- Pomagam Ci Melanio! Wybrałaś. Dałaś radę dokonać wyboru mimo sprzeczności, ale teraz musisz dostać klucz od strażnika. - Janus patrzył po wnętrzu statku jakby czegoś szukał.
- Ty jesteś tym strażnikiem? - Kostek podparł się na swoim mieczu i patrzył z podejrzliwością na boga.
- To, że jestem bogiem bram nie znaczy, że mam jakieś klucze. Coś ty się z choinki urwał synu Aresa? - Jason zgasił Kostka swoimi spojrzeniami. - Mel, musisz się udać na wyspę syren i wysłuchać ich śpiewu. One dadzą Ci odpowiedź.
To mówiąc, zniknął. Mel stała razem z Kostkiem i dalej wpatrywała się w miejsce gdzie stał Janus.
- Trzeba powiedzieć Leo, gdzie się udajemy. - Mel weszła do swojej kajuty, zostawiając Kostka przed drzwiami.
***
- Jeszcze raz mi to powiedz, bo nie wierzę... Oszalałaś! - Leo wpatrywał się w Mel. Siedzieli wszyscy w mesie, no poza Kostkiem, który pilnował steru, jako, że on jeden wiedział o co chodzi. Mel lekko zdenerwowana stała oparta o krzesło na szczycie, a dziewięć par oczu wpatrywało się w nią z niepokojem.
- Dokonałam wyboru i pojawił się Janus, powiedział, że muszę się udać na wyspę syren, wysłuchać ich śpiewu i wtedy dowiemy się co dalej. Musimy płynąć tam. - Mel starała się zachować spokój, ale jej niepokój objawiał się w zaciskaniu palców na oparciu krzesła. Po przeciwnej stronie stołu Percy przenosił wzrok z Mel na Annabeth, która wydawała się poruszona wizytą Janusa, której notabene nie widziała, jeszcze bardziej jak sama Melania.
- Jesteś pewna? - zapytał syn Posejdona - Musimy tam płynąć? Byliśmy tam z Annabeth i no powiem szczerze, nie chcę tam wracać.
- On powiedział wyraźnie, że to jest kolejny cel naszej podróży. Przykro mi, ale musimy. Ale nie martwcie się, nie musicie być na pokładzie. Ja muszę przez to przebrnąć sama, tak jak sama musiałam dokonać wyboru. - Mel uśmiechnęła się słabo, patrząc na przyjaciół. Ewa patrzyła na Wojtka, który skubał stół. Obok niego siedział Leo, który dopiero zauważył, co syn Zeusa robi z jego stołem. Widać było, że powstrzymuje się od tego by na niego nie nakrzyczeć.
- Nie ma mowy. Będziemy na pokładzie pilnować Ciebie. Nie możesz wszystkiego robić sama, bo jakbyś miała robić sama, to po co byłaby tu nasza pozostała dziesiątka? - Piper wstała i podeszła do Mel. Przytuliła ją mocno i powiedziała coś na ucho. Córka Ateny słabo kiwnęła głową.
- Dobra. Idę zabrać Kostkowi ster i kierunek wyspa syren. Ale pomału, bo muszę wymyślić jak skutecznie zamknąć nam uszy na czas ich śpiewu. - Leo wstał od stołu, ale zanim doszedł do drzwi wrócił się i z talerza zgarnął tosta z dżemem, który się tam właśnie pojawił.
- Myślę, że wystarczy narad wojennych na dzisiaj. Smacznego! - Percy z talerza ściągnął właśnie pizzę na niebieściutkim cieście. Wszyscy zaczęli się śmiać, a Annabeth teatralnie schowała się za rękami dając tym znak, że ona go "nie zna". Percy to zauważył i przy jej protestach przyciągnął do siebie i pocałował. Wszyscy jak jeden mąż wstali i wyszli zostawiając tą dwójkę samą sobie, gdyż przechodzili oni lekki kryzys ostatnimi czasy. Zrozumieli się bez słów: Percy i Annabeth mają teraz minutę dla siebie.
***
- Leo prawie mnie wyrzucił od steru marudząc, że płyniemy za szybko. Potem włączył chyba coś na kształt autopilota i zszedł pod pokład jęcząc, że nie dajemy mu chwili spokoju. - Kostek głaskał Mel po głowie, gdy ona leżała na jego kolanach i przeglądała notatki na temat syren. - Poza tym coś jeszcze mówił, że ma iryfon do wykonania i coś o jakiejś sielance, której on nie ma.
Mel mimowolnie się uśmiechnęła. Leo pewnie chciał powiedzieć Kalipso, że już bliżej do jego powrotu, bo wreszcie się ruszyli. On chyba jako jedyny, z tych co mieli dziewczynę, nie miał jej tutaj. Musiał się czuć samotnie, ale ona wiedziała, że w każdej wolnej chwili z nią rozmawiał. Ona zresztą też kilka razy wymieniała z nią poglądy.
- Jakby nie patrzeć to bez niego nie osiągnęlibyśmy połowy tego co osiągnęliśmy. Popatrz na to z tej strony. On dla nas niejako pracuje, a przyjemność? Kalipso przyjechała w zasadzie jak wyjeżdżał, więc chyba się nie cieszy. - Mel podniosła się i usiadła patrząc na Kostka. Często tak robiła. Nie mówiła mu do końca "prostym językiem" i radość jej sprawiało patrzenie jak on się męczy składając to wszystko w jeden sens. Twierdziła, że "wygląda słodko jak próbuje myśleć za dużo".
- Może i masz rację. Może trzeba by...
- Leo prosi, żebyśmy wszyscy zebrali się w mesie. Znalazł coś na te syreny - Jason stał w drzwiach i patrzył na nich z lekkim pobłażaniem. No tak, wyglądali jakby sobie urządzili swoją własną naradę wojenną, a nie randkę. Wstali i poszli za synem Jupitera do stołówki "Argo". Teraz na szczycie stołu stał Leo. Znaczy stał na taborecie, bo lubił być wyższy gdy miał coś ważnego do powiedzenia. Annabeth siedziała po przeciwnej stronie stołu jak Percy, ale po "ukradkowych" spojrzeniach jakie sobie posyłali można się było zorientować, że są na dobrej drodze do pogodzenia się. Jason usiadł na krześle obok Leo, a Mel usiadła po przeciwnej stronie stołu. Kostek oparł się o swój miecz za jej krzesłem. Było miejsce wolne po lewej stronie jego dziewczyny, ale po prawej siedział Zen. Chyba przyzwyczajenie wzięło górę.
- Stary... moja podłoga... - Leo popatrzył na syna Aresa, którego miecz niebezpiecznie wbijał się w podłogę mesy. Mel wiedziała, że to przyzwyczajenie Kostka, ale obróciła się do niego i coś cicho mu powiedziała. Ten jej coś odpowiedział, ale usiadł na krześle obok niej.
- Dziękuję. Nie masz pojęcia jak trudno się takie dziury potem naprawia. Teraz do tematu. Percy mówił mi, że można użyć pszczelego wosku, bo on tego użył. JA jednak wolę opcję słuchawki. Mamy takie małe słuchawki i wierzcie mi jak je założycie nie będziecie nic słyszeć. Do tego, każdy dostanie mikrofon, bo jeśli mamy pilnować Mel, musimy się jakoś kontaktować. Czy rozumiemy się? - wszyscy pokiwali głowami. - Niedługo dopłyniemy do wyspy. Jak będziemy się zbliżać rozdam sprzęt.
Leo odwrócił się i wyszedł z mesy. Część osób poszła za nim, w efekcie przy stole siedziała Mel, Kostek, Percy i Annabeth.
- Musimy przedyskutować twoje rozbrojenie. Ona wykręciła rękę po sztylet. Musimy Ci zabrać wszystko czym możesz się bronić. - Percy popatrzył na nadgarstek Mel, która miała tam bransoletkę ze swoimi śmiertelnym broniami. - Najlepiej jeśli oddasz nam bransoletkę. CAŁĄ, bo przemiana też może Ci pomóc.-
Annabeth pokiwała głową. Powiedziała jeszcze Mel, że pokusa będzie ogromna, ale na pewno da radę uzyskać odpowiedź.
- Pocieszające... - mruknął Kostek - Mamy ją wystawić na śpiew syren, bo od tego zależy cała misja, a nawet nie wiemy czy uda nam się ją utrzymać na statku. - popatrzył smutno po ich twarzach. Dopiero po chwili Percy zorientował się o czym mówi Kostek. Annabeth miała tylko siebie, na nieszczęście, Mel władała jeszcze wodą. Nie wiadomo co zrobi...
- Na Zeusa! - w oddali rozległ się grzmot, ale chyba nikogo to specjalnie nie przejęło. - On ma racje. Bez urazy Annabeth, ale Mel ma jeszcze wodę do dyspozycji, co na pełnym morzu stanowi pewien problem. Ona może nią wszystko zrobić, byle by się dostać do syren. Kostek odkrył właśnie największy problem. I co teraz? - syn Posejdona opadł na krzesło i popatrzył błagalnie na swoją dziewczynę jakby szukał u niej odpowiedzi. Annabeth zmarszczyła brwi, ale widać było, że już znalazła odpowiedź na jego pytanie.
- Mel, przykro mi, ale na czas twojego "spotkania" z syrenami musisz się skupić bardziej na swojej części od Ateny, zepchnąć jakby tą od Posejdona w głąb. - łatwo powiedzieć, trudniej zrobić pomyślała Mel. Ona sama była bardziej przywiązana do tej posejdonowej części, ale nic nie zdążyła powiedzieć, bo Annabeth ciągnęła dalej. - Za to Percy skupi całą swoją uwagę na morzu. Będziesz nie jako medytował, żeby utrzymać morze poza kontrolą Mel. W końcu to ty jesteś w bezpośredniej linii od boga morza. Damy radę. - uśmiechnęła się, a oni zrozumieli, że ten plan może wyjść.
