Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 49 - WITAJ I ŻEGNAJ KRÓLOWO ZACHODU

Pierwsza myśl: skąd Słońce w oceanie? 
Nie potrafiła na nie odpowiedzieć, ale biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia mogła uwierzyć we wszystko. Gdy Słońce przestało ją razić zobaczyła wielką górę pokrytą budynkami z białego kamienia (chyba marmuru), gdzieniegdzie poprzecinanymi złotymi wzorami. Potem Mel już tylko usłyszała jak ktoś woła jej imię i zemdlała...
***
- Nareszcie! - Mel zobaczyła nad sobą twarz Annabeth - Bałam się, że już się nie obudzisz.
- Gdzie... ja jestem? - podniosła się i rozejrzała dookoła. Siedziały w jakimś pokoju ale oprócz nich nie było nikogo.
- W Atlantydzie! A konkretniej w jakiejś zamkniętej komnacie w pałacu Atlantydów. Czekałam aż się obudzisz.
- Co się działo odkąd wpłynęliśmy? 
- A co pamiętasz? - Annabeth popatrzyła na Mel badawczo, a to jej powiedziała o górze, czyli o tym co pamiętała.
- To mało. No więc powiedzieli nam, że na razie jesteśmy ich gośćmi. Potem zapytali, które z nas ma ich kroplę. Na początku nic nie rozumieliśmy. - Mel popatrzyła na swój nadgarstek, gdzie na jej bransoletce wisiała kropla. - Tak, potem zrozumieliśmy, ale ty zemdlona leżałaś na środku pokładu na kolanach Kostka. Podnieśli twoją rękę i zaczęli krzyczeć, że kłamiemy, że nic nie wiem... - 
- Jak mogli was o to oskarżyć, przecież... - Mel wstała, ale tak gwałtownie, że się zachwiała i upadła znowu na łóżko.
- Uważaj. Zaczęliśmy im tłumaczyć, że zapomnieliśmy, że jesteśmy w szoku. Długo na mnie nie patrzyła, ale za chwilę powiedziała, że może nam nie wierzy, ale możemy porozmawiać. Zastrzegli jednak, że będą rozmawiać tylko z Tobą. - Mel nie lubiła, gdy ktoś patrzył na nią z takim... takim... nie wiedziała jak to nazwać, jednak w oczach Annabeth było wiele nadziei.
- A gdzie reszta?  - w momencie gdy tylko zapytała poczuła, że było to chyba pytanie, którego Annabeth się najbardziej obawiała.
- No wiesz... Chłopaków zabrali zaraz ze statku, bo powiedzieli, że są wojownikami i nie mogą ich tak swobodnie na razie puścić. Gdzieś ich zamknęli. Dziewczyny też są gdzieś, ale nie wiem gdzie. No i jest coś co mogłoby Cię zaciekawić. - popatrzyła tajemniczo na Mel, a gdy ta kiwnęła jej, żeby mówiła dalej, nabrała powietrza i mówiła spokojnie dalej. - Zena puścili wolno - 
- CO?! Jest zdrajcą?! - Mel znowu wstała, co prawda mniej gwałtownie, ale znowu opadła na łóżko.
- Nie, nie jest zdrajcą! Zaraz jak nas zaczęli oskarżać, Piper użyła czaromowy. Oni jednak powiedzieli, że nie ma próbować, bo i tak nic nie wskóra. Potem okazało się, że wiedzą kim jesteśmy, w sensie czyimi dziećmi. Zabrali chłopaków, a Zen stał dalej wolno. Zapytał dlaczego jego zostawili, a on, że Afrodytę czczą tylko jako patronkę młodych kobiet, dziewcząt. Nie ma tutaj półbogów do Afrodyty. Zapytałam jak to się dzieje, a oni, że bogini dostarcza im tylko swoje córki. Co znaczy, że Zen tłucze się gdzieś po Atlantydzie jako nikt. - 
- Ale dalej nie wiem co to dla nas oznacza. - Mel popatrzyła na przyjaciółkę badawczo. Zen naprawdę nie był teraz jej najważniejszym zmartwieniem.
- Nie rozumiesz? Nic mu nie zrobią, dopóki nie dogadają się z nami, bo nie mają jak wprowadzić syna Afrodyty, bo tutaj takich nie ma... - 
- Zaraz! Mówisz, że tu są inni półbogowie? - Annabeth pokiwała głową.
