Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 47 - MUSISZ ZNALEŹĆ SWOJE SZCZĘŚCIE

Mel szła do przodu, jednak ciągle oglądała się do tyłu w kierunku ARGO. Widziała jak stoją wszyscy. Potem część odchodziła. Na koniec została tylko Annabeth. Przynajmniej Mel się wydawało, że to była właśnie ona. Odwróciła się znowu w kierunku wyspy. Jednak Zen był daleko przed nią.
- Hej! Czekaj, czekaj! - Mel próbowała go dogonić, ale on szedł dosyć szybko.
- Nie ma na co czekać. Załatwmy tą bestie i wróćmy na statek. - Zen zwolnił, ale nie poczekał na nią. Melania szybko dobiegła do niego i złapała go za rękę. 
- O co Ci chodzi? Jesteś na mnie zły? - popatrzyła na chłopaka, a on przypomniał sobie, jak piękne ma oczy. Westchnął prawie nie zauważalnie, tak by ona nie zdała sobie sprawy jak bardzo boli go to, że nie wybrała jego. Wyrwał jej rękę.
- Nie wcale nie jestem zły. Wybrałaś Kostka, a teraz ja mam iść z Tobą na misję? Nie jestem zły, jestem wściekły - odwrócił się znowu od niej i zaczął iść. Mel jednak miała dosyć jego zachowania i szybko dobiegła do niego, a nawet go wyprzedziła.
- JA też nie jestem przeszczęśliwa, że mam z Tobą iść. Ale to nie ja sobie wymyślam przepowiednie. Więc pójdziemy, załatwimy szybko tą misję i wrócimy. Nie chce żadnych więcej Twoich humorów. Idziemy! - czekała na jego decyzję, ale wiedział, że z nią nie wygra. Mruknął pod nosem coś na kształt "Ok" i poszli dalej w głąb wyspy. Szli przez dłuższy czas w ciszy, ale że weszli w las nie przeszkadzało to nikomu. Dookoła było słychać ptaki i inne dźwięki, Zen wolał się nie zastanawiać co to jest i czuł, że Mel też się nie zastanawia nad tym. Nagle w środku lasu jak grzyby po deszczu, pojawił się wielki pałac. Biały jak z marmuru, ale widać było, że to nie marmur. Zen powiedziałby prędzej, że to kości. Ta myśl zaraz go zmroziła i postanowił się nie zastanawiać z czego jest zbudowany ten budynek. Wieżyczki były zakończone złotymi zwieńczeniami. Olaf pomyślał, że chyba na Olimpie nie powstydziliby się takiego pałacu.
- Czy ty myślisz, że to tam czeka na nas nasz potwór? - Mel patrzyła to z zachwytem, to z obrzydzeniem na pałac. Zen miał ochotę powiedzieć "Skądże, to jest hotel dla strudzonych wyprawą herosów. Odpoczniemy i pójdziemy dalej.", pokiwał jednak smutno głową.
- Znaczy się musimy tam wejść. - nie było sensu się kłócić, bo oboje wiedzieli, że muszą tam iść. Chwilę później stali przed wielkimi drzwiami. Mel powiedziała, że hebanowymi, ale Zena nie obchodziło to w ogóle. Podniósł rękę by zapukać, ale zanim to zrobił, wrota otwarły się same.
- Wchodzimy? - wiedział, jaka czeka go odpowiedź, ale wolał się zapytać. 
- Wchodzicie. Czekałem na was. - głos był zimny i taki nie ludzki. Oboje z chęcią by się odwrócili i odeszli, ale weszli do środka, a wrota się za nimi zamknęły. Dookoła było przeraźliwie cicho i ciemno.
- Melania i Olaf... W głębi duszy liczyłem, że to jednak wy będziecie. Rozgośćcie się - Znowu ten głos. Mel poczuła na ramionach gęsią skórkę.
- Kim jesteś? - Zen zdusił strach i zadał to pytanie.
- Waszym lękiem i wyborem. Przekonacie się, że tym właśnie jestem. - teraz głos się zaśmiał, a na przeciwko ich oświetliły się schody. Zrozumieli, że muszą tam wejść.
***
- Czy to musi tak długo trwać? - Kostek stał, oparty o burtę i wpatrywał się w wyspę. - Oni powinni już wrócić.
- Czy ty siebie słyszysz Kostek? - Annabeth przechodziła koło niego z nosem w jakiejś książce. Zważając na to, że musieli czekać na powrót Mel i Zena, postanowili się oddać małemu relaksowi. - Poszli niecałą godzinę temu, a ty już panikujesz. Mają w końcu potwora do pokonania. -
- Ale to tak długo trwa. Nie potrafię tak stać bezczynnie, to jest silniejsze ode mnie. - Kostek usiadł i oparł się plecami o burtę. 
- Nie przejmuj się. - Annabeth usiadła koło niego. Chciała mu pomóc, ale jakby ktoś słyszał teraz jej myśli słyszałby, że przeklina to, że nie może dalej czytać. - Jak nie wiesz jak sobie radzić, gdy twoja dziewczyna wyrusza na śmiertelną misję, to idź pogadać z Percym. Na pewno Ci pomoże. - córka Ateny popatrzyła na syna Aresa. Jemu rozświetliły się oczy. Przytulił ją, mruknął jakieś podziękowanie i pobiegł pod pokład. Annabeth uśmiechnęła się i już miała iść dalej czytać. Jednak na  pokładzie była cisza i spokój, więc oparła się wygodniej o burtę i otworzyła książkę na stronie, na której skończyła.
***
Szli bardzo pomału po schodach. Mel szła przodem, a Zen za nią. Przez długi czas było słychać tylko stukanie butów, ale potem ciche szepty, których nie mogli zidentyfikować. Okazało się, że na końcu schodów była duża sala, jakby tronowa. Wskazywała na to obecność wielkiego, złoconego tronu. Był on jednak pusty, więc dalej nie wiedzieli kim jest ten tajemniczy głos.
- Witajcie w moich progach. Miło mi was gościć. Wiem po co tu jesteście. Nie bójcie się, aż tak bardzo. Nie jestem potworem. - przez salę przeleciała smuga wiatru, która skłębiła się na tronie, ale nie uformowała nic konkretnego. - Ale skomplikuję wam życie. Nie wiem czy się domyślacie kim jestem. Na razie was nie oświecę. Nie będziecie ze mną walczyć ani nic takiego, macie tylko... - 
- Wiem kim jesteś. Bogowie! Ale co ty tu robisz? Przecież oni Cię spotkali w Chorwacji... - Mel patrzyła się z lekkim strachem w chmurę na tronie. Zen widział, że ją ta osoba martwi. On dalej nie wiedział z kim mają się zmierzyć.
- No cóż. Wszystko wędruje na zachód. Czasem pokazuję się tam, czasem tu. Teraz jestem tu, specjalnie dla was. - Mel mogłaby przysiąc, że chmura się uśmiechnęła, a może to tylko jej wyobraźnia?
- Chwila! Kto to jest Mel? - Zen stanął między Mel, a tronem. 
- Eros, Amor, jak wolisz. Zadowolony? - Mel wydawała się zmęczona tym wszystkim, a Zen mógłby przysiąc, że byli w pałacu nie dłużej jak godzinę.
- Musisz się wiele nauczyć od swojej przyjaciółki. Tak Olafie, jestem Erosem, Amorem. I mam dla was zadanie. Szczególnie dla Ciebie. - Mel znowu miała wrażenie, że chmura się uśmiecha. - Mel wybrała, ale Ciebie ten wybór boli. Macie proste zadanie. Musicie się pocałować, żeby udowodnić mi, że dziewczyna dobrze wybrała... -
- CO?! Nie mogę, mam Kostka, nie mogę. To by była zdrada. - Mel patrzyła się w chmurę, która przybierała kształt mężczyzny, ale zaraz się rozwiewała.
- Jeżeli dobrze wybrałaś to nie będzie to zdrada. Nikogo to nie będzie bolało, Kostka tu nie ma, a wy nic mu nie powiecie. Jeśli wybrałaś źle to będzie dla was próba, podczas której będziesz mogła zmienić wybór. Jeden pocałunek i dostajecie klucze. Macie czas na przemyślenia. OSOBNO! - w sali huknęło i Mel poczuła jak wyparowuje. Za chwilę znalazła się w pustej cel. Było w niej ciemno, ale jak się podniosła z podłogi i usiadła na łóżku, rozświetliło się światło. Ściany były w kolorze zielonym, ale były w nich wydrapane rysy. Mel opadła na łóżko. Co miała zrobić? Kochała Kostka, nie chciała tego robić. Wiedziała dużo o Erosie z opowieści, wiedziała, że nie da się go oszukać. Wybór był dla niej ciężko, a teraz to? Nie wiedziała kiedy zamknęła oczy i zasnęła.
***
Zen siedział pod ścianą. Czyż nie tego chciał? Przecież chciał pocałować Mel, chciał mieć jakiekolwiek szanse. Teraz jednak czuł się dręczony. Mel nie chciała zdradzić Kostka, a on czuł się gorzej niż mogłoby się wydawać. Czekał głównie na jej decyzję. Była zdolna do wszystkiego dla powodzenia misji, ale czuł, że to jest jedna z tych rzeczy, do których jest się zdolnym, dopóki nikt nie każe tego zrobić. Oparł się o poduszkę, którą ściągnął z łóżka i po chwili zasnął.
***
Kostek wczoraj rozmawiał z Percym. Troszkę go to uspokoiło, ale dzisiaj, kiedy się dowiedział o Leo, który miał w nocy wartę, że nie wrócili, znowu zaczął się denerwować. Siedział w mesie nad talerzem z płatkami kukurydzianymi, które już straszliwie rozmokły w mleku. Patrzył na krajobrazy z Obozu Herosów i chciał się tam jak najszybciej znaleźć. Do mesy weszła Ewa. Popatrzyła na niego. Nie wiedział jaką miał minę, ale sądząc po jej reakcji to straszną. Złapała tosta i szybko wyszła. Niech Mel już wraca, bo wszyscy go unikają ze względu na jego humor.
***
- Erosie. Erosie! Wiem, że mnie słyszysz. Podjęłam decyzję. Zgadzam się. ZGADZAM SIĘ! - Mel stała w celi. W nocy trochę spała, ale też przemyślała propozycję Erosa. Misja była ważniejsza. Poza tym czuła się pewna swojego uczucia do Kostka. Za chwilę pojawiła się znowu w sali tronowej, a obok niej na klęczkach Zen. W tronie dalej kłębiła się chmura.
- A więc jednak... Ciekawe. Proszę. Jestem gotowy. - Eros-chmura zaczął delikatnie formować się w postać mężczyzny. Zen wstał i wpatrywał się w dziewczynę.
- Jesteś pewna? - popatrzył na nią nieśmiało.
- Tak jestem pewna. Damy radę. Chodź tu. - te słowa jednak Mel powiedziała łamiącym się głosem. Podeszła do niego. Położyła ręce na jego ramionach. W odróżnieniu do Kostka, Zen był prawie tego samego wzrostu co ona. Pochyliła się do niego, a chmura z Erosa była już prawie, że mężczyzną. Zen dokończył dzieła i pocałował Mel. Czekał na to cały czas. Jednak... nic nie czuł. Jakby całował siostrę. Przerwali pocałunek w tym samym momencie. Wpatrywali się w siebie z rozbawieniem, a potem przytulili się i popatrzyli się na tron. Siedział tam już Eros jako mężczyzna.
- Ciekawe... dokonałaś dobrego wyboru. Gratuluje. Olaf... musisz znaleźć swoje szczęście, bo ta tutaj Melania już znalazła. - Eros uśmiechnął się chłodno. - Waszym kluczem jesteś ty Melanio. A wasz cel znajduje się na samym krańcu świata. To jest na krańcu morza. Wasz przyjaciel syn Posejdona będzie wiedział. Żegnajcie. - zaraz zmienił się w chmurę dymu.
- Wracamy? - Zen wydawał się spokojny.
- Wracamy. - Mel zbiegła po schodach, a Zen za nią. Byli już tak blisko celu.
***
- To oni! TO ONI! - Ewa stała na pokładzie i widziała dwie postacie, które zbliżają się. Wszyscy wbiegli na pokład, a za chwilę ściskali się i witali.
- Mel! - Kostek wbiegł na pokład i porwał swoją dziewczynę w ramiona. - Nie zostawiaj mnie nigdy już, dobrze? - 
Pokiwała głową i pocałowała go. Nad jego ramieniem widziała Zena, który z uśmiechem na nich patrzył. 
- Percy, mamy płynąć na koniec świata, morza. Wiesz gdzie to jest? - Zen patrzył na Mel i Kostka, ale za chwilę popatrzył na syna Posejdona.
- Wiem. Leo idziemy do sterów. Zaraz wyruszamy. - Leo zasalutował i poszli. Teraz jak tylko tam dopłyną, Atlantyda będzie ich...

2 komentarze:

  1. Wooo <3
    Matko świetny rozdział!
    Nie mogę doczekać się następnego <3
    ~ Julie

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, kochana, z rozdziału na rozdział naprawdę robisz widoczne postępy. Myślę, że ten rozdział mówi sam za siebie, jak bardzo się rozwinęłaś przez ten rok. Możesz byś z siebie dumna :-) Dobra, ad rem, choć przez ciebie i tak wprawiłam się w pisaniu z telefonu. Dosłownie nie mogłam się oderwać od tego rozdziału. Najpierw, by zobaczyć, kogo spokają na wyspie, a potem, czy wykonają zadanie i co w ogóle z tego wyniknie. Nie spodziewałam się Erosa i przyznaję bez bicia, że trochę mnie ten facet przeraża. Ależ zadanie wymyślił... Podobało mi się, jak tu ukazałaś relacje Zena i Mel. Zwłaszcza, że Zen nic nie poczuł, to może w końcu wyjdzie na prostą. Ech, ja na miejscu Kostka to bym oszała z nerwów po pięciu minutach. A co dopiero po całej nocy! Ulga, że to wszystko dobrze się skończyło. Chociaż "skończyło" to chyba nie najlepsze słowo. W końcu przed nimi kraniec świata! Już nie mogę się doczekać. Dobra, kończę mój najdłuższy w życiu komentarz z telefonu. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń