- Na lewo! Albo wiesz co, na prawo. Nie, nie, nie! Czekaj, Leo mówi, że bardziej do przodu.
Samego syna Posejdona nie było widać, więc domyśliła się, że musi być pod pokładem. Nico przyzwał kilku szkieletorów (bogowie wiedzą skąd oni się wzięli na ich statku!) i teraz razem z nimi szorował pokład i polerował, gdyż już trochę drzazg powbijało się w ich buty. Szkielety miały jakieś dziwne urządzenia polerujące. Wyglądały jakby były zrobione z kości, ale Ewa mogłaby przysiądz, że miały z boku napisane "BOSCH". Może w Hadesie jest jakaś fabryka albo po prostu, syn Hadesa wysłał je do jakiegoś sklepu. Możliwe też, że sam tam poszedł, bo z nim to nigdy nie wiadomo. Łaził tym cieniem, kiedy chciał i gdzie chciał. Ewa wiedziała, że Mel rozmawiała z nim o tym, ale do jakich wniosków doszli? Może nawet sam Zeus nie wiedział. Po niebie przetoczył się grzmot. Dobra. Zeus wiedział. Najlepszą zabawę z całej tej grupy miała chyba Mel i Kostek. Siedzieli na maszcie, gdyż to im przypadło zaszczytne zadanie naprawy masztu i żagli. Jednak o ile Mel pilnowała, żeby wszyscy robili zawsze dokładnie i porządnie, o tyle ona zawsze miała mnóstwo zabawy. Maszt co prawda naprawili dosyć szybko, ale teraz łatając i cerując żagle mieli bardzo wesoło. Ewa popatrzyła w górę i o mały włos nie krzyknęła. Nad całym kadłubem, niczym most, wisiała fala wody. Masz był jakby w jej centrum. A po tym moście biegali jak gdyby nigdy nic, Mel z Kostkiem. Ewa była ciekawa czy żagle są już naprawione, że oni się tak bawią. I dlaczego nikt inny nie zwraca na to uwagi? Tak są zapracowani czy... wtedy zrozumiała, że to Mel. Ona i tak wykona to co jest do zrobienia, a poza tym jest szefową. Uśmiechnęła się pod nosem, ale przesiadła się bliżej steru. Nie miała ochoty być zalana taką ilością wody, jaka teraz wisiała nad jej głową. Oglądała się jeszcze za Zenem i Piper. Z tego co pamiętała to oni też dostali jakieś zadanie, a nie było ich widać na pokładzie. Ewa wytężyła pamięć próbując sobie przypomnieć, co takiego ta dwójka miała zrobić...
***
- Z całym szacunkiem, ale czy Jason kiedyś w ogóle sprząta? - Piper najpierw myślała, czy nie zdzielić Zena swoim Katoptrisem, ale po chwili dotarło do niej, że musi mu przyznać rację. W kajucie jej chłopaka panował niesamowity bałagan.
- Wygląda na to, że nie. A jest przecież taki poukładany. Naprawdę nie wiem jak on to zrobił. - Piper i Zen ubrani w fartuszki z głowami harpii i napisami "Nie chcesz, żebyśmy to my tutaj posprzątały" oraz lateksowe rękawiczki dostali chyba najmniej lubiane zajęcie na statku. Nawet smarowanie smołą silnika było w tej sytuacji lepsze. Mianowicie mieli posprzątać wszystkie kajuty. Każdy to robił. Każdy nienawidził tego najbardziej z całej listy obowiązków. A najbardziej bolało to zawsze tych, którzy musieli to robić ręcznie. Co to znaczy? Jason wzywał wiatr, który omiatał wszystkie kajuty i po góra pół godziny wszystko było czyste. Percy i Mel wzywali na pomoc wodę, która się wlewała do środka (oczywiście niczego nie moczyła), wszystkie śmieci wypływały, a jak woda wracała do morza, zostawiała wszystkie śmieci na pokładzie, więc zostawało już tylko pozbieranie ich. Ewa i Nico mieli swój sprytny sposób. Ewa miała taki odkurzacz specjalny, a Nico przywoływał szkielety. Praca w ich wykonaniu trwała dosyć długo, ale to nie oni ją robili. Sprzątanie odbywało się parami, więc cała reszta, która nie miała pomysłu na szybsze sprzątanie doczepiała się do tych co mieli pomysł. Wojtek do Jasona, Kostek do Mel, Annabeth do Percy'ego oraz Ewa i Nico razem. A Piper i Zen musieli to robić ręcznie, co u nich trwało czasem nawet trzy godziny. Jedyną osobą, która nie sprzątała kajut był Leo. Po pierwsze dlatego, że raz jak sprzątał to podpalił, na szczęście to była akurat jego kajuta, a po drugie, on zawsze sprzątał sterownie i "pomieszczenia techniczne". Nikt więcej nie miał ochoty tam wchodzić, w zamian za to został zwolniony ze sprzątanie kajut.
- Piper, czy my naprawdę nie mamy jakichś mocy, by to szybciej sprzątnąć? - w końcach palców trzymał brudne ubrania Jasona i z lekkim obrzydzeniem wrzucił je do kosza na pranie, który targali ze sobą.
- Obawiam się, że nie. Czeka nas dłuuugi dzień. - Piper patrzyła z obrzydzeniem na pajęczynę w rogu kajuty. Rozciągnięta była od małego okna, po ramkę ze zdjęciami na których były Jason z Thalią, z nią oraz z Leo. Uśmiechnęła się słabo, ale brak przyjemności z wykonywanej pracy szybko zmienił ten uśmiech w grymas. - Dobra, koniec gadania. Im szybciej skończymy tym szybciej, będziemy mieli to znowu z głowy na cztery tygodnie. Zen, naprawdę, wybacz, że Ci to powiem, ale dlaczego ty musiałeś się wyrzec tego Posejdona?
Zen zrozumiał od razu o co jej chodziło i zaśmiał się. Chyba pierwszy raz odkąd się pojawił na "Argo II", ktoś żartował z jego sytuacji. To była miła odmiana. Zresztą miał wrażenie, że Piper jest jedną z nielicznych osób, które nie miały do niego pretensji.
***
Mel upadła. Nie wiedziała jak to zrobiła, przecież biegali po płaskiej kładce z wody, ale upadła. Zaraz na nią spadł Kostek.
- Mam Cię! - zaczęła mu się wyrywać, ale przez śmiech, szło jej to nie za dobrze. - Nie wymkniesz mi się teraz.
- A założysz się? - woda wdarła się między nich i Mel zaraz znalazła się pod kładką, żeby a chwilkę wypłynąć za zaskoczonym Kostkiem i wskoczyć mu na plecy. - I co teraz powiesz, straszny synu Aresa? - zaśmiała się prosto do jego ucha.
Kostek przerzucił ją sobie przez ramię, tak że patrzył prosto w jej oczy, a ona w jego.
- Pocałuję Cię moja Rozgwiazdo. - to mówiąc pocałował ją mocno, tak że prawie rozpłynęła się w jego ramionach. Brakowało im obojgu takich chwil na statku, gdy mogli sobie pobyć sami, nacieszyć się sobą. Kostek dalej nie mógł przeżyć z Zenem spokojnie w jednej kajucie, a Mel miała na głowie zarządzanie misją. Nie sama oczywiście, bo przecież jeszcze i Annabeth, i Leo, ale najważniejsze decyzje były na jej głowie.
- Ej wy tam! Żagle naprawione, że wam się zbiera na zabawy? - Leo wyglądał komicznie z tym swoim wzrostem, patrzący z lekkim gniewem do góry, przez wodną kładkę.
- Tak jest kapitanie Nemo! - Mel wychyliła się zza kładki i poparzyła w dół. - Za minutkę schodzimy.
I zanim Leo zdążył coś jeszcze dodać, położyła się z Kostkiem na wodzie. Ta jednak nie była spokojna. O "Argo" coś uderzyło. Cały statek się zachwiał. Mel i Kostek podnieśli głowy w tym samym momencie, a za chwilę ich kładka zapadła się na dół. Krzyk Ewy, zmieszał się z krzykiem Leo i Annabeth, a Mel przy resztce zdrowego rozsądku, kazała wodzie się rozlać na boki, no i oczywiście utworzyć miękki materac do lądowania dla niej i Kostka. Stanęli twardo na pokładzie, wyjmując miecze. Spod pokładu wypadł właśnie Jason, ubrudzony smołą, za nim Wojtek, który wyglądał jakby się w tej smole kąpał. Na końcu Percy z Orkanem w ręce.
- Co to było? - syn Posejdona zziajany jakby dźwigał sklepienie niebieskie patrzył po wszystkich szukając odpowiedzi.
- Nie mam pojęcia, poza tym, że właśnie spadłam. - Mel opierała się o swój wodny trójząb i patrzyła cały czas na horyzont.
Wtedy też rozległ się przeraźliwy skrzek i wszyscy odwrócili się na drugą stronę.
- Czy to jest...
- Tak to GRYYF - Mel upadła, bo zwierzę pikowało w jej stronę.
- Czy ktoś z tym kiedyś walczy albo wie co robić? - Percy popatrzył się błagalnym wzrokiem na Annabeth, jednak ona bezradnie patrzyła na zwierzę. Wszyscy na pokładzie zamarli czekając co zrobi ów potwór, a gdy tylko ktoś próbował go zajść od tyłu ten ział ogniem (nowa umiejętność, czy ktoś wiedział, że gryfy zieją ogniem?!). Mel i Percy próbowali zająć potwora wodą, a Jason powietrzem, nawet razem tworzyli burzę. Nic. Gryf dalej stał i patrzył na wszystkich półbogów z wrogością. Nie wiadomo co by się stało, gdyby nie przybłęda Zen. Wkroczył w swoim fartuchu i rękawiczkach na pokład, a gdy zobaczył gryfa nie czekał tylko uderzył go "Mieczem awaryjnym", który wisiał przy schodach. Gryf co prawda nie rozpadł się, ale Kostek, Percy i Jason mogli go zaatakować, gdy zajęty był Zenem. Za chwilę z Gryfa została jakaś dziwna kurtka i trochę piór.
- Gryfon Ateński. Znam go. Ta kurtka jako tako nie ma stwierdzonych właściwości magicznych, ale ponoć pomaga. - Annabeth podniosła ją z pokładu. - Tylko kto ma ją wziąć?
Kostek zabrał od niej kurtkę, ale nikt nie protestował, bo syn Aresa podszedł do Zena.
- Powinna być twoja. Widać każda ryba czasem się przyda. - nikt nie wiedział jak zinterpretować słowa Kostka, ale Zen wziął od niego kurtkę i obaj podali sobie ręce. - A teraz czas na kolacje. Ryba, idziesz?
- Nie mogę, jeszcze. Musimy z Piper posprzątać jeszcze trochę twoich syfów. - Zen się uśmiechnął, a cała reszta wybuchnęła śmiechem.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak jak napisałam w informacji, zbliża się rocznica bloga. Jak pewnie zauważyliście z boku jest ankietka, którą mi polecono ;) Poza tym może faktycznie zrobię jakieś wywiady z bohaterami, chcielibyście? :)
Mam nadzieje, że rozdział się spodobał ;)
Juhu, i mamy nowy rozdział! Jest dłuższy od pozostałych (czy to tylko moje wrażenie) i mi bardziej przypadł do gustu. Widać, że się rozwijasz. Idziesz w dobrym kierunku, kochana :) Cieszę się, że na początku mieliśmy perspektywę Evy, bo ostatnio zaczęła mi gdzieś znikać w tłumie. I moim zdaniem ma tutaj najlepszą fuchę - może sobie siedzieć z książką, podczas gdy inni zasuwają. Grunt to się dobrze ustawić :) A z pozostałych to sama nie wiem, kto ma najgorzej... Chyba faktycznie Piper i Zen. Swoją drogą, bardzo mi się podoba, jak ukazałaś relacje między nimi. Dobrze to wyszło. Zwłaszcza na tle tej niewdzięcznej pracy. Ja bym chyba oszalała na ich miejscu, zwłaszcza że pozostali mogliby posłużyć się swoimi mocami i załatwić to o wiele szybciej. Tak na marginesie, to czy Zen nie jest teraz kimś w rodzaju przyszywanego przyrodniego brata Piper? To brzmi dziwnie, ale wiesz, o co mi chodzi - Afrodyta i tak dalej... Uśmiałam się przy scenie z Mel i Kostkiem. Ha! Ale w sumie co tam, niech korzystają z życia. Komu jak komu, ale herosom na niebezpiecznej wyprawie trochę rozrywki się przyda. Przynajmniej nacieszyli się sobą... Przez chwilę. Bo gdyby mieli jeszcze kilka minut spokoju, to by było wręcz podejrzane :P Hm, gryfon ateński... Twój pomysł czy z mitologii? Ciekawi mnie ta kurtka i czy faktycznie w czymś pomoże. Ale przede wszystkim cieszę się, że Zen staje się częścią zespołu. Sama wiesz o tej mojej dziwacznej sympatii do niego :) Więc pomyślmy, na kogo mogę zagłosować w ankiecie...
OdpowiedzUsuńOsobiście jestem za wywiadami. Z pewnością będzie ciekawie :) I już nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie, nie zdaje Ci się :) Ten rozdział jest dłuższy. Jak go pisałam to jakoś nie umiałam go skończyć, dlatego jest taki długi, ale mi też podoba się jego długość :)
OdpowiedzUsuńZen jest rzeczywiście jakimś przyrodnim bratem Piper, ale jak to wiadomo u herosów to nic nie wiadomo ;) Bo patrząc na historię Zena to już ma bardzo duużo rodzeństwa :)
A gryfon ateński... to mój pomysł. Nie chciałam dawać czegoś co już się pojawiło.
Dziękuję Ci za komentarz i to, że cały czas we mnie wierzysz ;)
Osobiście wolę dłuższe rozdziały, bo wtedy można bardziej się wczuć :) Sama się niemożliwie rozpisuję! Z tego, co pamiętam, to mój najdłuższy miał chyba z jedenaście stron... Nie chcesz wiedzieć, ile wyszło, gdy zrzuciłam całość w jeden plik!
UsuńNo tak, te rodzinne koneksje i bogowie bez DNA (wciąż nie wiem, jak to działa)... Czasem lepiej po prostu nie wnikać :)
Gryfon ateński... W sumie, czemu nie? Ja już tak parę razy miałam, że potrzebowałam jakiegoś potwora, więc przeglądałam listę i albo "już był", albo "nie nadaje się". A niby w tej mitologii ciągle się pojawia jakaś maszkara.
Nie ma za co, polecam się na przyszłość :)