- Głównie dzieci jednego boga. Ale są też inni. Poznałam to po niebiańskim spiżu. Mają tu tego trochę, ale więcej jest tej twojej Błękitnej Grecji. Oni chyba tutaj to wykuwają, bo mają jakieś kuźnie, ale wracając do tematu. Mamy poza murami osobę, która może nam w razie czego pomóc. - Mel chyba wtedy zrozumiała, o co jej chodziło. Długo jednak się nad tym nie zastanawiały, bo usłyszały chrzęst klucza w zamku.
- Mel, słuchaj! Jestem twoją najbliższą współpracownicą. Musiałam im tak powiedzieć. Najprawdopodobniej zaprowadzą nas przed jakąś radę, czy coś. Ok? - dziewczyna pokiwała głową i akurat otwarły się drzwi.
- Nasza Śpiąca Królewna się obudziła? - strażnik podszedł do dziewczyn. - To dobrze. Wszyscy już na Ciebie czekają.
Nie miały kajdanek, nie miały nic. Strażnik nie miał broni. Jak zrozumiała Mel, one też nie miały mieć. Popatrzyła na Annabeth z niemym pytaniem i ona dzięki bogom zrozumiała. Pokiwała smutno głową. Zabrali jej broń. Ona jednak przecież miała, postanowiła na razie nic nie robić. Dowiedzą się co od nich oczekują. Od niej. Szli korytarzem na którego podłodze były błękitne kafelki, a ściany były białe. Tylko co kawałek pojawiały się jakieś rysunki błękitem. Strażnik był ubrany jak starożytny hoplita. Tym bardziej dziewczyny zdziwiły się, gdy z kieszeni (?) wyciągnął krótkofalówkę (?!) i powiedział:
- Ona nadciąga. Pięć minut do sali. Gotowość. - potem obrócił się do nich i z uśmiechem powiedział. - Trzeba być zorganizowanym, prawda? - 
Za chwilę wyszli z korytarza do większej sali. W niej na podłodze leżały kafelki w takim morskim kolorze, a ściany były powleczone srebrem oraz były w nie wmurowane kamienie szlachetne. Na pierwszy rzut oka była pusta, jednak za chwilę z pozostałych korytarzy wprowadzono resztę załogi ARGO, która była zamknięta w pałacu.
- Macie chwilę, zanim ona wejdzie do sali. W zależności od tego jak będą szły rozmowy, może i wy wejdziecie. - strażnik odszedł do pozostałych strażników. 
- Żyjesz! - na Mel wpadł Kostek. Pocałował ją, ale nie było im dane się cieszyć długo tą chwilą, bo zaraz Mel przejęła Ewa, a po niej Percy, który już przywitał się wylewnie z Annabeth, a teraz przytulił "swoją małą siostrzyczkę". Potem wszyscy połączyli się w jednym wielkim grupowym uścisku, który został przerwany przez strażników. Mel została poprowadzona do drzwi. Słyszała, jak strażnicy mówią coś do reszty, a zaraz obok niej stanęła Annabeth.
- Mówiłam. Jestem twoim doradcą. - uśmiechnęła się, a strażnik otworzył drzwi i weszły do środka. Sala była ogromna. Podłoga wyłożona była zielonymi kafelkami, ściany były złote, i było w nich więcej kamieni szlachetnych, niż w tej poprzedniej sali. W suficie była dziura, przez którą świeciło Słońce. Odbijało się ono od tych wszystkich szmaragdów, turkusów, diamentów, przez co miało się wrażenie, że tańczą one po ścianach sali. 
- Piękne, prawda? - dziewczyny dopiero teraz spostrzegły na tronie mężczyznę. Był młody, przystojny. Patrzył na nie swoimi zielonymi oczami. Był ubrany w rzymską togę, ale krótszą. W pasie był przewiązany złotym sznurem, a na swoich miodowo-brązowych miał koronę. Strażnicy przyklękli przed nim, ale za chwilę odwrócili się i razem z królem przyklękli przed Mel.
- Nareszcie do nas przybyłaś.Cieszymy się. - król zszedł z podestu, na którym stał tron i podszedł do dziewczyn. Objął Mel ramieniem, machnął na straż i wyszedł z nią do ogrodu, który był po prawej stronie sali tronowej. 
