Pierwsza myśl: skąd Słońce w oceanie?
Nie potrafiła
na nie odpowiedzieć, ale biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia mogła uwierzyć we
wszystko. Gdy Słońce przestało ją razić zobaczyła wielką górę pokrytą budynkami
z białego kamienia (chyba marmuru), gdzieniegdzie poprzecinanymi złotymi
wzorami. Potem Mel już tylko usłyszała jak ktoś woła jej imię i zemdlała...
***
- Nareszcie! -
Mel zobaczyła nad sobą twarz Annabeth - Bałam się, że już się nie obudzisz.
- Gdzie... ja
jestem? - podniosła się i rozejrzała dookoła. Siedziały w jakimś pokoju ale
oprócz nich nie było nikogo.
- W
Atlantydzie! A konkretniej w jakiejś zamkniętej komnacie w pałacu Atlantydów.
Czekałam aż się obudzisz.
- Co się
działo odkąd wpłynęliśmy?
- A co
pamiętasz? - Annabeth popatrzyła na Mel badawczo, a to jej powiedziała o górze,
czyli o tym co pamiętała.
- To mało. No
więc powiedzieli nam, że na razie jesteśmy ich gośćmi. Potem zapytali, które z
nas ma ich kroplę. Na początku nic nie rozumieliśmy. - Mel popatrzyła na swój
nadgarstek, gdzie na jej bransoletce wisiała kropla. - Tak, potem
zrozumieliśmy, ale ty zemdlona leżałaś na środku pokładu na kolanach Kostka.
Podnieśli twoją rękę i zaczęli krzyczeć, że kłamiemy, że nic nie wiem...
-
- Jak mogli
was o to oskarżyć, przecież... - Mel wstała, ale tak gwałtownie, że się
zachwiała i upadła znowu na łóżko.
- Uważaj.
Zaczęliśmy im tłumaczyć, że zapomnieliśmy, że jesteśmy w szoku. Długo na mnie
nie patrzyła, ale za chwilę powiedziała, że może nam nie wierzy, ale możemy
porozmawiać. Zastrzegli jednak, że będą rozmawiać tylko z Tobą. - Mel nie
lubiła, gdy ktoś patrzył na nią z takim... takim... nie wiedziała jak to
nazwać, jednak w oczach Annabeth było wiele nadziei.
- A gdzie
reszta? - w momencie gdy tylko zapytała poczuła, że było to chyba
pytanie, którego Annabeth się najbardziej obawiała.
- No wiesz...
Chłopaków zabrali zaraz ze statku, bo powiedzieli, że są wojownikami i nie mogą
ich tak swobodnie na razie puścić. Gdzieś ich zamknęli. Dziewczyny też są
gdzieś, ale nie wiem gdzie. No i jest coś co mogłoby Cię zaciekawić. -
popatrzyła tajemniczo na Mel, a gdy ta kiwnęła jej, żeby mówiła dalej, nabrała
powietrza i mówiła spokojnie dalej. - Zena puścili wolno -
- CO?! Jest
zdrajcą?! - Mel znowu wstała, co prawda mniej gwałtownie, ale znowu opadła na łóżko.
- Nie, nie
jest zdrajcą! Zaraz jak nas zaczęli oskarżać, Piper użyła czaromowy. Oni jednak
powiedzieli, że nie ma próbować, bo i tak nic nie wskóra. Potem okazało się, że
wiedzą kim jesteśmy, w sensie czyimi dziećmi. Zabrali chłopaków, a Zen stał dalej
wolno. Zapytał dlaczego jego zostawili, a on, że Afrodytę czczą tylko jako
patronkę młodych kobiet, dziewcząt. Nie ma tutaj półbogów do Afrodyty.
Zapytałam jak to się dzieje, a oni, że bogini dostarcza im tylko swoje córki.
Co znaczy, że Zen tłucze się gdzieś po Atlantydzie jako nikt. -
- Ale dalej
nie wiem co to dla nas oznacza. - Mel popatrzyła na przyjaciółkę badawczo. Zen
naprawdę nie był teraz jej najważniejszym zmartwieniem.
- Nie
rozumiesz? Nic mu nie zrobią, dopóki nie dogadają się z nami, bo nie mają jak
wprowadzić syna Afrodyty, bo tutaj takich nie ma... -
- Zaraz!
Mówisz, że tu są inni półbogowie? - Annabeth pokiwała głową.
- Głównie
dzieci jednego boga. Ale są też inni. Poznałam to po niebiańskim spiżu. Mają tu
tego trochę, ale więcej jest tej twojej Błękitnej Grecji. Oni chyba tutaj to
wykuwają, bo mają jakieś kuźnie, ale wracając do tematu. Mamy poza murami
osobę, która może nam w razie czego pomóc. - Mel chyba wtedy zrozumiała, o co
jej chodziło. Długo jednak się nad tym nie zastanawiały, bo usłyszały chrzęst
klucza w zamku.
- Mel,
słuchaj! Jestem twoją najbliższą współpracownicą. Musiałam im tak powiedzieć.
