Mel wstała bardzo wcześnie. Na zegarku była 5:58. Była pewna, że nawet tutaj nie jest to godzina o której ktoś coś robi. Ona była jednak wyspana. Umyła się, ubrała i zeszła na dół. Percy i Zen spali. Mel stwierdziła, że wyglądają śmiesznie. Jeden na plecach, drugi na brzuchu i pod przeciwnymi ścianami.
"Czyli środkowe łóżko jest Tysona" -pomyślała dziewczyna i wyszła z domku. Nie lubiła biegać, ale spacerek po obozie bez Zen, który zasypuje ją jakimś historiami, bez Ewy tłumaczącej, że nie mogła jej powiedzieć kim jest i bez Kostka, który udaje, że nie rozumie co się dookoła dzieje. Jak zwykle swoje pierwsze kroki skierowała nad zatokę. Usiadła na chwilę na plaży. W obozie było tak cicho, że można było się zastanawiać czy to napewno obóz młodzieżowy. Dziewczyna nie chciała iść, ale zdała sobie sprawę, że wczoraj nie wszędzie była. Wstała i poszła na strzelnice. Było wpół do siódmej i Melania nie spodzewała się nikogo, a tu jednak. Weszła w sam środek treningu tego blondyna, który był z nimi jeszcze w Krakowie.
-Cześć Mel! Też nie możesz spać? - zapytał nie patrząc się na nią, a może jej się tylko zdawało, że się nie popatrzył.
- Tak w zasadzie to już się wyspałam. Chciałam jeszcze obejrzeć obóz. Wczoraj jakoś nie wszystko obejrzałam, miałam... inne zajęcia. - dziewczyna odpowiedziała patrząc jak Philip (przypomniała sobie jak ma na imię) mierzy do tarczy.
-Zajęcia? Chejron wieczorem mi mówił, że zmierzyłaś się z Kostkiem. Mówił, że dobrze ci poszło. Ale dzisiaj... twój pierwszy dzień! - trafił w sam środek i odwrócił się do niej z uśmiechem. - Masz zajęcia z domkiem Ateny... to znaczy, że w tym tygodniu również z Aresem. Uhuhu... wysoka poprzeczka jak na pierwszy raz. Ale dasz radę. - w tle usłyszeli dźwięk konchy. - Chodź! Śniadanko! -
Oboje odeszli w stronę jadalni. Gdy wchodzili do środka Phil popatrzył się na nią. - Najlepszego! - uśmiechnął się i poszedł do swojego stołu. Mel usiadła obok Ewy.
- Jaaak noc? - zapytała przyjaciółka ziewając
-Dobrze. Miała sen, a potem gadałam z Percy'm
-To on wrócił? To już wiem czemu Annabeth nie było rano. Wyszła pół godziny temu i jeszcze nie wróciła. - gdy Ewa mówiła do jadalni wkroczyła Annabeth z Percy'm. Trzymali się za ręce.
-Hej Ewa! Hej Mel! Wyspałaś się? -Percy wyglądał prawie tak jak w nocy, ale był jakby weselszy, no i wyspany, przynajmniej częściowo.
-Wyspałam się. Ale byłam tu już o 6. - Mel uśmiechnąła się
Percy odpowiedział jej uśmiechem, uścisnął Annabeth, która usiadła koło Ewy, a sam poszedł do stołu i usiadła koło Zena.
***
Śniadanie minęło szybko, więc Mel miała jeszcze pół godziny do zajęć.
-Mel! Możesz ...? - Kostek stał na obrzeżu jadalni i patrzył na nią.
-Co? - popatrzyła się jakby nie do końca dotarło do niej co on chce. - Tak jasne.
Kostek podszedł do niej i razem odeszli kawałek, żeby uniknąć innych obozowiczów, ktorzy jeszcze jedli.
-Wszystkiego najlepszego! Cieszę się, że tu jesteś - przytulił ją trochę sztywno, ale Mel i tak poczuła ciepło na sercu. - A to... - z kieszeni wyciągnął coś małego. - Dla ciebie. Do tej "boskiej bransoletki". Żeby nie była tylko śmiercionośną bronią, ale też biżuterią. - Mel wyciągnąła rękę, a on dopiął do jej bransoletki charmsa. Mel przyjrzała się mu. Był to mały konki morski.
-Dziękuje! Naprawdę bardzo dziękuje! - uścisnęła go tak mocno, że zaczął jęczeć coś o jego zgniecionych żebrach.
-Dobrze już dobrze. Chodźmy już lepiej na zajęcia. - Kostek też wydawał się rozpromieniony. Złapał ją za rękę i poprowadził w stronę areny, bo pierwsze zajecia dzisiaj to była szermierka.