- Opowiedz mi swoją historię. - Mel zaczęła więc opowiadać królowi wszystko od czasu, gdy trafiła do Obozu Herosów. O swoich rozterkach, strachu, o Kostku, o Zenie, o Ewie, o wszystkich. Nie wiedziała czemu to wszystko mówi, ale czuła, że tak trzeba. Przechodzili się pięknymi ogrodami, w których Mel widziała wiele roślin i zwierząt o których istnieniu nie miała pojęcia. Annabeth i strażnicy szli w pewnej odległości od nich.
- Wierzę Ci, że mówisz prawdę. Wiedz Melanio, że czekaliśmy na Ciebie tutaj długo. Wierzyliśmy jednak, że zostaniesz naszą królową, widzę jednak Królowo Zachodu, że ta podróż do nas nauczyła Cię wiele i twoje życie jest tam, poza murami naszego miasta. Zasady są jednak stałe, ktoś musi zostać w mieście. Wiem, że mój wygląd jest mylący, ale jestem już stary i zmęczony władzą, mam jednak córkę. Ona przejmie władzę, gdy ja zniknę w morzu. - Mel popatrzyła na króla.
***
Zen szedł po mieście. Nikt nie zwracał na niego uwagi, nikt się nim nie przejmował. Głupio być dzieckiem Afrodyty. Tutaj zdawało się, że wszyscy nim gardzą. 
- Witaj! - przed nim stanęła dziewczyna. Wysoka blondynka o zielonych oczach. - Kim jesteś? To jest tak małe miasto, że wszyscy się tu znają, a Ciebie nie znam. Musiałeś przyjechać z resztą, ale dlaczego tato Cię wypuścił, skoro ich zamknął. - wyrzucała słowa z prędkością karabinu maszynowego. - No taak. Ty musisz być tym zakazanym synem Afrodyty. U nas takich nie znajdziesz. Pokazać Ci miasto? Pewnie, że tak. Spodoba Ci się tutaj, może nawet bardzo. To jak?
Zen uśmiechnął się do niej, a ona wyciągnęła do niego rękę.
- Chętnie. - Odpowiadając na to pytanie, nie wiedział, że ta dziewczyna to niespodzianka od jego matki oraz, że to ona zagości teraz w jego sercu, wypełniając pustkę po Mel. Chociaż bardzo możliwe, że jako syn bogini miłości coś przeczuwał. W końcu takie rzeczy wyczuwa się na odległość, gdy jest się zakazanym dzieckiem Afrodyty.
***
- Królu, ale... wybacz po pierwsze ty masz dwadzieścia lat! - Król się uśmiechnął i sprostował, że ma dwadzieścia TYSIĘCY lat. A jego wygląd to skutek życia w Atlantydzie, gdzie wszyscy wyglądali na wiek ok.dwudziestu lat. Mel wydała z siebie cichy jęk,a zaraz ciągnęła dalej. - Po drugie kogo mam zostawić? Królu wszyscy są mi bliscy i nie jestem w stanie powiedzieć kogo mogę zostawić. -
- Ależ Królowo, mamy wytypowanego ochotnika, on zresztą sam się zgłosił. Jak mniemam to część jego wyboru. Zresztą chętnie go tu przyjmiemy, takich jak on nie mamy tutaj w ogóle. - Król popatrzył na Mel, a ona już zrozumiała o kim mowa. Nie rozumiała tylko czy ona będzie potrafiła go tak tutaj zostawić. - Nie mniej Królowo, wiemy, że jesteś tutaj by nas wyciągnąć na światło dnia zachodu, ale my nie jesteśmy gotowi. Nie jesteście naszymi wrogami, ale poza tą jedną osobą nikt tu nie może zostać. Ty jednak Królowo i Córko Olimpu będziesz mile widzianym gościem. -
Król skłonił się lekko przed Mel i wrócił do pałacu. Do dziewczyny podeszła Annabeth. 
- Strażnicy powiedzieli, że naprawili ARGO. Mamy wracać. Dostaniemy od nich jakieś dary. Jako zapłatę. Wiesz za co? - przyjaciółki popatrzyły na siebie i Mel kiwnęła głową.
- Za Zena.