Najprawdopodobniej zaprowadzą nas przed jakąś radę, czy coś. Ok? - dziewczyna
pokiwała głową i akurat otwarły się drzwi.
- Nasza Śpiąca
Królewna się obudziła? - strażnik podszedł do dziewczyn. - To dobrze. Wszyscy
już na Ciebie czekają.
Nie miały
kajdanek, nie miały nic. Strażnik nie miał broni. Jak zrozumiała Mel, one też
nie miały mieć. Popatrzyła na Annabeth z niemym pytaniem i ona dzięki bogom
zrozumiała. Pokiwała smutno głową. Zabrali jej broń. Ona jednak przecież miała,
postanowiła na razie nic nie robić. Dowiedzą się co od nich oczekują. Od niej.
Szli korytarzem na którego podłodze były błękitne kafelki, a ściany były białe.
Tylko co kawałek pojawiały się jakieś rysunki błękitem. Strażnik był ubrany jak
starożytny hoplita. Tym bardziej dziewczyny zdziwiły się, gdy z kieszeni (?)
wyciągnął krótkofalówkę (?!) i powiedział:
- Ona
nadciąga. Pięć minut do sali. Gotowość. - potem obrócił się do nich i z
uśmiechem powiedział. - Trzeba być zorganizowanym, prawda? -
Za chwilę
wyszli z korytarza do większej sali. W niej na podłodze leżały kafelki w takim
morskim kolorze, a ściany były powleczone srebrem oraz były w nie wmurowane
kamienie szlachetne. Na pierwszy rzut oka była pusta, jednak za chwilę z
pozostałych korytarzy wprowadzono resztę załogi ARGO, która była zamknięta w
pałacu.
- Macie
chwilę, zanim ona wejdzie do sali. W zależności od tego jak będą szły rozmowy,
może i wy wejdziecie. - strażnik odszedł do pozostałych strażników.
- Żyjesz! - na
Mel wpadł Kostek. Pocałował ją, ale nie było im dane się cieszyć długo tą
chwilą, bo zaraz Mel przejęła Ewa, a po niej Percy, który już przywitał się
wylewnie z Annabeth, a teraz przytulił "swoją małą siostrzyczkę".
Potem wszyscy połączyli się w jednym wielkim grupowym uścisku, który został
przerwany przez strażników. Mel została poprowadzona do drzwi. Słyszała, jak
strażnicy mówią coś do reszty, a zaraz obok niej stanęła Annabeth.
- Mówiłam.
Jestem twoim doradcą. - uśmiechnęła się, a strażnik otworzył drzwi i weszły do
środka. Sala była ogromna. Podłoga wyłożona była zielonymi kafelkami, ściany
były złote, i było w nich więcej kamieni szlachetnych, niż w tej poprzedniej
sali. W suficie była dziura, przez którą świeciło Słońce. Odbijało się ono od
tych wszystkich szmaragdów, turkusów, diamentów, przez co miało się wrażenie,
że tańczą one po ścianach sali.
- Piękne,
prawda? - dziewczyny dopiero teraz spostrzegły na tronie mężczyznę. Był młody,
przystojny. Patrzył na nie swoimi zielonymi oczami. Był ubrany w rzymską togę,
ale krótszą. W pasie był przewiązany złotym sznurem, a na swoich
miodowo-brązowych miał koronę. Strażnicy przyklękli przed nim, ale za chwilę
odwrócili się i razem z królem przyklękli przed Mel.
- Nareszcie do
nas przybyłaś.Cieszymy się. - król zszedł z podestu, na którym stał tron i
podszedł do dziewczyn. Objął Mel ramieniem, machnął na straż i wyszedł z nią do
ogrodu, który był po prawej stronie sali tronowej.
- Opowiedz mi
swoją historię. - Mel zaczęła więc opowiadać królowi wszystko od czasu, gdy
trafiła do Obozu Herosów. O swoich rozterkach, strachu, o Kostku, o Zenie, o
Ewie, o wszystkich. Nie wiedziała czemu to wszystko mówi, ale czuła, że tak
trzeba. Przechodzili się pięknymi ogrodami, w których Mel widziała wiele roślin
i zwierząt o których istnieniu nie miała pojęcia. Annabeth i strażnicy szli w
pewnej odległości od nich.
- Wierzę Ci,
że mówisz prawdę. Wiedz Melanio, że czekaliśmy na Ciebie tutaj długo.
Wierzyliśmy jednak, że zostaniesz naszą królową, widzę jednak Królowo Zachodu,
że ta podróż do nas nauczyła Cię wiele i twoje życie jest tam, poza murami
naszego miasta. Zasady są jednak stałe, ktoś musi zostać w mieście. Wiem, że
mój wygląd jest mylący, ale jestem już stary i zmęczony władzą, mam jednak
córkę. Ona przejmie władzę, gdy ja zniknę w morzu. - Mel popatrzyła na króla.
***
Zen szedł po
mieście. Nikt nie zwracał na niego uwagi, nikt się nim nie przejmował. Głupio
być dzieckiem Afrodyty. Tutaj zdawało się, że wszyscy nim gardzą.
- Witaj! -
przed nim stanęła dziewczyna. Wysoka blondynka o zielonych oczach. - Kim
jesteś? To jest tak małe miasto, że wszyscy się tu znają, a Ciebie nie znam.
Musiałeś przyjechać z resztą, ale dlaczego tato Cię wypuścił, skoro ich
zamknął. - wyrzucała słowa z prędkością karabinu maszynowego. - No taak. Ty
musisz być tym zakazanym synem Afrodyty. U nas takich nie znajdziesz. Pokazać
Ci miasto? Pewnie, że tak. Spodoba Ci się tutaj, może nawet bardzo. To jak?
Zen uśmiechnął
się do niej, a ona wyciągnęła do niego rękę.
- Chętnie. -
Odpowiadając na to pytanie, nie wiedział, że ta dziewczyna to niespodzianka od
jego matki oraz, że to ona zagości teraz w jego sercu, wypełniając pustkę po
Mel. Chociaż bardzo możliwe, że jako syn bogini miłości coś przeczuwał. W końcu
takie rzeczy wyczuwa się na odległość, gdy jest się zakazanym dzieckiem
Afrodyty.
***
- Królu,
ale... wybacz po pierwsze ty masz dwadzieścia lat! - Król się uśmiechnął i
sprostował, że ma dwadzieścia TYSIĘCY lat. A jego wygląd to skutek życia w
Atlantydzie, gdzie wszyscy wyglądali na wiek ok.dwudziestu lat. Mel wydała z
siebie cichy jęk,a zaraz ciągnęła dalej. - Po drugie kogo mam zostawić? Królu
wszyscy są mi bliscy i nie jestem w stanie powiedzieć kogo mogę zostawić. -
- Ależ
Królowo, mamy wytypowanego ochotnika, on zresztą sam się zgłosił. Jak mniemam
to część jego wyboru. Zresztą chętnie go tu przyjmiemy, takich jak on nie mamy
tutaj w ogóle. - Król popatrzył na Mel, a ona już zrozumiała o kim mowa. Nie
rozumiała tylko czy ona będzie potrafiła go tak tutaj zostawić. - Nie mniej
Królowo, wiemy, że jesteś tutaj by nas wyciągnąć na światło dnia zachodu, ale
my nie jesteśmy gotowi. Nie jesteście naszymi wrogami, ale poza tą jedną osobą
nikt tu nie może zostać. Ty jednak Królowo i Córko Olimpu będziesz mile
widzianym gościem. -
Król skłonił
się lekko przed Mel i wrócił do pałacu. Do dziewczyny podeszła Annabeth.
- Strażnicy
powiedzieli, że naprawili ARGO. Mamy wracać. Dostaniemy od nich jakieś dary.
Jako zapłatę. Wiesz za co? - przyjaciółki popatrzyły na siebie i Mel kiwnęła
głową.
- Za Zena.
***
Zanim
zapakowali się znowu na statek przeszli się po mieście. Było piękne i wszyscy
żałowali, że nie mogą tu zostać na dłużej. Wiedzieli jednak, że król o ile był
miły w rozmowie (Mel streściła im krótko o czym rozmawiali), miał też swoich strażników,
których mógłby użyć przeciwko nim. Równo w południe stawili się w porcie. ARGO
stał już gotowy. Leo, gdy tylko go zobaczył, pisnął z radości i pobiegł w jego
kierunku. Za chwilę stał już na pokładzie i gawędził z Festusem.
- Królowo. -
król Atlantydy lekko przyklęknął przed Mel, gdy ta szła z Kostkiem w jego
stronę. - To jest Kostek jak rozumiem? - Gdy Mel kiwnęła głową ten podszedł do
jej chłopaka i przywitał się z nim. - To jest moja córka. - wskazał na wysoką
blondynkę, która miała jego oczy. Jednak gdyby nie powiedział, że to jego córka
można by wziąć ją za jego siostrę. Obok niej stał... Zen.
- Mel.
Zostaje. Naprawdę, nie przejmuj się. - to ostatnie dodał widząc jak szklą się
jej oczy. - Dasz radę. W końcu masz Kostka. - Mel pokiwała głową, a Kostek
podszedł do Zena. Od wizyty na wyspie Erosa oboje stali się kimś na kształt
przyjaciół. Pożegnali się. Wszyscy, poza nimi byli już na ARGO.
- Witaj i
żegnaj Królowo Zachodu! Atlantyda zawsze będzie dla Ciebie domem Córo Olimpu. -
Król skłonił się, tak jak wszyscy jego poddani, gdy Mel z Kostkiem wchodzili na
statek. Pomachali im, popatrzyli na Zena, który trzymał za rękę córkę króla
(wydawało mu się pewnie, że nikt tego nie widzi).
- Szybko
awansowałaś na królową. Dokąd teraz? - Kostek przytulił się do Mel od tyłu i
mówił prosto do jej ucha.
- Do domu -
gdy tylko to powiedziała, statek zaczął odpływać od Atlantydy.