***
- Mel! Wyrzej trzymaj ten miecz! Skup się! Przecież umiesz! - Annabeth krzyczała do niej, bo jako że Mel była nowa walczyła właśnie z nią.
-Staram się! To mój pierwszy trening. - Mel uderzyła w rękojeść miecza Annabeth i wybiła jej go. - Może wystarczy?
Był ostatnimi, które jeszcze walczyły. Cała reszta się przyglądała, bo grupowa Ateny cały czas chciała coś od Mel, pomimo tego, że od początku treningu nie przerwały walki.
- Wystarczy... teraz greka - Annabeth była wyraźnie zaskoczona takim obrotem sprawy. Wzięła swój miecz z ziemi i schowała. Miecz Mel już zamienił się w przypinkę w kształcie trójzębu. Poszli w stronę amfiteatru. Usiedli na ławkach, a Annabeth i Clarisse wyszły na środek. Za chwilę przygalopował Chejron i wszyscy prowadzili lekcje. Mel nie słuchała większość z tego co mówili, bo gadała z Ewą. W pewnym momencie doszli synowie Posejdona.
-Jak miło, że się panowie zjawili. - Chejron sarkastycznym tonem zwrócił się do nich. - Od dzisiaj, z racji tego, że nie jesteście w stanie zorgazniować sobie zajęć, znaczy wasz grupowy. - popatrzył na Percy'ego, który jakby się skurczył - będzie chodzić na zajęcia z Ateną i Aresem. Siadać! -
Usiedli w ławce za Mel i Ewą. Mel odwróciła się do nich z pytającym wzrokiem.
- No co? Jedyne w zasadzie z czym daje sobie radę to pływanie oraz szermierka. A nie pozwalają nam robić tego cały czas. - tłumaczył Percy. Chciał coś jeszcze dodać, ale Chjron gniewnie spójrzał w ich stronę. Po skończonej lekcji greki udali się nad zatokę, by popływać. Chejron porozdzielał ich na dwuosobowe drużyny i Mel była z Kostkiem.
- Siadaj z przodu. Ja będę kordynować wodę jak silnik. - powiedziała Mel z uśmiechem siadając z tyłu łódki. Ich zadaniem było po prostu pływanie po zatoce i jak najmniejsze zmoczenie się. Od początku nie wychodziło im to najlepiej, bo Kostek chlusnał na nią wodą, a ona dzięki swojej mocy uderzyła go cienkim strumieniem wody. Droczyli się jeszcze przez chwilę, aż w końcu przedobrzyli i oboje wpadli do zatoki. Wypłynęli nad powierzchnię, śmiejąc się, a Mel zmusiła wodę by wepchnęła ich spowrotem do łódki. Upadli koło siebie.
-Mieliśmy nie zmoknąć. - Kostek z uśmiechem patrzył na ich mokre ubrania.
- Zdążymy wyschnąć. Mamy czas. - patrzyli się na siebie i wtedy dziewczyna zdała sobie sprawę, że są niebezpiecznie blisko siebie. W tym momencie usłyszeli konchę.
-Obiad przecież nie... musiało się coś stać. Płyńmy spowrotem. - Kostek usiadł, a Mel zmusiła łódź do szybszego płynięcia w stronę lądu.
- Chejronie co się stało...? Wojtek? - Mel zamurowało. Koło centaura stał kolega z jej klasy.
- Teoretycznie nic. Właśnie zjawił się tu Wojtek i został uznany przez Aresa. Chciałem tylko, żebyście go poznali.
-Ale my go znamy. Wojtek! - Mel przytuliła przyjaciela, za chwilę dołączyła do niej Ewa, ktora właśnie dopłynęła z Zenem, a Kostek podał mu rękę, bo to był jego kumpel.
-Ktoś go musi oprowadzić. Zen? Mógłbyś? - Chejron zwrócił się do niego.
-Jasne Chejronie. - Zen nie wyglądał na zadowolonego. - Witaj w rodzinie stary. - Przywitał się z Wojtkiem i obaj odeszli w stronę obozu.
-A wy do zajęć. - Chejron zawyrokował, ale chyba dopiero teraz zorientował się, że Ewa nie ma partnera. - Ewa, do łodzi z Mel i Kostkiem.
Zdziwli się, ale łódka Ewy zderzyła się z ich łódką i postała trzyosobowa łódź. Wsiedli do niej i odpłynęli znowu ochlapując się wodą.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńpolacy przez duże P :)
UsuńI jeszcze nagle wszyscy Polacy są półbogami :D
OdpowiedzUsuń