----------------------------------------------------
Mel odłożyła z Wojtkiem pawie w Wielkim Domu. Potem on poszedł do swojego domku, a na Mel czekał Kostek. Chłopak stwierdził, że odprowadzi ją pod "Trójkę".
- Melanio, czy udasz się ze mną potem na przechadzkę po piaszczystej plaży ? - podał jej rękę i udawał szlachcica.
- Z wielką przyjemnością Konstantynie, ale najpierw pozwolisz, że odświeżę się w swoim domku - Mel trudno było zachować powagę, a gdy tylko ona zaczęła się śmiać, on razem z nią. Śmiejąc się doszli pod domek Posejdona.
- MEL! - ze środka wypadł Tyson. - Jak miło Cię wreszcie zobaczyć. Cześć Kostek! Mel! Chciałem Cię spotkać od czasu, gdy Percy powiedział mi, że tu jesteś. Chodź, chodź. Chociaż... pewnie chciałaś się odświeżyć. Posprzątałem, przyjdź za raz.- pobiegł nie do domku, a w stronę zbrojowni. Pewnie chciał coś zrobić z synami Hefajstosa.
- Idę. Będę czekał na Ciebie potem, po kolacji. - uśmiechnął się i odszedł w stronę Aresowego domku.
Mel weszła do swojego domku, zobaczyła Zena, który ustawiał coś na na swojej szafce. Widziała jego skupienie, chociaż wydawało by się, że układanie rzeczy na półce nie pochłania wiele czasu. On całą swoją uwagę poświęcał porządkowaniu, by pozostać na nią obojętny. Przeszła koło niego i poszła na górę do swojego pokoju. Tyson, rzeczywiście posprzątał wszystko. Może, aż za dużo, bo przez chwilę szukała swoich rzeczy po szafce. Usiadła na łóżku, powyjmowała rzeczy z plecaka i poszła do łazienki. Postanowiła spędzić na odświeżaniu się bardzo dużo czasu...
***
- Mel, Mel, Mel!! - obudziło ją natarczywe pukanie. Wstała z łóżka. Leżała ubrana, umyta i zrelaksowana, ale zasnęła, a teraz ktoś ją budził. Otworzyła drzwi.
- Nareszcie, chodź kolacja. Pewnie jesteś głodna. Chodź, chodź. - Tyson złapał ją za rękę i pociągnął w dół. Melania z uśmiechem, 10 minut później siedziała w pawilonie jadalnym i słuchała opowieści Tysona o tym co działo się w kuźniach cyklopów. Cyklop miał naprawdę wiele ciekawych historii. Można by z nich zrobić całe opowiadanie. Mel jednak obawiała się, że nie mają tak wiele czasu. Obiecywała sobie jednak, że kiedyś poświęci mu cały dzień. Teraz jednak jej myśli bardziej niż przy Tysonie skupione były przy pewnym herosie od Aresa, który właśnie wstawał od swojego stołu.
- Mel. Idziemy ? - Kostek podszedł do niej, gdy zasłuchana (bardziej udawała, że słucha) siedziała dalej przy stole, a większość obozowiczów już poszła. Dziewczyna nie chciała przerywać przyrodniemu bratu, więc popatrzyła na niego.
-Idź, idź, jasne. Resztę mogę Ci powtórzyć wieczorem. Baw się dobrze. - Gdy tylko Tyson "pozwolił" jej iść, wstała i wyszła z Kostkiem a plażę. Szli tak przez dłuższą chwilę w ciszy. Kostek, teraz gdy już był z nią, chciał "pilnować" Mel. Wiedział, że jest piękną dziewczyną i nie tylko on był nią zainteresowany. Poza tym wiedział, że Zen knuje coś, by odbić mu dziewczynę. Widział jak chłopak na nią patrzy. Wiedział też, że się nie podda. Mel, teraz, gdy wróciła do Obozu zaczęła myśleć o tym co może ich czekać później. Bała się. Nie wiedziała komu powiedzieć. Ewie? Zenowi? Wojtkowi? Chejronowi? Żadnemu z nich nie mogła, stwierdzili by, że na głowę upadła. No to jak nie im to tylko Kostkowi. W końcu to jej chłopak, tak jakby...
- Kostek...Boję się, że ta misja będzie dla nas straszna... że umrzemy. Boję się. - Doszli właśnie na plażę, a Mel wtulona w ramię chłopaka opowiadała mu o tym czego się bała.
- Nie możesz tak myśleć.! Przeżyjemy.! A już na pewno ja przeżyje - dodał z lekkim uśmiechem. Był bardzo ironiczny. Zawsze i wszędzie. Wiedział, że Mel ma w sobie też takie pokłady sarkazmu, ale teraz zdał sobie sprawę, że ją przeraził. -Hej! Jeśli przeżyję to tylko z Tobą.
Obrócił ją tak, że patrzył jej w oczy, uśmiechnął się czym zmusił ją do uśmiechu i wtedy pocałował ją. Zawsze, gdy ją całował czuł tą satysfakcje, że dziewczyna jego marzeń jest wreszcie z nim. Teraz jednak jeszcze oprócz tego poczuł dziwny impuls przenikający między ich ciałami. Nie odskoczył jednak. Wiedział, że ona też to poczuła i nie mógł jej pokazać, że się lekko przestraszył. Przytulił się do niej mocniej, a ona wiedziała, że on będzie o nią dbał.
Ugh.... piękny rozdział.
OdpowiedzUsuńKostka nadal nie cierpię.
Weź no niech go ktoś albo coś go zabije!
(Ale nie bierz tego do siebie to moje głupie paplanie)
Czekam z niecierpliwością na kolejny.
Pozdrawiam
Lucy
Ta wyżej dobrze gada, polać jej XD A tak serio, to też nie cierpię Kostka, jakiś taki sztuczny jest :/ Rozdział jak zwykle super, czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, dziękuję za informację :) I już biorę się za komentowanie. Mi osobiście rozdział się spodobał. Czasem przydaje się takie zwolnienie akcji :) Osobiście nie mam nic do Kostka, nawet go lubię. Ciekawi mnie, jak to dalej wyjdzie z Zenem. Cóż, pożyjemy, zobaczymy. Co prawda Tyson wydał mi się odrobinkę... mało... Tysonowaty? Jej, niech żyją neologizmy. No, ale to ani trochę nie przeszkadza. Twoi bohaterowie i robisz z nimi to, co chcesz. A wychodzi ci to coraz lepiej :) Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i życzę weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lakia