok stała Annabeth grzebiąc w plecaku i podając część rzeczy Ewie, a obok stała jeszcze jedna dziewczyna "Zapewne to jest Piper"-pomyślała Mel. Dziewczyna wpatrywała się w sztylet. Za nimi stało dwóch chłopaków pogrążonych w rozmowie - Jason i Leo. Ten drugi dawał Jasonowi jakieś przedmioty, który ten oglądał i wkładał do plecaka. Od strony areny szedł teraz Kostek z mieczem opartym o ramię, a za nim szedł Wojtek i Zen. Obaj rozmawiali co chwilę zadając pytanie Kostkowi. Mel podeszła do dziewczyn.
-Pamiętaj! Drachmy są potrzebne do kontaktów, więc nie szastamy nimi tak o. Rozumiesz ? - mówiła do Ewy Annabeth dając jej woreczek z pieniędzmi. Ewa schowała go do plecaka.
-Ambrozja, nektar i dolary.Zapakuj! - Annabeth dalej pouczała Ewę, a ta wydawała się już lekko znudzona.
-Mel ! - przyjaciółka uśmiechnęła się na jej widok. Mel też uśmiechnęła się do niej, bo zrozumiała, że jej przybycie wyzwoliło Ewę od kolejnego słuchania o tym co ma zabrać i czego ma się wystrzegać.
-Herosi! Jesteście gotowi ? Dobrze. Jedziecie na dworzec. Percy ? Jason ? - Chejron popatrzył się na nich - Zawieziecie was ?
Gdy chłopacy kiwnęli głowami, Chejron poprowadził ich w górę na Wzgórze Herosów. Tam stały dwa auta do których mieli wsiąść. Do pierwszego wsiadł za kierownicę Jason, a z nim Piper, Kostek, Wojtek i Zen. Do drugiego wsiadł zatem Percy, Annabeth, Mel, Ewa i Nico. Mieli dojechać na dworzec autobusowy i stamtąd ruszać dalej. Gdziekowiek mieli iść...
Na dworcu podzielili się na swoje 5-osobowy grupy, a każda ruszyła w inną stronę.
-Gdzie idziemy ? - Kostek wydawał się podmionowany tym, że gdzieś idą.
-Przed siebie. - Mel patrzyła na horyzont. - Nie wiem od czego zacząć.
-Hmm... musimy znaleźć pawie Hery. HERY. To jasne, trzeba iść do świątyni zapytać, przyjrzeć się czego szukamy. - Ewa patrzyła się na nich.
-Możemy też iść na Olimp. - Kostek powiedział do niej sarkastycznie. - Ewa ! Obudź się! Sami musimy znaleźć.
Mel pomyślała, że już ją boli głowa od tego całego zamieszania, a dopiero wyruszyli.
-WIEM! Musimy iść... - Zen nie dokończył, bo przed nimi pojawił się... Hermes.
-Mamy mało czasu moi kuzyni. Zgubiłem te pawie, one same się przemieszczają. Wiem, gdzie jest pierwszy. Tam, gdzie jest wejście do Hadesu. - Hermes mówił szybko.
-Znaczy Los Angeles ? - Mel patrzyła na boga.
-Bliższe, bliższe... kolejne znajdziecie dzięki temu jednemu. Mel ! Tu macie klatki na nie. Muszę już iść... - bóg zniknął
-Gdzie jest bliższe zejście do podziemia? - zapytał Wojtek który trzymał już jedną z 3 klatek.
-Jak to gdzie ? W parku - Kostek ożywił się i już prowadził ich w stronę parku. - Tam będzie jeden, potem reszta. Mamy chociaż jakiś punkt zaczepienia. To jest już jakiś krok! I to nie mały.
Mel z Ewą uśmiechnęły się, gdy on szedł do przodu sprężystym krokiem z jedną klatką przy boku. Miał rację. To już był jakiś krok...