***
Zanim zapakowali się znowu na statek przeszli się po mieście. Było piękne i wszyscy żałowali, że nie mogą tu zostać na dłużej. Wiedzieli jednak, że król o ile był miły w rozmowie (Mel streściła im krótko o czym rozmawiali), miał też swoich strażników, których mógłby użyć przeciwko nim. Równo w południe stawili się w porcie. ARGO stał już gotowy. Leo, gdy tylko go zobaczył, pisnął z radości i pobiegł w jego kierunku. Za chwilę stał już na pokładzie i gawędził z Festusem.
- Królowo. - król Atlantydy lekko przyklęknął przed Mel, gdy ta szła z Kostkiem w jego stronę. - To jest Kostek jak rozumiem? - Gdy Mel kiwnęła głową ten podszedł do jej chłopaka i przywitał się z nim. - To jest moja córka. - wskazał na wysoką blondynkę, która miała jego oczy. Jednak gdyby nie powiedział, że to jego córka można by wziąć ją za jego siostrę. Obok niej stał... Zen.
- Mel. Zostaje. Naprawdę, nie przejmuj się. - to ostatnie dodał widząc jak szklą się jej oczy. - Dasz radę. W końcu masz Kostka. - Mel pokiwała głową, a Kostek podszedł do Zena. Od wizyty na wyspie Erosa oboje stali się kimś na kształt przyjaciół. Pożegnali się. Wszyscy, poza nimi byli już na ARGO.
- Witaj i żegnaj Królowo Zachodu! Atlantyda zawsze będzie dla Ciebie domem Córo Olimpu. - Król skłonił się, tak jak wszyscy jego poddani, gdy Mel z Kostkiem wchodzili na statek. Pomachali im, popatrzyli na Zena, który trzymał za rękę córkę króla (wydawało mu się pewnie, że nikt tego nie widzi).
- Szybko awansowałaś na królową. Dokąd teraz? - Kostek przytulił się do Mel od tyłu i mówił prosto do jej ucha.
- Do domu - gdy tylko to powiedziała, statek zaczął odpływać od Atlantydy.


4 komentarze:

  1. Rozdział genialny.
    Mel królową :D
    To co Herosi mają na razie spokój ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz opóźnienie, kochana, ale wróciłam z wyjazdu prosto na imieniny ciotki i rozumiesz, pół dnia przepadło na rodzinną imprezę, a jeszcze musiała w ekspresowym tempie pisać własny rozdział (który ukaże się dzisiaj wieczorem, pewnie koło 20-21, więc zapraszam), także... Ech, niby wakacje, a człowiekowi i tak na wszystko czasu brakuje. No dobrze, może lepiej skończę już to narzekanie i przejdę in re rozdziału, bo zaraz znowu muszę uciekać, tym razem do babci.
    Atlantyda, Atlantyda, Atlantyda! Serio, wow! Chociaż na miejscu niektórych chyba byłabym nieco rozczarowana - wiesz, wlec się przez pół świata i w ogóle tylko po to, by zobaczyć Atlantydę i zaraz wracać do domu... Ale w sumie to widoczek warty podróży :) Przez chwilę się bałam, że będą chcieli na siłę zatrzymać Mel, by zrobić z niej królową, ale na szczęście do tego nie doszło. W sumie całkiem sympatyczny ten król, ale z moją podejrzliwością co do postaci spodziewałam się, że w każdej chwili może zrobić coś złego. Ech, te moje niedorzeczne podejrzenia...! I Zen zostaje! W pierwszej chwili miałam w głowie tylko "Nie, nie, nie, nie!", ale teraz myślę, że tam mu będzie lepiej. Pierwszy "syn" Afrodyty na wyspie :) I zdaje się, że w końcu odnalazł to swoje szczęście, o którym mówił Eros. Łza się w oku kręci normalnie... Ech, cieszę się, że wszystko tak się dobrze kończy. Bo już zbliżamy się do końcówki, prawda? Cóż, wszystko, co dobre, musi się kiedyś skończyć... Ale trzymam kciuki za drugą część!

    Pozdrawiam,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń
  3. Tja, wszyscy kochamy te błędy w systemie. Ja z onetem też nieraz toczyłam walkę, więc znam ten ból... W każdym razie, jak znajdziesz wolną chwilę, to zapraszam do siebie na Rozdział XCIX. To już prawie okrągła setka!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja zapraszam na http://percyjackson-i-annabeth-chase-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń