Opowieść "Dziecko Olimpu i zaginione miasto" opowiada o dziewczynie, która dowiaduje się, że jest półbogiem, ale nie byle jakim. Jest Dzieckiem Olimpu.
Teraz musi stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, zobaczyć, którzy przyjaciele są jej wierni, odkryć tajemnice swojego istnienia oraz przekonać się czy jest miłość... :)

środa, 11 listopada 2015

Rozdział XVIII

Mel odwróciła się w stronę Kostka i znowu wybuchnęła śmiechem. Leżał rozłożony na jej łóżku, przytulony do jej poduszki-sowy. Ona sama siedziała przy biurku i przeglądała papiery. Westchnęła cicho przypominając sobie co działo się wczoraj wieczorem. Wpadli razem do jej kajuty, ale za chwilę otrzeźwieli i położyli się spać. Tyle, że dziwnym trafem łóżko Mel dziwnie się skurczyło i co chwilę któreś z nich spadało z łóżka. Po jakimś czasie udało im się znaleźć rozwiązanie problemu, ale to i tak nic nie dało. Mało się wyspali, dlatego, gdy Kostek zasnął, Mel wstała i zajęła się pracą. Po chwili jednak postanowiła zmienić Grovera na pokładzie.
- Możesz iść spać Kozłonogu! - satyrowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko zbiegł pod pokład, jakby bał się, że Melania zmieni zdanie. Dziewczyna machnęła ręką, chociaż ze względu na przyciąganie Atlantydy nie spodziewała się większego efektu. Morze jedynie lekko się wzburzyło, bo płynęli dalej z taką samą prędkością. Lekko zrezygnowana oparła się o balustradę i wpatrywała się w horyzont. Co z tego, że wracali do domu? Co z tego, że znowu była z przyjaciółmi? Ona czuła jakąś pustkę w sobie i nie potrafiła powiedzieć skąd się bierze... Nad pokładem zebrały się czarne chmury. Mel rozejrzała się z przerażeniem dookoła. Chciała wbiec pod pokład po pomoc, ale nie mogła się ruszyć.
- Taka sama, nigdy nie nauczysz się, że samemu lepiej nigdy nie być. - nagle przed nią zmaterializował się Konrad.
- Co ty tu robisz? To jest morze! Moje królestwo. - Mel podniosła ręce i ku jej zaskoczeniu za nią uniosły się dwa wielkie gejzery.
- Skoro zostałem wprowadzony na łódź, nie miałem większego problemu z pojawieniem się tutaj. - ironiczny uśmiech jakim obdarzył dziewczynę, spowodował, że Mel cofnęła się o pół kroku.
- O czym ty mówisz? Nie było Cię tu! I nigdy Cię nie będzie! - woda zalała chłopaka, ale on zaniósł się tylko głośnym śmiechem.
- Nie wierzę, że na statku, na którym są dwie córki Ateny nie wpadło się na pomysł, że moc Posejdona na morzu gaśnie, bo tak naprawdę nie jest na morzu... - córka Ateny popatrzyła się na niego ze zdziwieniem w oczach. - Ha! I nie wiesz! A więc oświecę Cię. Dryfowaliście w ciemności, w cieniu tak zwanym. Pomiędzy taflą morza, a statkiem miałem cieniutką warstwę, która utrzymywała statek nad wodą. Moc Hadesa była bliższa niż morze. A wy nie skupialiście się na tyle. bo przecież "Jesteśmy na morzu, tu gdzie jesteśmy najpotężniejsi". Gdy Annabeth próbowała rozwikłać zagadkę, nie powiem, przestraszyłem się. Na szczęście ona zrzuciła wszystko na karb zmęczenia Percy'ego. Dobrze, że nie badała Ciebie. Na Tobie są ślady Podziemia, więc szybciej by coś znalazła. Nie dziękuj. Czuj się po prostu teraz mądrzejsza. - uśmiechnął się i podszedł do niej dwa kroki. - Nie powiesz mi, że nie było Ci ze mną dobrze. Wróć ze mną na wyspę, a zostaniesz królową. Będziesz rządzić. Posejdon się nie obrazi, a ja dostanę to czego chciałem. -
- Dlaczego mnie nie zmusisz, skoro tak bardzo Ci zależy? - Mel patrzyła dumnie na Konrada, a jednocześnie analizowała jak sprowadzić kogoś na pokład.
- Bo wtedy wszyscy zginiemy. Nasz moce są w pełni sprawne tylko, gdy naprawdę tego chcemy. Jeśli zabrałbym Cię siłą, co mogę uczynić w każdej chwili, nie miałabyś pełni władzy. A wtedy delikatnie mówiąc, Posejdon by nas wszystkich poszatkował. Przemyśl moją propozycję. W razie czego... wiesz gdzie mnie znaleźć.. - zniknął tak szybko, jak się pojawił, a Mel poczuła, że statek "W końcu" zanurzył się w morzu. Machnęła ręką. Wielka fala pojawiła się obok kadłuba. Płynęli do domu. Uczucie pustki zniknęło. Ale pojawiło się pytanie "Czy ona naprawdę tego chce?"
***
- Drzwi zostaną otwarte przez całą ceremonię. Nie chce, żeby ktoś zemdlał, bo wtedy będą problemy. Serwetki i zaproszenia, mają być w kolorze błękitu nieba. Ale błagam, nie nieba przed czy po burzy. Rozumiemy się? - biedny Atlant kiwnął głową i wybiegł z sali z dłuuuugim pergaminem, zanim Ida przypomniała sobie cokolwiek.
- Dalej ma fazę? - Jean stanął obok fotela, na którym siedział Zen i przeglądał opasły katalog.
- Nic nie mów. Kolory serwetek zmieniała tylko dzisiaj cztery razy. Nawet jej ojciec uciekł godzinę temu do swojej komnaty. Wszyscy tracą cierpliwość. -
- W takim razie co ty tu robisz? -
- Nie mogę wyjść. To po pierwsze. Jak tylko znikam to wysyła za mną kogoś i jak wracam to dostaję tyrradę, jak to się nie staram itd. Po drugie pilnuję, żeby nie zrobiła nic głupiego. Wczoraj prawie kazała wyrzucić przez okno Rudofla. Nie twierdzę, że by się nie przydało, ale jednak miała by problem. - Jean wybuchnął śmiechem. Zen zmusił się tylko do słabego uśmiechu. 
- A co z naszymi uciekinierami? - syn Afrodyty rozejrzał się nerwowo po sali, ale w promieniu trzech metrów nie było nikogo.
- Nic nie wiem. Nie mam żadnych wieści, ale król jest wściekły. Na szczęście nikt nie połączył mnie z nimi.
- ZEEN! - Ida stanęła przed głównym stołem i wpatrywała się w jakieś plany. - Co to ma znaczyć?
Chłopak wstawał z ociąganiem, a Jean zataczał się ze śmiechu, na widok całej tej sceny.

poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział XVII

Znalezienie się na morzu zdecydowanie pomogło Percy'emu i Mel. Oboje chodzili uśmiechnięci i zrelaksowani. Jakiekolwiek potwory były jak zdmuchiwane przez fale. Nie czuli żadnego zagrożenia. Mimo to podróż szła bardzo topornie. I żadne nie potrafiło powiedzieć dlaczego tak się dzieje. Po trzech dniach, gdy odległość od Atlantydy dalej była zdecydowanie mniejsza niż odległość do Obozu Herosów, Annabeth zaczęła badać czemu się tak dzieje. Po dwóch godzinach badania Percy'ego, co cała reszta złośliwie komentowała "randką". Powiedziała, że Atlantyda mocno ich przyciąga i to pewnie dlatego wloką się tak niemiłosiernie. Wyrok był taki, że mają jak najbardziej skupić się na oderwaniu się od wyspy i myśleć o czymś innym. Mel i Percy poszli spać. Córka Ateny przez cąły wieczór chodziła naburmuszona, marudząc, że nie do końca to miała na myśli, co Kostek i Grover komentowali wybuchali śmiechu. W końcu Annabeth obrażona poszła spać.
Mel obudziła się około północy. Była wyspana, ale nie było to nic dziwnego biorąc pod uwagę, że poszła spać bardzo wcześnie. Na pokładzie delikatny wiatr rozwiewał jej włosy, jeszcze rozrzucone po głowie po spaniu. Oparła się o barierkę i spojrzała w sobie bliżej nieznanym kierunku.
- Obudziła się śpiąca królewna. - Kostek stanął koło niej. - Dobrze się spało?
- Bardzo dobrze. Ale w sumie nie wiem czemu poszliśmy spać. - syn Aresa się zaśmiał.
- Nikt nie wie. Annabeth przez dwie godziny chodziła i jęczała, że to nie tak miało wyglądać. Mam wrażenie, że ona bardzo chciała się przyczynić do tego zapominania przez Percy'ego, a wy po prostu poszliście spać. - dziewczyna parsknęła śmiechem.
- Myślę, że jeszcze będą mieli okazję. -
- A w to nie wątpię. - Kostek uśmiechnął się tajemniczo, więc Mel popatrzyła na niego pytająco. - Nie poszła spać do Siebie. Ale kręciła się pod drzwiami dobre dziesięć minut. Nie wiem czy się bała czy chciała się upewnić, że nie widzimy. - Mel znowu parsknęła śmiechem, tym razem głośniejszym, dlatego Kostek przytulił ją, żeby ten śmiech jakoś stłumić.
- A Grover? -
- Poszedł rozmawiać z Kaliną i chyba też zasnął, bo od dwóch godzin go nie widziałem. Może to i dobrze. - Mel przygryzła wargę i popatrzyła na niego prowokująco.
- Czyżby to była jakaś propozycja? - Nie odpowiedział jej tylko przycisnął swoje usta do jej. Jedną ręką objął ją w pasie i przyciągnął do Siebie,a drugą wplótł w jej włosy. Ona zarzuciła mu ręce na szyję. Kostek podniósł ją i posadził na barierce przyciągając mocniej do Siebie. Zatracili się w sobie kompletnie, więc po pięciu minutach, gdy oderwali się od siebie zrobiło im się zimno, gdy wiatr wdarł się między nich.
- Tęskniłem za Tobą! Nigdy więcej nie uciekaj! - Mel siedziała na barierce, a Kostek opierał się przed nią.
- Nie będę. Zrozumiałam, że to żadne wyjście. I też za Tobą tęskniłam. - teraz to ona nachyliła się do niego, żeby go pocałować. - Poza tym widziałam twoje przerażenie, gdy znaleźliście mnie, a ja nic nie pamiętałam. Zrozumiałam, że sobie chciałam odpocząć, a niszczyłam Ciebie i innych. Byłam egoistką. Przepraszam. - Kostek przytulił ją mocno do siebie i pogłaskał po włosach.
- Obiecaj mi tylko, że już tak nie zrobisz. Poza tym, myślę, że powinnaś zadzwonić do rodziców, bo oni też się martwią. - Dziewczyna pokiwała głową, a po pokładzie rozeszło się stukanie kopyt.
- To wy nie śpicie? - Grover patrzył na nich lekko nieprzytomnie, jakby pierwszy raz widział ich razem. - Zresztą nie ważne. Teraz ja tu posiedzę. Sio!
Dwa razy nie trzeba było im powtarzać. Wpadli pod pokład i zawahali się. Mel wpatrywała się to w swoje drzwi, to w drzwi swojego chłopaka, a Kostek błądził wzrokiem po całym pomieszczeniu. Popatrzył na drzwi kajuty Percy'ego.
- Do diabła z tym wszystkim! - i zanim Mel zdążyła cokolwiek zrobić, pocałował ją mocno i razem wpadli do jej kajuty.

środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział XVI

Skąd wiedzieli, że Mel i Annabeth do nich idą? Właśnie weszli do pokoju, bo Zen wysłał im wiadomość, że znalazł Idę i szybko nie wrócą. Ledwie zdążyli usiąść, a z łazienki w rogu wypłynęła kałuża. Uformowała się w coś na kształt hydrantu i oblała wodą każdego. Ta resztka, która z niej została, znowu zrobiła się kałużą i wpłynęła do łazienki. Chwilę później otworzyły się drzwi i dwie córki Ateny weszły do środka. Annabeth usiadła na swoim krześle przy stole, a Mel stała i patrzyła się na chłopaków. Pierwszy wstał Grover, który zmierzył ją zimnym spojrzeniem.
- No, dużo to się pani nie zmieniła. - teraz pod oczami pojawił się uśmiech, co troszkę zepsuło efekt.
- Pan też, Kozłonogu! - przytuliła go. - Kalina za Tobą nie płacze? -
- Och! Naprawdę pamięta! Jak dobrze, mieć Cię z powrotem! -
- Meeel! Jak dobrze! Brakowało mi mojej jedynej siostry! - Percy rzucił się na nią i przytulił mocno.
- Nie wierzę, że aż tak bardzo się stęskniłeś. - uśmiechnęła się do niego szeroko i opadła na krzesło koło Kostka, który złapał ją za rękę i pocałował w policzek. - Co mamy zamiar zrobić? -
Zapadła cisza, bo tak naprawdę nikt nie wiedział, co mają zrobić...
***
Ida patrzyła jeszcze przez chwilę na swojego narzeczonego i wujka, ale chyba zdała sobie sprawę, że już nic więcej się nie dowie. Zresztą nie miała już żadnych pytań.
- Muszę się zakręcić wokół ojca, żeby mi powiedział. Teraz skoro Mel jest z powrotem, myślę, że czas na nowo zająć się pełną parą przygotowaniami do ślubu. Resztę trzeba na razie odesłać, niech przyjadą dopiero na ślub. To tyle. - wstała i wyszła z komnaty. Jean wpatrywał się w Zena, który z jego biurka złapał kartkę i coś notował.
- Ostatnio, jak się zdenerwuje to zapomina do kogo mówi i wydaje polecenia. Ja za nią idę, bo jeszcze sobie coś sama zrobi. Tu masz kartkę, przekaż proszę Mel czy Percy'emu, a zresztą komukolwiek, bo mam wrażenie, że ona szybko nie odpuści. - to mówiąc Zen wcisnął Jeanowi kartkę do ręki i zanim ten drugi zdążył o cokolwiek zapytać, wybiegł z pokoju.
***
Ktoś zapukał do drzwi. Powiedzieli "Proszę", ale drzwi się nie otworzyły. Percy wstał, wyciągnął Orkan i wyszedł na korytarz. Wrócił po chwili z małą kartką w ręce.
- To było na drzwiach. - 
Miałem wam to przekazać, ale nie mogę ryzykować, że ktoś odkryje nasze powiązania. 
Najlepiej wykonajcie to jak najszybciej, bo obawiam się, że w obecnej sytuacji nikt wam tu nie pomoże. 
                                      J.
Kochani! 
Musicie szybko wrócić do Obozu. Ida dowiedziała się od nas, że ma brata. Wpadła w amok i planuje znowu ślub. Wydaje polecenia na okrągło. Nie macie na co liczyć na Atlantydzie, bo ona zrobi teraz wszystko, żeby podlizać się ojcu. 
Dam wam znać jak sytuacja się zmieni. 
Loan 452-08. "Dżem truskawkowy-alfa"
Zen
- Czy ktoś byłby w stanie wyjaśnić mi co się dzieje? - Grover wpatrywał się w kartkę z dziwnym wyrazem twarzy, jakby chciał ją zjeść, ale wiedział, że nie może. - Przede wszystkim co to jest to ostatnie? Jaki dżem? -
- Ida się dowiedziała... nie dobrze. Jak wpadła w amok to naprawdę musimy uciekać i to szybko. - Annabeth zaczęła pakować rzeczy, których i tak nie mieli dużo. - Percy, wiesz o co chodzi z dżemem? -
- Ja wiem. - popatrzyli na Mel, która przepisała ostatnią linijkę listu, a całość dała ucieszonemu Groverowi. - Loan to imię strażnika. To jest jeden z dwóch, którzy są posłuszni Zenowi, bo dostali tak przydział, a potem go polubili. Drugi jest w pałacu, żeby trochę szpiegować króla. To jest kod przystani i kod łodzi. Przystań też jest Zena. - dodała szybko widząc ich pytające spojrzenia. - Natomiast to ostatnie to pewnie hasło dla Loana, żeby nas wpuścił. Chodźcie! Nie ma czasu. - 
Wszyscy szybko wyszli, upewniwszy się uprzednio, że nic nie zostawili. Mel i Percy zaprowadzili ich do portu, gdzie bardzo szybko znaleźli przystań 452. Była bardzo mała w porównaniu z resztą, ale łódź, która w niej stała była okazała. Na krześle wędkarskim siedział wysoki blondyn, który trzymał w ręku coś co wyglądało jak tablet. 
- Loan? - Mel stanęła przed nim wyprostowana, co jeszcze wzmagało moc drzemiącą w niej.
- A kto pyta? - podniósł wzrok i zobaczył herosów, na czele z córką Ateny, którzy wpatrywali się w niego.
- Dżem truskawkowy. - rzuciła jakby od niechcenia.
- Alfa. Kod znacie. Zen coś wspominał. Ja idę po herbatę. - wstał i wyszedł, a  półbogowie rzucili się na łódź, by za chwilę odpływać, będąc odprowadzanymi przez krzyki strażników i dobrze udającego płacz Zena.

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział XV

Kostek zaprowadził Mel do jej pokoju. Ciągle była lekko roztrzęsiona, jakby fakt, że wszystko sobie przypomniała tak rozchwiał ją emocjonalnie, że nie była w stanie się pozbierać. Ciągle tylko powtarzała "Przepraszam, ja nie chciałam". Cały czas była wtulona w niego i, gdy kazał jej się położyć pociągnęła go ze sobą, tak że razem wylądowali na łóżku. Mel szybko zasnęła, a syn Aresa wyplątał się z niej i wyszedł szybko, żeby powiedzieć reszcie.
- Przypomniała sobie! - wpadł do pokoju, a tak zobaczył, że siedzieli w skupieniu i grali w pokera.
- Jak to? - Annabeth popatrzyła na niego znad swoich kart.
- Normalnie. Pamięta już wszystko. - Kostek pozwolił sobie na jedną łzę, potem na kolejne i za chwilę jego policzki były mokre. - Ale jest przestraszona. Cały czas przeprasza. Nie wiem za co. Nie chce mi powiedzieć. - opadł na wolne krzesło i teraz wszyscy rzucili swoje karty na stół i patrzyli na niego ze spokojem.
- Gdzie teraz jest? - Percy ze spokojem podał Kostkowi chusteczkę, a ten był mu wdzięczny, że powstrzymuje się od komentarzy.
- U siebie. Śpi. Kazałem jej odpocząć, była strasznie rozchwiana. -
- W takim razie myślę, że nie może być sama jak się obudzi. - Annabeth wstała i skierowała się do drzwi. - Pójdę do niej, może mi coś powie. - Już chciała złapać za klamkę, gdy drzwi się otworzyły i do środka wszedł Zen.
- Hej ho! - zobaczył wilgotne oczy Kostka. - A Tobie co?
- Mel odzyskała pamięć. - oczy Zena zrobiły się wielkości talerzyków od filiżanek. - Ida ją przyprowadziła, a potem gdzieś poleciała, a my zajęliśmy się Mel i przypomniała sobie. Przynajmniej tak twierdzi Kostek. Annabeth do niej idzie. - Percy pomachał swojej dziewczynie, bo ta właśnie ostatni raz rzuciła okiem na pokój i wyszła.
- A gdzie Ida? -
- Nie wiem. Były z Mel na spacerze, a potem tu wpadła i... - Zen popatrzył się na chłopaków z przerażeniem.
- Były w ogrodach królowej? - Ci trzej pokiwali głową. - Na Zeusa! Muszę ją znaleźć i to zanim zrobi coś głupiego!
- Czyżby się dowiedziała o tym, że ma brata? - Grover wpatrywał się w syna Afrodyty.
- Skoro była zdenerwowana to pewnie coś mogła usłyszeć. Idę. - wstał, a pozostała trójka też wstała, mówiąc, że pomogą mu jej szukać.
***
Ida znała pałac od poszewki. Ojciec kazał jej przebywać tylko w jednym skrzydle, a najbardziej by się cieszył, gdyby w ogóle nie wychodziła z pałacu. Ona jednak potrafiła się wymknąć. Poza tym wujek Jean zawsze dbał by miała kontakt z ludźmi, bo "matka by tego chciała". Na nią to działało, bo nie pamiętała swojej mamy. Wszystko co o niej wiedziała dowiedziała się od wujka. Ojciec na wszystkie pytania reagował "Twoja matka była wspaniała" i unikał dalszej dyskusji. Jednak po tonie jakim zawsze to wypowiadał wyczuwała, że bardzo ją kochał. Inni jednak mówili, że nigdy jej tego nie okazywał, więc nie toczyła z nim żadnych dyskusji. To Jean pokazał jej komnaty matki, zanim ktokolwiek zaczął dbać by były zamknięte. To również on przyniósł jej kilka pamiątek o matce i kilka szafek. On pokazywał jej przejścia w pałacu, bo sam twierdził, że matka ich używała, gdy chciała zniknąć ojcu z oczu. Ida tak często również chciała znikać z oczu, że bardzo szybko zapamiętała wszystkie. Wszystko co robił tłumaczył jej dogłębnie, krok po kroku, dlaczego, po co, z kim, gdzie. Jej, której tak bardzo brakowało zawsze tłumaczenia, że te godziny spędzane z wujkiem dawały jej bardzo dużo. Zaczęła rozumieć ludzi, ich poczynania, ich problemy. Szybko pokochano księżniczkę i król chcąc nie chcąc musiała zacząć ją wypuszczać. Tylko dwóch rzeczy nie wytłumaczył małej Idzie wujek, a i potem unikał temat, lawirując w nim prawie tak zręcznie jak ojciec. Nigdy nie wyjaśnił kim była jej matka i co tak naprawdę się stało, oraz dlaczego raz w tygodniu, stawiał się z nią u ojca, kłaniali się mu i wychodzili z pałacu do ogrodów, gdzie spotykali się z młodym blondynem, który przedstawił się jej jako jej wujek i tak w trójkę spędzali czas. Ida raz zapytała króla kim jest ów wujek, ale Markotos machnął ręką i z zaciśniętymi ustami wycedził, że daleki krewny matki. Potem zbył ją jakąś pracą, więc już nie śmiała pytać. Jak chciała zapytać Jean'a o to to powiedział, że wszystko powinien wyjaśnić jej ojciec, a nie on. Wtedy pierwszy raz właśnie wtedy się pokłócili, bo Ida zaczęła mu wyrzucać, że skoro wszystko jej pokazał i opowiedział, czemu akurat tego nie chce. Powiedział jej, że skoro tak jej to przeszkadza to mogą przestać i przez miesiąc siedziała w swoim pokoju. To on wyciągnął do niej pierwszy rękę i to tylko dlatego, że znowu pojawił się owy jasnowłosy wujek. Zaczęli znowu rozmawiać i tak oto na nowo zaczęły się ich spacery. Teraz Ida biegła, przeskakując co trzy schodki, pędząc w stronę wieży. Na samym szczycie były tylko jedne drzwi. Wpadła w nie i tak jak się spodziewała zastała Jean, który siedział i pił herbatę, przeglądając jakieś papiery, pewnie coś co zlecił mu ojciec.
- Ida, Słońce! Co się stało, że się pojawiłaś? - uśmiechnął się do niej ciepło i położył to co trzymał w rękach pokazując jej na krzesło naprzeciw niego.
- Co to ma znaczyć?! - nie usiadła tylko zaczęła krążyć przed drzwiami jak zwierz po klatce.
- Obawiam się, że nie rozumiem o co Ci chodzi. - jej wujek wyprostował się i dobrotliwy uśmiech zniknął z jego twarzy. Wpatrywał się swoimi przenikliwymi oczami w Idę, czekając na jej krok.
- Kim jest ten chłopak?! Widziałam was w ogrodzie! Powiedziałeś mu, że to ulubione miejsce matki! Ale to była moja matka! Co tu się do jasnej cholery dzieje?! - drzwi otwarły się ponownie i oboje popatrzyli w ich stronę ze strachem. Spodziewali się, ze to król albo co gorsza Rudolf wpadli tutaj. Nie chcieli, żeby zobaczyli, że oni znowu razem spędzają czas. Ale na szczęście w drzwiach stał zziajany Zen.
- O! - zdziwił się widząc Idę. - A ja właśnie chciałem Ci powiedzieć, ale widzę, że ona już... - Ida złapała go i wciągnęła do pokoju. Popchnęła na fotel i teraz stała tak, żeby widzieć i jednego, i drugiego.
- Także słucham, o czym wy obaj wiecie, a ja nie. - Zen i Jean wymienili przerażone spojrzenia i westchnęli. Teraz chyba nie mieli wyjścia.
***
Annabeth weszła po cichutku do pokoju, żeby nie obudzić Mel. Usiadła na fotelu w rogu i złapała pierwszą książkę, która leżała na stosiku. Uśmiechnęła się sama do siebie, bo to był Riordan. Zaczęła wertować, czytając co lepsze fragmenty. Znała to wszystko, bo to przecież było jej życie. Usłyszała jak sprężyny materaca trzeszczą.
- Już się wyspałaś? - Mel tylko smutno pokiwała głową.
- Gdzie jest Kostek? - rozejrzała się po pokoju jakby chcąc sprawdzić, że na pewno nie ukrywa się gdzieś w rogu.
- Siedzi u nas. - zobaczyła, że Mel ma łzy w oczach i wstała, żeby usiąść koło niej. - Co się stało? -
Mel pękła. Ledwo co przypomniała sobie wszystko, a teraz nie potrafiła się wyrazić, więc wszystko jej powiedziała. Opowiedziała jak ją porwali, gdy wymknęła się z obozu, jak ją tu przywlekli, potem jak udało jej się uciec, ale wpadła do Hadesu. Że spotkała Konrada, a potem w chwili słabości go pocałowała. Chciała, żeby Annabeth pomogła jej. Albo, żeby ją skrzyczała, albo, żeby powiedziała, ze to nie jej wina. Oczywiście dodała, że to tylko pamięć o Kostku doprowadziła ją do porządku, bo nie wie co mogło by się stać. Gdy skończyła zapadła głęboka cisza.
- I co chcesz zrobić? - Annabeth popatrzyła na przyjaciółkę, a w jej oczach nie dało się wyczuć niczego.
- Myślałam, że ty mi pomożesz. W końcu jesteś córką Ateny. -
- Ty też dla przypomnienia. - uśmiechnęła się z przekąsem. - Chcesz mu powiedzieć? W sensie Kostkowi? -
- Nie wiem. Z jednej strony czuję, że muszę być szczera. Z drugiej czuję, że to go zniszczy. Wiesz jaki on jest. Zresztą... jakbyś ty się czuła, jakbyś jechała uratować swojego chłopaka, a tu się dowiadujesz, że on jeszcze w sumie w pełni świadomy, całował się z jakąś dziewczyną? - jak tak Annabeth słuchała Mel to całkowicie niezależnie, wyobraziła sobie Percy'ego z jakąś inną dziewczyną, a potem jak on jej o tym mówi. Ona się poświęcała! Tyle dla niego zrobiła!
- Chyba bym nie wybaczyła... Nie mów mu na razie. Zawsze możesz utrzymać, że tego nie pamiętasz. Myślę - westchnęła, bo gdzieś z tyłu głowy wył jej alarm, że źle jej doradza! - że to będzie lepsze, niż mu powiedzieć. Ale już dosyć tego zadręczania! Chodźmy do nich. Tylko uspokój się! - Mel dalej przełykała łzy. Co prawda teraz już pojedyncze, ale jednak. - Jeśli chcesz coś zataić, nie możesz dać poznać, że coś zatajasz. - Melania pokiwała głową, przemyła twarz w łazience i wyszły razem.
***
Jean opowiedział Idzie całą historię, którą niedawno przekazał Zenowi. Potem jej narzeczony dodał kilka faktów, o których dowiedzieli się niedawno. W połowie opowieści Zen wstał i zaczął krążyć po pokoju. Ida usiadła w fotelu i patrzyła się na nich bez wyrazu. Nie wiedzieli czy wybuchnie, czy co zrobi. Ona siedziała i kiwała głową. Kiedy skończyli zapadła cisza. Patrzyli się na siebie wszyscy w trójkę i czekali, kto pierwszy zareaguje.
- Mam brata... - bardziej stwierdziła niż zapytała. Opuściła głowę i wpatrywała się w swoje dłonie. - Mam złego brata, który chciałby siąść na tronie, ale nie ma jak. - westchnęła. Jean w duchu cieszył się, że nie zaczęła krzyczeć, a z drugiej nie podobało mu się, że tak reaguje. Bez wyrazu, bez zwykłego dla niej roztrzepania.
- Tak masz. Ale nie wiesz o tym jeszcze nic. Twój ojciec Ci powinien sam powiedzieć. - pominęli fakt z tym, że jej ojciec nie jest jej ojcem. Jak na razie była wersja, że matka zdradziła ojca z Hadesem i owocem tego związku był Konrad. - Ale chciałaś wiedzieć to wiesz.
- Ale jeszcze mam jedno pytanie. -
- Taaak? - zawahali się, jakby nie do końca pewni, czy chcą je usłyszeć.
- Czy to on porwał Mel? - Ida wpatrywała się w swojego wujka i chłopaka, a oni pomału pokiwali głowami.

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział XIV

- Ty mały nie wychowany bachorze! Nie możesz się tak tutaj pojawiać! Co ty sobie wyobrażasz? - król zaprowadził Konrada do swojej komnaty, a Rudolfa wyrzucił za drzwi.
- Tak jak Ci już powiedziałem. Postanowiłem walczyć o swoje miejsce. Pomyśl o ile Atlantyda byłaby potężniejsza, gdyby połączono drzemiącą w niej siłę od Posejdona z siłą Hadesa... -
- Idioto! Tego się nie da zrobić! Jak bóg mórz zobaczy, że ktoś przejmuje jego moc wścieknie się! Będziemy mieli drugą katastrofę! -
- Już i tak jesteście pod wodą, więc co się może stać? - Konrad zaśmiał się gorzko, a król popatrzył na niego spode łba tak, że syn się cofnął.
- Możesz tu zostać na razie. Wiesz, że i tak będziesz musiał wrócić do podziemia... - westchnął ciężko i usiadł na fotel.
- Zobaczymy - uśmiechnął się tajemniczo, ale Markotos znowu popatrzył na niego wymownie i ten kontynuował. - Pozwalałem sobie na coraz dłuższe przebywanie poza Hadesem. Nie zauważył mnie, więc myślę, że póki nie będzie się upominał nie muszę wracać.
- Jesteś okropny! Dobrze! WSPANIALE! Jak musisz zostać to zostań! Ale ani mi się waż pokazać siostrze na oczy! Zresztą i tak nie mam pomysłu co byś mógł tu robić... - król wyszedł zostawiając Konrada, który mruknął:
- Na szczęście ja wiem...
***
Mel obudziła się i chociaż okna były zasłonięte, to ona wiedziała, że był już nowy dzień. Wstała i zobaczyła, że na małej komodzie leżą czyste ubrania. Złapała je i poszła do łazienki. Ida pokazała jej wczoraj gdzie jest, ale ona nie miała siły, żeby jeszcze stać pod prysznicem. Teraz jednak z ulgą weszła pod strumień wody i oddała się przyjemności jaką jej dawało przebywanie blisko wody. Ida mówiła, że jest córką Ateny, ale jej patronem był Posejdon. Dziwne było to, że akurat ten fakt pamiętała. Wiedziała nawet, że miała jakieś prezenty od rodziców, ale nie mogła nigdzie znaleźć. Dodatkowym problemem było, że nie pamiętała co to było. Wyszła z łazienki mając w sobie nową energię. Ledwie zdążyła podejść do okna, żeby odsłonić je i wpuścić trochę światła, gdy rozległo się pukanie. 
- Proszę! - podciągnęła zasłony i promienie słońca oświetliły jej twarz.
- Cieszę się, że promieniejesz. - do pokoju weszła uśmiechnięta Ida, a za nią Annabeth. Obie wydawały się być zaniepokojone, ale ich uśmiechy skutecznie maskowały to wrażenie. 
- Pomyślałyśmy, że może chciałabyś się przejść. Dzisiaj w nocy odbyliśmy naradę i postanowiliśmy zaryzykować spacer po wyspie. - Annabeth przytuliła przyjaciółkę, a potem usiadła na łóżku.
- A więc stąd to ubranie! - Mel radośnie pogładziła krótką, białą sukienkę w stylu togi.
- Tak. Chcę, żebyś się wtopiła jak najlepiej w moją służbę. - Mel popatrzyła się na nią z zaskoczeniem. Ida czując, że źle się wyraziła szybko zaczęła prostować. - Chodzi o to, żebyś wyglądała jak one, żebym mogła Cię bez podejrzeń przeprowadzić przez wyspę. Mam nadzieję, że się nie obrazisz. - 
- Nie, coś ty! Czyli idziemy tylko we dwie? - popatrzyła na Annabeth.
- Dzisiaj tak. Opowiemy Ci wszystko potem, ale na razie musicie iść. Król nie wychodzi rano, prawda? - Annabeth popatrzyła na Idę, a ta pokiwała głową. - No właśnie. Lećcie, żeby was nie zobaczył. - to mówiąc wypchnęła Mel i Idę na korytarz, a sama wróciła do pokoju, w który mieszkali. Wokół okrągłego stołu, na którym jeszcze stało śniadanie, bo chłopacy ciągle twierdzili, że się nie najedli, siedział Kostek i Percy.
- Gdzie Grover? - córka Ateny opadła na krzesło koło swojego chłopaka, który automatycznie podał jej kubek z herbatą.
- Musiał iść wysłać listy. Potrzebował jakiegoś drzewa, więc Zen wyprowadził go na zewnątrz. Powiedział tylko, że jak wrócą to ma nam coś do powiedzenia. - Percy wpatrywał się w swój talerz. Siedzenie w zamknięciu mu nie służyło, a już siedzenie zamkniętym na wyspie, gdy wokół było pełno wody.
- I jak Mel? - Kostek popatrzył na Annabeth. W jego oczach widać było lekkie płomyki nadziei.
- Nie rozmawiałyśmy zbyt dużo. Musiały wyjść szybko, żeby król ich nie spotkał. Jestem pewna, że potem przyjdą.. - drzwi otworzyły się z hukiem.
- Przepraszam!  - Grover wszedł szybko, a Zen delikatnie przymknął drzwi.
- O! Jedzenie!  - syn Afrodyty usiadł na krześle i od razu złapał za kanapkę. Percy machinalnie podał mu kubek z herbatą. - Sięnki! Ne małem niadania tyś! -
- Jesteś przyszłym królem i nie dali Ci śniadania? - Grover wpatrywał się z lekkim oburzeniem, jak Zen wpychał w usta kolejną kanapkę, podczas gdy sam złapał machinalnie za puszkę po wczorajszej coli i zaczął ją żuć.
- Nie czekałem na śniadanie. - tym razem Zen poczekał, aż przełknie. - Miałem wam za dużo do powiedzenia, więc szybko się wymknąłem, bo za... godzinę jestem umówiony z królem. Ale do rzeczy. Mel była w Hadesie, prawda? - popatrzył wyczekująco na wszystkich, a oni kiwnęli z niecierpliwością głową. - No, a wczoraj na naradzie pojawił się syn króla, Konrad, a w zasadzie to syn Hadesa i zmarłej królowej. -
Chłopak popatrzył po przyjaciołach z satysfakcją. Annabeth zakryła usta i wydała z Siebie cichy jęk, Percy nareszcie wyrwał się z letargu, bo spojrzał na "brata" z nieukrywanym zdziwieniem, Grover spadł z krzesła, na którym się huśtał.
- Myślisz, że to jego wina? - Kostek jako jedyny opanowany wpatrywał się w Zena, czekając na ciąg dalszy.
- Myślę, że to bardziej prawdopodobne, niż myślimy, bo jak wpadł na naradę to powiedział coś w stylu, że "skoro i tak nie zostanę władcą to przynajmniej coś mi się należy". Wszyscy wiedzą, że kolejność do tronu jest ustanawiana przez małżeństwo wśród kandydatów.  -
- Czyli, że on chciał, żeby Mel za niego wyszła! - Annabeth zaczęła szybko analizować. - Dlatego ją porwał, ale widać nikt o tym nie widział, skoro ją oddali. -
- Albo ktoś interweniował. - wszyscy pomyśleli o tym samym. Ojciec musiał wpłynąć na syna i kazać mu oddać Mel. - Chyba musimy porozmawiać z Hadesem. - Percy wstał i popatrzył po nich wszystkich.
- Poczekajmy na Mel. Może coś sobie przypomni, a ja tym czasem lecę na spotkanie. Może dowiem się czegoś więcej. - to mówiąc Zen wybiegł zostawiając czwórkę przyjaciół w całkowitej konsternacji.
***
- Jak to pięknie! - stały w ogrodach pod drugiej stronie wyspy. 
- To samo powiedziałaś, jak zwiedzałaś naszą wyspę, jak ją odkryliście. - Ida usiadła na ławeczce, a Mel się do niej dosiadła. 
- Inaczej nie mogłam tego opisać! Tu naprawdę jest bajecznie! - w ogrodzie stał wielki posąg Posejdona, przed którym Mel uklękła na chwilę i zdawała się prowadzić rozmowę. Ida nie chciała jej poganiać, ale wiedziała, że jej służka, która siedzi pod posągiem może spowodować zainteresowanie.
- Mel, proszę, chodźmy dalej. - dziewczyna posłusznie wstała i zaraz poszły dalej. W sadzawce, z której wypływał strumień, siedziały małe hipokampy. Mel od razu się domyśliła, że strumień musi przemieniać się w rzekę, która wpływa do morza. Ledwie poczuła lekką bryzę, gdy księżniczka w popłochu wpadła na nią.
- Nigdy tu nie przychodzi... to są ogrody matki, on nigdy tu nie przychodzi... - pociągnęła ją za krzak i teraz z napięciem patrzyły na orszak oznaczony sztandarem pałacu. W środku, jednak nie było króla, ale młody, ciemnowłosy młodzieniec. Mel wydała z siebie zduszony krzyk.
- To było ulubione miejsce twojej matki. - Ida wpatrywała się z zaciekawieniem w osoby, które szły przez park. - Zawsze tu przychodziła. To była jej odskocznia od wszystkich dramatów w pałacu, ale zawsze wracała. Nie rozumiem tylko czego ty możesz tu szukać. - Księżniczka wpatrywała się w chłopaka z przestrachem, podczas gdy Mel patrzyła z wrogością. Zaczęły się pomału wycofywać, ale w pewnym momencie obie uderzyło, że na końcu orszaku szedł jednak król, a obok niego... Zen. Nie stanęły jednak, żeby się przyglądać co się będzie działo, a biegiem ruszyły w stronę pałacu.
***
Percy w końcu dał się namówić na krótki spacer po korytarzach. Było to zasługą Annabeth, ale i tego, że Zen wpadł i powiedział, że król wychodzi, i prędko nie wróci. Teraz był zdecydowanie w lepszym humorze i wszyscy czworo pochłaniali właśnie obiad, gdy drzwi otwarły się z hukiem. Ida wepchnęła Mel i sama gdzieś pobiegła krzycząc "Później!".
- Co jej się stało? - Annabeth wpatrywała się w drzwi, podczas gdy Mel opowiadała co zobaczyły na spacerze.
- Znam tego chłopaka. Jego zobaczyłam jak się obudziłam w pałacu. - córka Ateny grzebała widelcem w swojej porcji. Jej przyjaciele popatrzyli się nerwowo na Siebie. "Czyli jednak mieli rację..." - Mam tylko jakieś niejasne wrażenie, że nie powinnam z nim rozmawiać. -
- Z całą pewnością na razie nie powinnaś. - Grover patrzył na nią z niepokojem, co skutkowało tym, że zaczął gryźć swoje sztućce. Mel pokiwała smutno głową i popatrzyła po nich z lekkim uśmiechem. Jej wzrok zatrzymał się na nadgarstku Kostka. 
- Czy to nie jest... - pokazała palcem na swoją bransoletkę, będącą teraz na ręce chłopaka.
- To? Ah... Tak, to twoje. - ściągnął i podał jej ponad stołem. Ona szybko i zręcznie założyła ją na rękę, na co biżuteria zajaśniała lekkim błękitnym światłem. Melania wstała i w jej ręce pojawił się trójząb, który szybko zmienił się w miecz, by po wszystkim ona sama zniknęła, a na oparciu pojawiła się sowa. 
- MEL! - Percy wstał, zresztą nie on jeden, a dziewczyna zaraz znowu była sobą. 
- Spokojnie. - usiadła znowu na krześle, więc i inni to zrobili. - W końcu do tego to jest, prawda? - Stało się dla nich jasne, że Mel wiedziała do czego służy jej broń. Reszta obiadu minęła w ciszy. Kostek wstał i wyciągnął rękę do swojej dziewczyny. Popatrzyła na niego zaskoczona.
- Musisz odpoczywać. Tak powiedział lekarz. - pokiwała głową, pomachała reszcie i dała się wyprowadzić. Kostek trzymał ją za rękę. 
- Skąd wiedziałaś? -
- Co wiedziałam? - nie patrzył na nią, ale czuł jej przenikliwy wzrok na sobie. 
- Do czego to służy. -
- Aaa... To było jak naturalne uczucie. Po prostu czułam, co mam zrobić. -  popatrzył na nią, a ona z lekkim uśmiechem na niego. - Przypomniało mi się coś! - odpięła coś małego z nadgarstka i przyłożyła do jego ręki. Natychmiast pojawiła się bransoleta (tym razem już bardziej męska) i zawiesiła na niej małą zawieszkę. - Ta jest chyba twoja. 
Stali do siebie twarzami. Kostek uśmiechnął się lekko i objąwszy Mel ręką przyciągnął do siebie. Widział w jej oczach moment zawahania, ale szybko się poddała. On tylko czekał na ten moment. Pocałował ją mocno, wplatając palce w jej włosy, a ona nie pozostała mu dłużna. Stali tak dłuższą chwilę, a gdy syn Aresa popatrzył na swoją dziewczynę już wiedział.
- Kostek... Zen... Atlanci... Na Zeusa! Przecież byłam w Hadesie i ten... Konrad. O nie! Ja nie.. Przepraszam! - zaczęła płakać, a on ją przytulił i delikatnie pocałował.
- Już dobrze, już dobrze. Dobrze, że przynajmniej pamiętasz. - 

czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział XIII

W pokoju było ciemno. Ona siedziała na łóżku i przeglądała jakąś książkę. Obok niej leżał jeszcze pokaźny stosik.
- Yyy... Mel? - Kostek czuł, że jego serce staje. Popatrzyła na niego z lekkim uśmiechem, ale po oczach widział, że jeszcze nie pamięta nic.
- Cześć - powiedziała nieśmiało. - Już nie jesteś zły? - przesunęła się na łóżku, co on odczytał jako znak, żeby usiąść.
- Nie byłem zły. Po prostu... - wciągnął głęboko powietrze. - Niecodziennieczłowieksiędowiadujeżejegodziewczynatracipamięć. - wyrzucił to z siebie na jednym wydechu. Dziewczyna zaśmiała się.
- Czyli jestem twoją dziewczyną? Nie wiem co się stało z moim gustem. - popatrzył na nią z przerażeniem, ale ona zwijała się ze śmiechu.
- No wiesz Ty co! Normalnie nie wierzę, że nic nie pamiętasz. Cięta jesteś jak zawsze. - pokręcił głową, a Mel podniosła głowę i popatrzyła na niego.
- Straciłam pamięć, nie osobowość. Czuję się zagubiona, ale jednocześnie czuję, że jesteście dla mnie ważni. Od początku to czułam. - zawstydziła się swoim wyznaniem, a Kostek złapał ją za rękę. Zapadła niezręczna cisza i oboje wiedzieli, że w głowie Mel toczy się walka, czy zabrać rękę, czy nie.
- Taak... - Kostek zabrał dłoń, bo dziewczyna zaczęła się wiercić. - Co to za książki? -
- To? Ida mi dała Riordana, twierdząc, że to moje ulubione i powiem szczerze, że rzeczywiście coś kojarzę. Znaczy, to jest takie niejasne uczucie deja vu. To dobrze? - popatrzyła w jego oczy, a on na chwilę zapomniał co tu robi, co się z nią stało. Myślał, że znowu siedzą razem na plaży, w domku, na statku, gdziekolwiek, mają czas tylko dla siebie, a on jedynie chce ją pocałować. Ocknął się jednak szybko.
- Chyba tak. Ponoć mają Ci pomóc rzeczy, które wywołują u Ciebie dobre wspomnienia. Ale myślę, że powinnaś też odpocząć. - zaśmiał się lekko widząc jak ziewa.
- Tak... masz rację. Dooobranoc - opadła na plecy, a Kostek cicho wyszedł z pokoju.
***
- Niniejszym otwieram naradę - słowa króla utonęły dla Zena bardzo szybko. Co prawda kazał mu usiąść koło siebie, zaraz za najlepszym doradcą. Co prawda dostał notesik i miał zapisywać co ważniejsze kwestie. Nawet dostał jakiś mały przedmiot, który miał niby być mikrofonem, żeby mógł się wypowiedzieć w jakichś kwestiach. Poza tym jednak król nie okazywał mu zainteresowania, a jedyną osobą był Jean, doradca władcy, który siedział w rzędzie za Zenem i podpowiadał mu o co chodzi i kto jest kim.
- To jest Paul. Jest fachem od połowów. Co prawda już dawno nie widziałem, żeby sam był na morzu, bo szkoli syna, a sam szykuje się do odejścia... to Olafie jest Lena. Jest fachem edukacji. Mianowano ją w zeszłym roku, ale sama ciągle uczy. Król bardzo ją szanuje, ale w zeszłym roku - tu Jean zachichotał bardzo nie męsko. - Posądzano ich o romans. Ja uważam osobiście, że coś w tym musi być, ale król zabronił o to pytać.
Zen siedział i słuchał o kolejnych fachach, którzy się wypowiadali. Fach jest specjalistą od danej dziedziny. Na wyspie było trzydziestu fachów i byli podzieleni na sześć grup, nad którymi władzę sprawowali farowie, z których każdy podlegał innemu doradcy. Doradców kontrolował Rudolf, który jak Zen zdążył się zorientować, był traktowany prawie na równi z królem. Ojciec Idy stuknął kolejny raz w pulpit i wtedy otworzyły się drzwi. Zawiało, a potem w drzwiach pojawił się ciemnowłosy chłopak.
- To nie możliwe, żeby... - Jean zasłonił ręką usta, a wszyscy zamarli.
- Dzień dobry państwu! Troszeczkę się spóźniłem, ale chyba mi to wybaczycie. Ojcze. - zwrócił się do króla lekko pochylając głowę i okazując szacunek.
- Narada skończona! - warknął król, a wszyscy fachowie i farowie szybko odeszli. Został tylko Zen, który nie wiedział co się dzieje, Rudolf, który z nieukrywaną wrogością wpatrywał się w chłopaka i Jean, który trzymał rękę na ramieniu Zena i szeptał "Chodźmy, im szybciej, tym lepiej" i tak w kółko.
- Co ty tu robisz?! - król zszedł z podestu i wpatrywał się w chłopaka. Zen i Jean usiedli schowani za pulpitem, bo teraz już żaden z nich nie chciał wyjść. - Psujesz wszystko!
- Skoro i tak nie zostanę władcą, to co szkodzi, żeby wreszcie zajął należyte mi miejsce? Coś mi się w końcu należy -
- Eee panie... Co on tu robi? - Rudolf wpatrywał się to we władce, a to w młodzieńca, który stał naprzeciw niego.
- Chodźmy... Król się wścieknie jak nas tu zobaczy! - Jean pociągnął Zena i nie tolerował żadnych sprzeciwów.
- Ale kto to jest?! - Zen wybuchł, gdy znaleźli się już na korytarzu. Jean westchnął głęboko i pociągnął chłopaka do najbliższego biura. W środku była siedziba fara komunikacji międzyludzkich. Jean jednak szybko machnął na niego ręką i ten szybko wyszedł. Syn Afrodyty nie zastanawiał się kim jest Jean, ale musiał być ważny skoro ten tak szybko go posłuchał.
- Musisz wiedzieć, że każda rodzina ma tajemnice. Nikt nie musi wiedzieć o tym co się dzieje, ale skoro już widziałeś to chyba należą Ci się wyjaśnienia. Jednak nie możesz powiedzieć Idzie! Jej powinien powiedzieć ojciec o ile będzie chciał to zrobić. Ty jednak jeśli chcesz wiedzieć musisz się skupić. Chcesz? - Zen kiwnął głową, a Jean zaczął snuć swoją opowieść.
" Jak wiesz Atlantyda była kiedyś wyspą. Grecką konkretnie. Ojciec Markotosa - obecnego króla - bardzo dbał by wyspa się rozwijała, ale nie chciał się dzielić z innymi swoimi dokonaniami. Nie wszystkim się to podobało. Bo gdy tylko pojawiał się ktoś uzdolniony w Grecji, zaraz był porywany na Atlantydę. Potem jak powstało Imperium Rzymskie, to samo działo się z Rzymianami. Jednym słowem, cały teren był kontrolowany w poszukiwaniu kogoś zdolnego. Tak było i z Archimedesem. Ówczesny król Atlantydy bardzo chciał go sprowadzić na wyspę, ale ten nie za bardzo chciał. W Syrakuzach trzymało go przywiązanie do miasta i jak często się zdarza, pewna kobieta. Maria była bardzo ładna, ale i mądra. Pomagała Archimedesowi w wielu sprawach, a on był jej wdzięczny. Jak wiadomo, Syrakuzy zaatakowali Rzymianie i zabili Archimedesa, chociaż miał pozostać żywy, bo nie tylko król Atlantydy, ale i władcy Rzymu chcieli go wykorzystać w swoich celach. Pech chciał, że wtedy w Syrakuzach był pewien far, który chciał zmusić Archimedesa do współpracy i zabrać go na wyspę. Znalazł go martwego, a nad jego ciałem Marię. Wiedział, że była jedyną osobą, która znała wszystkie prace Archimedesa, jak i jego samego. Zabrał więc ją oraz jej brata, który nie pozwolił jej samej odejść. Ku niezadowoleniu króla, który czekał na genialnego wynalazcę, a zobaczył jakąś parę. Szybko jednak się okazało, że ta kobieta może się przydać. Maria była młoda, ale pracowała bardzo dobrze i pomagała ulepszać na wyspie wszystko. Między czasie wyspa została ukarana i zapadła się pod wodę. Król załamany tym faktem zachorował i wkrótce miał umrzeć. Musisz wiedzieć, że wtedy jeszcze nie byliśmy nieśmiertelni. Markotos nie mógł jednak zasiąść na tronie, bo nie miał żony. Wtedy na łożu śmierci, jego ojciec poprosił Marię o ostatnią przysługę. By wyszła za mąż za jego syna, bo nie chce, żeby władzę przejął jego doradca, który już ostrzył na nią zęby. Dziewczyna zgodziła się i dzień później król pobłogosławił ich związek, żeby godzinę po ceremonii umrzeć. Markotos nie kochał żony. Przynajmniej nie okazywał tego. Pracował, chciał utrzymać wyspę w jak najlepszej kondycji, a Maria była piękna. Nic dziwnego, że zaczęli pojawiać się u niej bogowie. Kobieta nie mogąc liczyć na zainteresowanie ze strony męża wdała się w romans. Nie w jeden. W dwa. Jednocześnie spędzała czas z Hadesem i Apollem. Ten pierwszy był o nią bardzo zazdrosny, więc podkusił ją by któregoś razu, gdy go odwiedzała skosztowała granatu z ogrodu Persefony. Nieszczęsna już była pogodzona z losem, że pozostanie tu do końca życia, gdy pojawił się Apollo. Oznajmił, że Maria jest w ciąży i dziecko nie może się urodzić tutaj. Długie negocjacje spowodowały, że w końcu Hades pozwolił wrócić na powierzchnię. Markotos, gdy dowiedział się, że jego żona jest w ciąży, był pewny, że nie z nim, wściekł się niemiłosiernie. Chciał ją wyrzucić, jednak przypomniał sobie, że tak naprawdę to jego wina. Wybaczył jej i obiecał wychować dziecko jak swoje. Pojawił się jednak problem, bo Maria urodziła nie jedno, a dwoje dzieci, nad którymi zaraz pojawiły się symbole uznania. Jedno było dzieckiem Hadesa, a drugie Apolla. Gdy bóg podziemia dowiedział się o tym, zabrał swojego syna do podziemia, a Maria umarła z tęsknoty za synem. Markotos jednak wypełnił swoją powinność, bo zaopiekował się drugim dzieckiem, swoją córką, która była bardzo podobna do swojej matki, za którą jednak tęsknił."
- Czyli ten chłopak to był brat Idy? - Jean pokiwał głową. - A Ida jest córką Apolla?
- Tak, dokładnie tak. Konrad miał nigdy tu nie wracać, ale widać miał jakieś kontakty z Markotosem, bo przecież wyglądali na takich co rozmawiają ze sobą bardzo często.
- A ty wiesz to wszystko skąd? Z tego co zrozumiałem to jest tajemnica. - Jean popatrzył smutno na Zena, a potem przyjrzał się szafce w rogu pokoju, która zamiast klamek miała małe liczby pi.
- Bo to ja jestem bratem Marii. - 

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział XII

- Nie wygłupiaj się! Jestem Zen, Olaf, twój przyjaciel, brat! Mel, błagam przypomnij sobie! - nie zależnie jak bardzo starał się, dziewczyna wpatrywała się w niego z zaskoczeniem.
- Ja... przepraszam, ale naprawdę nie wiem kim jesteś. - chłopak ze zrezygnowaniem pokręcił głową. Podał jej rękę, a ona po krótkim wahaniu ujęła ją.
- Sam chyba nic nie zrobię. Chodź, zaprowadzę Cię do reszty - Mel wydała się lekko zaciekawiona kim jest reszta i pozwoliła się poprowadzić. Za chwilę stanęli przed dębowymi drzwiami. Zen popchnął je lekko. Dziewczyna zmrużyła oczy, bo o ile na korytarzu panował lekki półmrok, o tyle w pokoju było jasno. Słońce zachodziło, a jego ostatnie promienie idealnie trafiały w okno komnaty. Dziewczyna chłonęła wszystko co widziała. Jakiś ciemnowłosy chłopak odbijał piłkę o ścianę, a gdy tylko się cieszył to blondynka, która siedziała koło niego prychała. Satyr siedział w rogu i pokazywał jakieś liście jeszcze jednemu chłopakowi. Mel miała wrażenie, że zna ich wszystkich, jednak nikogo nie potrafiła sobie przypomnieć. Zen zatrzasnął drzwi i wszyscy jak na zawołanie podnieśli głowy. Piłeczka spadła na ziemię, a że była nieskazitelna cisza, przez chwilę było słychać tylko głuchy dźwięk jej odbić. Pierwszy zerwał się Percy.
- Mel! Na Zeusa! Na Posejdona! Na Atenę! ŻYJESZ!! - rzucił się na nią i mocno przytulił. Ona nie zareagowała. Potem podszedł Grover, który poklepał ją po ramieniu. Kostek, który powinien zerwać się pierwszy stał tuż za nim i wpatrywał się w Mel. Annabeth stanęła koło syna Aresa i patrzyła swoimi przenikliwymi, szarymi oczami to na niego, to na nią.
- O co chodzi? - teraz reszta przyjaciół również zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak. - Kostek, przecież to Mel! - w jej głosie dało się wyczuć lekką pretensje, że jeszcze nie przywitał się ze swoją dziewczyną.
- Spójrz na nią. - głowy wszystkich odwróciły się w stronę drugiej córki Ateny. Melania stała z niewyraźnym wyrazem twarzy.
- Co z nią nie tak? Przecież to JEST moja siostra! - Percy patrzył coraz bardziej wrogo na przyjaciela teraz już wyglądał jakby miał go zaraz uderzyć. Annabeth zauważyła, że z małego kranu w rogu komnaty zaczęła kapać woda i położyła rękę na ramieniu swojego chłopaka, żeby się otrząsnął.
- PRZECIEŻ WIDZĘ KTO TO JEST! - syn Aresa popatrzył na nich spod byka. - TYLKO, ŻE ONA NAS NIE PAMIĘTA!
Zen walnął się w czoło i wymamrotał coś pod nosem, że rzeczywiście zapomniał wspomnieć o tak istotnym fakcie.
- Mel? Wiesz kim jestem? - Mel pokręciła głową, a Annabeth nabrała powietrza ze świstem. Usłyszeli głuchy plask.
- Grover właśnie zemdlał. - Percy patrzył na przyjaciela z wielkim uśmiechem. - Widać to za dużo dla satyra, który zastępuje Pana i w ogóle... - ostatnie słowa powiedział na tyle głośno, że satyr zerwał się na równe nogi, ups kopyta i zaczął sprawdzać, czy wszystkie liście-listy są całe. Wtedy otworzyły się drzwi i do środka weszła Ida. Na jej twarzy było widać zmęczenie, ale uśmiechnęła się do nich, jednak gdy zobaczyła Mel zamarła w pół kroku.
- Co? Przecież ty jesteś w Hadesie! - złapała ją za rękę i zaczęła obracać dookoła, jakby sprawdzając, czy ona naprawdę stoi tutaj przed nią. - Jak to się stało?
Zen opowiedział jak spotkał ją na korytarzu i przyprowadził tutaj.
- Mel nic nie pamięta. - dorzucił Kostek siedząc obrażony na fotelu.
- Jak to nie pamięta? Mel chodź ze mną. - księżniczka złapała przyjaciółkę za rękę i pociągnęła do drzwi zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować.
***
- JAK TO JEST W PAŁACU?! - krzyk króla niósł się po sali wejściowej. Jego doradcy skrzywili się z niesmakiem. Znowu nabroił Konrad, a im się oberwie, bo są najbliżej króla. On znowu ucieknie sobie do tego Hadesu, a oni będą musieli dbać o samopoczucie władcy.
- Nic nie mogłem zrobić. Hades ją znalazł, musiałem go posłuchać. Wiesz, że musiałem. - Konrad nie przejmował się "ojcem" w ogóle. Chodził przed tronem niedbale, pogrążony we własnych myślach.
- Wiesz dobrze, że nie chcę żeby ta pokraka rządziła moim państwem. Ida już się domyśliła, że ja odchodzę. Nie da mi spokoju. - król wstał z tronu i podszedł do "syna".
- Wiem. Ale ja nic nie zrobię. Przecież nie zrobię zamachu na jego życie! - Konrad pomimo swoich niecnych planów nie posunął by się do próby morderstwa. W oczach władcy zapłonęły jednak ogniki. - O nie, ojcze! Nie możesz tego zrobić! Hades ukarze nas obu, a będzie o tym wiedział. Wiesz, że mnie obserwuje! -
- Proszę Cię, Konrad! Przecież nie skaziłbym swoich rąk jakąkolwiek zbrodnią. Ale nieszczęśliwy wypadek to co innego, prawda? - król popatrzył na syna z niemym wyzwaniem.
- Na razie nie. Hades jest drażliwy, a jak Posejdon i Atena się dowiedzą co się stało z Mel... A DOWIEDZĄ SIĘ NA PEWNO! - podniósł głos, bo widział, że "ojciec" już chciał coś wtrącić. - Oboje będą nas obserwować. Musisz sprawiać wrażenie, że lubisz przyszłego zięcia i uśmiechać się szeroko. -
- Niech Ci będę. Zaprosiłem go na jutrzejszą naradę. -
- I to jest wreszcie jakiś dobry pomysł. Wracam do siebie. - to mówiąc wyszedł z sali, by jeszcze wejść do komnaty matki. Chciał znaleźć jej dzienniki. Nikt o nich nie widział, ale Hadesowi się wymsknęło kiedyś, że chodziła z pewnym notesem. Czuł, że to pomoże mu chociaż trochę zrozumieć, sytuację na wyspie. Wyszedł na korytarz, gdy zobaczył je. Jego siostra szła i prowadziła Mel. Ida coś opowiadała i pokazywała. Schował się do pierwszej wolnej sali, ale było za późno. Dziewczyny go zobaczyły. Nie pozostało mu nic, jak tylko wskoczyć w cień i uciec.
***
- Kto to?! - Mel wyrwała się Idzie i pobiegła do przodu. 
- Mel, nie! Ciszej. - złapała ją za rękę dosyć szybko. - Nie wiem. Nie widziałam tego chłopaka nigdy. Znasz go? - 
- Kojarzę. Jest pierwszą osobą, którą trochę pamiętam. Może potrafił by mi wytłumaczyć co się dzieje? - księżniczka popatrzyła na przyjaciółkę zmartwionymi oczami. 
- Ja myślę, że powinnaś porozmawiać przede wszystkim z Kostkiem. Może to Ci pomoże. - powiedziała to jednak bez przekonania i obie wpatrywały się w drzwi, za którymi zniknął chłopak. - Chodź. Prześpij się. Zaraz zaprowadzę Cię do pokoju. - 
***
- A więc mówicie, że była w Hadesie? - wszyscy kiwnęli głową. - A teraz wróciła i nic nie pamięta? - kolejny raz sześć głów potwierdziło. - Nie układa Wam się to w żadną całość? - Chejron popatrzył na nich, ale wzrok zatrzymał na Annabeth. Siedzieli dalej w komnacie, ale postanowili za pomocą iryfonu skontaktować się z Chejronem. Opowiedzieli mu, że Mel jest już bezpieczna, ale pojawiły się komplikacje. Percy, który z rękami w górze utrzymywał małą fontannę, zmrużył oczy i cicho westchnął: - Bob... - 
Annabeth wydała z siebie cichy jęk, a Chejron z lekkim uśmiechem pokiwał głową.
- Stop, stop, czas proszę. - Kostek patrzył na nich z zaskoczeniem. - O czym jest mowa? - 
- O Lete. Wypłukali jej wspomnienia w rzece Lete. To straszne, ale my spotkaliśmy tytana. On, znaczy Percy też usunął mu wspomnienia, ale on potem sobie przypomniał. Co prawda trzeba było mu pomóc, znaczy inni tytani mu pomogli i to w naturalnym środowisku. W Tartarze. Chejronie myślisz, że Mel też się uda? - Annabeth miała łzy w oczach. Zresztą Percy też wyglądał jakby miał zaraz sam stać się fontanną, więc tylko przymknął oczy i skupił się na wodzie, która teraz była ciemniejsza i jakby trochę bardziej gwałtowna. 
- Musicie spróbować. Na razie tam. Kostek, ty wiesz o niej najwięcej. Jak się nie uda wrócicie do obozu. Z tego co mówicie, za wszystkim stoi król. Ido, będę zmuszony prosić Cię, byś trzymała ich w ukryciu. Dasz radę? - Ida kiwnęła głową i wtuliła się w ramię Zena. - Trzymajcie się blisko siebie i uważajcie. Oczywiście czekam na wszelkie informacje. Do zobaczenia. - Percy z ulgą opuścił ręce. Wszyscy w ciszy siedzieli i wpatrywali się w ścianę, gdzie przed chwilą był jeszcze centaur. 
- Ida, gdzie jest Mel? - Kostek wstał
- W pokoju mojej matki. Znaczy, no on jest mój, ale to jest ten, gdzie moja mama spędzała czas, by być blisko mnie. Na końcu tego korytarza. Ojciec tam nie wchodzi. Zresztą nikt tam nigdy nie wchodzi. - 
- To dobrze. Idę do niej. - wszyscy wpatrywali się jak wychodzi i starannie, i cicho zamyka za sobą drzwi.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak późno. Poprzednie były częściej, więc mogliście sobie pomyśleć, że o was zapomniałam albo coś takiego, ale nie ;) Po prostu miałam problemy natury technicznej, ale już wszystko okej :D Enjoy! :)

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział XI

- Kostek, Kostek, KOSTEK! - Annabeth potrząsała go za ramię. Chłopak patrzył na nią nieprzytomnie mrużąc oczy, a ona w tym czasie przewróciła swoimi. - Obudź się wreszcie, bo prześpisz całe życie! -
- Nie do końca rozumiem o co Ci chodzi... - Grover siedział nad jakimś liściem, który za pewne był kolejnym raportem. - Czysto teoretycznie to jemu powinno zależeć bardziej. -
Do syna Aresa właśnie wtedy dotarło gdzie jest i co robi, a w zasadzie co powinien robić.
- NA ZEUSA! - wszyscy z przestrachem popatrzyli w stronę okna, ale nie zauważyli żadnej błyskawicy. - DLACZEGO DOPIERO TERAZ MNIE BUDZICIE?! -
- Tak po prawdzie to wina Percy'ego. Kazał dać Ci trochę czasu na zregenerowanie sił. Ida była tu pół godziny temu i powiedziała to samo. - Annabeth siedziała z lekko niezadowoloną miną na łóżku.
- A gdzie oni teraz są? - Kostek lekko ochłonął i rzucił się na kanapki, które leżały na stoliku. Annabeth prychnęła i chłopak odskoczył z kanapką w ustach - No szo?
- Nie przejmuj się. Ona jest zazdrosna. Ida przyszła zapłakana i Percy poszedł z nią porozmawiać. No, a Annabeth nie podoba się, że jej chłopak poszedł z inną. -
- Cicho bądź kozłonogu! Wcale nie jestem zazdrosna! - tym razem to Grover prychnął, a Kostek wrócił spokojnie do konsumpcji.
***
Konrad był tak zaskoczony, że Mel się zgodziła, że już po chwili chciał się od niej odsunąć. Nie pozwoliła mu na to. Z zaskoczeniem stwierdziła, że nie smakował podziemiem. Jego usta miały smak morza i owoców - jej ulubionych rzeczy. To poskutkowało tym, że gdy chłopak chciał przerwać pocałunek, ona wpiła się w niego jeszcze bardziej. Syn Hadesa wplątał swoje palce głębiej w jej włosy, a ona zmierzwiła jego czuprynę. Czuła się świetnie, nie przeszkadzało jej nic. Przez moment czuła, że mogłaby tu zostać, z nim, przecież nic jej nie trzymało tam u góry... Jeszcze nigdy nie czuła się tak dobrze, jeszcze z nikim, nawet z K...
- Nie! - w jednym momencie wszystko przysnęło. Oderwała się od chłopaka. Miała rumieńce na policzkach, a lekki uśmiech błąkał się jeszcze po jej twarzy. Jednak oczy psuły ten efekt. W nich rozgrywał się mały sztorm. Konrad z satysfakcją zauważył, że pomimo tego, że to ona się odsunęła, nie oderwała jeszcze jego ręki, a ich głowy były nie dalej jak piętnaście centymetrów od siebie. - Nie mogę. Przepraszam Cię, ale nie mogę. - 
- Dlaczego? - spojrzał jej w oczy, była bardzo skupiona. Nie wiedział, co zmieniło tak diametralnie sytuację. Teraz Mel odsunęła się jeszcze dalej, tym samym zmuszony był zabrać rękę z jej biodra. 
- Przez moment myślałam... Wydawało mi się, że możemy spróbować. Polubiłam Cię i nawet jeśli to złamałoby mi serce, bo przecież, moje życie toczy się tam na górze, to pomyślałam, że mogłabym Cię pokochać Konradzie. - jego serce zabiło mocniej. Czy ona to powiedziała? Czy powiedziała, że mogłaby go pokochać? Złapał ją za rękę, jednak ona ją szybko wyrwała. - Ale tak się nie stanie. -
Jego oczy zgasły i znowu wpatrywał się w ziemię. Jego mózg pracował na najwyższych obrotach. Gdy podniósł głowę w jego oczach widziała gniew.
- To przez niego tak? - słyszała pretensje w jego głosie i szybko przeanalizowała sytuacje, oddychając z ulgą, gdy przypomniała sobie, że niedaleko jest woda. - To przez tego syna Aresa?! Widziałem go w twoich wspomnieniach. Życie dzieci boga wojny jest bardzo kruche! Pamiętaj o tym szmato! -
Mel zastygła słysząc co on do niej mówi i wtedy w jej żyłach zawrzało. Konrad nawet nie zauważył kiedy wokół niego wyrosła fala wody. 
- Nigdy, NIGDY TAK DO MNIE NIE MÓW! - szkielety wezwane przez niego rzuciły się na nią, ale nic nie potrafiły zdziałać. Mel działała na najwyższych obrotach. Syn Hadesa siedział w wielkiej wodnej kuli i wydawało by się, że taki będzie jego smutny koniec, bo córka Ateny, ani trochę nie zamierzała odpuścić. Jednak z tej chwili obok niej pojawiło się światło.
- Puść go. Wiem, że to kanalia, ale za zabójstwo ZAWSZE jest kara. - Hades pstryknął palcami i Mel upadła. Jakiś szkielet złapał ją w ostatniej chwili. 
- Najwyższy czas, OJCZE. - Konrad otrzepał swoje ubranie i stanął nad dziewczyną. - Bezczelna, mała szmata. Powinienem ją teraz wykończyć. - Hades złapał go za kark
- NIKOGO NIE BĘDZIESZ WYKAŃCZAŁ! - wycedził przez zęby. - A teraz odstawisz ją grzecznie do zamku, bo jak nie to będziesz miał rodzinne kłopoty. -
- Jak ją odstawię też będę miał rodzinne kłopoty. Też mi różnica. - Syn Hadesa próbował mu się wyrwać, ten jednak będąc w swojej boskiej postaci był dla niego za silny. 
- Twój ojciec to ja, a nie on! To jest pierwsza sprawa, a druga, że lepiej nie mieć wrogów w swojej boskiej części rodziny. Zabieraj ją, a ja jej wyczyszczę pamięć w Lete. Nie będzie Ciebie pamiętać i lepiej, żeby tak zostało! - to mówiąc zniknął, razem z Mel, by kilka sekund później oddać ją swojemu synowi, który z nietęgą miną, wrócił do pałacu. Wszedł do niego bezszelestnie cieniem i przedarł się do komnat swojej siostry. 
- Jeszcze się zobaczymy. I nie pomoże Ci, żadna pamięć o Kostku... - na dźwięk imienia swojego chłopaka Mel otworzyła oczy, a Konrad szybko zniknął. Jednak w jej pamięci wyrył się obraz chłopaka o zielonych oczach i czarnych włosach...
***
Zen szedł właśnie korytarzem do swojej narzeczonej. Król dzisiaj z nietęgą miną poinformował go, że jutro będzie mógł brać udział w naradzie, co ma pomóc mu w późniejszym przejęciu funkcji króla. Syn Afrodyty właśnie chciał przekazać radosną wiadomość Idzie, ale na korytarzu zobaczył jakąś postać. Podbiegł szybciej by jak najszybciej rozwiązać zagadkę.
- Mel? Jak ty u licha się tu znalazłaś?! Na Zeusa, jak ja się cieszę! - przytulił przyjaciółkę i pomógł jej wstać.
- Przepraszam, ale, ale kim ty jesteś? - twarz Olafa stężała, a dziewczyna patrzyła na niego z przerażeniem.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam bardzo, że taka krótka, ale po prostu nie chciałam poruszać wielu wątków w jednym rozdziale jak to miało miejsce w poprzednim. Już nie długo kolejny. Tym samym ENJOY! :D

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział X

- Ida! Dziecko! - Ida zatrzymała się w pół kroku. Już była tak blisko celu. Już w zasadzie wchodziła do pokoju krawcowej, żeby zobaczyć projekt sukienki na swój WŁASNY ślub, a jednak tak daleko. Ojciec znajdzie ją wszędzie. - Chodź do mnie na chwilkę. -
Obróciła się na pięcie i posłusznie powlokła się do komnaty ojca. Chociaż w sumie to była jedna z komnat matki, których jej nigdy nie wolno było oglądać. W środku dalej stały jej meble. Skąd to wiedziała? Tylko ona we wszystkich swoich meblach wstawiała klamki w kształcie litery pi. Nikt nigdy nie wytłumaczył jej dlaczego, ale ona też nie pytała. Tak samo jak teraz bała się zapytać ojca, co tu robią. Dlaczego tutaj chciał z nią porozmawiać i co on robił w tej części zamku? Zazwyczaj nie zapuszczał się w takie rejony. Z tego co ona wiedziała, ojciec bardzo kochał matkę, ale cała służba zawsze powtarzała, że ona tu nigdy nie pasowała. To dlatego jej część zamku płynnie przechodziła w część pracowniczą. Jednym słowem Ida wiedziała, że coś jest nie tak skoro królowa dostała najgorszą część zamku.
- Usiądź - król opadł na fotel. Pomimo, że w sumie dalej wyglądał młodo, to w jego ruchach było widać już pewne zmęczenie. Ona wiedziała, że ojciec już zaczął szykować swoje odejście do Hadesu. Podsłuchała jego rozmowę z jednym z doradców, w której mówił, że "już zaczął czynić odpowiednie kroki".  - Kochanie, jak zostaniesz królową pewnie chciałabyś zachować swoje komnaty, jednak nie możemy pozostawić tych pustych...
- A co za różnica? Przecież już tyle czasu stoją puste. Nawet ja już nie pamiętam matki, to co dopiero te pokoje...
- To przez pamieć! Zastanów się nad tym co mówisz! Chciałbym, żeby te pokoje przejął Zen. - król czekał na reakcję córki.
- A co z twoimi? Przecież powiedziałeś mi kiedyś, że jak ja przejmę władzę ty się usuniesz. - Ida wstała, bo coraz bardziej czuła się niekomfortowo w tej rozmowie.
- Ale to są apartamenty królewskie! On nie będzie królem!
- Mylisz się! Będzie! - Ida wybiegła z komnaty. Król wpatrywał się beznamiętnie w drzwi. Spodziewał się takiej reakcji, a nawet spodziewał się większego wybuchu.
- Oby Konrad coś wymyślił... - wstał, rozejrzał się po meblach królowej i wyszedł za córką.
***
Percy leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Już dwa dni spędzili w pałacu. Na szczęście część Idy była chroniona i król nie mógł sobie w nią wejść bez zgody córki. To dawało im pewną swobodę. On jednak i tak większość czasu spędzał w pokoju, bo fakt bycia na wyspie i nie możliwości wyjścia na plażę jego, jako syna Posejdona, bardzo dobijała.
- Znowu leżysz? - Annabeth weszła bez pukania. Ona czuła się tu świetnie. Ida pokazała jej swoją osobistą biblioteczkę, a poza tym opowiadała jej historię Atlantydy, więc córka Ateny coraz więcej rozumiała z ich życia. 
- A co mam robić? - Percy podniósł głowię i popatrzył na nią. Opadła na łóżko koło niego.
- Nie wychodzisz prawie w ogóle. Siedzisz tutaj sam. To nie dąży do niczego dobrego. - jego dziewczyna zaczęła mówić, jakby nie usłyszała jego pytania.
- A co mam twoim zdaniem robić?! - usiadł i popatrzył w jej szare oczy. Ona zobaczyła w jego oczach sztorm. Ostatnio był bardzo nerwowy. Nie wiedziała co się dzieje. 
- Wyjdź ze mną na spacer. Chociaż po korytarzu. - zbliżyła się do niego. - Popatrzmy przez okno. Możemy spróbować poprosić Idę o pozwolenie na wyjście na zewnątrz. - mówiła już teraz praktycznie w jego usta. - Najlepiej nocą. Port wygląda zjawiskowo. - Percy nie wytrzymał i pocałował swoją dziewczynę. Ona uległa, bo wręcz chciała do tego doprowadzić. Czuła jak z syna Posejdona uchodzi gniew. Objął ją i przyciągnął bliżej do siebie. Włożył rękę w jej piękne, blond włosy, ale zaraz wszystko ustało. Oderwali się od siebie i wpatrywali w okno, w które pukała uporczywie mała sowa. Annabeth wstała ostrożnie i otworzyła ptakowi. Ten wleciał i momentalnie zmienił się w chłopaka.
- Nawet nie wiecie jak ciężko was było znaleźć. - Ten otrzepał się i opadł na najbliższy fotel.
- KOSTEK! - Percy wstał i rzucił się na przyjaciela.
- Daj mi odetchnąć! Mi też się śpieszy, ale zaraz będziesz opowiadać - to mówiąc zasnął.
***
Do Melanii już dawno dotarło, że nie ma ucieczki z tego miejsca. Konrad nie żartował.Naprawdę chciał ją tu przetrzymać. Musiała jednak przyznać, że spędzając czas z nim, odkrywała jego dobre strony. Był oczytany, przystojny, zabawny i ku swojemu zaskoczeniu uwielbiała z nim rozmawiać. Co prawda spotykała go tylko podczas posiłków. Pojawiał się w jej pokoju, bo pomimo tego, że wolno było jej z niego wychodzić, praktycznie z tego nie korzystała, pięć minut przed określoną porą jedzenia. Podawał jej szarmancko ramię i razem przechodzili do jadalni. Tam siadali przy czteroosobowym stole, a szkieletowi kelnerzy podawali im posiłki. Nigdy nie było między nimi wtedy ciszy. Oboje się wyluzowywali. Konrad pytał Mel jak minął jej dzień, czy nie ma ochoty na spacer. Była tu trzeci dzień, a chęć ucieczki w niej malała. Czuła, że polubiła syna Hadesa, ale na jego plany nie chciała się godzić. On jednak od czasu ich pierwszej rozmowy nie naciskał. Czuła, że to była nowa strategia (w końcu była córką Ateny), ale nie chciała wracać do tematu, bo a nóż widelec zapomniał. 
- Czy nie chciałabyś przejść się ze mną? - Konrad dotknął jej dłoni, która leżała, koło talerza. - Chciałbym Ci pokazać tutejsze tereny. Oczywiście jeśli się zgodzisz. -
Mel wpatrywała się w jego twarz. Uśmiechnął się lekko i bardzo się jej spodobała ta zmiana wyrazu twarzy. Serce córki Ateny zabiło mocniej.
- W sumie nie widzę przeszkód, żebyśmy mogli się wybrać na mały spacer. - chłopakowi nie trzeba było mówić dwa razu. Zawołał swoich sługusów, żeby posprzątali po kolacji, a sam podał dziewczynie rękę i poprowadził w stronę korytarza, którego Mel jeszcze nie widziała. Był cały pomalowany na zielono. Były drzewa, krzaki, nawet w oddali było widać zarys morza.
- To mi przypomina o przyrodzie, bo nie umiem o niej od tak zapomnieć. Wbrew pozorom jestem normalnym człowiekiem. - uśmiechnął się delikatnie i popchnął drzwi, którymi korytarz był zakończony. Mel spodziewała się ciemności i czerwonego nieba. Widok ją zaskoczył. Niebo rzeczywiście było w kolorze czerwieni, ale przed nią rosły piękne zielone rośliny.
- To jest moja hodowla eksperymentalna. - Konrad widząc zachwyt Mel objął ją ramieniem i poprowadził wśród drzew. - Mieszam gatunki, żeby stworzyć tutaj piękny zielony ogród. Idzie bardzo ciężko. Dużo pomaga mi Hades, który zmusza Demeter, żeby troszeczkę mi pomogła. Jak się podoba? - 
- Jest piękny. Nie sądziłam, że tutaj może być tak ładnie. - 
- Ale to nie wszytko. Chciałbym, żeby ten kawałek Hadesu, była jak najbardziej podobny do normalnego świata. Chciałbym czystą wodę, może morze... - 
- Czemu po prostu nie wrócisz na powierzchnię? - Mel stała naprzeciw chłopaka, którego zapał w oczach nagle zgasł, a głowa opadła, tak że wpatrywał się teraz w ziemię pod stopami.
- Nie mógł bym. Nie pasuję tam. Poza tym... - westchnął ciężko. - Nie mogę przez klątwę na mojej matce. Ona zjadła granat z ogrodu Persefony, ale bardzo chciała wrócić na powierzchnię. Zresztą tego chciał i król Atlantydy, a nawet sam Posejdon interweniował. Hades zgodził się tylko jeśli ja zostanę tutaj, chociaż czasem mogę wychodzić na powierzchnię. - pojedyncza łza spadła na ziemię. Mel nie wiedziała co robi. Podeszła do niego, złapała za brodę, żeby zmusić go do spojrzenia jej w oczy. Konrad złapał ją jedną ręką w pasie, a drugą wplótł w jej włosy, Jego usta zbliżyły się do jej ust, ale zastygły kilka milimetrów przed nimi. Mel przyciągnęła go do siebie i złączyła w pocałunku...

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział IX

- Czy ktoś może mi wyjaśnić, jak mam się niby znaleźć na Atlantydzie, jak jesteśmy w Krakowie?! - Kostek stał pośrodku małego pokoju, a wszyscy wpatrywali się na niego z lekkim niepokojem. Nie od dziś przecież wiadomo, że dzieci boga wojny lepiej omijać z daleka, gdy wpadają w podły nastrój.
- No na to pytanie będzie ciężko Ci teraz odpowiedzieć. Kostek usiądź, pomyślmy. Nie można działać w sposób pochopny! - matka Mel złapała syna Aresa za rękę i posadziła na kanapie. - Zaraz zaparzę Ci herbaty. Oddychaj spokojnie. - wyszła do kuchni, podczas, gdy reszta usiadła w ciszy obok niego.
- Percy chce żebyś znalazł się szybko na Atlantydzie... Tam mogą się dostać tylko Ci, którzy już tam byli. Więc my możemy, ale jak? - Ewa głośno myślała, wpatrując się w stół. Na pergaminie dalej błyszczała druga zawieszka od Ateny. Sowa wydawało się jakby błyszczała odcieniem morza, co mogło stanowić na jakiś wkład Posejdona w ten dar. Kostek uspokoił się względnie, bo bawił się swoim malutkim mieczykiem na nadgarstku. Ewie tak bardzo przypominał Mel, która, gdy tylko pojawiał się jakiś problem właśnie w ten sam sposób obracała zawieszki na bransoletce. A jeśli...? - MAM! - Ewa, aż wstała. Odpowiedź jest przecież banalna. To była przecież bransoletka jej przyjaciółki. - Kostek, przecież to jest Mel! - wskazała na jego nadgarstek.
- No jest i co z tego? - Kostek popatrzył się na córkę Ateny jakby zerwała się z księżyca. - Przecież wysłali nam ją Atlantydzi. Też mi odkrycie. - zaśmiał się gorzko.
- Nie, nie, nie. Skup się! Co Mel mogła robić dzięki bransoletce? - popatrzyła się po twarzach zebranych. Kostek wpatrywał się w stół, więc zatrzymała wzrok na Wojtku. Ten nerwowo przełknął ślinę.
- No, ten... to była jej broń. - Wojtek wydukał, ale nie przestał się patrzyć na swoją dziewczynę.
- Brawo! To mamy jedno zastosowanie. Co dalej? - jej wzrok dalej był skupiony na synu pana niebios, który czuł się coraz bardziej niekomfortowo.
- Hm... czy to nie dzięki niej mogła się zamieniać? - Wojtek zyskał trochę pewności w oczach, co bardzo ucieszyło Ewę. Kostek podniósł wzrok i zaskoczony popatrzył na przyjaciół.
- Dokładnie! Kostek? Wiesz co masz zrobić? - wiedziała, że zadała pytanie kontrolne, bo syn Aresa już miał błysk w oku i kiwał głową z rozwagą.
***
Annabeth patrzyła na puste ściany. Nie tego się spodziewała po komnacie w pałacu Atlantów. Ida zniknęła piętnaście minut temu i dalej nie przyszła. Grover siedział pod ścianą i strugając coś z kawałka drewna, próbował połączyć się z jakimś satyrem. Sądząc po jego wyrazie twarzy - na próżno. Percy siedział na parapecie i wpatrywał się nieprzytomnie w port. Ida pozwoliła mu tylko na wykonanie jednego iryfonu do Kostka, że ma się tutaj znaleźć w tempie ekspresowym. Jednak nic nie wyjaśniła. Wprowadziła ich tutaj i zniknęła, komunikując, że za chwilę wróci. Chwila ta ciągnęła się w nieskończoność. 
- Ktoś tu idzie! - Grover widać skończył swoją medytację, bo podniósł się i wpatrywał z niepokojem w drzwi. Rzeczywiście słychać było głosy, ale nie były one głośne, ani zdenerwowane, więc można się było spodziewać, że nie idzie to nieprzyjaciel. 
- ... właź już do środka i przestań zadawać pytania! - drzwi otworzyły się z cichym jękiem i do środka wszedł, a w zasadzie został wepchnięty Zen, a za nim Ida. - Przywitaj się ze swoimi przyjaciółmi. - 
Patrząc na księżniczkę teraz można by myśleć, że jest ich wrogiem. Ona jednak tylko trzymała w ryzach Olafa, bo ten trząsł się jak galareta. 
- Co mu się stało? - Annabeth patrzyła na chłopaka z dziwnym niepokojem.
- Uniknął śmierci. Mel uciekła, więc chcieli się go pozbyć jak najszybciej. Mój ojciec nigdy nie miał skrupułów. A teraz jak jest stary to już nic go nie obchodzi.
- MEL UCIEKŁA?! - Percy zeskoczył z parapetu i wpatrywał się groźnie w Idę. - To po co do cholery kazałaś mi sprowadzić Kostka?! On się załamie!
- Spokojnie! Uciekła, ale jest, jakby to powiedzieć? Na terenie. Znaczy nie jest na wyspie i strasznie ciężko będzie się jej tu znowu znaleźć, ale tylko stąd można ją wydobyć. - Księżniczka patrzyła lekko przestraszona po herosach. Nawet Olaf się otrząsnął i patrzył na narzeczoną z lekkim spokojem. 
- Mianowicie, gdzie jest moja siostra? - Percy patrzył na Idę z wyczekiwaniem, a w jego oczach były już małe cyklony.
- W Hadesie...
***
Mel siedziała pod ścianą i płakała. Nie wiedziała ile minęło czasu, ale sądząc po kałuży, w której się znajdowała, mogło to być naprawdę długo. Tajemniczy chłopak zaprowadził ją tutaj i zniknął. Zastanawiała się kim może być, ale nie potrafiła tego wykoncypować. Atlanci wyglądali podobnie, ale coś jej w jego wizerunku nie pasowało do typowego mieszkańca wyspy. Czuła się beznadziejnie, a do tego była całkowicie bezbronna. Już król zabrał jej bransoletkę, która stanowiła jej jedyną obronę. Nie miała nic. Posiadała jedynie pragnienie śmierci, ale coś jej mówiło, że nie może umrzeć.
- Długo będziesz jeszcze tak ryczeć? - tajemniczy chłopak wszedł do celi? komnaty? pokoju? - Na twoim miejscu zaczął bym się przyzwyczajać do tego miejsca. I do mnie - podszedł do Mel i pogłaskał ją po policzku. Ona odskoczyła od niego, ale jego gest zmusił ją do wstania.
- Gdzie ja jestem? I kim ty jesteś do cholery? - jej słowa pomieszały się z jego demonicznym śmiechem.
- Mówiłem Ci. Jesteśmy w Hadesie. A dokładnie w jego mojej części. W części Atlantów. A ja jestem Konrad. Książe Atlantydy i jej przyszły król. - w komnacie zapadła cisza.
***
Kostek czuł się dziwnie. Bycie sową jakoś nie do końca mu odpowiadało. Ewa z Wojtkiem mieli wrócić do Obozu i tam albo wziąć łódź, albo pegazy i dotrzeć na Atlantydę. On został ptakiem. Z jednej strony czuł strach, ale z drugiej zrozumiał dlaczego Mel tak bardzo lubiła sobie latać. Ta wolność, ten pęd. Gdyby nie fakt, że leciał na pomoc swojej dziewczynie i nie czuł napięcia na całym ciele z pewnością by się rozkoszował lotem. Musi porozmawiać z Ateną, żeby i jemu pozwoliła mieć takie zdolności. Przelatując nad Dublinem postanowił na chwilę wylądować i odpocząć. Do Atlantydy długa droga...
***
- Jak to w Hadesie? Czy tylko ja nic nie rozumiem? - Zen wpatrywał się w Idę z zaskoczeniem.
- Atlantyda jest bardzo starą wyspą, bardzo zawiłą. Nie umieramy prawie w ogóle, ale jak ktoś jest już bardzo stary może sam zdecydować o swoim odejściu. Szykuje wszystko i wychodzi tunelem z pałacu, bezpośrednio do Hadesu. To jest jeden z układów podpisanych z bogami, gdy ukrywali i zatapiali wyspę. Można powiedzieć, że żyjemy własnym życiem. - Ida patrzyła na twarze przyjaciół. Patrzyli na nią z mieszaniną strachu i zdziwienia. 
- Ale skoro można tam wejść to chyba nie można wyjść? - Annabeth już analizowała wszystko co usłyszała i porównywała z wiedzą, którą miała. 
- Nie do końca. Widzicie, żeby zostać przyjętym do Hadesu, jako do krainy umarłych trzeba tam wejść z własnej woli ze świadomością, że chce się umrzeć. Inaczej przebywanie tam jest szkodliwe, ale do dwóch tygodni w zasadzie nic się nie dzieje, potem dusze się o Ciebie upominają. Jeśli nie wyrazisz chęci śmierci, możesz w każdej chwili stamtąd wrócić. Dlatego ludzie są u nas długowieczni. Jak ktoś chce to w wieku kilku lat może stąd odejść. Jak nie może żyć ile chce, aż do czasu, gdy się przekona, że może odejść. - 
- Na Atlantydzie macie bardzo przekonujący system życia. Zaczyna mi się tu podobać. - Percy uśmiechnął się do Idy, za co dostał kuksańca od Annabeth. Widać było, że nawet w takiej sytuacji potrafi podejść do sytuacji z lekkim humorem.
- Czyli istnieją szanse, żeby ją stamtąd wziąć? - Grover odezwał się pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Nawet bardzo duże, ale ona po prostu nie może stracić chęci życia i musi ją wyciągnąć ktoś kto w niej rozbudzi chęć życia. Dlatego kazałam wam sprowadzić Kostka... - drzwi rozwarły się z hukiem i do środka wpadli gwardziści.
- Co jest?! - Zen wpadł w popłoch, Percy wyciągnął Orkana, a Annabeth sztylet. 
- Spokojnie, spokojnie. To moja armia. - Ida stanęła między przyjaciółmi i strażnikami.
- Pani znaleźliśmy ją! Ale król chyba coś podejrzewa. - 
- Dobrze. Wrócimy do tego później. - kiwnęła do przyjaciół. - Zaprowadźcie ich do moich komnat, ale tak, żeby ojciec nie widział. Zen! Idziemy zająć mojego ojca planami ślubnymi.
***
- Ty chyba sobie żartujesz! - Mel zaśmiała się pierwszy raz od dłuższego czasu. - Przecież nikt o Tobie nie wspominał!
- To jest część planu. Jestem bratem bliźniakiem Idy. Ale mamy innego ojca. Moim jest Hades. Dlatego mieszkam tutaj. Na wyspie pokazuje się sporadycznie. Muszę, bo inaczej bym umarł, ale to teraz nie istotne. To ja mam przejąć władzę po ojcu, znaczy po królu. Nikt o mnie nie wie, nawet moja siostra. Jestem... jakby to powiedzieć... niewidzialny. Jednak to moja siostra ma narzeczonego, więc nawet jakbym się ujawnił to ona ma pierwszeństwo do tronu. Tutaj pojawia się twoja rola. Zostaniesz królową. Moją królową! - Konrad zaśmiał się głośno, a Mel dalej wpatrywała się w niego zaszokowana.

sobota, 18 lipca 2015

II rocznica bloga

WITAM SERDECZNIE!! 
Ups... zapomniałem, że miałem być cicho, bo to niespodzianka... Jeszcze raz.
Znalezione obrazy dla zapytania drugie urodziny
Witam serdecznie wszystkich widzów HefajstosTV!
Tutaj mówi dla was Apollo. W tym roku niestety bogowie nie zgodzili się na jakiekolwiek imprezy na Olimpie, bo ponoć w zeszłym było za dużo strat. Jakby ich to bolało. Przecież i tak wszystko naprawiali herosi.. Ci to mają ciężkie życie, jak nie misje, to muszą dbać o Olimp, na który teraz nawet nie wolno im wejść bez zaproszenia. 
Jeśli mowa o zaproszeniach to do wygrania dzisiaj jest 5 dwuosobowych wejściówek VIPowskich na Olimp. Wystarczy wysłać SMS o treści " OLIMP.II.(swoje imię) " pod numer 777!
Dzisiejsze obchody odbędą się zatem w Obozie Herosów, jednak oni nic o tym nie wiedzą na razie. Niespodziankę przygotował dla nich sam Dionizos!!
"Niewdzięczne bachory pewnie nawet się nie spodziewają tej imprezy... hihihi będą mieli nauczkę, że niby ja jestem tak okropny? Apollo, weźmy zacznijmy już! Nie mogę się doczekać ich min!" 
No cóż... nie wiem, czy się spodziewają, czy nie, w każdym razie zapraszam państwa na obchody drugiej rocznicy powstania bloga!!
Nie ma czerwonego dywanu, nie ma kreacji, chociaż nie wiadomo, co zaprezentują na kolacji wieczornej, kiedy to już wszyscy będą wiedzieli, co się dzieje. Na razie muszę włączyć alarm pożarowy, żeby wszyscy zebrali się na arenie. Ale co by ty podpalić... Wiem! Tam przy brzegu stoi stara zbrojownia! 
Już... już... teraz tylko machnę ręką i... się pali!! Teraz tylko trochę dymu w stronę czujnika. HEJ!! Zefirze! Może mi pomożesz! Ale, ale nie, nie nie!!! PEEEERCCYYY ZOSTAW TO!!! Ups... miałem być niewidzialny. Znikam!
(Tak oto misterny plan podpalenia starej zbrojowni spełzł na niczym, bo Percy zalał wodą, zanim dobrze się jeszcze rozpaliła, co skutkowało natychmiastowym zaniechaniem próby zadymienia by włączyć alarm pożarowy)
No cóż... Ten mały Wodorost mi przeszkodził.Trzeba wymyślić coś innego. Może atak małego potworka? Dawno nie widziałem, żeby ktoś radził sobie z Hydrą... Może ją tutaj zawołam! HYDRO!
Cześć! Kopę lat! Tak, tak wiem, że ostatnio byłaś jak Percy obcinał Ci głowy. No wiem, wiem, straszny idiota. Ale nic nie poradzisz. Możesz tutaj zrobić jakąś demolkę, żeby wszyscy przybiegli? Dziękuję kochana, obiecuję, że wynegocjuje Ci wakacje na wyższym poziomie Tartaru. Leć maleńka, leć! 


ANI MI SIĘ WAŻ MOJA PANNO! LEO, ZABIERAJ TEGO SMOKA! NIE, NIE, NIE! Wy nie umiecie się bawić...
(Atak hydry został szybko przerwany przez Ewę, która poobcinała głowy i Leo, który wraz z Festusem wypalili resztki tych głów.)
Znowu muszę wymyślić coś innego, a tutaj już popołudnie! Przecież na 19 przyjeżdża Atena, Posejdon, Hermes, Afrodyta, może nawet Zeus i kilku innych. Jak ja im wytłumaczę półbogów w obszarpanych obraniach i umazanych błotem i krwią? Pozostał mi jeszcze tylko jeden pomysł. Muszę udać się do wyroczni. Mam nadzieję, że Rachel nigdzie się nie pałęta, bo z tą dziewczyną to nigdy nic nie wiadomo. 
-Rachel, złotko, jesteś tam?
- O! Pan Apollo, w czym mogę Ci pomóc? Dawno nie było Cię osobiście. Czy...
NARESZCIE! Ta dziewczyna jest nie do przegadania. Ja nie wiem, kto ją uczynił wyrocznią... A nie wróć. To ja ^^ Dobrze, że jednak udało mi się ją zahipnotyzować. Teraz masz iść i powiedzieć im, że mają się zebrać na głównym placu! Zmykaj. Nie, nie, NIEE, nie masz tworzyć przepowiedni! Idź im to powiedz wprost! O JA *********! Wybacz Zeusie! Trzeba ją odczarować, bo to i tak nic nie da. Ale może jednak odejdę, bo się znowu na mnie rzuci. Będę musiał się przyznać to przegranej! Nie udało mi się zorganizować niespodzianki... Mi! Największemu imprezowiczowi na Olimpie. Idę ich sprosić osobiście. Zobaczę, czy duchy wiatru przygotowały arenę na kolację...
NIESPODZIANKA!!!
Ale, ale... Mel, Kostek, Percy, wy wszyscy! CO wy tu robicie?! Przecież to ja miałem zrobić niespodziankę!
- Nie marudź Apollo! Wczoraj byłem na Olimpie i przez przypadek się dowiedziałem. Siadaj z nami! Zaczynamy obchody!
Drodzy kochani! Mam nadzieje, że nie zawiedliście się! Dziękuję, że byliście z nami i zapraszam na relację LIVE z imprezy. 
PS. Pamiętajcie o SMSach ;)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję Wam za kolejny rok! Pomimo tego, że nie miałam czasu, pamiętajcie, że nie zapomniałam o was <3 Mam nadzieję, trochę nadrobić w wakacje. Pozdrawiam Was kochani i dziękuję za to, że jesteście <3

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział VIII

- Czy wy chcecie mi powiedzieć, że Melania wpadła w nasze przejście do Hadesu?! Przecież ono jest zabezpieczone, żeby nikt nie powołany tam nie wszedł! - Ida chodziła po komnacie. Strażnicy, którzy siedzieli przed nią, zdali sobie sprawę, że jest ona tak niebezpieczna jak jej ojciec! A do tego ona była półboginią. Przynajmniej tak mówił król.
- Jest zabezpieczone, przynajmniej zazwyczaj. Teraz prawie cała straż zajmuje się albo księciem Zenem, albo czeka w porcie, albo...
- Zostawcie Olafa w spokoju! W porcie ma być minimum straży. Zawieszę handel, jeśli dowiem się, że dzieje się coś niepokojącego!
- Z całym szacunkiem wasza wysokość, ale ty nie masz nad nami władzy - strażnik podniósł się i stanął naprzeciw księżniczki.
- Uważaj Ludwiku! Przypominam Ci, że na mocy mojego urzędu i władzy, przekazywanej mi przez ojca, straż i handel są sprawami, którymi zajmuję się odgórnie. Nawet on musi mnie prosić o zgodę. Tym bardziej nie wiem, dlaczego nie wiem nic o waszych poczynaniach. Idź i wykonaj moje rozkazy! Jeśli nie to zapewniam, że przewrócę tą wyspę do góry nogami!! - Od księżniczki było czuć moc jaką emanowała. Strażnik ukłonił się i wyszedł z komnaty. Ida zwróciła się do drugiego. - Idę teraz do Siebie. Znajdź mi mojego narzeczonego i przyślij do mnie. Ponadto, wyślij eskortę do Hadesu. Melanię trzeba znaleźć!!
***
Mel szła, ale światło nic jej nie dawało. Czuła się coraz bardziej zmęczona i przybita. Minęła już tyle rozwidleń, że nawet nie miała pojęcia, czy idzie w dobrą stronę. Gdzie wyjdzie... Upadła. Umrze tutaj, w tych ciemnościach...
***
- Imię? - Strażnik przeżuwał głośno gumę, co Annabeth doprowadzało do szału, ale nic nie mówiła.
- Perseusz. 
- Nazwisko? - Strażnik ciamciał coraz głośniej i Grover widział, że córka Ateny jest bliska wybuchu.
- Jackson.
- Cel wizyty? A nie, nie, nie. Najpierw paszport pana. 
- Żartujesz tak? Jaki paszport? 
- Taki żarcik. He he he - strażnik machnął ręką i otworzyła się brama. - A teraz poproszę panią. Imię?
Annabeth już wyciągnęła sztylet zza placów, gdy strażnik opadł na panel i światełko nad budką zmieniło barwę na czerwony. Zza ich pleców z innych statków rozległ się jęk, bo wszyscy postanowili zmienić kolejkę. 
- Coś ty zrobiła?! - Percy z przerażeniem patrzył na swoją dziewczynę. 
- Jeszcze nic. Przecież tylko wyciągnęłam sztylet. Uspokój się Glonomóżdżku! Nie wszystko zawsze to moja wina.
- Nie mówię, że to twoja wina, ale co my teraz zrobimy z tym strażnikiem? Przybywamy na misję pokojową, a tutaj...
- Ej wy! Uspokójcie się i chodźcie tu szybko. - drzwiczki stróżówki otworzyły się z cichym jękiem i wyłoniła się z niej głowa. - Szybciej! Bo zaraz znajdzie was mój ojciec!
***
- Która jest moja?! - Kostek stał i z przerażeniem wpatrywał się w zawieszki, które leżały na stole. Wszyscy za to wpatrywali się w niego z przerażeniem. Wszyscy poza Ewą, która patrzyła podejrzliwie na niego i z lekkim rozbawieniem.
- Naprawdę nie masz pojęcia? Jedna jest z mieczem, druga z sową, a ty się jeszcze zastanawiasz. - rzeczywiście wszyscy pokiwali głowami i zdali sobie sprawę, że Ewa ma rację. Kostek wysunął do niej rękę i podał zawieszkę z mieczem. Wtedy pojawił się wielki wodny ekran.
" Kostek? Na Zeusa, dzięki, że jesteś! - Percy wpatrywał się w syna Aresa z przerażeniem."
- Co się stało? - Ewa zapięła zawieszkę i schowała się poza polem widzenia.
"Szybko musisz się jak najszybciej dostać na Atlantydę. Mamy problem i to duży" 
Obraz zamigotał i zniknął.
- Szybko! Musimy iść! - Kostek wybiegł z pokoju, a reszta za nim.
***
Mel leżała na podłodze. Dookoła słychać było tupanie, więc wywnioskowała, że znajduje się w miejscu, gdzie znajduje się dużo osób. Pomału otworzyła oczy, ale nie widziała nic poza czarnym sufitem.  Zaczęła się delikatnie podnosić, ale zakręciło jej się w głowie.
- Spokojnie, księżniczko! - ktoś złapał ją za ramiona i pomógł jej usiąść. Po chwili przed twarzą zobaczyła jakiegoś chłopaka. Miał czarne włosy, zielone oczy i szeroki uśmiech, którym ją obdarzył. Nie potrafiła się oprzeć i też się uśmiechnęła do niego. - Wszystko ok? Nie mogłem Cię dobudzić trzy dni. Co Cię podkusiło, żeby tu za mną iść? To tylko przejście dla Atlantydów, a ty z tego co wiem nie jesteś jedną z nich.
Znowu się uśmiechnął, ale teraz jakby troszkę zimniej. Mel nie wiedziała, kim jest i co ona robi tu z nim. 
- Gdzie ja jestem? - Mel starała się rozejrzeć dookoła, ale pulsujący ból w głowie nie pozwalał jej na to.
- Jak to gdzie? W Hadesie, słoneczko. - chłopak rozłożył ręce jakby chciał jej pokazać cały świat. Wtedy Mel zauważyła, że znajduje się na Łąkach. - W Twoim nowym domu. - chłopak pochylił się do niej i pocałował, a ona chciała się wyrwać, ale nie mogła. Puścił ją i zaśmiał się gorzko, a po jej policzkach pociekły łzy. "Gdzie są moi przyjaciele? Gdzie jest Kostek?"
- To na nic! - chłopak wydawał się czytać w jej myślach. - Teraz jesteś już tylko moja!
--------------------------------------------------------------------------
Bardzo przepraszam za taką długą nieobecność, ale dzisiaj wracam z nowym rozdziałem, a jutro niespodzianka :*