***
Mel leżała na pokładzie. Słońce grzało ją w twarz i gdyby zrobić jej teraz zdjęcie to nikt nie mógłby powiedzieć, że znajdują się na Morzu Potworów, a ta dziewczyna zaraz zmierzy się z syrenami. Miała zamknięte oczy, skupiała się na tym, żeby z głębi siebie wydobyć Atenę. To jej była córką, ale do tej pory wszyscy traktowali ją bardziej jak córkę Posejdona. Kawałek dalej, po turecku siedział Percy. On również miał zamknięte oczy i starał się "połączyć" z morzem, jednocześnie jakby tłumiąc wpływy Mel. Ewa stała w zejściu pod pokład i przyglądała się tej dwójce. Wiedziała, że Mel była jakby jej siostrą, ale chyba wszyscy uważali, że ona bardziej czuje się jak dziecko boga mórz. Teraz, gdy tak leżała na pokładzie, a obok niej siedział Percy, pomyślała sobie, że wyglądają naprawdę jak rodzeństwo "z morza". Bo kto inny może leżeć z takim spokojem na statku, który zbliża się do wyspy syren?
- Ewa! Czy widziałaś... - Wojtek został zatrzymany przez dziewczynę zanim wybiegł na pokład.
- Ciii! Oni medytują - pokazała w kierunku Mel i Percy'ego. Wojtek wybałuszył oczy, a Ewa dopiero teraz się zorientowała, że on przecież nic nie wie. Szybko streściła mu co wymyśliła Annabeth. Jej samej opowiedziała to Mel, gdy kładła się na pokładzie. Syn Zeusa potakiwał słuchając całej jej wypowiedzi, a gdy skończyła i popatrzyła się na niego mruknął tylko, że Mel będzie ciężko i że idzie znaleźć Kostka. Ewa uśmiechnęła się i pokręciła głową. W sumie dawno nie widziała, żeby Wojtek z Kostkiem razem rozmawiali, czy po prostu spędzali ze sobą czas. Odwróciła się znowu w kierunku Mel i Percy'ego, dalej medytowali spokojnie.
- Meeeel! Na horyzoncie! - Leo wpadł na pokład. Mel usiadła, a Percy oblał Leo wodą. - Ej no! Ale przynajmniej nie Mel, wiemy, że medytacja na coś się przydała. Na horyzoncie wyspa syren. Szykujemy się. - to mówiąc zszedł pod pokład, a za chwilę wrócił z małym pudełkiem, a za nim reszta. Na końcu Zen z... Kostkiem. Rozmawiali cicho i nie było słychać żadnych krzyków, ani nawet przepychanek. Ewa myślała, że zaraz będzie musiała zbierać szczękę Mel z podłogi. Leo rozdał zestawy słuchawek, wszyscy je zamontowali, a Mel z boku śmiała się, że wyglądają jak jacyś ochroniarze co częściowo było zgodne z prawdą. Potem do Mel podszedł Kostek, lekko ją pocałował, coś jej powiedział cicho na ucho, a potem zdjął jej bransoletkę z broniami. Smutno pokiwała głową, ale zaraz z uśmiechem zapięła mu na nadgarstku.
- Pasuje CI idealnie! - Kostek pokazał jej język, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. Następnie włożyli sobie słuchawki do uszu, a Mel przywiązali mocno do masztu. Leo poszedł do steru, a reszta zajęła miejsca na pokładzie tak, by widzieć Mel, ale na tyle daleko, no, żeby nie przeszkadzać jej w wyrywaniu się i żeby aż tak bardzo nie bolało jak będą na nią patrzeć, gdy będzie się wyrywać. Ewa patrzyła na wyspę, która już teraz nie była na horyzoncie. Na zadartych skałach siedziały syreny. Wyglądał okropnie. Córka Ateny widziała, że zaczęły otwierać usta, znaczy się zaczęły śpiewać. W tym samym momencie Mel zaczęła się wyrywać do nich. Ewa odwróciła głowę od przyjaciółki, kątem oka zobaczyła, że Kostek robi to samo. Zanim jednak obróciła głowę widziała w oczach Mel oskarżenie "i ty jesteś moją przyjaciółką?". Po jej policzku popłynęła łza.
Hej, ja tylko na chwilkę - w końcu złapałam zasięg i piszę z telefonu (czego nienawidzę). Tak, jestem na wyjeździe i postaram się czytać na bieżącą, ale mogę mieć zaległości w komentowaniu. Z ręką na sercu - nadrobię wszystko po powrocie. Pozdrawiam! A rozdział podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńRozdział genialny *.*
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie o.O
Lubię syreny xdd
Są takie wredne...
I pewnie ładnie śpiewają...
Bardzo podobne do mnie :D
Żart. Nie jestem wredna.
Chyba ^^
Weny kochana, weny
Czekam na next :3
Zapraszam do mnie:
percy-jackson-dalsze-losy.blogspot.com
Doszłam już do tego rozdziału .
OdpowiedzUsuńKryzys w raju . Jak w każdym .
Czekam na nexta .
Ba ja chce już kolejny rozdział .