- Czy ktoś może mi wyjaśnić, jak mam się niby znaleźć na Atlantydzie, jak jesteśmy w Krakowie?! - Kostek stał pośrodku małego pokoju, a wszyscy wpatrywali się na niego z lekkim niepokojem. Nie od dziś przecież wiadomo, że dzieci boga wojny lepiej omijać z daleka, gdy wpadają w podły nastrój.
- No na to pytanie będzie ciężko Ci teraz odpowiedzieć. Kostek usiądź, pomyślmy. Nie można działać w sposób pochopny! - matka Mel złapała syna Aresa za rękę i posadziła na kanapie. - Zaraz zaparzę Ci herbaty. Oddychaj spokojnie. - wyszła do kuchni, podczas, gdy reszta usiadła w ciszy obok niego.
- Percy chce żebyś znalazł się szybko na Atlantydzie... Tam mogą się dostać tylko Ci, którzy już tam byli. Więc my możemy, ale jak? - Ewa głośno myślała, wpatrując się w stół. Na pergaminie dalej błyszczała druga zawieszka od Ateny. Sowa wydawało się jakby błyszczała odcieniem morza, co mogło stanowić na jakiś wkład Posejdona w ten dar. Kostek uspokoił się względnie, bo bawił się swoim malutkim mieczykiem na nadgarstku. Ewie tak bardzo przypominał Mel, która, gdy tylko pojawiał się jakiś problem właśnie w ten sam sposób obracała zawieszki na bransoletce. A jeśli...? - MAM! - Ewa, aż wstała. Odpowiedź jest przecież banalna. To była przecież bransoletka jej przyjaciółki. - Kostek, przecież to jest Mel! - wskazała na jego nadgarstek.
- No jest i co z tego? - Kostek popatrzył się na córkę Ateny jakby zerwała się z księżyca. - Przecież wysłali nam ją Atlantydzi. Też mi odkrycie. - zaśmiał się gorzko.
- Nie, nie, nie. Skup się! Co Mel mogła robić dzięki bransoletce? - popatrzyła się po twarzach zebranych. Kostek wpatrywał się w stół, więc zatrzymała wzrok na Wojtku. Ten nerwowo przełknął ślinę.
- No, ten... to była jej broń. - Wojtek wydukał, ale nie przestał się patrzyć na swoją dziewczynę.
- Brawo! To mamy jedno zastosowanie. Co dalej? - jej wzrok dalej był skupiony na synu pana niebios, który czuł się coraz bardziej niekomfortowo.
- Hm... czy to nie dzięki niej mogła się zamieniać? - Wojtek zyskał trochę pewności w oczach, co bardzo ucieszyło Ewę. Kostek podniósł wzrok i zaskoczony popatrzył na przyjaciół.
- Dokładnie! Kostek? Wiesz co masz zrobić? - wiedziała, że zadała pytanie kontrolne, bo syn Aresa już miał błysk w oku i kiwał głową z rozwagą.
***
Annabeth patrzyła na puste ściany. Nie tego się spodziewała po komnacie w pałacu Atlantów. Ida zniknęła piętnaście minut temu i dalej nie przyszła. Grover siedział pod ścianą i strugając coś z kawałka drewna, próbował połączyć się z jakimś satyrem. Sądząc po jego wyrazie twarzy - na próżno. Percy siedział na parapecie i wpatrywał się nieprzytomnie w port. Ida pozwoliła mu tylko na wykonanie jednego iryfonu do Kostka, że ma się tutaj znaleźć w tempie ekspresowym. Jednak nic nie wyjaśniła. Wprowadziła ich tutaj i zniknęła, komunikując, że za chwilę wróci. Chwila ta ciągnęła się w nieskończoność.
- Ktoś tu idzie! - Grover widać skończył swoją medytację, bo podniósł się i wpatrywał z niepokojem w drzwi. Rzeczywiście słychać było głosy, ale nie były one głośne, ani zdenerwowane, więc można się było spodziewać, że nie idzie to nieprzyjaciel.
- ... właź już do środka i przestań zadawać pytania! - drzwi otworzyły się z cichym jękiem i do środka wszedł, a w zasadzie został wepchnięty Zen, a za nim Ida. - Przywitaj się ze swoimi przyjaciółmi. -
Patrząc na księżniczkę teraz można by myśleć, że jest ich wrogiem. Ona jednak tylko trzymała w ryzach Olafa, bo ten trząsł się jak galareta.
- Co mu się stało? - Annabeth patrzyła na chłopaka z dziwnym niepokojem.
- Uniknął śmierci. Mel uciekła, więc chcieli się go pozbyć jak najszybciej. Mój ojciec nigdy nie miał skrupułów. A teraz jak jest stary to już nic go nie obchodzi.
- MEL UCIEKŁA?! - Percy zeskoczył z parapetu i wpatrywał się groźnie w Idę. - To po co do cholery kazałaś mi sprowadzić Kostka?! On się załamie!
- Spokojnie! Uciekła, ale jest, jakby to powiedzieć? Na terenie. Znaczy nie jest na wyspie i strasznie ciężko będzie się jej tu znowu znaleźć, ale tylko stąd można ją wydobyć. - Księżniczka patrzyła lekko przestraszona po herosach. Nawet Olaf się otrząsnął i patrzył na narzeczoną z lekkim spokojem.
- Mianowicie, gdzie jest moja siostra? - Percy patrzył na Idę z wyczekiwaniem, a w jego oczach były już małe cyklony.
- W Hadesie...
***
Mel siedziała pod ścianą i płakała. Nie wiedziała ile minęło czasu, ale sądząc po kałuży, w której się znajdowała, mogło to być naprawdę długo. Tajemniczy chłopak zaprowadził ją tutaj i zniknął. Zastanawiała się kim może być, ale nie potrafiła tego wykoncypować. Atlanci wyglądali podobnie, ale coś jej w jego wizerunku nie pasowało do typowego mieszkańca wyspy. Czuła się beznadziejnie, a do tego była całkowicie bezbronna. Już król zabrał jej bransoletkę, która stanowiła jej jedyną obronę. Nie miała nic. Posiadała jedynie pragnienie śmierci, ale coś jej mówiło, że nie może umrzeć.
- Długo będziesz jeszcze tak ryczeć? - tajemniczy chłopak wszedł do celi? komnaty? pokoju? - Na twoim miejscu zaczął bym się przyzwyczajać do tego miejsca. I do mnie - podszedł do Mel i pogłaskał ją po policzku. Ona odskoczyła od niego, ale jego gest zmusił ją do wstania.
- Gdzie ja jestem? I kim ty jesteś do cholery? - jej słowa pomieszały się z jego demonicznym śmiechem.
- Mówiłem Ci. Jesteśmy w Hadesie. A dokładnie w jego mojej części. W części Atlantów. A ja jestem Konrad. Książe Atlantydy i jej przyszły król. - w komnacie zapadła cisza.
***
Kostek czuł się dziwnie. Bycie sową jakoś nie do końca mu odpowiadało. Ewa z Wojtkiem mieli wrócić do Obozu i tam albo wziąć łódź, albo pegazy i dotrzeć na Atlantydę. On został ptakiem. Z jednej strony czuł strach, ale z drugiej zrozumiał dlaczego Mel tak bardzo lubiła sobie latać. Ta wolność, ten pęd. Gdyby nie fakt, że leciał na pomoc swojej dziewczynie i nie czuł napięcia na całym ciele z pewnością by się rozkoszował lotem. Musi porozmawiać z Ateną, żeby i jemu pozwoliła mieć takie zdolności. Przelatując nad Dublinem postanowił na chwilę wylądować i odpocząć. Do Atlantydy długa droga...
***
- Jak to w Hadesie? Czy tylko ja nic nie rozumiem? - Zen wpatrywał się w Idę z zaskoczeniem.
- Atlantyda jest bardzo starą wyspą, bardzo zawiłą. Nie umieramy prawie w ogóle, ale jak ktoś jest już bardzo stary może sam zdecydować o swoim odejściu. Szykuje wszystko i wychodzi tunelem z pałacu, bezpośrednio do Hadesu. To jest jeden z układów podpisanych z bogami, gdy ukrywali i zatapiali wyspę. Można powiedzieć, że żyjemy własnym życiem. - Ida patrzyła na twarze przyjaciół. Patrzyli na nią z mieszaniną strachu i zdziwienia.
- Ale skoro można tam wejść to chyba nie można wyjść? - Annabeth już analizowała wszystko co usłyszała i porównywała z wiedzą, którą miała.
- Nie do końca. Widzicie, żeby zostać przyjętym do Hadesu, jako do krainy umarłych trzeba tam wejść z własnej woli ze świadomością, że chce się umrzeć. Inaczej przebywanie tam jest szkodliwe, ale do dwóch tygodni w zasadzie nic się nie dzieje, potem dusze się o Ciebie upominają. Jeśli nie wyrazisz chęci śmierci, możesz w każdej chwili stamtąd wrócić. Dlatego ludzie są u nas długowieczni. Jak ktoś chce to w wieku kilku lat może stąd odejść. Jak nie może żyć ile chce, aż do czasu, gdy się przekona, że może odejść. -
- Na Atlantydzie macie bardzo przekonujący system życia. Zaczyna mi się tu podobać. - Percy uśmiechnął się do Idy, za co dostał kuksańca od Annabeth. Widać było, że nawet w takiej sytuacji potrafi podejść do sytuacji z lekkim humorem.
- Czyli istnieją szanse, żeby ją stamtąd wziąć? - Grover odezwał się pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Nawet bardzo duże, ale ona po prostu nie może stracić chęci życia i musi ją wyciągnąć ktoś kto w niej rozbudzi chęć życia. Dlatego kazałam wam sprowadzić Kostka... - drzwi rozwarły się z hukiem i do środka wpadli gwardziści.
- Co jest?! - Zen wpadł w popłoch, Percy wyciągnął Orkana, a Annabeth sztylet.
- Spokojnie, spokojnie. To moja armia. - Ida stanęła między przyjaciółmi i strażnikami.
- Pani znaleźliśmy ją! Ale król chyba coś podejrzewa. -
- Dobrze. Wrócimy do tego później. - kiwnęła do przyjaciół. - Zaprowadźcie ich do moich komnat, ale tak, żeby ojciec nie widział. Zen! Idziemy zająć mojego ojca planami ślubnymi.
***
- Ty chyba sobie żartujesz! - Mel zaśmiała się pierwszy raz od dłuższego czasu. - Przecież nikt o Tobie nie wspominał!
- To jest część planu. Jestem bratem bliźniakiem Idy. Ale mamy innego ojca. Moim jest Hades. Dlatego mieszkam tutaj. Na wyspie pokazuje się sporadycznie. Muszę, bo inaczej bym umarł, ale to teraz nie istotne. To ja mam przejąć władzę po ojcu, znaczy po królu. Nikt o mnie nie wie, nawet moja siostra. Jestem... jakby to powiedzieć... niewidzialny. Jednak to moja siostra ma narzeczonego, więc nawet jakbym się ujawnił to ona ma pierwszeństwo do tronu. Tutaj pojawia się twoja rola. Zostaniesz królową. Moją królową! - Konrad zaśmiał się głośno, a Mel dalej wpatrywała się w niego zaszokowana.